Koszmar
Pegazy ściskały się jeszcze chwilę. Podłoga była mokra od łez. W końcu jeden z nich uwolnił się od uścisku drugiego.
-To...to naprawdę ty Sunny? -zapytała słabym głosem stłumionym od łez. -Ale...jak? Jak się uwolniłaś? Jak to możliwe że żyjesz?
-To długa historia...to Drzewo Harmonii uwolniło mnie i jeszcze kilka innych kucyków...-uśmiechnęła się.- Myślałam że to ty nagle zniknęłaś!
-Ja? Ja byłam cały czas w Ponyville...-zwiesiła głowę.
Sunny Zap spojrzała na nią smutno.
-Zdaje się, że obie mamy dużo do opowiedzenia. -uśmiechnęła się przyjaźnie.- Jednak to musi poczekać do jutra. Widzę jaka jesteś wyczerpana. Lepiej najpierw się prześpij, a jutro rano pójdziemy coś zjeść- wskazała kopytem drugie łóżko.
-To prawda, jestem bardzo zmęczona tym wszystkim...-ziewnęła cytrynowa.
Lemon Juice ruszyła w kierunku łóżka. Pogładziła kopytem niebieski materiał. Choć nie wyglądał na taki, był bardzo miękki. Po krótkiej chwili odgarnęła narzutę i położyła się.
-Ja mam do załatwienia jeszcze parę spraw, więc wrócę późno. Dobranoc Lemon. -powiedziała Sunny i wyszła.
Cytrynowa pegazica rozglądała się jeszcze chwilę po ciemnym pokoju. Gdy wpatrywała się dłużej w ciemność, wydawało jej się, że widzi sylwetkę Luksra. Na szczęście tylko jej się wydawało.
Gdy zetknęła głowę z poduszką od razu poczuła wielkie zmęczenie i powoli ogarniającą ją senność. Pomimo tego nie mogła zasnąć przez dłuższą chwilę. Wciąż nie wierzyła w to co działo się przez ostatnie trzy dni. Najbardziej jednak nie docierało do niej to, że odnalazła Sunny Zap; jej dawno zaginioną przyjaciółkę. Teraz widziała ją całą i zdrową, nie licząc drobnych blizn.
Lemon Juice analizowała jeszcze chwilę ostatnie wydarzenia, aż w końcu dopadł ją sen.
🍋🍋🍋
-Nie zgadzam się! -Sunny Zap uderzyła kopytem w stół. -Musimy zaczekać, aż Night Slash przybędzie z gryfami!
-Dobrze wiesz, że nie możemy dłużej czekać -odezwała się Spitfire.- To może potrwać jeszcze wiele dni lub tygodni. Potwory dobrze strzeżą granicy z Griffonstone, więc przedostanie się tutaj jest bardzo trudne, a my potrzebujemy zapasów.
Pomarańczowa klacz wystąpiła do przodu. Zmarszczyła czoło i przyjechała wzrokiem po dwóch pozostałych kucykach.
-Jednorożce transportują nam wystarczająco zapasów, aby wytrzymać do powrotu Night Slasha. -powiedziała.- Nie możemy ryzykować kolejną wyprawą. Skrzydło szpitalne i tak jest już pełne.
-Wiemy, że masz rację Sunny Zap ale jednorożce z obrzeży musiały zmniejszyć dostawy ze względu na wzmożoną aktywność Luksrów..-Fluttershy podeszła do niej. - Zapasy się kończą i musimy wysłać kogoś do miasta.
-Moja odpowiedź nadal brzmi nie. -powiedziała stanowczo pegazica. -Night Slash nie po to mnie wyznaczył na zastępstwo, żebym traciła kolejne kucyki! Jesteśmy znacznie osłabieni i nie zgadzam się na wyprawy kosztem innych!
Spojrzała gniewnie na Spitfire i Fluttershy i odwróciła się w stronę wyjścia z pomieszczenia.
-Przemyśl to jeszcze. Nie wiadomo kiedy Night Slash wróci, a na dalszym zmniejszaniu racji nie pociągniemy długo-powiedziała jeszcze Fluttershy.
Sunny Zap stanęła w miejscu. Zamyśliła się na chwilę, po czym ocknęła i wyszła.
🍋🍋🍋
Lemon Juice stała w ciemności. Rozglądała się ale oprócz mroku nic nie widziała. Chciała zawołać o kogoś, lecz nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. I to wcale nie ze strachu. Poczuła jakby nagle ktoś odebrał jej głos. Postanowiła pójść do przodu. Gdy zrobiła pierwszy krok nie poczuła gruntu. Nie spadła jednak w nicość. Spróbowała rozłożyć skrzydła. Zdziwiła się, ponieważ nie poczuła ich. Spojrzała na swój bok. Skrzydeł tam nie było. Wywołało to u niej duży niepokój i lekkie przerażenie.
