Mleczna czekolada

TO JEST SMUT TYLKO I WYŁĄCZNIE JEBANY CZYSTY SMUT KTÓRY MA WIĘCEJ SŁÓW NIŻ MOJE OPOWIADANIE NA POLSKIM


Był już późny wieczór w Angel's Share. Wszystko było normalne, ale jedna rzecz odstawała od normy.

Harbinger włóczył się po barze niczym duch, lecz nie do końca. Jego rude włosy sprawiały, że wyróżniał się wśród mieszkańców, ale wciąż niknął w tłumie. Barman nawet go nie zauważył. Gdyby go zauważył mężczyzna już znajdowałby się za drzwiami z powodu swoich powiązań z Fatui. Ale Tartaglia był tutaj w całej swojej okazałości śmiejąc się z miejscowymi jakby był jednym z nich.

Na przeciwko stolika rudowłosego siedział kapitan kawalerii z kieliszkiem wina w dłoni. Śmiejący się Harbinger to na pewno nie był widok jakiego spodziewał się Alberich. Może był po prostu tu bardziej spokojny i nie przejmował się tu swoim statusem w Fatui? Albo był w dobrym humorze po jakiejś pracy związanej z Fatui? Nieważne co było powodem śmiechu rudzielca. Jego śmiech był zaraźliwy. Wkrótce Kaeya się na to uśmiechnął, a chwilę potem dołączył z własnym śmiechem tworząc piękną melodię.

Childe usłyszał ten drugi bogaty śmiech i zwrócił swoje oczy do jego źródła by ujrzeć śmiejącego się Kaeyę. Ich oczy się spotkały. Tartaglia zadziornie się na to uśmiechnął.

Alberich odpowiedział tym samym. Po czym kiwnął głową oraz wziął łyka swojego wina puszczając oczko w stronę drugiego.

Childe jeszcze mocniej uśmiechnął się na ten gest i również wziął łyka swego drinka wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.

Kaeya postanowił jak na razie skupić swoją całą uwagę na drugim mężczyźnie. Nie mógł zaprzeczyć, że jego policzki stały się odrobinę cieplejsze od tych pięknych, bezdusznych, niebieskich oczu patrzących prosto na niego.

Tartaglia wziął głęboki oddech. Musiał przyznać, że mężczyzna przed nim był piękny. Kim był? - pytał siebie Harbinger lekko przygryzając wargę oraz czerwieniąc się na policzkach.

Kapitan cicho zachichotał. Och, teraz będzie przygryzać wargę? Kaeya zdecydowanie uważał, że to było dosyć urocze jak na kogoś kto zabił setki bez poczucia winy. To było całkiem intrygujące widzieć Harbingera w takim stanie. Biedaczek był taki sflustrowany!

- Kurwa...

Childe przeklnął głośniej niż zamierzał łamiąc kontakt wzrokowy z niebieskowłosym. Czuł, że stał się jeszcze bardziej czerwony. Tartaglia w chwili słabości wypił całego swojego drinka na jednym wdechu.

Jak uroczo! Harbinger i jego mały wybuch. Alberich definitywnie miał niezłą rozrywkę. Kto by pomyślał, że Childe może być taki wstydliwy? Kaeya podniósł kieliszek w kierunku Tartagli. Rudowłody nie utrzymywał już z nim kontaktu wzrokowego, ale nie mógłby przegapić toastu, prawda?

Childe znów spoglądnął w stronę kapitana i gdy zauważył propozycje toastu nerwowo spojrzał na szklankę po swoim pustym drinku. Niewiele o tym myśląc Tartaglia wziął pierwszy lepszy kieliszek z winem należący do jednego z mężczyzn z którymi siedział przy stoliku. Uniósł pełny kieliszek w stronę Kaeyi uważnie go obserwując na co niebieskowłosy z uśmiechem wziął kolejnego łyka wina. Ich oczy znów się spotkały i czas jakby się zatrzymał.

Alberich czuł jakby wpadł w jakiś trans. Oczy drugiego były hipnotyzujące. Kaeya mógł tylko wpatrywać się w rudzielca z wzmożoną intensywnością. Kapitan był zamrożony w miejscu tylko i wyłącznie przez kontakt wzrokowy z Harbingerem.

Childe miał taki sam problem. Wszystko wokół się zatrzymało i mógł tylko obserwować to samotne, piękne niebieskie oko. To było takie uczucie jakby niebieskowłosy rzucił na niego urok.

Nawet nie minutę później mężczyzna od którego Tartaglia ukradł drinka zorientował się i zaczął na niego krzyczeć, lecz Harbinger był zbyt zajęty podziwianiem cudownego mężczyzny na przeciwko siebie.

Kaeya nie może uwierzyć, że Childe tak beztrosko może wpatrywać mu się w oczy podczas gdy wokół niego tworzy się scena niezłego kalibru. Okradziony mężczyzna wstał z krzesła dalej krzycząc coś do rudzielca i coraz więcej oczu spoglądało w stronę stolika przy, którym siedział Tartaglia. Jak Harbinger czuł się tak beztrosko? Nieistotne... Liczył się teraz tylko ich kontakt wzrokowy, którego Alberich nie zamierzał przerywać pierwszy.

Mężczyzna w końcu zmęczył się bezsensownym krzyczeniem i nagle uderzył Childe'a w twarz. Mimo to Tartaglia wciąż siedział prosto z drobnym uśmiechem, wpatrzony w drugiego jak w obrazek.

