Rozdział 5

Szliśmy gęsiego prowadzeni przez strażników. Gdyby nie eliksir to dawno by nas pozabijali, bo chyba jesteśmy poszukiwani. Nie dziwię się, przecież zwialiśmy podczas ataku w pięknym, aczkolwiek chaotycznym stylu. Przechodziliśmy przez most, a przed nami pokazały się masywne złoto-białe drzwi. Przeszliśmy przez nie i ujrzeliśmy długi korytarz w ciepłych barwach. Nowa "Królowa" najwidoczniej nie zdążyła zmienić kolorów i wyposażenia zamku, gdyż wszystko było na swoim miejscu. Po jakimś czasie spędzonym w absolutnej ciszy doszliśmy do znanego mi pomieszczenia. Sala audiencyjna. Z ogromnym tronem. Ze wspaniałą władczynią siedzącą na nim. Chociaż teraz już nie. Armor popchnął nas do środka. Widok był najmniej spodziewany przeze mnie. Na czarnym tronie z dziurami siedziała ta... ten robal! Inaczej jej nie da się nazwać.

Wszystko wydawałoby się okej, gdyby nie pewna biała alicorn z włosami w kolorze różu, błękitu i morskiego, takiego bardziej podchodzącego pod zielony i ze słońcem na zadku. Złotej korony było brak, tak samo jak ryngrafu. Spojrzałam z szokiem w jej fioletowe oczy, które nie były tego koloru, a zielonego, tak samo jak tamci. Myślałam, że będzie po torturach, w stanie w którym nie będzie co zbierać, a ona w najlepsze stała sobie obok tronu i się na mnie patrzała. Spojrzałam na Chrysalis. Powoli szła w naszą stronę. Była lekko zdenerwowana.

–Kim jesteście i co robiliście w moim mieście?!- Wrzasnęła donośnym głosem, który echem rozniósł się po sali. Postanowiłam coś wymyślić.

-Yyyy jesteśmy tylko wędrowcami z poza Equestrii, którzy... yyy chcieli przejść się ulicami sławnego Canterlot i yyy... przepraszam za brak manier.... Yyy jestem Blue Guitar, a to są moi znajomi Pink Flower, Grey Builder, Black Soldier i White Shaman.-Przedstawiłam wszystkich, wymyślając imiona na poczekaniu.

–Po co przychodziliście do tego kraju?

-Poszukujemy przygód.-Odparłam już się nie jąkając.

-Mhm... -Zastanawiała się nad czymś, aż przemówiła.-Może to dziwne, może nie, ale was puszczam. Proszę możecie odejść. Nikt wam już nie przeszkodzi. Życzę miłego zwiedzania.-Powiedziała i odeszła w stronę tronu.

-Dziękujemy i pozdrawiamy Królową!-Odpowiedziałam i szybko wyszliśmy stamtąd. Dziwne było jej zachowanie. Ona coś wie, czego my nie wiemy.

Spacerowaliśmy po ulicach Canterlot. Udało nam się znaleźć nawet coś do jedzenia. Całe miasto dla nas.

–Powinniśmy znaleźć jakiś nocleg, czyż nie? Poza tym Luno... nieźle tam kłamałaś.-Vaili z cwaniackim uśmiechem przemówił po dosyć długiej ciszy.

-Yyy co? Ahh tak, no tak. Musiałam. Jak dopiero tu przybyliśmy to po drodze widziałam opuszczony budynek w jednej z bocznych uliczek. Możemy tam pójść. Ale zanim udamy się spać, mam Zecoro do ciebie prośbę.-Zebra się zatrzymała i spojrzała na mnie.- Za niedługo eliksir przestanie działać i będziemy pod naszą prawdziwą postacią. Póki jest jeszcze czas to proszę cię, czy byś mogła iść do naszych podziemi i powiadomić Księżniczkę Twilight o tym, że można przystąpić pojutrze do ataku?- Poprosiłam ją, bo uznałam, że czas jest odpowiedni, a dowiem się więcej o planie Chrysalis jutro. Nie wiem jeszcze jak, ale coś wykombinuje.

-Droga Luno, to będzie dla mnie cudo, jeśli pozwolisz wykonać to zadanie, to armia będzie na zawołanie.

-Świetnie, ruszaj już teraz i pojutrze, w samo południe widzimy się w zamku.-Wszyscy jej zasalutowaliśmy, a ona nam i pobiegła w stronę stacji.

