Świat paradoksu

Nie chcę być kolejnym nieszczęśliwym konsumentem,

na podziemny parking życia oświetlonym skrętem

Rzeczywistości bękartem,

dwudziesto pierwszorzędnym żartem

Końcem końców... wolności,

niewypłacalnym dłużnikiem radości,

Przedłużeniem fabryki plastikowych masek

ust permanentnych, w uśmiechy zgiętych, opalonych lasek

Gdy świat sam się rani, gdy wszystko się chrzani

może ja chcę pieprzu, w powietrzu, atmosferycznej odchłani?

Jedynym kichnięciem

wyrzucić z siebie chorobę społeczną

zakaźną, doraźną i niebezpieczną

Gluta, którego nie obchodzi,

jeśli jutro zginę w wypadku drogowym

na mojej drodze do sensu cna

i stanę się jeźdźcem bezgłowym,

pragnącym zobaczyć, gdzie gna

Ale przynajmniej sprzedadzą piękną trumnę

z neonowym znakiem

"Tu zginęło dziewczę dumne,

z zakaźnym realizmu brakiem"

A z jej środka sprzedadzą mediom historię

o młodej poetce, co zginęła od pijanego idioty

Tak poznamy mą śmieszną "glorię"

"Ona pisała, a on robił głupoty"

Teraz kremu "zew młodości" wyciskam z kroplówki,

wsysam resztki czasu jak mrówkojad mrówki

Eufemistycznie sobie nie radzę

Czekam, aż z ust twych smogiem

ponownie się zaczadzę

Przeleżę wnet odłogiem,

to, na czym zasiać mogę

Zanim ziarno znów spadnie na drogę

i zacznie mknąć do góry

rozwijać się, oplatać mury

domów starym, niemal sielanki obrazem,

a ściany skorodują, spadną i będziemy razem

Może kiedyś...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top