Kapitan próbował desperacko powstrzymać śmiech. Ta sytuacja była naprawdę groteskowa. Cóż postawa Tartagli sugerowała, że był naprawdę bardzo zainteresowany Kaeyą. Alberich poczuł jak jego serce bije trochę szybciej na tą myśl. Po paru sekundach rycerz nie wytrzymał i wybuchł śmiechem. Childe odpowiedział tym samym. Śmiech Harbingera chyba tylko jeszcze bardziej irytował okradzionego mężczyznę, bo znów uderzył Tartaglię tym razem na tyle mocno by wypłynęła krew.

Kaeya zaczął odrobinę martwić się o rudowłosego, ale musiał przyznać, że z krwią spływającą po jego twarzy wyglądał bardzo atrakcyjnie. Z oczu rudzielca i jego ignoranckiej postawy płynęła pewność siebie i żywa determinacja. Alberich na pewno nie chciał rujnować sobie rozrywki, więc wciąż wpatrywał się w Harbingera.

Niestety ich mały pojedynek na spojrzenia musiał się skończyć, bo okradziony walnął Childe'a łatwo w tył głowy sprawiając, że Tartaglia stracił przytomność upadając z krzesła na ziemię. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył Harbinger przed odpłynięciem była twarz Kaeyi.

Alberich zadecydował, że może to odpowiedni moment by wkroczyć do akcji. Był rycerzem, więc powinien dbać o porządek (tak naprawdę to po prostu wreszcie zareagował bo skończyła mu się jego rozrywka).

Kaeya podniósł rudzielca z ziemi. Może nie był doktorem, ale mógł stwierdzić, że leżenie na podłodze na pewno nie przyniesie żadnych korzyści. Mężczyzna był zaskakująco lekki na swoje rozmiary. Kapitan nadal wpatrywał się w twarz Harbingera. Tak na wszelki wypadek. W końcu gdyby się obudził to mógłby być zdezorientowany czemu Alberich na niego nie patrzy.

- Co z nim robiszzz!?- wrzasnął mężczyzna, który uderzył Tartaglię.

Rycerz czuł od niego silny zapach alkoholu. Wypił już wystarczająco. Kaeya go znał. A bardziej kojarzył, że był jednym z mieszkańców, którzy lubowali się w winie. Na co dzień mężczyzna również był łatwy do zdenerwowania, lecz procenty jeszcze bardziej potęgowały tą skłonność. Twarz mężczyzny była wykrzywiona wściekłością, a jego głos był zbyt głośny.

Alberich zignorował miejscowego i poszedł dalej z Childe'm w rękach. Chciał go wynieść gdzieś poza bar, by Harbinger mógł w spokoju wrócić do siebie.

- Pierdolić tego rudego! Ukradł mi moje wino!

Mężczyzna stanął tuż przed drzwiami skutecznie blokując wyjście. Ten człowiek naprawdę zaczynał mu działać na nerwy.

- Uważaj na słowa- Alberich wypowiedział to wolno jak do dziecka z kontrolowanym tonem głosu.- Mój drogi kolega jest nieprzytomny i jeśli wiesz co jest dla ciebie dobre to zejdziesz mi z drogi- dodał ogarniając mężczyznę zimnym spojrzeniem.

Okradziony nie zamierzał odpuścić. Znów próbował rzucić się na Tartaglię.

Kaeya złapał go za rękę w ułamku sekundy. Uścisk kapitana był tak silny, że jeszcze trochę i złamałby mu rękę. Alberich zmierzył mężczyznę wzrokiem dając mu ostrzeżenie. Jeśli nie przestanie to rycerz nie zawaha się zrobić mu krzywdy.

Okradziony chyba nie załapał ostrzeżenia. Alkohol nadawał mu zgubną pewność siebie. Mężczyzna spróbował niezdarnie kopnąć Kaeyę.

- Ostatnia szansa- ekspresja Albericha zmieniła się nie do poznania. Była zimna jakby została wykuta z lodu przez samą Tsaritsę.

Mężczyzna nie posłuchał. Alkohol zdawał się nie tylko dodawać mu pewności siebie, ale i również głupoty.

- A pierdol się! I niech ten rudy też się pierdoli!- wrzasnął mężczyzna próbując bezskutecznie wyrwać rękę z żelaznego chwytu kapitana kawalerii.

- Co powiedziałeś?- głos Kaeyi był nawet zimniejszy niż jego ekspresja.

- Powiedziałem, że możesz się pierdolić i ten skurwiel też- miejscowy próbował drugą ręką znów kogoś uderzyć.

To nie była odpowiedź jakiej oczekiwał Alberich. W ułamku sekundy ręka mężczyzny została złamana. Kaeya nawet nie spojrzał jak okradziony upada płacząc z bólu. Reszta pijaków nagle wytrzeźwiała i patrzyła ze strachem na twarzach na te całe widowisko. Nigdy nie sądzili, że ich kapitan mógłby byś taki brutalny. Zapomnieli, że niebieskowłosy nie był tylko ich zabawnym rycerzem. Cała tawerna wpatrywała się z wstrzymanym oddechem w plecy Kaeyi jak wychodził z baru z ciałem Harbingera w rękach. To sprawiało, że Alberich zaczął się zastanawiać jak inni go teraz będą po tym widzieli. Czy wciąż będzie ich ulubionym i zaufanym rycerzem? Czy mężczyzną, który budzi w nich strach? Cóż kapitan wzruszył ramionami, nie potrzebował być lubiany.

