Rozdział 10

Już dziesiątka !!! Jak to leci ^^ Choć wam pewnie wolniej niż mi...

***
Wei klęczał w sali przodków od kilku dobrych minut i jak na jego oko to dostał linijką już z pięćdziesiąt razy. Postanowił się skupić na czymś innym niż liczenie uderzeń.

Jego myśli automatycznie powędrowały w stronę WangJi'ego.

-W sumie to czemu nie mam na palcu jeszcze obrączki ślubnej, co Lan Zhan? Ja tu za ciebie cierpię, a ci się nawet zorganizować ślubu niechce!

Tak...to była prawda...Odkąd Wei został nażeczonym Lan WangJi'ego, wszyscy zaczeli ich automatycznie tak nazywać. Z czasem przestali na to zwracać uwagę, a potem tak się do tego przyzwyczajili, że sami zaczeli do siebie tak mówić. Skończyło się tak, że zostali narzeczonymi, ale ślub czy inna uroczystość poszły w zapomnienie i nikt nie myślał o ich organizacji.

-Mógłbyś mi w końcu zaproponować...Auć! Nie chwila! Auć! Czy ten staruch zaczął bić mocniej?! Już pomyśleć w spokoju nie można?! Co, wszedł mi do głowy czy jak?!

Nieważne wróć. Jak Lan Zhan mi zaproponuje ślub, to wyjdzie na to, że ja gram rolę mamusi. Tak być nie może! Muszę się mu pierwszy to zaoferować! Wtedy to on będzie kobietą! No, może nie, ale przynajmniej ja nie dostanę miana matki na stałe...

AUĆ!KURWA! JA PIERDYKAM CO MU NAGLE TAK ODWALIŁO?!

***

Wei po zbiczowaniu linijką wyglądał jak zbity pies. Właśnie miał wracać,...w sumie to sam nie wiedział gdzie, bo do Jiangshi nie mógł przecierz pójść,...kiedy zobaczył Jiang Chenga przez okono pawilonu bibiotecznego.

Pewnie odbywał karę. Miał przecież przepisywać...No tyle, że nie on przepisywał, a Lan XiChan.

Jiang Cheng stał nad nim, jak Lan QiuRen podczas wykładów nad Wei'em.

Kiedy Zewu-Jun próbował zaprotestować lub podnosił wzrok z nad przepisywania, obrywał brutalnie zwniętą gazetą po głowie.

Wei się uśmiechnął i wturlał do środka.

-Dzień dobrek!
-Paniczu Wei co ci się stało?
-Ah...Hehe..Mały wypadek...Mam lepsze pytanie, Zewu-Jun co ci się stało?

Jiang Cheng popatrzył mordująco na partnera.
-PRZEPISUJ KURWA!
-Hej! Jiang Cheng to twoja kara. Czemu on ma to za ciebie robić?

Lan XiChan popatrzył się na Wei'a jak na zbawiciela, jedank mina zaraz mu zrzedła gdy usłyszał głos swojego oprawcy.

-Och...Robi to z przyjemnością prawda? PRAWDA?!
-O-oczywiście!

Cały spocony XiChan zaczą przepisywać dwa razy szybciej.

-A ty co tym razem zrobiłeś?!
-Ja?!- Wei się oburzył.
-Przecież widzę, że cie zbili. Jak tym razem wkurwiłeś tego starego grzyba.

Na określenie "stary grzyb" Zewu-Jun się wzdrygnął.

-Tym razem to nie ja, serio! Nic nie zrobiłem!
-TO PO LICHO TU KURWA PRZYLAZŁEŚ! NIE MASZ HISTORI ŻYCIA I ŚMIERCI TO WYPIERDALAJ!

I Jiang Cheng wrócił do okładania XiChana gazetą po głowie.

-Próbowałem..- szepnął Wei, a Pierwszy jadeit posłał mu wdzięczne spojrzenie.

Zaraz jednak znów oberwał gazetą.
-A TERAZ TO DO MOJEGO FACETA ZARYWASZ CO?! WYPIERDALAJ!!

Lan na stwierdzenie "mojego faceta" się rozpromienił. Jiang Cheng, który zdał sobie sprawę z tego co powiedział najpierw kopnął stół, potem XiChan'a, a na końcu próbował Wei'a ale ten czmychnął.

