Sprzeczne równanie

Perfekcyjne piękno,

znienawidzone ścierwo

zatyka wszystkie pory,

tłumiąc oddech

rozszarpanej struny

miejsca idealnego

słabego gitarzysty

W syfie świata brud

rozdziera twe powieki,

zaciera błędne światło

niegdyś tęczę w tęczówce

teraz tęczowe męczeństwo

Wartości zszargane

w płatach na dnie serca

Nie do zszycia, bo za lekkie

i za długo mokną

w soku przeciwieństwa

Pozornego majestatu,

króla w koronie

Z miedzioniklu wpada w brązal,

bezlitosny magnat mosiądzu

Płyniesz z żałością żałosnego zwątpienia

jak przeciwność poniesie

Nie walczysz nawet z prądem

gdyż woda nie walczyła nigdy

by napoić twe pragnienie

lecz topiła

chęci

gdy wiązała ręce

przekonując, że nauczy tak pływać

Gdy sen kusi skinieniem

w stronę lśniącej trumny z marmuru;

jedynego wyniosłego podmiotu

jaki możesz z siebie wynieść,

w jakim mogą wynieść ciebie

Ludzkości wcielenie

wciera się pod skórę,

drapiąc spojrzeniem

Wysypka ropieje

tworzy naskórek

obronny, co pod butami oko niesie,

co pod chodnikiem serce trzyma

Czasem bije, mącąc myśli

myśląc "kiedy wybije godzina"

Nie chcesz zaczynać

samotność cię trzyma

Jesteś wszystkim, czego nie masz

Jesteś urodą, której szukasz

Płaczesz, kiedy geniusz

silne ma ramiona

Nie docenisz siebie, kiedy jesteś doceniona

A krew się leje

Pomóż skrzepnąć stare dzieje

Nie otwieraj rany

równając się z nierównościami

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top