Kaeya ekspercko poruszał się przez zawiłe ulice Mondstadt aż w końcu dotarł do swojego miejsca docelowego. Małe miejsce między budynkami miast którędy nikt nie przechodził. Być może było tam trochę brudno aczkolwiek było to lepsze niż jakaś alejka w centrum.

Alberich bezceremonialnie usiadł na ziemi kładąc głowę Harbingera na swoich udach. Z jego prawej strony twarzy wciąż znajdowała się krew. Kapitan zlitował się nad rudzielcem i wytarł ją swoją peleryną. Kaeya zaraz potem znów wrócił do uważnego obserwowania twarzy Childe'a

Po kilku długich minutach mężczyzna się obudził wzdychając z bólu. Jak otworzył oczy od razu zauważył rycerza.

- Hm? Przystojny mężczyzna z tawerny?- Tartaglia spiął się gdy zorientował się, że powiedział to na głos.

Harbinger próbował szybko podnieść się z ud Kaeyi, ale nie udało mu się to przez nagłe zawroty głowy. Kaeya lekko podtrzymał jego głowę i pomógł mu wstać do pozycji siedzącej.

- Myślę, że masz rację Childe- uśmiechnął się szyderczo niebieskowłosy, choć to było ich pierwsze spotkanie to Alberich wymawiał to imię z pewną zażyłością.- Jak się czujesz?

- Skąd znasz moje imię?- wymamrotał bardziej do siebie niż do niego.- I czuję się... całkiem dobrze jeśli nie liczymy mojego bólu głowy.

- Cóż trudno go nie znać skoro jesteś jedenastym Harbingerem, Tartaglia- kapitan niespodziewanie przyłożył rękę do czoło rudzielca by sprawdzić czy miał gorączkę.- Czy bardzo cię boli ta głowa? I czy boli cię coś jeszcze?

- Nie... tylko głowa. I nie jest aż tak źle. W sumie to już się czuję o wiele lepiej niż przed chwilą- wyszczerzył się Childe.- Więc? Jak masz na imię? Patrzyłem na ciebie w tawernie i następna rzecz jaką pamiętam to że leżę w twoich ramionach.- Tartaglia spojrzał mu głęboko w oczy oczekując odpowiedzi.

- Nazywam się Kaeya- przedstawił się Alberich.- A w tawernie zwyczajnie straciłeś przytomność. Zapewne przez moje piękno hm?

Childe perliście się na to zaśmiał, a jego policzki odrobinę się zaróżowiły. W jego klatce piersiowej było miłe ciepło i Harbinger nie był w stanie stwierdzić czy to od alkoholu czy tego drugiego mężczyzny.

- Kaeya- powiedział rudowłosy sprawdzając jak to brzmi w jego ustach.- To więc Kaeya, kim jesteś? Jestem coraz bardziej pewny, że to właśnie twoje piękno rzuciło na mnie urok i dlatego tu obecnie się znajduje.

Niebieskowłosy nie mógł konkretnie wskazać co, ale coś w zawadiackim uśmiechu Childe'a gdy wypowiadał te słowa sprawiało, że wszystko dookoła krzyczało kłopoty. Na szczęście Alberich uwielbiał kłopoty. Mężczyzna na przeciwko niego był intrygujący.

- Ja? Och jestem tylko biednym wojownikiem- bezduszne, niebieskie oczy Tartagli nagle na to się rozświetliły.

- Wojownikiem? To znaczy, że umiesz walczyć?- rudzielec mógłby skakać ze szczęścia. Ładny mężczyzna, który umiał walczyć? Chodzący ideał!- Czy możemy zawalczyć, proszę?

- Walka?- niebieskowłosy uniósł brew. Na widok podekscytowania Childe'a nie mógł mu odmówić- Czemu nie.

Kaeya szczerze sądził, że Tartaglia żartował, ale coś w tonie rudzielca mówiło mu co innego.

- W takim razie zaczynajmy!- Harbinger prędko wstał z ziemi.

Mężczyzna przywołał do swoich dłoni bliźniacze sztylety hydro. Przybrał pozycje i z iskrami w oczach czekał na ruch swojego oponenta. Jego ekspresja pokazywała, że był bardzo poważny na temat walczenia z niebieskowłosym.

Alberich był lekko zaskoczony, ale mimo to nie zamierzał się wycofywać. Ta nagła chęć Tartaglii do walki była urocza. Kapitan postanowił, że z przyjemnością spełni jego pragnienie.

Kaeya wziął do ręki swój miecz. Na jego ostrzu uformowała się cienka warstwa szronu. Rycerz nie zamierzał się kontrolować.

- Wizja Cryo?- Childe szeroko otworzył oczy.

Rudzielec nie zauważył wcześniej, że wizja zwisała z paska Kaeyi. Być może był po prostu zbyt rozproszony jego piękną twarzą, by to zauważyć w tawernie? Nieważne... Tartaglia uważał, że wizja Cryo pasowała do niebieskowłosego. Jej wysokość Tsaritsa naprawdę błogosławiła najlepszych ludzi.

- Jaki jesteś spostrzegawczy- uśmiechnął się Kaeya po czym ruszył na rudzielca.

Ich ostrza spotkały się z brzękiem. Childe wielokrotnie próbował obejść obronę Albericha, lecz z marnym skutkiem. Każdy jego ruch był skutecznie blokowany.

