🌙1🌙

Otworzyłam oczy i ziewnełam głośno, wyciągając się leniwie na łóżku. Spojrzałam na zegarek stojący na stole. Było pięć po dwunastej. Zamknęłam ponownie oczy, odwracając się na drugi bok, chcąc iść dalej spać.

To nie był mój czas wstawiania. Na pewno. I nawet udałoby mi się zasnąć gdyby nie hałasy dochodzące zza drzwi.

Przez chwilę leżałam jeszcze nieruchomo na łóżku, po czym ponownie otworzyłam oczy, wstając ociężale.

- Nie do wiary - mruknełam do siebie, grzebiąc w szafie.

Ubrałam granatową bluzę, a pod tym szarą sukienkę rozkloszowaną do kolan. Wychodząc z pokoju obleciałam wzrokiem pomieszczenie czy przypadkiem nic nie zostawiłam niepotrzebnego.

Poszłam najpierw do łazienki załatwić co swoje, by później zejść drewnianymi schodami wprost do kuchni.

Wszystkich naszych gości zawsze dziwi rozkład pomieszczeń w naszym domu. Ale to wina poprzedniego właściciela, który postanowił zbudować ten mały domek. Bardzo mały. Więc po kilku latach gdy postanowił zamieszkać ze swoją partnerką, bardzo się zdziwił, gdy ta wyraziła niezadowolenie patrząc na ów domek.

Dawny właściciel musiał więc sprzedać dom, lecz za niższą cenę nic chciał, ponieważ domek był malutki a nie za dużo osób lubi takie.

W tym momencie pojawia się mój ojciec, który poszukiwał domu. Kupił więc ten, burząc dach i dobudowując piętro. Uznał więc wtedy, że schody na górę nie będą przeszkadzać w kuchni.

Gdy zeszłam na dół, podeszłam do ojca, zaglądając mu przez ramię.

- Czy to są ziemniaki? - spytałam niepewnie, patrząc ma gotującą się jedzenie w garnku.

- Wiadomo - odparł mój tato z uśmiechem, biorąc naczynie przez rękawice.

Uniosłam wysoko brwi to góry, po czym poszłam zaparzyć herbatę, nic już nie mówiąc.

Mój ojciec, mężczyzna przed pięćdziesiątą był naprawdę dobrym człowiekiem. Sam mnie wychowuje od czasu gdy jego ukochana, a moja matka, zostawiła mnie po roku pod jego drzwiami. Teraz tata śmiał się z tego co powiedziała wtedy po raz ostatni do niego: ,, Tom, przez ten rok naprawdę próbowałam się nią zaopiekować. Ale ona jest jakaś dziwna. Zrób z nią co chcesz", po czym nigdy więcej jej nie zobaczyliśmy.

Nie miałam nic do niej, ponieważ dla mnie była to obca kobieta. Liczył się tylko mój tata.

Starał się więcej niż inni. Zrezygnował z pracy którą wykonywał kilkunastu lat i zajął się mną prowadząc przy tym własną uprawę rolną.

- Dostałem ten przepis od jednej z klientek, która bardzo go polecała, mrugając do mnie jakoś dziwnie przy tym oczami.

Zaśmiałam się głośno niosąc herbaty na stół. Czasami zastanawiają się, czy mój ojciec jest tak głupi na to, czy tylko udaje. Pomimo wieku i lekkiej siwizny, nadal był bardzo przystojny. Bardzo często przychodziły do niego kobiety aby kupić warzywa, nawet z trochę odległych miejsc. Ja wiedziałam że to przez mojego rodzica, chodź on tego nie dostrzegał. Czasami się zastanawiam, dlaczego nie znalazł sobie kogoś innego. Czyżby myślał ciągle o swojej dawnej miłości?

- Może miała coś z oczami? - dopowiedziałam na jego wypowiedź z uśmiechem.

- To nie tylko ona - mężczyzna nałożył jedzenie na talerze i również postawił na stole - co trzecia klientka tak robiła. Oby to nie było zaraźliwe - zaczął jeść, a ja o mało nie wybuchłam śmiechem.

Niech żyje w przekonaniu że to jakiś wirus, pomyślałam również siadając.

