Rozdział 8
•Dzień dobry ^^ Jescze raz zapraszam na tłumaczenie manhuy. Ma już 9 rozdziałów 😎👌. Ale jak nie to nie :)
Dobra ja jestem głupia...Najpierw mówię "Wchodzić!", a potem "chyba, że nie chcecie...👉👈" ....... 🤦
***
Wei nie spał całą noc. Jak tylko jego oczy zaczynały się zamykać wstawał i szedł do kuchni po lód, żeby zmienić chłodzenie na uszach Wangjego.
-Patriacho Yiling ty chisteryku. Idże spać przecierz nic mu nie będzie...A jak ogłuchnie...?
Wei widział już chyba krwawienie ze wszystkiego, nawet z dupy, ale nigdy nie spotkał się z krwawieniem z ucha!
A ponieważ się nie spotkał, nie miał pojęcia jakie konsekwencie to za sobą niesie.
Krwawienie z nosa? Jego następstwem jest osłabienie.
Z szyi, głowy, brzucha? Najczęściej śmierć.
Z dupy? No cóż... To naturalny cykl u kobiet, ich trzeba pytać.
Ale z uszu...? Kto normalny krwawi z uszu? No tak teraz się dowiedział- Lan Zach.
Tak więc zdążył tej nocy porządnie zamrozić uszy starszego mężczyzny, bo prawie cały czas przysypiał. W pewnym momencie nawet musiał zacząć prowadzić odwilż, ponieważ zaczęły zmieniać kolor na purpurowy z powodu zimna.
W tamtym momencie tak się przeraził, że przestał chodzić po lód. Było to około trzeciej godziny. Wei zaczął się tak nudzić, że zaczął patrzeć na Wangjego, ale po pietnastu minutach dał sobie spokuj i stwierdził, że to wygląda jak horror, ponieważ Drugi Jadeit przez całą noc nie zmienił położenia uparcie trwając w pozycji do spania Gusu.
***
-A! KURWA CO TY ODPIERDALASZ?!- Była czwarta kiedy Jiang Chang wydarł się na całe Zacisze.
Otórz szanowny Zewu-Jun, który już się obudził wszedł do jego pokoju, kiedy ten akurat się przebierał. Oczywiście Lan Xichan nie mógł o tym wiedzieć.
-A-Chang proszę ciszej..! Przepraszam!- Czerwony jak sto buraków Xichan nie wiedział za bardzo co powiedzieć więc tylko się odwrócił i wyszedł.
-KURWA WRACAJ!
Lan stanął. Zaczął się niepewnie odwracać.
-ALE SIĘ KURWA NIE ODWRACAJ! STÓJŻE MORDĄ DO DRZWI!
Starszy drgnął i wgapił się w drzwi przed sobą. Jakiś czas później, który był dla niego wiecznością, Jiang Chang wkońcu przemówił.
-Po co przylazłeś?
-Chciałem z tobą porozmawiać...
-KURWA TO IDEALNE WYCZUCIE CZASU MASZ!
Lan Xichan wiedział, że Jiang Chang już się ubrał więc się odwrucił.
Popatrzył na Jiang Chang'a i stwierdził, że lider Yunming się rumienił. Nie, nie możliwe...
-KURWA! KTO CI SIĘ POZWOLIŁ ODWRACAĆ! MORDA DO DRZWI!
-Jiang Chang...
-ALE JUŻ! ALBO WYPIERDALAJ!
Lan niechętnie ponownie się odwrócił.
***
Wei po cyklu słońca, które w końcu łaskawie się pokazało, stwierdził, że jest już piąta. To znaczyło dla Lan Wangjego pobudkę.
Wei już planował się położyć i udawać, że spał spokojnie tej nocy, ale było za późno. Kiedy odwrócił głowę w stronę osoby obok zobaczył parę żółtych oczu wlepionych w siebie.
-Wei Ying?- rozległ się głos pełen niedowierzania.
No tak...Patriacha zawsze spał do dziesiątej lub jedenastej totalnie olewając porę wstawania Gusu i nie reagując nawet na proźby narzeczonego.
-O hej Lan Zach! Jak się czujesz?
-Dobrze, a ty?
-Dobrze, czemu?
Wangji popatrzył badawczo na Weia.
-Może jest chory?Albo wróżki spełniające życzenia jednak istnieją?
To nie to.
Niestety Wei miał podobny dylemat bo u Wangjego "Dobrze" nic nie znaczyło. Mogło być równoznaczne z "Dobrze, naprawdę nic mi nie jest" lub z "Dobrze, moje uszy zaraz odpadną". Tak więc najsensowniej było się udać (ponownie) do pawilonu medycznego.