Kaeya z rozbawieniem patrzył na każdą próbę Tartagli. Mężczyzna był jak kot. Dla niego to całe walczenie z Alberichem było jak zabawa. W zasadzie sposób w jaki Harbinger się poruszał mało różnił się od kota. Choć był chaotyczny to w w bitwie miał swego rodzaju grację, którą kapitan kawalerii po cichu podziwiał.

Rycerz postanowił wreszcie uderzyć. Udało mu się zdobyć całkiem niezłe cięcie na ramieniu drugiego. Childe nie był z tego powodu zadowolony. Wiedział, że nie powinien w obecnym stanie. Jego głowa wciąż niemiłosiernie bolała, a teraz doszło do tego jeszcze ramię. Szybko Tartaglia został praktycznie przypięty do ściany przez dwa sople lodu. Rudowłosy patrzył na Albericha z podziwem i radością. Kaeya naprawdę był dobrym przeciwnikiem. Childe zdecydowanie chciałby jeszcze raz z nim zawalczyć gdy będzie już w swojej szczytowej kondycji. Wtedy to będzie sprawiedliwa walka. Sprawiedliwa i taka cudownie wymagająca.

Niebieskowłosy podszedł bliżej do Harbingera i przyłożył koniec swojego miecza do jego gardła. Tartaglia nie spoglądał jakkolwiek inaczej na niego przez ten gest. Uśmiech drugiego i istna adoracja w jego oczach tylko rosła.

- Walczysz całkiem nieźle na "biednego wojownika". Jeśli nie masz dla kogo walczyć to co powiesz na to, żebyś dołączył do Fatui?- Ekscytacja rudzielca jeszcze bardziej rozświetliła jego oczy.

Pytanie Childe'a było prawdziwe. Tartaglia z wielką chęcią by pracował u boku Albericha. Harbinger po prostu lubił te miłe uczucie w klatce piersiowej jakie towarzyszyło mu dzisiejszej nocy w tawernie przy Kaeyi.

Niebieskowłosy znów był zaskoczony tym jak rudowłosy potrafił być bezpośredni. Childe głęboko się w niego wpatrywał oczekując na odpowiedź. Alberich wziął głęboki wdech przed mówieniem.

- Fatui? Hm...- Kaeya odchrząknął.- Muszę to przemyśleć.

- Oczywiście! Namyślaj się tyle czasu ile potrzebujesz! Twoje umiejętności w bitwie są godne podziwu i zwyczajnie sądzę, że Fatui z otwartymi ramionami przyjęliby kogoś tak pięknego jak...- Tartaglia przerwał gdy zorientował się, że powiedział to na głos, a jego pliczki pokryły się czerwienią.- Miałem namyśli kogoś tak umiejętnego jak ty.

Śmiech przerwał nagłą niezręczną ciszę. Kaeya przez chwilę był oniemiały na słowa Childe'a, ale szybko się pozbierał. Niebieskowłosy śmiejąc się zabrał z gardła Harbingera ostrze, a potem pomógł mu złamać lód, który go uwięził.

- Och ty to wiesz jak prawić komplementy- powiedział Alberich być może nie do końca w żartach jak to sugerował jego ton- Ktoś piękny i umiejętny. To dość unikalne zestawienie. Może powinienem aplikować od razu?- głos Kaeyi miał w sobie delikatne rozbawienie.

- W sensie... jeśli chcesz?- rudowłosy wziął wdech i uspokoił swoje różowe policzki.- Świetnie się z tobą bawiłem, ale już muszę wracać do hotelu. Mam jutro spotkanie z rycerzami- Childe potarł skronie.- Szczerze to tylko głupia powinność. Signora podobno miała z nimi wiele problemów... Mam nadzieję, że jakoś sobie z nimi poradzę.

Kapitan tylko lekko uniósł brew na wspomnienie o jego jutrzejszym spotkaniu, ale nic nie powiedział. Zamiast tego tylko uśmiechnął się i podszedł do mężczyzny o krok bliżej.

- Cieszę się, że doskonale się ze mną bawiłeś- głos Albericha spadł o oktawę niżej nadając słowom dwuznaczny wydźwięk. Wzrok Kaeyi nie opuszczał twarzy rudzielca, a jego uśmiech stał się złośliwy.- Być może nawet lepiej niż się spodziewałeś~?

Nagle Tartaglia poczuł ciepło na całym swoim ciele. Z niebieskowłosym tak blisko jego umysł tracił panowanie. Wspomnienie o "zabawie" byłoby niewinne gdyby rycerz nie postanowił mówić tego tak sugestywnie. To wkładało do głowy Harbingera wiele niestosownych pomysłów.

- Oczywiście! Jesteś w końcu osobą, która naprawdę zna się na zabawie- mężczyzna uśmiechnął się tak samo jak Alberich.- Być może moglibyśmy to powtórzyć?- uśmiech Childe'a stał się jeszcze bardziej wyrazisty.- No wiesz te całe walczenie i...- oczy Tartagli przeszły w dół przemierzając ciało Kaeyi po czym znów wróciły do jego twarzy. Rudowłosy nie dokończył pozostawiając kapitanowi miejsce na interpretację.

Alberich stał się czerwony. Oczy Harbingera bezwstydnie po nim wędrowały. Kaeya kłamałby gdyby powiedział, że to mu się nie podobało. Bo jego ciało wręcz rozpalało się na pewną myśl. Kapitan rozpoznawał te uczucie i musiał przyznać, że dość dawno go nie czuł. Niebieskowłosy skinął lekko głową.