***
Wei uciekł przerażony. Że niby on?! On ma swojego faceta!..a jak o tym mowa..

MUSI BYĆ PIERWSZY!

I pognał w dół góry. Przy bramie nastąpiła jednak pierwsza przeszkoda. Strażnicy. Miał żeton, ale...

-Paniczu Wei jesteś ranny wracaj do środka.
-Nic mi nie jest! Zanim się obejrzycie to wrócę! O tu! Widzicie? Mam żeton!
-Nie możemy cię wypuścić w takim stanie.

Jakm stanie? No niby w jakim on jest stanie?!

-ALE MI NIC NIE JSET!- I zdesperowany patriacha przepchnął się pomiędzy strażnikami i poleciał w dół jak lawina.

Dopiero po kilku minutach biegu w dół zdał sobie sprawę z tego w jakim jest stanie. Otóż plecy zaczęły go boleć.

Najpierw to olewał. Potem jednak ból stał się tak nie do zniesienia, że aż musiał się zatrzymać pod drzewem.

Odpoczął chwilę i już miał ruszać w dalszą drogę, kiedy usłyszał ciche odgłosy za krzakami.

Chwilę się zastanowił, ale koniec końców postanowił to sprawdzić.

***

Wei chwilę pałętał się po krzakach. Już miał sie poddać kiedy stanął jak wryty.  Przed nim rozpościerał się widok całujących się facetów.

Do tego oczywiście przywykł i nie wywarłoby to na nim wrażenia gdyby nie fakt, że tymi facetami byli nikt inny jak Lan Shizui i Jin Ling.

Wei najpierw stał cicho, ale kiedy zobaczył, że chłopcy przewracają się na trawę postanowił zareagować.

-Eghem....

Jin Ling odskoczył od Lana tak gwałtownie, że wyglądało to jakby został popchnięty do tyłu z całej siły.

Rozejrzał się nerwowo po okolicy i z przerażeniem stwierdził, że przed nim znajduje się Patriacha.

Pierwszy odezwał się, wciąż leżący na ziemi, Sizhui.

-Tato..to nie tak...my...to przez przypadek..bo się...um...b-biliśmy!

Jin Ling postanowił natychmiast zareagować z większą agresją.

-KURWA TY CIULU CO CIĘ TU PRZYWIAŁO?!
-Uspokuj się młody.
-KURWA KTO JEST MŁODY?!

Wei podszedł do Wena i pomógł mu wstać.
Shizui wyraźnie zawstydzony i przestraszony wbił wzrok w ziemię.

-Shizui. Nie mam nic do waszego związku. Właściwie to jestem ostatnią osobą, która może się w tej kwestii wypowiadać. Tylko powiedz mi czy Lan Zhan wie?

-...Nie mówiłem tacie...nikomu nie-

W tym momęcie Jin Ling dosłownie padł na kolana.
-Wujku! Nie mów nic wujkowi! Proszę!
On mnie zabjie! I raczej nie zostanę wskrzeszony! Nie...

-Daj spouj twój wujek sam jest gejem.
-Co...?
-No nie mów, że nie zauważyłeś jak klei się do Lan XiChana. Co prawda na swój porąbany sposób, ale się klei. Sam mi przecież powiedziałeś.

Obu chłopców zatkało. Jin Ling podniusł się z kolan i splunął.

-No tak..W sumie to poprosił go o chodzenie...zapomniałem...
-Tato to my już..em pójdziemy.

Wei popatrzył się na Shizuia.
-To idź. Jin Ling zostaje.
-Co czemu?
-Potrzebuje opini obiektywnego geja.
-...wporzadku...
-NIE SHIZUI ZOSTAWISZ MNIE TAK?! Z NIM?!
-To mój tata...

Wei chwycił Jin Linga za frak i pociągnął za sobą.
-NIEEEEEE......

***
-Auć. A-Cheng czy przestaniesz mnie w końcu bić tą gazetą?
-NIE. SAM SIĘ PROSIŁEŚ.
-Dobrze, dobrze zrozumiałem swój błąd. Już przpisuje. Przepisuje.