Jedzenie przygotowane z nowego przepisu jedliśmy w prawie całkowitej ciszy. Słychać było tylko radio grające na dworze, które umilało ojcu czas w czasie pracy. Posiłek zjadam pośpiesznie, nie zostawiając nic na talerzu. Włożyłam wszystko do zlewu, dopiłam herbate i udałam się pośpiesznie do drzwi, łapiąc torebkę i zakładając buty.

- Tobie to za gorąco nie będzie?

Usłyszałam w holu głos mojego rodzica.

- Nie musisz się martwić - rzuciłam oglądając się za siebie.

Podeszłam jeszcze do lustra by rozczesać moje brązowe włosy do ramion i wyszłam z domu.

Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem, wystawiając twarz w stronę mojego ukochanego słońca. Z jeszcze lepszym humorem ruszyłam drogą w stronę miasta, gdzie, miałam taką nadzieję, wreszcie uda mi się zdobyć naszyjnik który muszę mieć.

Miałam więc powoli znane mi drzewa, domostwa i nawet wielkie kamienie, które służą niektórym jako miejsce do odpoczynku w czasie drogi. Jadący na wozach lub pieszo ludzie patrzyli na mnie dziwnie, lecz szybko odwracali wzrok, gdy przyłapałam ich na gorącym uczynku. Choć nic dziwnego że tak się zachowywali. Był środek lata, w południe a ja byłam ubrana jak jestem. Nie było mi jednak gorąco czy coś. Ani w zimę nie jest mi zbyt zimno. Może o tym mówię moja ala-matka po raz ostatni. Ale żeby aż tak ...

Pokręciłam głową karcąc się w duchu. Miałam nie myśleć o tej kobiecie nawet przez chwilę. Raz w życiu tylko tak zrobiłam, zgłębiając się w to tak mocno aż doszłam wtedy do wniosku że ja jestem chora na nieuleczalną chorobę, a ona nie mogła tego znieść. Oczywiście ojciec mnie wyśmiał wtedy, każąc o tym już nie myśleć.

Po chwili ujrzałam wreszcie przed sobą piękną Magnolię. W podskokach zbiegłam z góry po czym wtopiłam się w grupę mieszkańców.

Rozglądałam się szeroko otwartymi oczami wszędzie. Prawie codziennie widziałam takie widoki, ale tym razem było chyba jeszcze ładniej niż dotychczas. Wszędzie leżały różowe płatki kwiatów jakby ktoś je tutaj specjalnie rozsypał. Mieszkańcy śmiali się i wyglądali na naprawdę szczęśliwych.

Skręciłam w jedną z odnóg od głównej ulicy idąc do wyznaczonego celu. Gdy zobaczyła wychodzącego ze sklepu właściciela, serce mi przyśpieszyło z przerażenia.

- Tylko nie to - powiedziałam do siebie biegnąc ile sił w nogach do sprzedawcy.

W pewnym momencie poczułam mocne uderzenie w lewy bark przez co zachwiałam się mocno nie upadając, całe szczęście, na ziemię.

- Co do ...

- Przepraszam! - odkrzyknęłam do blond wysokiego chłopaka na którego wpadłam, biegnąc dalej.

Cała moja uwaga była skupiona na właścicielu sklepu, który chyba specjalnie postanowił wyjść trochę wcześniej. Rzuciłam się na niego, gdy wreszcie go dopadłam, oddychając szybko.

- N-naszyjnik - wydyszałam, trzymając go mocno za ramię, by mi nie uciekł - ten wyjątkowy. Ze słońcem i ....

Nie dokończyłam, gdyż otyły mężczyzna wyszarpnął swoją rękę z uwięzi, patrząc na mnie złowrogo.

- Zamknięte. Przyjdź jutro to ...

- Błagam - spojrzałam na niego bezradna - dobrze pan wie, że przychodzę tutaj od dwóch tygodni po niego.

- Może i tak jest, co nie zmienia faktu, że ...

Ponownie mu przerwałam, zbliżając się do niego. Musiałam zdobyć ten naszyjnik dziś!

- Sam Pan powiedział, że jest przyjdę przed samiuśkim zamknięciem, odda mi go pan.