Gdy znów skierowała oczy ku ciemności zobaczyła przed sobą gęstą, białą mgłę. Rozglądnęła się jeszcze raz, przełknęła ślinę i weszła w nią.
Szła przez nią dłuższą chwilę, gdy usłyszała odgłosy walki. Stanęła przerażona. Uszy położyła po sobie i ruszyła za dźwiękiem. Z każdym krokiem, dźwięki były coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Po paru kolejnych krokach odgłosy ustały i zastąpiły je dwa pojedyncze głosy. Lemon rozróżniła jeden z nich; to była bez wątpienia Sunny Zap. Jej głos jednak był dość słaby jak na nią, jakby zmęczony. Cytrynowa klacz zaczęła biec w kierunku głosów. Nie potrafiła zrozumieć ani słowa. W trakcie biegu usłyszała wyraźniej drugi głos, lecz nie wiedziała do kogo on należy. Był przytłumiony.
Lemon Juice nagle wybiegła z mgły i znalazła się w granatowej sali. Była ogromna i wysoka. Wszędzie były wysokie kolumny podpierające sufit. Oprócz nich nie było w niej nic. Klacz zrobiła parę kroków do przodu, gdy znów usłyszała głosy. Dobiegły zza najbliższej kolumny na lewo. Skierowała się, więc do niej. Nagle coś w nią uderzyło z wielką siłą. Kolumna skruszyła się odrobinę. Lemon z położonymi uszami obeszła ją i zobaczyła...ledwo przytomną Sunny Zap. Była ona w brązowym uniformie lotnika, po bokach wzmacnianym częściami zbroi. Strój był bardzo zniszczony, a ona sama miała wiele drobnych, krwawiących ran. Po chwili zaczęła kaszleć i uniosła głowę. Patrzyła na coś przed sobą. Lemon oszołomiona widokiem spojrzała w stronę w którą patrzyła Sunny Zap.
W stronę pomarańczowego pegaza zbliżał się jakiś cień. Gdy zbliżył się bardziej, Lemon dostrzegła, że jest to chyba kucyk. Miał on taką samą budowę, wielkość ale...miał skrzydła i uszy Luksra. LJ nie widziała wiele, ponieważ "kucyk" miał na sobie granatowy uniform lotnika, taki sam jak Sunny Zap, oraz zamknięty hełm w kolorze uniformu. To coś zbliżało się do Sunny i wyraźnie nie miało dobrych zamiarów. Lemon chciała podbiec do przyjaciółki i jej pomóc w jakikolwiek sposób, ale jej kopyta jakby wrosły w podłogę. Spróbowała krzyknąć, lecz nadal nie miała głosu.
-Nie...nie będę z tobą walczyć...-powiedziała słabo Sunny Zap, próbując się podnieść.
-Nie masz wyjścia!-powiedziała kreatura przytłumionym przez hełm głosem-Jeżeli nie chcesz dołączyć do nas to zginiesz!
Lemon Juice otworzyła szeroko oczy. W tym stłumionym głosie rozpoznała...swój własny głos.
"Jak to możliwe?! Co to jest?!"-pomyślała.
- Nie jesteś taka...znam cię...to nie jesteś ty Lemon!-krzyknęła Sunny Zap.
Cytrynowa klacz nie mogła uwierzyć w to co widzi i słyszy. Co to wogóle jest za miejsce? Dlaczego to się dzieje?
-Najwyraźniej nie do końca mnie znasz droga przyjaciółko! To jestem prawdziwa ja! Dzięki temu jadowi sama to odkryłam! -warknęła "Lemon Juice" po czym ruszyła z impetem na Sunny.
Ta jednak zdążyła wstać i na chwiejnych nogach odwróciła się tyłem do niej. Gdy tylko doleciała kopnęła ją z całej siły tylnymi kopytami prosto w hełm. Nieprzygotowana na taki atak, Luksr Juice pod wpływem uderzenia, straciła panowanie nad skrzydłami i uderzyła o podłoże. Hełm spadł jej z głowy.
Lemon Juice zobaczyła samą siebie, jako pół Luksra. Tęczówki miała rubinowo czerwone, tak samo jak białka. Sierść była ciemnocytrynowa i poszarpana. Jej grzywa miała podobny kolor do futra, a białe pasemko było teraz czarne. Kopyta przypominały bardziej niewykształcone racice. Wyglądała jak prawdziwy Luksr.