W tym momęcie do sali wszedł Lan Jiangshi.
-O!Dzień dobry! Liderze sekty Yunming, myśłem, że się obraziłeś.
-Ja? Na co?
-No na Zewu-Juna.
-Czemu miałem się na niego obrazić?

Lan Huan zaczął wykonywać rozpaczliwe ruchy zza pleców Jiang Chenga. Każdy z nich mówił 'nie mów tego'. Ale było za późno.

-Bo Zewu-Jun rozmawiał z dziewczyną.
-Dziewczyną?
-Tak.
-O co ta dziewczyna mu powiedziała?
-Że ma ładne włosy.
-Aha, a co odpowiedział Lan XiChan?
-Uśmiechną się.

Żyła na czole Jiang Chenga zaczęła pulsować. Obrócił się napięcie do zalanego potem Lana, który już nie widział dla siebie ratunku.

-To teraz uśmiechasz się do dziewczyn, tak?
-Nie to...
-Lan Jiangshi, wyjdź. Muszę porozmawiać na pewne kwestie z liderem twojej sekty.

Jiangshi wyraźnie zadowolony z siebie wyszedł, a w drzwiach dodał, że Jin Ling jest gejem.

Teraz Lan Huan wiedział napewno- dziś zginą obaj.

***

-KURWA! GDZIE IDZIEMY?!
-Do jubilera.
-Co...?Po co?
-Po obrączki.

Wei był wyraźnie zadowolony, że to jemu przypadła powinność wybierania pierścionków. (Lan Zhan oświadczył się kwiatkami i królikiem)

-Głupi jesteś?! Ja nawet z nim nie chodzę! Znaczy jeszcze nie !
-Nie dla ciebie.

Jin Ling wszedł posłusznie za wujkiem do sklepu.

-To dla kogo?
-Dla mnie!
-Co...? Zdradzasz Hangon-Juna?!
-Nie! Przecierz my w końcu musimy wziąć ten ślub!
-...No wsumie to....racja...
-Pomożesz mi wybrać.
-Nie może tego zrobić on?
-Nie bo to ma być niespodzianka. Pozatym muszę to być ja, bo jak on mi się oświadczy to wyjdę na mamę!

Jin Ling chwilę pomyślał. Też musi to zrobić przed Shizuim! Nie chce być mamą!

-Ten łady.
-Co...?
-Mówię, że ten ładny.

Wei pokazał czarny pierścionek z czerwonym brylancikiem.

-Lan WangJi w życiu tego nie założy.
-Wiem. Będzie dla mnie.
-A Hangon-Jun?
-Ten.
-Który?

Następny wybrany przedmiot był biały z niebieskim diamęcikiem.

-Nie sądzisz, że się trochę zabardzo od siebie różnią?
-Właśnie! Jak ogień i woda! Tak jak my!

Wei wyjął pieniądze (oczywiście należące do Hangon-Juna) I zapłacił za pierścionki.

-To teraz na górę. Tylko wiesz, jestem trochę poobijany. Może mnie zaniesiesz?
-CHYBA ŚNISZ! TO TY POWINIENIEŚ NIEŚĆ MNIE!

-W takim razie chyba jednak powiem Jiang Chengowi, że...
-Właź! Zaniosę cię. Ale to szantaż!

***

Wei WuXian został wniesiony do Zacisza.
-Złaź!

Patriacha zszedł i popatrzył się przed siebie. Zaraz obaj (on i Jin Ling) przybrali minę zdziwionego konia.

Otóż dało się zauwarzyć Lidera Sekty Lan uciekającego po całym Zaciszu i Lidera Sekty Yunming goniącego go ze skwierczącym Zidanem w ręku.

Jin Ling jakby przyzwyczajony do takich sytuacji odrazu czmychnął.

Wei też po chwili śmiechu się ulotnił. Postanowił nie przeszkadzać im w tym...um rytuale?

Udał się do pawilonu bibiotecznego, potem medycznego, a na końcu na mostek na którym miał zamiar złożyć niestandardową propozycję Lanowi.

Zaczął go przygotowywać. Postawił świeczki i wazony z różami. Miało być roamtycznie! Przyniósł też kilka królików.

