Rozdział 9

Hehe nie mam nic do napisania... Po prostu przejdę do książki .^^ Ps. Imiona bohaterów postam się pisać poprawnie (tłumaczenie manhuy mnie czegoś nauczyło).

***

Lan WangJi i Wei WuXian siedzieli obok siebie. Trochę dalej spoczął Jiang Cheng. Lan XiChan rozmawieł z Lan QiRen'em w pokoju obok za zamkniętymi drzwiami.

Negocjował karę- karę dla Wei'a i Jiang Chenga.

O WangJi'm wogóle zapomniał, wkońcu spalenie biblioteki było tak mało ważne w porównaniu do uszczerbku na jego zdrowiu.

Wei WuXian gapił się uparcie na narzeczonego. Próbował odczytać coś z jego kamiennej twarzy.

Kilka razy prosił Lan XiChan'a o rady, a wkońcu rady zmieniły się w lekcje i tak wylądował na wykładach- jak czytać emocje WangJi'ego. Nawet robił notatki.

Oczywiście sam WangJi nie mógł się o tym dowiedzieć.

I tak po pięciu wykładach Wei nic nie umiał, często kiedy próbował mylił złość z radością, smutek z podnieceniem.

Jednak było jedno uczucie które zawsze umiał rozpoznać- nawet bez pomocy XiChan'a.

Zawstydzenie. Kiedy Lan Zhan się rumienił.

Ale też nie sposób było tego nie rozpoznać bo jego uszy wtedy przybierały tak nienaturalny kolor, że widać to było z kilu metrów.

Tylko często niewtajemniczeni mylili to ze złością. Ale co go inni obchodzą. Ważne, że on wie.

Tak teraz lampił się na WangJi'ego. Lampił się tak mocno, że prawie wyszły mu oczy z orbit.

Wei stwierdził, że albo jest zaniepokojony, albo mu się to podoba.

Biorąc pod uwagę okoliczniści- czekali na karę- raczej pierwsza opcja. Wei uśmiechną się pod nosem.
-Lan Zach jest taki kochany. Gdyby nie ten borsuk ze wścieklizną już dawno bym go pocałował.-

Borsukiem był oczywiście Jiang Cheng, który prychał cały czas spoglądając na Patriachę, który patrzy się uparcie na Drugi Jadeit.

Wei w pewnym momęcie dostrzegł u niego odruch wymiotny, czego nie zrozumiał bo przecisz o sam chodził z ZewuJun'em.

Kiedy podsunął się kilka siedzeń bliżej i szeptem o to spytał, omało nie dostał Zidanem.

W końcu uznał, że widocznie bycie gejem według jego brata jest dozwolone tylko w przypadku jego i Lan Huana.

Wei znów obrócił się do mężczyzny swojego życia i stwierdził, że ten nawet nie drgnął. Prawdopodobnie nie zaówarzył, że "KTOŚ" próbuje go właśnie zabić biczem.

Wei widząc, że jest dość mocno zamyślony rzucił wymowne spojrzenie Liderowi Sety Yunming i podsunął się do WangJi'ego.

Był teraz na tyle blisko, że Jiang Cheng skwitował to odpluciem. Wei lekko położył swoją rękę na tej należącej do HanGuang-Jun'a.

Mężczyzna jakby wyrwany z zamyśleń lekko podskoczył i popatrzył się zdezorientowany na Wei'a.

Patriacha się uśmiechnął na co WangJi znów odwrócił głowę. Wei teraz już mocno złapał go za rękę.

-Wei Ying?
-No co? Chyba mogę cie trzymać za rękę?
-Mn...
-Lan Zhan...Co myślisz?
-O czym?
-O tym czekaniu. Wkurza mnie! Ile można czekać! Nie jestem cierpliwą osobą!

I na potwierdzenie wstał idąc w kierunku drzwi. WangJi złapał go mocniej i gestem pociągnął spowrotem na miejsce.

