Piętnasty

Ubrana od dawna czekałam na kanapie i patrzyłam przed siebie. Co mu powiem? Tak, wiem to miała być zabawa ale nie wyszło bo jesteś inteligenty, przystojny i jesteś moim ideałem, poważnie nie chciałam żebyś zabrał cześć mojego serca ale co ja na to poradzę. Zakochałam się w kimś, kto, jak twierdzi nie umie kochać. Chce mieć to za sobą, chce powiedzieć mu że przepraszam, że to koniec, że nie potrafię, odchodzę. Ale kiedy tylko pomyślałam o tym że mam go już więcej nie zobaczyć, że nie poczuję jego rąk, nie usłyszeć jest chrypki z rana, że zapach czereśni stanie się taki odległy... W moich oczach pojawiają się łzy, łzy bezradności. Nie mogę już nic na to poradzić, nie jestem w stanie, stało się. To nie jest moja wina, ani jego, niczyja. Głupie serce, głupi rozum, głupie uczucia. Cholera, czas wychodzić. Żołądek skręcał się i wirował w jakimś dzikim tańcu, moje serce wybijało rytm jakbym przebiegła co najmniej 15 km, szumiało mi już w głowie. Zdecydowanie powinnam się uspokoić. Wzięłam dwa porządne wdechy i znacznie mi się poprawiło, ciepło powoli odchodziło od mojego ciała, a serce uspokajało swoje bicie. Jedyne co zostało to trzęsące sie ręcę. Wyszłam z domu i udałam się w stronę parku, był tam. Stał przy ławce, tyłem do mnie, wpatrzony w obraz przed siebie. Musiało to stać się szybko, byłam na granicy wytrzymania, moje ręce stały się niepokojąco dziwne oraz trzęsące, nogi miałam z waty. 

-Harry. 

Jego sylwetka odwróciła się w moją stronę, zobaczyłam zamyślenie ja jego twarzy, a błysk w jego oczach zniknął różnie szybko jak spojrzał w moje. Wiedziałam co w nich ujrzał - cierpienie. 

Harry POV. 

Stała tam i patrzyła na mnie wielkimi, niebieskimi oczami przepełnionymi cierpieniem, smutkiem i udręką. Raniłem ją, tak bardzo. 

- Przepraszam Darcy, przepraszam za wszystko.

- To nic, Harry. Tak się zdarza, to nie Twoja wina że nie potrafisz mnie pokochać. Przecież nic sobie nie obiecywaliśmy, miało być to formą zabawy, nawaliłam, przepraszam, nie chciałam, naprawdę nie planowałam że się w Tobie zakocham. 

- Dlaczego, Darcy? Dlaczego ja?

- Byłeś taki inny, odległy a jednocześnie bliski. Przyjazny i zdystansowany. Te wszystkie małe gesty, drobne szczegóły to jak mnie przytulałeś, to uczucie gdy trzymałeś mnie w swoich ramionach, Ty tego nie zrozumieć to jakby... Jakby niebo zwalało Ci się na głowę, ale w tym samym czasie paliło Cię od środka. Jesteś takim moim niebem wśród piekła, Harry. 

-Ale ja..

- Ja wiem, co myślisz. Tutaj nasza droga się kończy, to co było to było. Nie martw sie mną, przecież jakoś sobie poradzę. 

Z jej oczu popłynęły łzy, płakała przeze mnie, znów. 

- Darcy, ja.. Ja nie chcę, żebyś odchodziła.

- Co?

Nie powiedziałem już nic więcej, położyłem moje dłonie ja jej talii i przyciągnąłem do siebie. Spojrzałem w jej piękne niebieskie oczy i byłem pewien. Pochyliłem się i musnąłem jej usta, były ciepłe i miękkie.Oderwałem się tylko po to by zaraz znów posmakować jej warg w bardziej namiętnym pocałunku. Polizałem jej dolną wargę prosząc o pozwolenie, uzyskałem je. Chwilę później nasze języki walczyły. Całowałem tyle dziewczyn, a czuję jakby ten pocałunek był pierwszy. Gdy oderwaliśmy się od siebie oboje mieliśmy przyspieszone oddechy. 

- Pocałowałeś mnie. 

Szok w jej głowie rozśmieszył mnie, zachichotałem jak zakochany szczeniak. 

- Owszem, Ptaszyno. 

- Powiedziałeś kiedyś że pocałujesz dziewczynę którą kochasz.

- To prawda.

- Czy Ty...

- Tak, Darcy. Kocham Cię. 

Mam problem bo dziś skończyłam tak jakby wątek tego opowiadania. I zastanawiam się czy kontuacja powinna być w nowej części i osobnej książce czy po prostu pisać kolejny rozdział z "pół roku później" help me plz? :D

+ nie, to nie od tego rozdziału, wątek się kończy po rozdziale 23 :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top