Rozdział 6
Promienie ciepłego słońca, oświetlały mój pyszczek. Lekko się przeciągnęłam i otworzyłam oczy. Widok jaki zauważyłam zaraz po wstaniu, był szokujący. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Trzech żołnierzy stało nade mną z włóczniami skierowanymi w moją stronę. Nad śpiącymi Valiant'em, Discord'em i Fluttershy stało pięciu innych. Do pomieszczenia wszedł Shining Armor. Jakim cudem nas znaleźli?! Przecież kryjówka była genialna. Chyba ktoś nas śledził.
–Jak się o nas dowiedzieliście?-Zapytałam Kapitana szeptem.
–To była łatwizna. Wysłaliśmy za wami dwóch naszych żołnierzy. Gdy się rozdzieliliście, jeden poszedł za tą białą, która potem okazała się zebrą, a drugi za wami. Dotarł tutaj, a gdy zobaczył, że nie byliście tymi co się za nich podawaliście, to pobiegł po nas i z rozkazu Królowej aresztujemy was i waszą buntowniczą organizacje.
Zdenerwowałam się. Cały czas mieliśmy szpiega za plecami, a ja ślepa nic nie zauważyłam. Strzeliłam w nich jakimś zaklęciem ogłuszającym, ale nic się nie stało. Czemu?
-Już chciałaś się nas pozbyć? Heh. Twoja magia została zablokowana magicznym pierścieniem, a skrzydła masz związane. Tak samo jak tamte dwa pegazy i to coś jaszczurkowate. Dodatkowo tego dziwoląga zabezpieczyliśmy srebrną obrożą którą ma na szyi. Dzięki niej nie może używać magii chaosu. Jesteście skończeni.
Byłam w szoku po tym co powiedział. Ma racje. Tylko cud nas uratuje. Przecież Zecora nie zdąży w tak krótkim czasie tu przybyć, a może ona już została złapana? Niech to kucyk trzaśnie. Chociaż... mogę jeszcze jednego spróbować. Zauważyłam, że Vaili się powoli budzi. Nie widział strażników. Postanowiłam krzyknąć, aby uciekał.
-Vaili! Ucie...-Nie dokończyłam, bo jakieś kopytko zakryło mi usta. Rwałam się i próbowałam odepchnąć żołnierza za mną, ale był nieugięty.
Sword już ich zobaczył i miał równie zdziwioną twarz co ja na początku. Za chwilę obudzili się Discord i Fluttershy. Shining wszystko im wyjaśnił, tak samo jak mnie. Maślanej pegazicy na płacz się zbierało, lecz Draconeequus objął ją ramieniem.
-Co teraz z nami będzie?- Zapytałam, lecz najpierw wzięłam głęboki wdech z powodu braku powietrza.
-O tym to już zdecyduje Królowa.-Odpowiedział mi zimnym tonem.
Trzech strażników na chwilę wyszło, aby powrócić z dużymi kajdanami. Postawili nas do pionu i założyli na kopyta. Discord'owi na górne łapy. Zrobili konwój i w szczęśliwych nastrojach poprowadzili nas w stronę zamku. Oni wykonali swoją misję pojmania nas. My nie... Zawiedliśmy wszystkich rebeliantów. Zawaliliśmy misje. To moja wina...
Zaczął padać deszcz. Szaro się zrobiło w całym mieście. W smutnych nastrojach doszliśmy do sali tronowej. Drugi raz nas wepchnęli do pomieszczenia, tylko tym razem o wiele mocniej. Znowu staliśmy przed jej obliczem. Tym razem była nie zdenerwowana, ale bardzo zła. Gdyby jej głowa była dynamitem to by dawno wybuchła.
-No witam przybyszy z innego kraju.-Nabijała się z nas.-Wasz plan był żałosny. Od razu wiedziałam, że jesteście kimś innym. Niby przybyliście tu i wiedzieliście, że to ja jestem Królową? Bzdura! Szukalibyście Celestii. Poza tym nad całą Equestrią jest niewidzialna bańka, przez którą nie da się przejść. Kłamcy! Nie sądziłam Luno, że z ciebie taka kłamczuszka.-Zaśmiała się.
Nie wyprowadzi mnie z równowagi. Nie teraz.
-Co chcesz z nami zrobić?!- Krzyknęłam pewnym głosem.
-Ahh no tak, zastanawiacie się co z wami będzie. Ojoj... mam przykre wieści. Trójka z was zostanie moimi zahipnotyzowanymi pachołkami, tak jak wszyscy tutaj... A jedna osoba posłuży mi jako informacja o tym, gdzie leży wasza kryjówka...