Nagle ta pradziwa Lemon poczuła, że głos jej wrócił. Zaczęła krzyczeć, że nie chce tego widzieć, to nie może być prawda. Zamknęła oczy, z których zaczęły lecieć łzy. Gdy odważyła się je otworzyć, nie była już w granatowej sali tylko przed bramą wjazdu miasta. Pegazica rozejrzała się i spostrzegła tablicę z napisem "Canterlot". Znowu mogła się poruszać, więc podeszła bliżej bramy. Spojrzała na swój bok. Skrzydeł dalej nie miała. Nagle usłyszała, że coś jedzie w kierunku bramy. Chciała się schować, ale nie było nigdzie żadnej kryjówki. Postanowiła chociaż odejść kawałek, ale znowu jej kopyta wrosły w ziemię. Chwilę później wokół niej zaczęły pojawiać się krzaki i Luksry pełniące funkcję strażników. Na boki rozciągał się las, który zdążył objąć roślinami cały Canterlot. W powietrzu też było parę Luksrów. Zbliżający się dźwięk zaczął przypominać pojazd transportowy. Chwilę później takowy wyjawił się i stanął przed bramą.
W tym momencie z lasu wybiegły kuce we wzmocnionych uniformach i hełmach. Pegazy zaczęły lecieć prosto w Luksry, jednorożce starały się je unieruchomić magią, a kucyki ziemskie pędziły w stronę wozu transportowego. Luksry zaczęły wściekle walczyć. Lemon przyglądała się wszystkiemu w osłupieniu. Wszystko trwało chwilę, gdy zobaczyła jednego pegaza stojącego na uboczu.
-To nie jest broń! To zasadzka!-krzyknął jeden z kuców przy wozie.
Nagle wszytko przyśpieszyło i Lemon zobaczyła jak ten kucyk na uboczu zdejmuje hełm. To była znowu Lemon Juice. Ta normalna. Spojrzenie miała smutne. Coś było z nią nie tak. Powinna przecież walczyć razem z innymi. Chwilę później przed oczami LJ wszystko się rozmyło i pojawiła się znów gęstą, biała mgła. Obraz zastąpiły głosy. Kłótnia.
-Jak mogłaś?! Po czyjej ty jesteś stronie?! Co ty zrobiłaś?! Nie jesteś jedną z nas! Zdrajca!-to był głos Sunny Zap.
Te zdania rozchodziły się jak echo w głowie LJ.
-Nie! Proszę! Ja już nie chcę tego słuchać! -Lemon zdołała oderwać się od ziemi i przykryła uszy kopytami.
Nagle wszystko ustało. Pegazica otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Widziała tylko ciemność. Poczuła, że wróciły jej skrzydła. Sama nie wiedziała czemu, łzy napłynęły jej do oczu. Stała w tym mroku jeszcze chwilę, gdy zobaczyła pod sobą pęknięcia. Takie jak na szkle. Zanim się zorientowała wszystko się rozleciało i zaczęła spadać w nicość. Machała skrzydłami, lecz nie mogła się unieść. Chciała krzyczeć ale znowu zabrało jej głos. Spadania nie było końca, aż znów po głowie rozchodziły się słowa Sunny Zap. Nie mogła tego znieść i złapała się za głowę. Zacisnęła zęby i próbowała krzyczeć.
Nagle spadła na twardy grunt. Resztkami sił podniosła się i rozglądała się przerażona. Po chwili usłyszała śmiech. Zły śmiech. Z ciemności zaczął wyłaniać się jakiś kształt. Lemon cofnęła się ale poczuła za plecami ścianę. Usłyszała dźwięk kopyt. Przed pyszczkiem zobaczyła tą samą siebie, co z pierwszej napotkanej sytuacji. Druga ona patrzyła się jej w oczy z dziwnym uśmiechem. Znowu zaczęła się śmiać. Pokazała ostre kły Luksra i rozpostarła skrzydła.
-Ja jestem prawdziwą tobą! -powiedziała ochrypłym głosem.
Lemon znowu poczuła, że głos jej wrócił.
-Nie! To nieprawda!-zaczęła krzyczeć-NIEPRAWDA!
Nagle poczuła szarpnięcie.
🍋🍋🍋
Aaah!-krzyknęła Lemon. Przed sobą zobaczyła zdziwioną Sunny Zap.
-Coś się stało? Tylko cię obudziłam, nie bój się. Miałaś jakiś koszmar?
LJ popatrzyła na nią otępiałym spojrzeniem. W końcu otrząsnęła się. Rozglądnęła się po pokoju i odetchnęła głęboko.
-Tak, ale to nic. To tylko koszmar...
-Nie martw się, koszmary się zdarzają. Czas na śniadanie. -uśmiechnęła się przyjaźnie. -Na pewno jesteś głodna.
-Tak...już idę...-powiedziała Lemon po czym wstała i ruszyła za Sunny w stronę stołówki.
-Obiecałam ci opowiedzieć jak to było kiedy mnie złapali. -zaczęła mówić Sunny.-Nadal chcesz to wiedzieć?
Cytrynowa pegazica spojrzała na nią. Jeszcze nie do końca doszła do siebie po tym koszmarze, ale bardzo chciała to wiedzieć.
-Jasne, że tak. Opowiedz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top