-Wei Ying...?
-Tak Lan Zach? Wstawaj musimy się przejść.
-Gdzie?
-Po prostu wstań!
Wangji się ubrał j zaczął zdejmować "okłady" z uszu. Dziwnie nie czuł bólu. Myślał, że rano ten jeszcze się nasili. Jednak kiedy ich dotknął okazało się, że nie tylko opatrunków już nie ma, ale także, że jego uszy są zimnawe.
-Wei-... nie dokończył.
-Przepraszam Lan Zach... trochę się zagapiłemi i uszy ci przymarzły tym lodem, ale jakoś sobie poradziłem. Mogą być trochę zimne, ale zapewniam, że sytuacja opanowana.
Starszy popatrzył się na Weia i ponownie dotknął uszu. Potem znów zerkną na Patriachę. Wuxian wydawał się zmęczony, ale i pełen energii.
-Wei Ying...?
-No?
-Co się stało w nocy?
-Nic ciekawego...Tylko spałeś jak w horrorze.
Patriacha się wzdrygnął. Za chwilę wzdrygnął się jeszcze bardziej, bo dotarło do niego co powiedział. Lan go podszedł, a on praktycznie przyznał się do zerwania nocy.
-Wei Ying...?
-No co?
-Czy ty wogule spałeś?
-Oczywiście!
-Że?
-Lan Zach! Tak! Spałem!
-Kłamanie jest zabronione.
-Nie kłamię!
Wangji uniósł brwi. Popatrzył na zmęczonego Patriachę, ogołoconą z lodu lodówkę, zegarek i dotknął uszu.
-Może nie...
-Wei Ying nie możesz...-
-A mogę! Bo co?
Wangji westchnął.
-Następnym razem śpij normalnie.
-Pff..To następnym razem nie uszkadzaj uszu!
-Wei Ying to.. -
-Wiem moja wina. To ja ci zabrałem to gówno. To inaczej. Następnym razem nie czytaj takich świństw!
A teraz ruchy ubieraj się!
***
-A-Cheng! Przestań!
Lan Xichan właśnie uchylił się przed następnym nadlatującym krzesłem.
-KURWA WYNOCHA!! TY CHOLERNY ZBOKU!!!
Prawda była taka, że kiedy lider Yunming pozwolił Lanowi podejść ten odruchowo złapał go za ramię. I to dało mu miano "zbok".
Może przeżyłby to jeszcze, gdyby nie fakt, że Jiang Chang darł się na całe Zacisze. W progu pokoju już stał wujek.
No niestety niedługo postał, bo oberwał chyba nogą stołu i teraz prawdopodobnie się wykrwawiał leżąc na ziemi.
-A-Cheng proszę...Wujek...
-KURWA ŚWINIA NIE WUJEK!!!
Tak...Jiang Chang podejście do Lan Qurena miał takie samo jak Wei Wuxian. A mianowicie "Świnia/kozioł, który zniszczył wam dzieciństwo i wogule życie, niech zdycha!".
Powinien z bratem założyć akcję pod tytułem "Jak zabić Lan Qurena". Sam Wei miał już z setkę zapisanych pomysłów, a Jiang Chang też się nad tym głowił.
Jednak Wei próbował najróżnieszych metod, a starzec cały czas żył więc posunął się do dania mu swojej najostrzejszej zupy. Kiedy jednak i to przerzył obaj stwierdzili, że jest nie zniszczalny i zaniechali działań.
Tak więc teraz Jiang Chang wykorzystał sytułację i zamachnął się na "świnię" nogą od stołu, choć pewne było, że i to przeżyje.
-A-Chang on potrzebuje pomocy...
-KURWA ZARAZ TY BEDZIESZ JEJ POTRZEBOWAŁ!
W tym momencie w kierunku Lana nie poleciały następne krzesła, a cały stół. Lider Gusu nie miał jak uniknąć ataku więc tylko przygotował się na uderzenie.
Jiang Chang widząc, że starszy nie ma zamiaru uciec, rozwinął Zidan i zanim stół choćby tknął Lan Xichana został przedarty biczem na pół.
Zewu-Jun czując, że uderzenie nie nadchodzi uchylił powieki i zobaczł rozdarty na pół stół, rozwinięty Zidan, złego i odwróconego plecami Jiang Changa (żadna nowość) i całego siebie bez choćby draśnięcia.
