Gdy szkło lustra rani...
Synu, gdy składasz swe ręce w modlitwę
dyskretnie wyłączasz w języku brzytwę
W twych oczach ostrza miękkiego komfortu
układają poduszki bezpiecznego fortu
Synku, dlaczego nie pomogłeś mamie?
Na jej zmęczone brzemię rzuciłeś kamień
Każdy jeden kamyczek mógł zwalić szaniec,
gdy do zgubionej duszy krzyknąłeś "mieszaniec"
Boli cię bardzo, co cię tak boli?
Że murek twój mały, ktoś sobie dotknąć pozwolił?
Że wbił nożyk w poduszkę i nie była już miękka?
A coś ty tam robił, zanim wieczorem klękał?
Czyżbyś ty śliczny nie lubił już noży?
Każdy jeden - poduszka cię do spania ułożył
Gdzie "kocham cię tato"
Ukryte za kratą?
Więzienia z kołderek:
stalowych żołnierek?
Gdzie "przepraszam, o inny"?
Nie czujesz się winny?
Gdzie twoja dusza,
gdzieś ledwie się rusza...
Gdy łzy płyną z twych ostrzy, niewiadomo czego
Skapują do rzeki zbawienia rwącego,
kiedy ty składasz ręce w podzięce
Kiedy zobaczysz siebie w lustrze w łazience?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top