Trzeci
Próbowałam doprowadzić swój oddech do normy i zejść z mojej wysokości. Zielone tęczówki wpatrywały się w moją twarz z iskierami rozbawienia. Ten koleś jest jakimś pieprzonym magikiem... Jego palce.. We mnie.. Czuję się taka zaspokojona, dawno nie czułam takiej satysfakcji. Nie mówię, że od razu się poddałam mu, ale chce go częściej.
- Harry?
- Hmmm?
- Nie wiem co to było, ale było cholernie dobre.
- Jak już mówiłem ptaszyno nie jestem w tym nowy, wiem czego chciałaś i dałem Ci to. Oboje nie bawimy się w związki, idziemy i dostajemy tego, czego chcemy. Przypadkowo stanęłaś na mojej drodze, taka zagubiona, zdesperowana. Z jednej strony to cholernie pobdzające, a z drugiej wiedząc że również bawisz się w te gierki co ja.. To mało intersujące. Możesz tu zostać jak długo chcesz, doprowadź się do porządku. Życzę miłego wieczoru. - Wyszedł mrugając do mnie. Harry, hmmm.. Kim do cholery jest. Zresztą, co mnie to obchodzi w sumie. No może poza tym, że koleś zabrał moje majtki, dupek.
Zeszłam po schodkach z uśmiechem cisnącym się na moje usta, pełno ludzi ocierających się o siebie w jakimś erotycznym tańcu. Zlepek oddechów, emocji, rąk. Mam ochotę na jeszcze jednego drinka. Podchodząc do barmana poprosiłam o tequile. Lubię jej smak, zdecydowanie. Podniosłam szkło i otwracając się na swoim krzesełku patrzyłam na ludzi. Mały uśmiech wkradł się na moje usta gdy przypomniałam sobie parę zielonych, hipnotyzujących oczu. Rozejrzałam się po sali, tym razem unosząc wzrok i błądząc po balkonikach. Ujrzałam czekolawodą czuptynę loków, Harry. Stał oparty o barierkę i patrzył w tłum z nieodgadnionym uśmieszkiem, może szukał kolejnej? Na tą myśl troche dziwnie się poczułam. Nie żebym coś do niego poczuła, jasne że nie, po poprostu jakoś tak.. Nie wazne. Musiał poczuć mój wzrok na sobie bo przebiegł oczami po ludziach przy barze napotykając na mnie. Uniósł swoją szklankę i posłał mi leniwy uśmiech, który odwzajemniłam, ale obawiam się że wyszedł z tego bardziej grymas. Uśmiechnęłam się do barmana ostatni raz spoglądając na miejsce ówczesnego pobytu zielonookiego, ale teraz było puste. Idąc powolnym krokiem w stronę wyjścia napotkałam kolejne pożerające mnie spojrzenia, to dziwne ale nie miałam ochoty ich odwzajemniać, jestem zmęczona. Kiedy wyszłam buchnęło we mnie zimne powietrze moje rozgrzane ciało i odsłonięte ramiona oraz nogi nie były z tego faktu zbytnio zadowolone. Moje ciało przeszedł dreszcz, dopóki nie poczułam ciepła rozchodzącego się za mną. Odwrócilam się na pięcie i spotkałam się z ostrzałem wpatrujących się we mnie oczu.
- Gdzie się wybierasz, ptaszyno?
- Jadę do domu, Harry. Jestem zmęczona.
- Nie wątpię, chodź za mną, zawiozę Cię.
- Nie potrzebnie, poradzę sobie sama.
Jego wzrok pociemniał, ewidentnie nie lubił gdy ktoś mu się stawiał. Linia jego szczęki napieła się a kolejne słowa wypowiedział przez zaciśniete zęby.
- Nie pytałem czy chcesz jechać czy nie, Darcy. Powiedziałem, że Cię odwiozę i tak zrobię.
Nie odezwałam się, tylko pozwoliłam żeby pokierował mną do czarnego Range Rovera. Droga minęła nam w ciszy nie licząc tylko moich uwag gdzie ma się pokierować. Gdy zaprakowaliśmy pod moim domem nie za bardzo wiedziałam jak mam się zachować.
- Umm.. Dziękuję, Harry. Dobranoc.
- Do szybkiego zobaczenia, Darcy. Miłych znów ptaszyno.
Kierowałam się w stronę drzwi, a w głowie miałam wciąż tylko jedno zdanie "Do szybkiedo zobaczenia, Darcy " Co to miało do cholery znaczyć?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top