- Jestem pewien, że możemy...- Kaeya zrobił pauzę i łagodnie uśmiechnął się do Tartagli gdy mężczyzna najpewniej już sobie coś dopowiedział w to miejsce.- ponownie zawalczyć.- ton Albericha wciąż niósł podwójne znaczenie.

Childe westchnął i spojrzał na niebieskowłosego.

- Do zobaczenia wojowniku- i z tym Harbinger odwrócił się i zaczął iść.

Kaeya patrzył uważnie jak mężczyzna odchodzi z delikatnym uśmieszkiem na ustach. Ten mężczyzna miał w sobie coś co przyciągało Albericha, kapitan więc ostatni raz się do niego zwrócił.

- Wojowniku?- krzyknął na nim rycerz.

Childe prędko się odwrócił. Jego policzki ciepłe.

- Powiedziałeś, że jesteś wojownikiem, prawda?- odkrzyknął ostatni raz uśmiechając się do Kaeyi.

Alberich perliście się zaśmiał. Jego śmiech był szczery. Kaeya wciąż nosił uśmiech jak odwrócił się i również poszedł w swoją stronę. W jego brzuchu roiło się od motylków, a serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Jeśli kapitan byłby na tyle głupi by wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia to byłoby to.

Kaeya wiedział tylko jedno: Musiał jeszcze raz zobaczyć się z tym mężczyzną


***


Childe wszedł do sali konferencyjnej rycerzy knights of favonius. Przed każdym z zebranych była karteczka z funkcją. Tartaglia podczas krótkiej drogi do swojego miejsca rzucił okiem na parę osób, które się wyróżniały. Na przeciwko niego było jedyne niezajęte krzesło w sali. Krzesło przed którym eleganckim pismem było napisane: "Kapitan Kawalerii Mondstadt". Harbinger nie zbyt się tym przejął, wygodnie rozsiadając się na swoim siedzeniu.

Rudzielec zwrócił głowę w stronę otwieranych drzwi. Przez nie przeszedł pewien znajomy niebieskowłosy mężczyzna.

W momencie gdy Kaeya zauważył na sobie tą jedną, specjalną parę oczu to odwrócił się i posłał w stronę Childe'a piękny uśmiech zanim wolnym krokiem podszedł do swojego miejsca.

Tartaglia nie mógł oderwać wzroku od płynnego ruchu bioder Albericha jak spokojnie podszedł do jedynego pustego krzesła w pomieszczeniu i na nim usiadł. Rudowłosy jeszcze raz spojrzał na karteczkę. Niewątpliwie nic mu się nie przewidziało. Wielkimi, czarnymi literami wciąż widniał tam napis: "Kapitan Kawalerii Mondstadt".

Niebieskowłosy patrzył z lekko złośliwym uśmieszkiem na żywą konsternację na twarzy rudzielca. Dokładnie obserwował każdy najmniejszy ruch twarzy Childe'a. Każde drgnięcie brwi, wytrzeszczenie oczu lub ruch kącika ust. Po małym wylewie Harbingera, który zakończył się głębokim westchnieniem, Kaeya ogarnął wzrokiem rycerzy w sali. Prędko zauważył, że każdy w pokoju spoglądał prosto na niego z oczekiwaniem.

- Witam wszystkich rycerzy na tym cudownym spotkaniu- Alberich mówił z autorytetem, a jego uśmiech stał się mniej złośliwy, lecz wciąż miał swoją przyciągającą pewność siebie.

- Dzień dobry wszystkim. To przyjemność być w waszym mieście- Tartaglia zniżył ton na słowa "przyjemność" patrząc prosto w oko niebieskowłosego.

Childe wciąż nie mógł uwierzyć jak ten mężczyzna tak łatwo go ograł. Kaeya tak po prostu go zmylił. Cóż to zdecydowanie było intrygujące. Może Tartaglia jednak nie docenił Mondstadt? Być może ten kapitan kawalerii sprawi, że jego dyplomatyczny wyjazd stanie się ciekawszy? Rudzielec chętnie znów spędziłby wiele czasu bezwstydnie wpatrując się w twarz drugiego. Chciał utonąć w jego samotnym oku.

- Cała przyjemność po naszej stronie- niebieskowłosy przechylił się lekko do przodu patrząc prosto na Harbingera. Po chwili ciszy Kaeya dodaje głośniej.- Będę twoim kapitanem.

Tartaglia zachłysnął się powietrzem, ale szybko odzyskał odpowiednią postawę. Te słowa sprawiały, że jego myśli kołysały się w najróżniejsze strony.

- Och? Moim kapitanem? Czuję się uhonorowany- wyszczerzył się rudowłosy.

Alberich pozwala by cisza uniosła wagę tych słów. Kapitan spoglądał przez ten czas oczywiście cały czas w tą jedną parę oczu. Ekspresja Kaeyi stała się łagodniejsza.

- Być może będziesz moim pierwszym rycerzem?- pytanie zostało zadane w sposób rozrywkowy, lecz Childe wyczuł małą zmianę w zachowaniu niebieskowłosego. Kaeya jakby posmutniał... Czy to była jego wina?

Tartaglia nie miał pojęcia co miał na to odpowiedzieć. Wiedział, że każdy rycerz w tym momencie po cichu go osądza. Miał świadomość, że oczy zostały zwrócone ku niemu. Właśnie reprezentował interesy Tsaritsy, więc musiał być ostrożny. Nie mógł spierdolić i tak już kruchych relacji politycznych z ziemią wiatru.