Byłam zdesperowana. Nie mogłam już od tak wychodzić sobie z domu. I tak już coś ojciec podejrzewał. Nie może wiedzieć a przynajmniej na razie. Jeśli mi się nie uda dziś, wszytko będzie stracone.

- Zależy mi bardzo na tym - dodałam cicho, gdy ten nie odpowiedział.

Coraz więcej ludzi zaczęło się na nas patrzeć z zaciekawieniem, co ostatecznie przeważyło szale na moją stronę.

- Niech będzie - mruknął właściciel pod nosem, ponownie otwierając drzwi.

Aż pisnełam z radości klaszcząc w dłonie i wychodząc za nim do sklepu. Mężczyzna ruszył na zaplecze, a ja w pełni szczęśliwa oraz dumna z siebie, nie mogłam się uspokoić, przez co o mało nie wywaliłam jednej z szafek stojącej na środku, przez mój taniec szczęścia.

Podeszłam szybko do lady z grobową miną typu : ,,To nie ja. Ja tu ciągle cały czas stałam", lecz mimowolnie uśmiechnęłam się, gdy właściciel wrócił z małym czarnym pudełeczkiem w pulchnej dłoni.

- Szkoda, że nie udało mi się go sprzedać. A wydawał się dużo warty - powiedział znów do siebie - I, że też musiałaś o nim usłyszeć.

- Bardzo dobrze, że się o tym dowiedziałam - odparłam natychmiast, nie myśląc nad sensem, na co mężczyzna o mało nie cofnął się z przedmiotem do tyłu.

Po chwili otworzył wieczko przesuwając to w moją stronę niechętnie.

Aż wciągnęłam powietrze patrząc na naszyjnik środku. Średniej wielkości, podzielony na kształt słońca po jednej i książęca i drugiej stronie. Aż błyszczał, albo mi się zdawało.

- Powinienem Ci kazać za to zapłacić - rzucił głośno, chcąc tym samym chyba dodać sobie pewności siebie. Z marnym skutkiem.

- O ile wiem, to sam zaproponowałeś, że mi go oddasz. Czyżbyś zmienił zdanie? - odwróciłam niechętnie wzrok od naszyjnika, przenosząc go na mężczyznę.

- Ja ...

- Klienci nie będą zadowoleni gdy się dowiedzą o tym, że łamiesz swoje obietnice. No ale cóż zrobić ...

Zaczęłam powoli się odwracać w stronę drzwi, wzdychając z udawaniem, by po chwili ponownie wrócić na miejsce, gdy właściciel ustąpił.

Podniosłam tym razem ostrożnie rękoma medalion, jakby był co najmniej za szkła. Mężczyzna miał już chyba naprawdę dość, bo wyrwał mi przedmiot z rąk i mocno popukał nim w blat, przez to wydałam okrzyk przerażenia.

- Dziewczyno, to jest z twardego metalu więc ...

Wybrałam mu przedmiot z dłoni, przyciskając co sobie do klatki piersiowej, jakbym chciała bronić przed nim własne dziecko.

- Trochę czułości, co?

- Wy jednak jesteście dziwni - mężczyzna odłożył już puste pudełko za siebie - wiesz co to jest i do czego służy, prawda?

Pokiwałam głową, podziękowałam szybko i wyszłam ze sklepu z moją zdobyczą. Zrobiłam kilkanaście kroków przed siebie, nadal ściskając medalion w dłoniach. Rozejrzałam się do około jaki jakiś złodziej bojący się, że zaraz zostanie nakryty, po czym przyjrzałam się ponownie naszyjnikowi, podnosząc go na wysokość oczu. W blasku słońca mienił się jeszcze bardziej, jakbym w sobie miał miliony świecących się drobinek brokatu.

Uśmiechnęłam się do siebie lekko, zapominając gdzie jestem i o ludziach chodzących dookoła. Wiedziałam teraz bardzo dobrze co oznacza dla mnie ta sytuacja. Będę mogła wreszcie wykorzystać cały swój potencjał.

Jestem Lea Montero i jestem magiem słońca oraz książęca.

~~~~~
Hej hej wszystkim. 

Kilka dni temu wpadłam właśnie na pomysł z tą opowieścią.

Mam nadzieję, że wam się spodoba.

~Monosan

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top