Rozdział 11

- Nienawidze Cię...

Pierwsze uderzenie

- Nienawidze Cię.

Kolejne

- Nienawidze Cię!

I kolejne

- NIENAWIDZE CIĘ!!!

Worek treningowy upadł na ziemie, a złotooki zaczął przeczesywać swoje białe włosy z czarnymi odrostami.

- Trzeba będzie iść do fryzjera... - mruknął patrząc na swoje odbicie w lustrze.

- (...) A jeżeli chodzi o włosy, to nie farbuj. Najładniej Ci w czarnych - i poca-

- AAAAAAAAAA!!!!!

Zaczął uderzać w kolejny worek treningowy...

- NIE POWINIENEM CIĘ W OGÓLE POZNAWAĆ!!!!

Zaczął kopać przedmiot, który był w powietrzu...

- Za kogo on się uważa!? 'Czemu nie pisałeś'!!??

Po jego plecach zaczęły spływać kropelki potu, a po rękach krew...

***
- Aki-ku- - Satori zatrzymał się w połowie wyrazu, gdy zauważył coś niepokojącego. Jego oczy rozszerzyły się w strachu. Złotooki był w pozycji klęczącej, a jego ręce...całe we krwi, a jego skóra z nich schodziła...spojrzał na worki treningowe...całe w czerwonej cieczy... - AKI-KUN!!! - podbiegł do rozgrywającego - Kuźwa...Noya! Kageyama!

***
- Wiadomo co było przyczyną samookaleczania? - doktor zapytał reprezentacje, która siedział przed salą, w której zajmował miejsce Hiyashiyama.

- Nie mamy zielonego pojęcia... - Tendou zaczął przecierać twarz dłońmi i, gdy tylko to zrobił, przypomniały mu się ręce białowłosego.

- Dobrze...raczej z tego wyjdzie...na szczęście nie było żadnego złamania... - lekarz zaczął pisać coś na kartce.

- Uff...przynajmniej tyle...- odetchnął Oikawa.

- 'Przynajmniej tyle'? 'Przynajmniej tyle'!? To jest AŻ tyle!!! - brązowooki zaczął krzyczeć na Tooru.

- Tendou...uspokuj się... - siatkarze odciąglali blokującego od rozgrywającego.

- Co z nim? - nagle nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak pojawił się "jestem pan super absolutny, idź sobie".

- Jest w ciężkim stanie - westchnął Yuu.

- Akicchi jest w ciężkim stanie!? - do nich podbiegł Kise.

- Możesz się przymknąć? - za nim zmierzał Aomine.

- Wcześniej mu się to nie zdarzało...dopóki wy nie przyjechaliście - drugie zdanie Tobio wypowiedział ciszej.

- Sugerujesz coś? - nagle zapytał glon.

- To prawda... - odezwał się Kenjirou - Gdy pojechaliśmy na obóz treningowy, to między Aki'm, a Akashim coś zaszło - stanął obok nich.

Teraz każdy spojrzał na czerwonowłosego...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top