- Obawiam się, że muszę odmówić. Mam dość wysoki status w Fatui- był tu zamaskowany pewien rodzaj bólu jakby Childe chciał desperacko odpowiedzieć twierdząco na to pytanie.

Przez sekundę można było dostrzec zaskoczenie na twarzy Albericha, które jednak zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Ból pozostał ledwo zauważalny w oku niebieskowłosego. Odpowiedź Tartagli była zadziwiająco bolesna. Właściwie to Kaeya nie wiedział czego się spodziewał.

- Wielka szkoda...- kapitan przełknął gulę w gardle i uniósł kąciki ust do góry.

Harbinger dostrzegł smutek na twarzy Kaeyi oraz głęboko za to siebie zbeształ.

- Mhm... to prawda- w głowie rudowłosego zrodził się pomysł. Z drobnym uśmiechem Childe wypowiedział następne słowa.- Chyba powinienem ci to wynagrodzić. Co powiesz na kolację dzisiaj wieczorem?- nadzieja rozświetlała jego oczy.

Rycerze mieli szeroko otwarte oczy. Każdy z nich nie spodziewał się takiej nagłej propozycji ze strony Harbingera. Alberich mógł tylko szerzej uśmiechnąć się na ich miny zanim zwrócił się do Tartagli.

- Kolacja... To więc sugerujesz randkę?- pełny uśmiech wrócił na jego twarz.- Byłbym zaszczycony.

Policzki rudzielca prędko stały się czerwone. Czy Kaeya naprawdę nazwał to randką przy wszystkich zgromadzonych wokół? Childe wziął parę oddechów na uspokojenie. Pójdzie na randkę z tym pięknym, niebezpiecznym, złośliwym mężczyzną z tawerny.

- Jeśli chcesz to może być randka- Tartaglia spróbował powiedzieć to jak najbardziej neutralnie się dało, ale nie udało mu się.

- Jestem pewien, że to będzie intrygujący wieczór- Alberich zachichotał na widok czerwonej twarzy rudzielca. Musiał przyznać, że jego serce też biło odrobinę szybciej.

- O-oczywiście kapitanie- zająknął się Childe.- Odbiorę cię o ósmej.

I z tym Harbinger prędko wyszedł z pokoju. Kaeya tylko na to się zaśmiał. Nawet nie chciał wiedzieć jak ten szaleniec zdobędzie jego adres.

Alberich nie mógł się doczekać. O ósmej... W takim razie będzie miał jeszcze dużo czasu na przygotowania. Wystarczy, że się zwyczajnie ładnie ubierze prawda? Kaeya nie mógł wytrzymać z samym sobą. Czemu był taki podekscytowany?

Jean podążała wzrokiem w kierunku szczenięcych oczu, które niebieskowłosy robił w stronę odchodzącego Harbingera. Blondynka byłaby normalnie szczęśliwa, że jej przyjaciel został zaproszony na randkę, lecz jako Acting Grand Master została pozbawiona słów. Jej kapitan kawalerii zauroczony w Harbingerze? Kobieta wzięła oddech aby się uspokoić.

- Co to kurwa miało być- każdy wstrzymał oddech. To nie było częste, że zazwyczaj spokojna Jean przeklinała.

Kaeya był zagubiony w swoich myślach. Nagły głos Jean sprawił, że niemal podskoczył na krześle. Alberich rozejrzał się po pokoju.

- Cóż wygląda na to, że twój wybuch sprawił, że każdy jest zaskoczony. Jak zabawnie- uśmiech kapitana nie wyparował ani na sekundę.

- ...

Żaden z rycerzy nie odpowiedział na słowa Kaeyi. Niebieskowłosy uniósł lekko brew obserwując reakcje Jean. Trzymała zaciśnięte pięści na stole, a jej brwi były zmarszczone. Wyglądała tak o wiele starzej niż w rzeczywistości.

- Czy mowa sprawia ci trudność? Droga Acting Grand Master- Alberich mówił z pełną pewnością siebie.

- To naprawdę nie jest czas na żarty Kaeya!- blondynka naprawdę próbowała się uspokoić, ale pękła widząc jak nonszalancko podchodzi do tego mężczyzna.

Z twarzy Albericha zniknął uśmiech. Jego miejsce zastąpiła neutralna, chłodna ekspresja.

- Uważnie dobieraj słowa Jean- kobieta cicho prychnęła.

Nie mogła znieść jego ignoranckiej postawy. Jak śmiał mówić do niej w taki sposób? Każdy rycerz mógł poczuć złość Jean w tym momencie.

- Harbinger właśnie zaprosił cię na randkę i ty się zgodziłeś- Jean nigdy nie sądziła, że coś tak absurdalnego opuści jej usta.- Więc uważam, że to trochę usprawiedliwia sposób w jaki do ciebie się zwracam.

- Czy to jakiś problem?- głos Albericha był jeszcze zimniejszy.

Choć Kaeya był cały zimny i bezemocjonalny, lecz to była tylko maska. W głębi czuł irytację i złość. Jednak postanowił, że zachowa spokój. Szanował Jean, a krzyczenie na Acting Grand Master na pewno nie przyniosłoby mu niczego dobrego.

- Czy to jakiś problem?- powtórzyła Gunnhildr.- To jest Harbinger! A ty jesteś rycerzem! Kapitanem nawet! Moją prawą ręką!- kobieta zaczęła krzyczeć.

Rycerze byli przerażeni. Ich Acting Grand Master i kapitan kawalerii zachowywali się kompletnie inaczej niż zazwyczaj.