-A-Cheng ty...-
-KURWA MORDA! WYJDŹ!
Lan Xichan wiedział, że nie pogada o tym z nim w tej chwili więc poprostu wyszedł.
***
-Wei Ying..!
Lan Wangji siedział z kamienną miną w pawilonie medycznym.
Wei zaciągnął go tu podstępem i doskonale wiedział, że Lan nie jest teraz zadowolony.
-Lan Zach lekarz powinien zobaczyć twoje uszy.
-Nie. Jest dobrze.
-U ciebie "Dobrze" jest dwuznaczne. Czy możesz sprecyzować?
-....
-Boli cię? Czy nie?
-....Nie.
-To świetnie! Moje gratulacje!
-Chodźmy.
-Nie.
Wangji już miał ponownie podjąć temat kiedy weszła "kura bez zegarka".
-Znów się kurwa spóźniłeś! I musiałem słuchać jak narzeka!
-Narzekający Hangon-Jun? Wątpię.
No tak przecierz nikt oprócz Xichana nie uwierzy mu w to, że Wangji narzeka. Takie, nie jakiekolwiek emocję pokazywał chyba tylko przy ich dwójce.
-To o co chodzi?
-Zabardzo się zarumienił i...
-Rumieniący się Hangon-Jun? Nie mo-
-Tak, tak. Zrozumiałem. Coś się stało i zaczął krwawić z uszu.
-Nic mi nie jest.- Wangji się wtrącił.
Lekarz podszedł do mężczyzny i zbadał stan jego zdrowia.
-W porzadku. Lepiej, żeby nikt w jego otoczeniu nie krzyczał przez najbliższe tygodnie. Chyba nie będzie to trudne w końcu jesteśmy w Zaciszu.
"Nie będzie to trudne?" Wei miał wątpliwości. Wkońcu teraz jest tu on, Lan Jangsi, Lan Shizui, Jin Ling, Jiang Chang(nie dość, że krzyczy to jeszcze klnie) i Lan Quren, który drze japę w niebogłosy kiedy tylko zobaczy go z Lan Zachnem.
-Takkkk....Nie będzie to trudne...
Lan Zach popatrzył się wymownie na patriachę. Na jego twarzy zalśniło powątpiewanie.
-O!O! Widzisz mówiłem, że istnieje powątpiewający Hangon-Jun!
Za późno. Lekarz już zaczął robić zdjęcia swoim aparatem z kliszą.
Mina Wangjego skamieniała, Wei
doskoczył do "fotografa".
-Kto niby pozwolił robić zdjęcia?
I zamiast usunąć, rozwalił cały sprzęt. Lekarz rzucił się na ziemię próbując pozbierać to co z niego zostało.
-Choć Lan Zach. Nic tu po nas.
-Mn.
-Wyjedziemy gdzieś do cichego miejsca...Takiego jak... hmmm...
Już mieli wyjść kiedy do pawilonu wszedł Xichan z wujkiem na rękach.
Senior wyglądał strasznie. Noga od stołu była wbita głębeko w czaszkę i Wei miał nadzieję, że przebiła muzg.
-Bracie.
-Zewu-Jun po co przynosisz tego konia do pawilonu. Przecierz widzisz, że ma się wyśmienicie nawet m róg wyrósł. To znaczy, że jest jednorożcem nie?
-Paniczu Wei...
-Wei Ying...To mój wujek.
-Świnia nie wujek.
-....
Lan Xichan usłyszał ten sam tekst dziś od Jiang Changa. Naprawdę w tym jednym się zgadzali.
-Gówno, weź go jeszcze zżuć z samolotu, przejedź autem, zbij i rzuć ghulom wodnym to może w końcu zginie.
-Wei Ying...Choć.
-Ha! Lan Zach nie zaprotestowałeś!
Też go nie lubisz co?
-.....
-Bracie?- Xichan powstrzymywał się od uśmiechu.
-Niedorzeczność.
I wyszedł. Za nim wybiegł Wei po drodze klepiąc w "róg" Lan Qiurena i tym samym wbijając go jeszcze mocniej.
***
Przepraszam...
Tym razem rozdział też krótszy bo 1500 słów. Tak równo. Serio. Jak nie wierzycie to sb policzcie.
Wracając do krótszego rozdziału to raz będzie dłuższy, raz krótszy bo piszę jak czuję ^^ Staram się trzymać przy około 2k słów.
Miłego dzionka/nocy.
XD nieśmiertelność ma swoje wady Lan Qiuren np. Bycie cały czas zabijanym XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top