Czternasty

Będę ojcem. Kurwa. Będę ojcem. Nie podlega wątpliwości fakt że jestem ojcem tego dziecka, wiedziałem że kurwa Ana nie ma nikogo poza mną, nigdy nie miała. To mi się w głowie nie mieści. Co na to Dars? Czy udźwignie to? Czy mnie zostawi? Nie dam sobie rady.. Muszę to powiedzieć Anie, będę totalnym kretynem jeśli tego nie zrobię. 

Byłem jak w transie kiedy wracałem do sali gdzie leży Ana. Kiedy zobaczyła w jakim jestem stanie usiadła na łóżku i popatrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem. Jak mam jej to przekazać? Kiedy jest możliwe, że jutro jej już nie będzie? Ta choroba jest nieobliczalna.. Może żyć jeszcze dziesięć lat, albo nie żyć już jutro.. Jednak jedno jest pewne - zostanie matką, tak jak ja zostanę ojcem naszego nienarodzonego dziecka. Połączenia naszych genów. Jak będzie wyglądało? Czy będzie miało moje włosy i uśmiech Any? Zielone oczy i mały nosek? Czy będzie grzeczne czy będzie małym szatanem? Będzie takie cudowne i niewinne jak jego matka? 

- Harry wszystko w porządku? - Za zamyślenia wyrwał mnie jej delikatny głos, jej dotyk na mojej dłoni.

-Taa.. Wszystko dobrze. 

- Szczerze Harry, nie wyglądasz najlepiej.

- Ano, w zasadzie jest coś o czym powinienem Ci powiedzieć. - Popatrzyłem na nią z lekką obawą w oczach.

- Nie martw się, jestem przygotowana. Jak wiele czasu mi zostało? - Odpowiedziała spokojnie z małym uśmiechem na ustach. 

- Co? Nie. To nie o to chodzi, na razie wszystko jest w normie.

- Wiec co jest?

- My.. Ty.. Zostaniemy rodzicami, jesteś w ciąży. - Jej twarz ogarnął kompletny szok, jej oczy wyglądały jak spodeczki, rozszerzone źrenice i lekko otwarte usta.

- Co? Ja.. Jak to możliwe? Będziemy mieli dziecko? - Jej oczy rozświetliły łzy kiedy przeniosła obie ręce na swój jeszcze płaski brzuch. Patrzyła na mnie z szokiem w oczach. - Nie musisz, wiesz że nie. - Odpowiedziała delikatnie dezorientując mnie. 

- Czego nie muszę?

- Nie musisz brać za nas odpowiedzialności, nie musisz stawać się ojcem tego dziecka, wiesz że nie chcę Cię do tego zmuszać. 

- Nawet o tym nie myśl! - Podniosłem głos wstając z krzesełka i biorąc w garść swoje włosy. - Nie myśl że mógłbym zostawić moje dziecko! Ja Ty.. Jak w ogóle.. Ano! Do cholery Ano! Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, naprawdę pomyślałaś że zostawiłbym Cię w ogóle? Nie mówiąc teraz.. W tym stanie.. Kiedy masz w sobie, moje.. nasze dziecko?! - Drżałem na samą myśl o tym że będę ojcem ale byłem cholernie pewny że nie zostawię ich samych. 

- Nie jesteś już mój, co na to Darcy? Wszystko się skomplikuje, wiesz że nie chcę żebyś był tutaj przez obowiązek.. Nie chce tak żyć.. Mając na sumieniu to że jesteś tutaj nieszczęśliwy bo odebrałam Ciebie komuś przy kim Ty sam chciałbyś być. 

- To już nie chodzi tylko o Ciebie czy o mnie. Jest jeszcze ktoś, to dziecko jest niewinne niczemu, nie możemy traktować go jak błąd. Wiesz, że pragnąłem być ojcem, wiesz że uwielbiam dzieci i ja wiem że Ty także więc czemu chcesz pozbawić go ojca? 

- Nie chcę! Myślę tutaj także o Tobie! Nie chce zmarnować Ci życia. - Odpowiedziała delikatnie, patrząc na mnie z obawą. Cholera, przestraszyłem ją. 

Podszedłem do łóżka zamykając jej małą dłoń w swojej i patrząc jej w oczy powiedziałem coś czego byłem teraz pewien. 

- Nie wiem jak będzie z Darcy, nie wiem co zrobi. Ale jestem pewien że będę ojcem dla tego dziecka, będę Cię wspierał, wiesz? Musze jechać do domu, muszę pogadać z Dars. Musze poukładać to wszystko, wrócę jutro. Trzymaj się Ano - Delikatnie pocałowałem jej policzek i zbliżając się do jej płaskiego brzucha wyszeptałem. - Tatuś Cię kocha, kruszynko. 

Wsiadłem do samochodu i jechałem do domu bojąc się wszystkiego co może się stać. 

Agrgr hmm jeszcze kilka rozdziałów i koniec Mockery of love już mam dość tego opowiadania zawsze myślałam tylko o jednej części czegokolwiek bo nie lubię trwać długo przy jednej rzeczy i nie pomyliłam się :D ale niedługo wpadam z nowym opowiadaniem :D co wy na to? :) jak wakacje? jak szkoła? :D ja już nie chodze i jest najlepiej :D ide na kawe :) XOXO

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top