-Wei Ying. Nie pogarszaj sytuacji!
-Kiedy ona nie jest zła! Ja go tylko raz klepnąłem!
-Wei Ying...!
-Pozatym nie wytrzymuję napięcia!
-Wei Ying...!
-Oh! Nie Lan Zhan nie mówię o tobie! Broń boże! Cieszę się że tu siedzisz. Mówię o tym wkurwionym borsuku który cały czas się na mnie gapi.
-WEI WUXIAN!!!- to oczywiście był Jiang Cheng.

Wei się zamknął i puścił rękę narzeczonego.

-Pozatym muszę o czymś pogadać z tym twoim w- w- wuj- nie przepraszam nie przejdzie mi przez gardło.

Słysząc to, tym razem Lider Yunming przyszedł na pomoc.
-W-w-iem-k-wu- przepraszam też nie dam rady.

WangJi przyglądał się zdołowany tej dwójce.
-Chcecie powiedzieć wujk- Wei zatkał mu ręką usta.

-Tak, tak to właśnie chcemy powiedzeć! Lan Zhan pilnuj się! Przeklinanie jest zakazane w Zaciszu Obłoków!

Drugi Jadeit cicho westchną. Chwilę potem drzwi od pokoju się otworzyły. Stał w nich dość niezadowolony Lan XiChen i Lan QiuRen (na wózku inwalidzkim)

-Robiłem co mogłem.
-Ty - Wuj zwrócił się do Jiang Chenga.
-Dwieście razy zasady Gusu! Wei WuXian ty nie dostaniesz kary.
-Naprawdę?
-Podziękuj XiChan'owi.

Wei podziękował skinieniem głowy Zewu-Jun'owi i już miał odejść, kiedy padło jeszcz jedno imię- WangJi.

-WangJi ty...-
-Ajejej! - Wei WuXian doskoczył najpierw do WangJi'ego, a potem do starszego Lan.

Szybkim ruchem odciągnął go na bok, tak aby nikt ich nie słyszał.

-Czego tu chcesz od Lan Zhan'a? Nie ma nic wspólnego z twoim...em...wypadkiem..
-Spalił bibliotekę.

A więc jednak pamiętał! Pewnie dlatego, że spłonęło kilka jego dzieł których Wei kategorycznie zabraniał ratować.

-No dobra...To nie jego wina...Tylko Jiang Chenga.
-Brał udział w tej bójce.
-Dobra, co ty chcesz mu zrobić?! Człowieku chyba od ciebie to już wystarczjąco oberwał.-

Wei skrzywił się na wspominkę blizn na plecach Lan'a.

-Zasady to zasady i...-
-Kara!
-Ech...Bo tak...bo za spalenie dobytku Zacisza...Twój narzeczony pewnie wie...

Starszy Lan starał się ubrać to tak w słowa, by odrazu po wyroku Wei się na niego nie rzucił.

-Gadaj!
-To są...linijka dyscyplinująca...

Wei'owi więcej nie trzeba było mówić. Kara cielesna. Wydało mu się to trochę nie fer w porównaniu do kary Jiang Cheng'a, ale WangJi w końcu był uczniem Gusu. Musiał być traktowany trochę inaczej.

Ku zdziwienu starszego Lan, Patriacha się na niego nie rzucił.

-Wezmę to na siebie.
-Co takiego?
-Zostaw Lan Zhan'a w spokoju i tak będę czuł się do śmierci winny za te jego blizny. A tym razem też pożarł się z moim bratem w pewien sposób o mnie.
-Nie rozumiem, czego oczekujesz..?
-Zbij mnie zamiast jego.
-Ale to nie zgodne z...

Lan QiuRen dostrzegł w oczach Wei'a drapierzne ogniki i już wiedział, że jak odmówi to zostanie poszarpany na małe kawałeczki.

-Niech będzie, ale...
-Ale?
-Nie dokończyłem...to 200 uderzeń

Wei prychnął. Już raz oberwał, tą linijką chyba ze 100 razy i nie pamiętał, żeby było tak źle. No może tylko Jiang Cheng musiał go nosić, bo bolały go plecy na tyle, że odmawiał samodzielnego poruszania się.

Wei zawrócił zostawiając Lan QiuRen'a i wyszedł do pozostałej trójki.

