A w słoju ogórki

Dostajesz za swoje by dostać swoje
Zwijasz, upychasz mózgowe zwoje
Gdy w końcu odwiniesz, jest wszystko pomięte
nie można odczytać, rozwinąć się, ściany przeklęte
Gdy na zachętę ci dają wonną przynętę
i przestaje ci pachnieć, sakrum przestaje być święte

Kiedy piszę, zwalczam ciszę,
a w słoju zwojów, ogórki kiszę
i się dziwię, że kwaśna atmosfera
Otwieracz się zwiera i dzień mnie uwiera

Jak mam rozróżnić, co jest byciem sobą?
Od kiedy zdrowie pachnie chorobą?
Kiedy cisza przestała być błogą,
a dźwięki ulicy stały się siłą wrogą?

Patrzy i płacze ociężały starzec
gdy w kwietniu jest słońce,
a we mnie jeszcze marzec

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top