Odwróciłam się i kazałam reszcie iść za mną. Nagle usłyszałam przewrócenie się metalowego kosza. Spojrzałam w jego stronę, ale nic nie zauważyłam, pewnie to ze zmęczenia mam takie zwidy.

Ruszyłam do opuszczonego miejsca. Bez przeszkód znaleźliśmy się przy dwupiętrowym opuszczonym budynku. Okna miał zabite deskami, z podziurawionych ścian widać było jakieś rośliny, ale nie wiadomo jakie, bo słońce właśnie zachodziło i wszystko było koloru jasno pomarańczowego. Weszliśmy tam. Było bardzo ciemno i ledwo widziałam towarzyszy idących przede mną. Wyprzedzili mnie, ponieważ uznali, że jestem powolna. No tak. Idź szybko mając mętlik w głowie. Muszę plan na jutro i pojutrze obmyślać, a do tego dochodzi sprawa zielonych oczu.

Weszliśmy po drewnianych, spróchniałych schodach na najwyższe piętro. Znaleźliśmy przytulny pokój i zasiedliśmy. Wtem eliksir przestał działać i znów byliśmy tacy jak wcześnie. Dobrze, że ten płaszcz zniknął, bo mi przeszkadzał, ale teraz jak nas złapią to od razu rozpoznają. Musimy się nie ujawniać i czekać tu do dwunastej za dwa dni na inne oddziały. Wtedy zaatakujemy zamek. Stwierdziłam, że jednak nie będę doszukiwać się dokładnych poczynań Chrysalis.

Postanowiłam rzucić zaklęcie światła i w mig, w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Spojrzałam w bok. Było tam jedyne okno w tym pokoiku. Zza nim ukazywał się przepiękny, srebrny księżyc w pełni. Tracąc władzę, straciłam też panowanie nad księżycem. Ktoś inny go musiał wnieść. Zapewne moja zahipnotyzowana siostra. Te zielone oczy są wynikiem prania mózgu, jestem teraz tego pewna w stu procentach.

Usłyszałam dźwięk skrzypienia podłogi i zauważyłam, że Discord z Fluttershy idą w stronę drabinki, która zapewne prowadzi na dach.

Wyszli.

Zostałam tylko ja i Sword. Patrzał na się na mnie. Cisza trwała dłuższą chwilę. Przypomniałam sobie o wczorajszej nocy. O nocy, w której o mało życiem nie przepłaciłam. O tym kto mnie uratował. Powinnam mu chyba podziękować.

-Słuchaj Vaili...-Zdecydowałam się zwrócić do niego po pseudonimie.-Bo ja tak sobie myślałam o wczoraj... i ja chciałabym ci... podziękować. Dziękuję, że mnie uratowałeś.-Powiedziałam to z wielkim trudem. Lekko się zaczerwieniłam.

-Wow... nie wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, nie ma za co... przecież od tego są przyjaciele.

Jak to przyjaciele? Jesteśmy przyjaciółmi? Ja jestem jego przyjaciółką? Dobra niech mu będzie, ale muszę go o jedno zapytać.

-Posłuchaj... mam pytanie. Jakim cudem dowiedziałeś się o tym, że ja planuje samobójstwo? Przecież to była decyzja w jedną sekundę. Nikt o tym nie wiedział.

-Ymmm... nie będziesz się gniewać chyba, ale... ja cię wtedy po tym treningu śledziłem, aż do pokoju... i słyszałem rozmowę z tą Nightmare Moon czy jak jej tam, a kiedy wszystko ucichło, to postanowiłem zajrzeć do środka i... ty już byłaś cała we krwi...

Zacisnął usta i widziałam w jego oczach łzy. Jest młody, więc nie oglądał takich widoków zbyt często. Chciałam mu coś powiedzieć, jakieś słowa otuchy, ale nie wiedziałam jakie. Postanowiłam zrobić coś, co nie robiłam nigdy z obcą osobą. Tylko robiłam to kilka razy z Celestią, ale się nie liczy, bo to siostra. Podeszłam do niego i... przytuliłam. Był zszokowany i się nie ruszał. Gładziłam go moimi kopytkami po jego puchatych plecach.

-Już dobrze... nic takiego się nie stało. Nie zamartwiaj się. To moja sprawa z tym demonem i jest zakończona. Nigdy się to nie powtórzy. Obiecuję...-Odwzajemnił przytulenie i się rozpłakał.- Czemu płaczesz?