Przestraszyliśmy się wszyscy. Podeszła do mnie i złapała kopytkiem mój podbródek, kierując twarz tak, abym patrzała jej w oczy.
-Oczywiście nie obędzie się bez tortur...-Zaśmiała się szaleńczo i puściła moją głowę.–Zabrać ich do lochu!-Krzyknęła. Pochyliła się do mojego ucha i szepnęła.-Za paręnaście minut się widzimy...
Szarpnęło coś mną i już z innymi byłam na korytarzu. Strażnicy prowadzili nas do lochu. Nie wierzyłam, że to się naprawdę dzieje. Oddychałam bardzo płytko. Oczy miałam szeroko otwarte. Wszyscy mamy zostać bezmózgimi dronami, prócz jednej osoby. Małe dreszcze przeszły przez moje ciało. Boję się. Boję się, że to będzie nasz koniec jeśli niczego nie wymyślę. Jeżeli cud nie spadnie z nieba, to trzeba będzie zacząć się żegnać.
Doszliśmy do zwykłych drzwi, lecz po ich otwarciu znajdowały się za nimi schody prowadzące w dół. Schodziliśmy powoli, aż doszliśmy do kolejnych drzwi, tym razem z solidnego drewna. Za nimi znajdowały się wnyki zrobione w kamiennych ścianach. Było ich chyba z sześć. Zaczynały się metalowymi kratami, a kończyły ścianą. Były dosyć duże. Do jednej z nich wepchnęli nas wszystkich, zdejmując tylko kajdany na kopytach i łapach Discord'a. Zamknęli kraty i wyszli. Zapewne za drzwiami stało i pilnowało dwóch żołnierzy.
Spojrzałam na celę, w której jesteśmy. Była szara, zimna i wilgotna. Gdzieniegdzie leżały kawałki siana. Moi towarzysze mieli zawiedzione miny. Fluttershy przytulała się z Discord'em, a Vaili patrzał smutno na mnie. Cieszę się, że powstrzymał swoje żarty. Odwróciłam się do ściany, skuliłam i łzy zaczęły mi same spływać z kanalików.
No coś ty Lulu... Ty taka twarda kobieta? Dajesz się ponieść emocjom... Zmieniłaś się. To nie ta klacz, która wręcz chciała zamordować z zimną krwią swoją siostrę, aby mieć władzę tylko dla siebie...
To nie byłam ja! Tylko ty...
Ja bym się nie pojawiła tak bez powodu... Ty mnie tak jakby wezwałaś, chcąc zemsty...
Zamknij się! Mam dosyć problemów.
Właśnie po to przyszłam... Posłuchaj, dasz mi wejść do twego umysłu, a zamienimy się w coś! Coś wielkiego! Zmieciesz tą Kryśkę, czy jak jej tam i uwolnisz swoich przyjaciół, będziemy wolne! To co? Zgadzasz się?
Nigdy... Nie będę już potworem, nie będę tobą, nie będę tą złą! Jakbym cię do mnie wpuściła, to byś znowu chciała mordu i władzy! Dlatego wynoś się!
Pamiętaj, ja wrócę. Twoja psychika w którymś momencie nie wytrzyma i się mi poddasz.
Poszła sobie. Nareszcie. Poczułam ciepło na moich plecach. Odwróciłam się szybko i ujrzałam niebieskie tęczówki. Patrzały się na mnie z troską.
-Vaili... Nic mi nie jest. Możesz się mną nie zamartwiać? Pomyśl o swojej rodzinie, a nie o mnie.-Powiedziałam szeptem w jego stronę.
–Ja nie mam rodziny... -Powiedział smutnym głosem.
-J-ja przepraszam cię... Zapomniałam.–Zrobiłam się czerwona, z gafy jaką popełniłam.
Biedak. Prawie całe życie bez rodziny, a ja jeszcze takie zdanie walnęłam. Czemu ja byłam dla niego taka niemiła. Czemu to miało służyć. Przecież chłopak jest młody. Chce dla mnie dobrze. Uratował mnie. Emocje poniosły mą osobę i go przytuliłam. Tym razem nie był zszokowany. Odwzajemnił przytulenie. Byliśmy w takiej pozycji z dwie minuty. Tyle czułam. Od bólu przez smutek do szczęścia z przyjaciela. Tak. Jest on moim przyjacielem. Tą piękną chwilę przerwało skrzypienie krat...
Zecora POV
Wczoraj przemierzyłam w spokoju połowę drogi. Przespałam się na stacji w Ponyville, ponieważ byłam bardzo padnięta po samodzielnej podróży drezyną. Teraz maszeruję w stronę farmy Sweet Apple, z informacją o tym, że jutro trzeba wyruszyć na Canterlot. Zmieniłam się w swoją postać już na stacji w stolicy. Mam nadzieje, że nikt nie zauważył kim jestem.