To wszystko oczywiście nie umknęło uwadze Lanów. Nawet Jiang Cheng przestał gonić Zewu-Juna i podszedł do pracującego.

-CO TY TU ODPIERDZIELSZ?!
-Przygotowuje most.
-Paniczu Wei...na co?
-Jak się ściemni to zapalę świeczki.
-WEI WUXIAN KURWA!
-Oj no! Chcę w końcu wziąć ten ślub! Ktoś musi!

Wszystkich zatkało i dobrą chwilę im zajęło uświadomienie sobie, że nie są tak naprawdę po ślubie.

-Paniczu Wei...dziś?
-Tak!
-WEI WUXIAN! TY?!
-A co w tym złego, że ja?
-No to chyba powinien być WangJi.
-Phi! To niech ci się oświadczy Lan Huan!

Jiang Cheng splunął.

-NIGDY!

Zewu-Jun westchnął.

-Już prawie ciemno. Lan Huan...Będziesz tak miły i przyprowadzisz brata?
-Tak, a czy...mogę zobaczyć pierścionki?
-Tak, tak. Leżą na podłodze mostu.

Wei zapalał świeczki. Huan podniósł pudełeczko i je otworzył.

-Są śliczne Paniczu Wei. Tylko trochę różne...
-Tylko Lan Zhan zrozumie.
-Niewatpię. XiChan idź, że po tego brata. Tej ich pokręconej relacji nie da się zrozumieć.

Wei się uśmiechnął.
-Że nieby nasza relacja jest jest pokręcona? A co z waszą, braciszku?

***
-Bracie, wyjdź. Muszę cię gdzieś zabrać.

Jiangshi się otworzyło i WangJi wyszedł.

-Słucham?
-WangJi...Muszę zasłonić ci oczy. Zdasz się na mnie?

Nieco zaskoczony Lan skinął głową i dał sobie przewiązać oczy. Oczywiście to była część planu Wei'a.

WangJi dał się grzecznie poprowadzić na most. Było już całkowicie ciemno i świeczki wyglądały bardzo ładne. Ich światło odbijało się od trafli wody.

-Cześć Lan Zah!
-Wei Ying? Jesteś tu?
-Tak.
-O co chodzi?

Wei wyjął pierścionek i klęknął przed WangJim. Czuł się jakby miał motyle w brzuchu, a jego twarz płonęła. Dlaczego nagle zaczął się obawiać reakcji. Może jednak powinien poczekać? Nie! Teraz już nie może się wycofać!

-Um...L-lan Zhan...Możesz odsłonić oczy...

Drugi Jadeit powili zdjął wstążkę z oczu. Najpierw zobaczył, że jest na moście, potem, że jest oświetlony świeczkami i ozdobiony różami. Dostrzegł też wesoło kicjące króliki.

Już miał spytać się o co w tym chodzi, gdy zauwarzył Wei'a klęczacego przed nim z pierścionkiem.

Byli sami. (Świadkowie pod pretekstem, że ich to nie obchodzi, pochowali się w krzakach)

-L-Lan Zhan...Czy zechcesz wziąć ślub...? Już tak naprawdę?
-...

Ten moment może I dla wszystkich wyglądał jak najzwyklejsze oświadczy, ale dla dwuch osób na mostku było to coś więcej. Była to propozycja, od której zależało ich dalsze współżycie.

***
POLSAT!

HAHA! JA ZŁY CZŁOWIEK! Rozdział 10 więc musiało być coś wyjątkowego.
I rączki mi się zagoiły już mniejwięcej. :)
Znicz dla XiChana i Jin Linga (*)

Nie wiedziałam jak dobrze opisać propozycję ślubu, a nie chciałam pisać takiego "hej Lan Zhan pobierzemy się?' Tym bardziej, że oni są już zaręczeni. Więc wyszło tak...mam nadzieję, że nie jest jakoś fatalnie...

Ps.Usuneło mi tłumaczenie manhuy. Pracuje ją odzyskać, ale jeśli się nie uda to niestety nie będzie kontynuacji...(niechce stracić dodatkowo konta)

Od sprawdzacza ortografii:
WIĘCEJ XICHENGGGGGGGG! Kto team XiCheng pisze ,,💜" a team WangXian pisze ,,❤". Ja team XiCheng.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top