- Czemu to miałby być problem?- twarz Albericha pozostała obojętna. Nienawidził jak ktoś na niego krzyczał.- Nie pamiętam, żeby była jakaś zasada, która tego zabrania.

- Naprawdę? Cóż ja pamiętam- Jean zaczęła recytować z pamięci.- Artykuł 67 podpunkt b) wielkiej księgi zasad rycerzy knights of favonius: "Rycerz nigdy nie powinien spoufalać się z wrogiem. Jako kochanek i/lub przyjaciel".

Lisa chwilę patrzyła na dwójkę w konflikcie. Sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli, ale może wszystko wyjaśniłoby się bez jej interwencji? Szatynka na razie postanowiła nie interweniować.

Kaeya dwa razy zamrugał. Jean znała zasadę, która tego zabraniała? Cóż wyglądało na to, że Acting Grand Master nie miała tytułu za nic.

Alberich westchnął i spojrzał pokonany w podłogę.

- Wspaniale... Wygrałaś tą kłótnie- niebieskowłosy smutno się uśmiechnął. To było jasne, że ta konkluzja mu się nie podobała.

Lisa z przykrością obserwowała smutnego kapitana. Był taki zadowolony na tą randkę z tym rudzielcem... Bibliotekarka postanowiła wreszcie wkroczyć do akcji.

- Jeśli Kaeya poszedłby na tą randkę to mógłby dowiedzieć się wielu intrygujących informacji o Fatui- Lisa mrugnęła w stronę Albericha.- Sądzę, że to cudowny pomysł! Na pewno Kaeya już wcześniej o tym pomyślał.

Złość z twarzy Jean lekko uleciała. Lisa szerzej się na to uśmiechnęła.

Twarz Kaeyi nagle się rozświetliła. Och Lisa. Mądra Lisa. Kapitan spojrzał na Acting Grand Master.

- Wygląda na to, że Lisa idealnie mnie zrozumiała- do głosu Albericha znów wkradła się charyzma.

- Dobrze. Możesz iść- Jean się poddała.

- No i widzisz po co ta złość kochanie?- bibliotekarka dała buziaka w policzek dla blondynki.

Jean stała się cała czerwona.

Kaeya zaśmiał się na wyraz twarzy blondynki. Lisa i Jean to zawsze była nietuzinkowa para. Nie żeby Alberich narzekał!


***


Powietrze na zewnątrz stało się chłodne, a słońce prawie już zeszło.

Kaeya prędko jeszcze raz obejrzał się w lustrze. Czarne spodnie i długa również czarna bluzka z długim rękawem i odkrytymi plecami do tego z paroma srebrnymi akcesoriami. Alberich dał sobie samemu otuchy. Wyglądał dobrze. Nie jakoś nie wiadomo jak ekstrawagancko, żeby Childe pomyślał, że ta cała randka go jakoś nie wiadomo jak obchodzi, ale wystarczająco by przyciągnąć spojrzenie.

Zza drzwi dobiegło delikatne pukanie.

Kapitan prędko podszedł do drzwi otwierając je na oścież.

Tartaglia miał na sobie czarny garnitur ze srebrnymi guzikami i wielki promieniujący uśmiech. Trzymał ręce za plecami posyłając Kaeyi rozbawione spojrzenie. W zachodzie słońca jego pomarańczowe włosy wyglądały jak ogień.

Niebieskowłosy zagestykulował by Harbinger wszedł do środka.

- Wyglądasz całkiem dobrze- Alberich ofiarował mu zadziorny uśmieszek.

Cóż... "całkiem dobrze" to było wielkie ujęcie piękna Childe'a, jednak Kaeya postanowił mu tego nie mówić ukrywając swoją adorację pod uśmieszkiem.

- Ty też- wyszczerzył się szeroko rudzielec.- Nawet do siebie pasujemy! Srebro i czerń!- Tartaglia pokazał na wspólne elementy w ich strojach.- Jak już widzisz coś ci przyniosłem.

Alberich spojrzał na ręce Childe'a, które ten wciąż trzymał za plecami. W oczach Childe'a były złośliwe iskierki, które mogły świadczyć tylko o kłopotach. Na szczęście kłopoty to area ekspertyzy Kaeyi.

Kapitan podszedł bliżej do Harbingera.

- Ty złośniku- niebieskowłosy nieoczekiwanie położył dłoń na klatce piersiowej Tartagli tuż nad sercem. Palce Albericha rysowały kółka jak kontynuował mówić.- To więc... Co to za prezent jaki dla mnie przyniosłeś?

Rudowłosy zaczął trochę ciężej oddychać na ten niewinny gest Kaeyi.

- Jakiż ty niecierpliwy. Cóż chyba mogę ci wreszcie to dać skoro jesteś taki zdesperowany.- rzekł dramatycznie Childe.

Zza pleców Harbinger wyciągnął bukiet, butelkę wina i pudełko czekoladek. Kapitan stał chwilę w bezruchu zanim szeroko się uśmiechnął.

- Hm.. to całkiem duży prezent- zachichotał niebieskowłosy.

Kaeya spojrzał najpierw na bukiet. Zawierał dwanaście dokładnie zaaranżowanych czerwonych, róż związanych granatową wstążką o kolorze włosów Albericha. Potem kapitan przeniósł uwagę na wino i czekoladki, a na jego policzkach rozkwitł rumieniec.

- Czyli jak widać nie robisz nic na półgwizdka?- rycerz miał szczery uśmiech.