Wędrowałam uliczkami malutkiej wsi. Nagle usłyszałam za sobą szmer. Byłam pewna, że ktoś mnie śledzi, gdyż wioska była opuszczona i każdy najmniejszy dźwięk da się bez problemu usłyszeć. Odwróciłam się i to był mój błąd. Za mną stał pomarańczowy pegaz w złotej zbroi, w granatowych włosach z zielonymi oczami. W kopytku trzymał sztylet. Nie był przyjacielem, można to było zobaczyć na kilometr. Jego znaczek to żółta błyskawica na niebieskiej tarczy. Widać przeznaczenie już go wybrało na wojownika. Rzucił się na mnie, ale ja osłoniłam się torbą i uderzyłam go kopytem w twarz. Czułam się słabo. Naszyjniki... Nie mogę tu zginąć. Nie teraz gdy mam ważną misję do wykonania! Jeżeli tu przegram to Chrysalis nic i nikt nie pokona. Będę walczyć! Do ostatniej kropli krwi.
Ogier ponownie zaatakował. Walczyliśmy tak z kilka minut. Ciągłe kopniaki i próby obronienia się przed sztyletem osłabiły mnie. Jeszcze ten naszyjnik. On mnie zabija. To już ten dzień. Dzień kary za moją ciekawość. Dziś pożegnam się z życiem. Lecz najpierw mam pewną sprawę do załatwienia.
Pegaz jakimś cudem złapał mnie od tyłu i zaczął dusić kopytem. Przystawił mi nóż do szyi. Nie poddam się! Kopnęłam go w krocze, wyrwałam ostrze i wbiłam w jego pierś. Oczy młodego żołnierza wyblakły. Opadał na ziemie. Nie ruszał się. Z jego ust popłynęła strużka krwi. Zmarł. Musiałam tak postąpić. On jest niczemu nie winny. Był zahipnotyzowany. Miał pewnie rodzinę, ukochaną, świetną pracę, a ja go zabiłam. Spłynęła mi łza po policzku. Nie miałam już siły iść dalej. Ale muszę! Uda mi się. Poczołgałam się kopytami w stronę sadu jabłek.
*
Po męczącej drodze, zauważyłam właz. Ledwo oddychałam. Czuję, że za chwilę zejdę. Dam radę. Z ciężkim trudem otworzyłam kamienny okrąg i spadłam na ziemię, omijając po drodze drabinkę. Jakiś kuc mnie zauważył i gdzieś pobiegł. Zaczęłam po ziemi się czołgać do centrum bunkru. Ciała nie czułam, odmawiało posłuszeństwa. Nie musiałam się zbytnio trudzić, gdyż sama Twilight z kilkoma pomocnikami przybiegła do mnie.
Twilight POV
–Zecoro! Co ci się stało! Wyglądasz jakbyś miała za chwilę wzionąć ducha! Wezwijcie lekarza!- Zaczęłam krzyczeć.
-Twilight, moja droga, lekarz nie pomoże w moich trwogach. To klątwa na mnie działa, niedługo będziesz tu sama.
–Jaka klątwa!?- Klątwa naszyjnika mego, nie znacie jego, jego czaru na mnie, skończę życie marne. Luna prosiła cię abyś się przygotowała i przeprowadziła atak jutro z rana. W tobie nadzieja dziecie moje, nie póki stoję, na ostatnich moich słowach, niech armia będzie niezwyciężona! Żegnaj Twilight...-Ostatnie zdanie było bez rymowanki. Pierwszy raz w życiu nie zrymowała.
Zamknęła oczy. Przestała oddychać. Właśnie zmarła klacz, której czyny zapiszą się do historii Equestrii. Łza spłynęła po moim policzku. Czułam się słabo...
-Black! Szykuj oddziały i wyposażenie. Wyruszamy za dwie godziny. Proszę zajmijcie się Zecorą i zanieście do osobnego pokoju. Jej pogrzeb odbędzie się jak już zwyciężymy.-Z kamienną twarzą skierowałam się w stronę mojego pokoju.
*
Witam was w jedno z moich ulubionych świąt XD Ależ zwrot akcji. Dzisiaj zmarły dwie postacie. Jedna to Zecora, a druga... Ciekawe ile osób się domyśli. No i zapomniałabym, dzięki wszystkim za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze :3 Podziękowania na koniec będą na 1000 słów chyba XD (w ciągu 18h doszło mi 50 wyświetleń, to rekord). Oki to do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top