-Bo tamten widok mi przypomniał dzieciństwo... Byłem szczęśliwym siedmiolatkiem, wracałem od kolegi do domu i zauważyłem z daleka ogień. Mój dom się palił. Otworzyłem drzwi i chciałem coś zrobić, ale inne kucyki mi nie pozwoliły. Potem tylko zobaczyłem jak wynoszą ciała mamy, taty i starszej siostry. Były całe poparzone i krwawiły.-Rozpłakał się na dobre. Szkoda mi go.

-Posłuchaj to już było dawno. Na pewno się nie powtórzy takie coś. Pamiętaj, jak coś by się działo to masz mnie.-Uśmiechnęłam się.

-Dziękuję za słowa otuchy Księżniczko... nigdy nie wybaczyłbym sobie wtedy twojej śmierci. Jesteś dla mnie ważna...

Języka mi w pyszczku zabrakło... Ja jestem ważna dla niego? Mamciu... nigdy nie byłam zbyt ważna... nawet dla poddanych, a on tak prosto z mostu walnął, że jestem ważna... Spojrzałam na jego tył głowy i teraz dopiero zauważyłam, że ma rozdarte ucho.

-Ymm Vaili? Co ci się stało w ucho?

-A to? To nic takiego, jak byłem mały dla zabawy rozciąłem je sobie. Bolało, ale to nic wielkiego.- Skończył mówić. Możliwe, że będąc małym kucykiem nie miał zbyt dużo rozumu. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego futerko. Chyba go polubiłam...

Fluttershy POV

Wyszłam jako pierwsza na dach. Za mną Discord. Podczas tego siedzenia w pokoju, szturchnął mnie i dał do zrozumienia, że chce pogadać. Ja, jako jego najlepsza i zapewne jedyna przyjaciółka, zgodziłam się.

Usiadłam na brzegu dachu. On obok mnie. Spojrzałam w górę. Nad nami było czarno-granatowe niebo z malutkimi świecącymi punkcikami, księżyc w pełni i ogólnie cisza. Wokół nas poustawiane w losowej kolejności budynki i kamienice. W oddali można było zauważyć ratusz z ogromnym zegarem. Niedługo będzie północ.

Odwróciłam się w stronę mego przyjaciela. Popatrzeliśmy w swoje oczy. Mogę wręcz powiedzieć, że utopiłam się w jego bursztynowych tęczówkach, a on zapewne w moich. Postanowiłam przerwać ciszę.

–Po co tu przyszliśmy?-Zadałam pytanie i czekałam na odpowiedź, lecz jej nie uzyskałam. On nadal ilustrował mnie wzrokiem. Nie wytrzymam dłużej. Coś mi się nie podoba w jego zachowaniu.-Discordzie! Proszę cię powiedz co ci jest?! Od wczorajszej twojej kąpieli zrobiłeś się jakiś dziwny! Czegoś się boisz, jesteś przewrażliwiony wszystkim i mało się odzywasz! To nie podobne do ciebie. Proszę odpowiedz mi. Mi możesz wszystko powiedzieć... proszę...-Chciało mi się płakać, ale nie okaże tej słabości.

-Moja kochana, mała, słodka Fluttershy... To dlaczego taki jestem, a nie inny, to tylko moja sprawa. Błagam cię, nie zamartwiaj się tym, że coś mi nie tak! Mam też swoje życie. Ja się w twoje nie wtrącam, więc daj spokój!-Wykrzyczał ostatnie zdanie.

Mocno się zdenerwował. Ostatni raz go takiego widziałam rok temu... Był wtedy jeszcze potworem. Bestią której nikt nienawidził. Teraz jestem ja. Ja jestem jego wsparciem i tak łatwo nie odpuszczę.

-Powiedz mi! A może ta sprawa dotyczy mnie i nie chcesz mi powiedzieć?-Zaczęłam drzeć się, co w moim przypadku jest bardzo dziwne.

-Nie powiem i już! Daj mi spokój!-Podnosił coraz bardziej głos.

-Nie dam ci! Mów!

–Nie!

-Tak!

-ODWAL SIĘ!

Wygrał.

Przekrzyczał mnie. Podniósł ostro na mnie głos. Zaczęłam płakać. Tak, mam słabą psychikę. To do niego nie podobne, aby taki był. Może on się jednak nic nie zmienił? Może mnie tylko wykorzystywał? Może codziennie kłamał, że jestem jego kochaniem. Może...