-A wy na co tu czekacie? Na Świętego Mikołaja czy jak? No już, już niema tu nic do oglądania.
-Paniczu Wei...Co zrobiłeś wuj-

Lan XiChen został brutalnie zatkany jabłkiem.
-ŚWINIA NIE WUJEK!

Wei już miał się dołączyć do krzyków Jiang Chenga, który właśnie przedstawiła ich nową wiarę "Świnia nie wujek", ale WangJi popatrzył się na niego tak, że aż go ciarki przeszły.

-Lan Zach nie patrz tak na mnie! Naprawdę nie mu nie zrobiłem! Pewnie nawet zaraz tu przyniesie jego grubą dupę! Choć do domu!
-Wei Ying...Nie mogę...On właśnie miał...
-A to! Zapomnij o tym!
-Wei Ying?
-Nie pytaj! Mieliśmy krótką pogawędkę.

Jiang Cheng popatrzył na niego krzywo. Wychodziło na to, że jako jedyny dostał karę.
-Szkoda, że o mnie nie mogłeś tak pogawędzić!
-Phi! I tak masz mój rdzeń! Czego jeszcze chcesz?!

Ten argument zawsze wprawiał Lidera Yunming w chwilową frustrację, co Wei zawsze wykorzystywał do ucieczki. Tak teraz pociągnął za sobą WangJi'ego.

-Lan Zhan, musisz mi wybaczyć, ale zamykam cię w Jiangshi.
-Czemu?
-Bo tu cały czas wszyscy wrzeszczą! Ups...Wybacz...A ty musisz być w ciszy..Tak jak powiedział lekarz... Więc cię tam zostawię na te kilka dni, bo sam też jestem źródłem głośnych dź-

Patriacha został mocno przyciągnięty do starszego i otulony jego ramionami.

-Nie
-Czemu...?
-Nie
-Tak będzie lepiej dla twojego zdrowia...
-Nie
-Lan Zhan powinieneś-
-Nie
-Boisz się...? Że znów zniknę?

Cisza. A w tym przypadku to znaczyło tylko jedno. Tak.

-Lan Zhan...Nigdzie się nie wybieram...już to przerabialiśmy...
-Mn.
-Wierzysz mi...?
-Mn.
-Naprawdę?
-Mn.
-Więc zostaniesz sam?
-M-Nie.
-Lan Zhan! Będę w domu obok!Przeparszam znów...
-Nie szkodzi. Wei Ying zostań ze mną.

Wei wyrwał się z uścisku i pocałował mężczyznę w policzek.

-Nie mogę.

I szybkim ruchem zatrzasnął drzwi do Jiangshi. Wiedział jakie trudne jest to dla Lan WangJi'ego i gdyby chodziło tylko o hałas to by z nim został.

Jedank za chwilę miał zostać pobity zamiast Drugiego Jadeitu i:

Po pierwsze nie chciał żeby Lan WangJi to widział, bo by się odrazu domyślił za kogo obrywa.

Po drugie gdyby nawet nie widział samego bicia, to gdyby zobaczył Wei'a kilka dni po nim odrazu by się poznał, że coś nie tak.

Jedynym wyjściem więc była izolatka dla Lan Zhan'a.

Patriacha obiecał sobie, że po karze jak tylko będzie w stanie poruszać się w sposób nie ujawniający jego ran, pójdzie do WangJi'ego na cały dzień.(jednak dla jego uszu lepiej, żeby posiedział sam.)

Po tym postanowienu powoli udał się do sali przodków, gdzie zapewne czekała już na niego linijka mająca powarznie uszkodzić jego ciało.

***
Tada!
To na tyle^^
XD, a Wen Ning nadal w dziurze? No ja nie wiem? A może poszedł odwiedzić Nie Husing'a? 😏

Aka 🦝😡 🦝⁉️ (wkurwiony borsuk)

Od sprawdzacza ortografii:
Poprawiając ten rozdział dostałam wnerwu i byłam gotowa rzucać krzesłami niczym Jiang Cheng. Niestety w pomieszczeniu, w którym to piszę nie ma krzeseł. Poproszę w zamian znicze, albo wyrzucę przez okno łóżko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top