Prepostapokaliptyczna cisza

Najpiękniejszym zdaniem
bywa wiatr
zmywający niepewność,
gdy z pochyloną głową czekam na ostatnią sentencję,
gdy z wiszącą cienko szyją,
oczekuję końca

a wieczna ciemność nie przychodzi,
a smoła się nie leje
a kwiaty nie schną,
a podwórko sąsiada nie zapada się pod ziemię,
gdy mrok daje ukojenie,
ekstazyjna ulga oczyszcza powieki
aby mogły się zamknąć
i kołysać mnie, trzęsącą się z ulgą do rozgrzewającego zimna jeszcze nie końca

Da ukoić nozdrze
tlenem
Ukoić serce
powietrzem
Ukoić łzę
chmurą,
która obleje mnie
nie cierpieniem

Nie cierpię zakończeń,
przerażają mnie początki
Zaczynam myśleć, że dzień zmierza do godziny sądu,
ale jestem w ruchu;
zatrzymana na środku
patrzę z komfortem,
bo nie widzę supła

Czas więc wziąć igłę,
co przebija paznokieć 
zwisającą beznamiętnie na oklapniętej dłoni
Wiatr kołysze liściem, jak zegara
wahadło

Z uśmiechem nie przestaję
płakać nad piękną 
środkową okręgu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top