Łzy się nie zatrzymywały, a raczej coraz bardziej skapywały po policzkach. Nagle poczułam to przyjemne uczucie drugiej osoby przy mnie. Teraz mnie przytula, a wcześniej to co? Zaczął szponem czesać moje włosy. Cichutko płakałam.

-Fluttershy... Słońce moje przenajdroższe... Mój kwiatuszku... Moje serduszko... Moja malutka... Ja... ja przepraszam za to. Nie wiem czy mi przebaczysz, ale wiedz ,że jesteś dla mnie najważniejszą osobą w całym moim życiu, jesteś wszystkim co mam, jesteś śliczna, piękna, miła, uczynna. Jesteś jak dobra kawa, na początek ponurego dnia, jak rosa o poranku, co budzi zwierzęta do życia, jak pieśń działająca na serce kojąco, jesteś najbliższa memu sercu Fluttershy...

Przestałam płakać i nadal myślałam nad jego słowami. To było przepiękne. Jednak się zmienił i to ja to uczyniłam. Chciało mi się znowu płakać, ale ze szczęścia. Odsunął się ode mnie i położył lwią łapę na moim policzku. Otarł łzy, a drugą ręką złapał moje kopytko. Z lekko otwartym pyszczkiem patrzałam na jego opiekuńczo uśmiechniętą twarz. Widać, że coś go męczy. Chce to powiedzieć.

Moim drugim kopytkiem pogłaskałam jego łapę. Próbowałam jakoś go zachęcić. Otwarł buzię i zamiast coś powiedzieć to szybko zbliżył się do mnie. Poczułam jego usta na swoich. Zamknęłam oczy. Ja... ja całowałam się z Discordem. Z tym co próbował przejąć kilka razy władzę nad Equestrią. Z potworem, bestią, podłym stworzeniem... To nie prawda. On jest kochany. On jest opiekuńczy, miły, niesamowity. On... Ja... ja go chyba... chyba... kocham...

Próbował pogłębić pocałunek, ale mu nie pozwoliłam, gdyż to był mój pierwszy raz. Nie jestem na to gotowa. Słyszałam w oddali bijące dzwony. Była północ. Ja z nim na dachu. Lekko się całujemy. Sceneria niczym z bajki. Wczoraj uważałabym, że to nie możliwe, a dziś? A dziś koniec myślenia... Muszę się nacieszyć chwilą.

Odłączyliśmy się po krótkim czasie. Popatrzeliśmy na siebie. On miał czerwone policzki, ja też. Czułam, że mnie piekły, w dodatku moje dziwne uczucie w brzuchu nie chciało przejść. Byłam już pewna. To miłość. Discord oparł swoje czoło o moje. Słyszałam jego oddech.

-Fluttershy... ja...ja... Kocham cię.

Byłam w szoku. Nie wierzę. On potwierdził moje przemyślenia. Co mam mu odpowiedzieć? Czy ja też to czuje? Chyba tak...

-Oh Discord... ja ciebie też kocham.-Powiedziałam to. Za chwilę poczułam ciepło obejmującego mnie stworzenia. Poczułam się bezpiecznie. Tak... z całą pewnością go kocham.

Po pięciu minutach spędzonych w ciszy, wstaliśmy i skierowali w stronę zejścia. Pocałowałam go szybko. Uśmiechnął się.

-Kochanie... mam małą prośbę. Nie mówmy nikomu, że jesteśmy parą. Powiemy potem, po tej całej misji.-Zdziwiłam się lekko. Czemu chce to ukryć?

-Dobrze, niech ci będzie.- Odpowiedziałam cichutko i zeszliśmy.

Luna i Vaili już spali. Położyliśmy się obok siebie i usnęliśmy ze szczęśliwym wyrazami twarzy.

Ufff... Gratuluję dotarcia do końca. Jest to najdłuższy rozdział, ma prawie 2000 słów! (dokładnie 1980). Od razu piszę, nie miejcie pretensji o to, że Krysia ich tak po prostu wypuściła, bo dowiecie się czemu w następnym rozdziale, który będzie w czwartek. No to na koniec dziękuję wszystkim za 165 wyświetleń, 48 gwiazdek i 73 komentarze( większość moich, ale co tam XD). Do zobaczenia :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top