- Zasługujesz na kogoś kto wykorzysta wszystkie dostępne środki dla ciebie. Na szczęście jestem tu, by wypełnić tą rolę- rudzielec przekazał w ręce Kaeyi wszystkie prezenty.

Wzrok Harbingera dziwnie długo podążał za czekoladkami. Co było w nich tak specjalnego, że Tartaglia patrzył na nie z takimi iskierkami w oczach?

Alberich odstawił bukiet i butelkę na bok dokładnie przyglądając się opakowaniu czekoladek. Sekundę później je otworzył. Był ciekaw co było w nich tak wyjątkowego, że Childe poświęcał im wyjątkowo dużo uwagi. Kaeya dał sobie moment na rzucenie okiem na zawartość opakowania. W środku była normalna czekolada... I wtedy rycerza uderzyła nagła realizacja.

Kaeya spoglądnął na Harbingera z nad pudełka czekoladek z malutkim uśmieszkiem. Kapitan uważał, że ta mała złośliwość Childe'a sprawiała, że był jeszcze bardziej uroczy.

- To co mam z nimi zrobić jeśli są zatrute?- głos Albericha był delikatny, ale to było ewidentne, że droczył się z Tartaglią.

- Zatrute? Och nigdy bym nie śmiał próbować cię otruć- Childe zauważył w oku Kaeyi to spojrzenie, które wręcz krzyczało, że wiedział. Rudowłosy westchnął.- Tak szybko to zauważyłeś! Choć czekoladki nie są zatrute... to posiadają pewną cechę- Tartaglia donośnie się zaśmiał- która może bądź nie sprawiać, że po zjedzeniu ich, ktoś może poczuć gorąc i ochotę na pewną czynność- Harbinger mrugnął w stronę Albericha.

Kaeya obserwował Childe'a uważnym wzrokiem zanim wziął jedną z czekoladek i wsadził ją sobie do buzi. Kapitan wypuścił na zewnątrz cichy jęk jak czekoladka prędko rozpuściła się w jego buzi. Zaraz potem pod bacznym okiem Tartagli, Alberich wziął kolejną czekoladkę robiąc z nią to samo. Rycerz nie mógł się nadziwić temu, że ten Harbinger znalazł sposób by jeszcze bardziej sprawić, że będzie mu sucho w gardle.

Childe spoglądał na Kaeyę jak zahipnotyzowany. Nie mógł odwrócić wzroku od takiego pięknego widoku. Tartaglia przełknął ślinę i przmówił.

- Smakują ci?- zapytał patrząc jak Alberich bierze kolejną słodkość.

- Och jak najbardziej.- Kaeya przełknął następną czekoladkę. Rzeczywiście... gorąc powoli rozprowadzał się po jego ciele. Czekoladka rozpuściła mu się na podniebieniu. Kapitan uśmiechnął się zanim trochę parnym głosem zapytał.- Skąd wiedziałeś, że preferuję mleczną czekoladę?

- Cóż... Czy uwierzyłbyś mi gdybym powiedział, że wyczytałem to z twoich oczu?- Tartaglia podszedł o krok bliżej kładąc ręce na talii Albericha.

Childe mógłby wpatrywać się tak w Kaeyę godzinami. Mężczyzna wyglądał tak pięknie. Jego twarz była rozpalona, a głos wydawał się zdyszany.

Niebieskowłosy przygryzł wargę jak Childe mówił. Jego serce zabiło mocniej gdy Harbinger podszedł bliżej i położył ręce na jego tali. Alberich wydał ciche westchnięcie na ten gest. Ich twarze były tak blisko siebie, że prawie się stykały. Kapitan zamknął oczy dając temu gorącemu uczuciu przejść przez swoje ciało.

- Hm? Czy to już za dużo dla ciebie czekolady?- Tartaglia przechylił głowę na bok.- Sądziłem, że lubisz mleczną czekoladę?

Ręce Childe'a zjechały trochę niżej ku biodrom Kaeyi, a potem jeszcze niżej do jego ud. Rudzielec wolno gładził jego uda patrząc mu prosto w oczy.

- Czy twoje ciało jest już całe gorące?- zaśmiał się krótko Tartaglia.

- Och...- Alberich znów otworzył oczy na nagły ruch rąk Childe'a oraz kolejny cichy jęk uciekł na to z jego ust. Kaeya przechylił się bliżej ku drugiemu. Położył swoje obie dłonie na jego klatce piersiowe i krótko pocałował jego usta.- Być może.

Tartaglia szeroko się na to uśmiechnął, usatysfakcjonowany odpowiedzią Kaeyi. Był dla ciała Kaeyi jak woda na jego rozgrzane ciało, ale równocześnie jak i zapalniczka podpalająca je. Był ratunkiem i klątwą.

- W takim razie może powinienem przestać cię dotykać?- Childe nagle zabrał swoje dłonie od Kaeyi i cofnął się.

- Proszę...- Alberich sam siebie zaskoczył tym jak desperacko to brzmiało. Niebieskowłosy prędko odchrząknął i przybrał bardziej pewny siebie ton.- Naprawdę musisz tak się ze mną droczyć?

Kaeya wbił paznokcie w wierzch dłoni by się uspokoić, jednak mało co to zdziałało. Jego myśli wciąż krążyły wokół Childe'a. Jego wspaniałego dotyku, szorstkich ust, pięknych rudych włosów...

- Proszę co? Musisz powiedzieć czego chcesz bym mógł ci to dać Kaeya~- Tartaglia rozkoszował się desperacją na twarzy drugiego. Wyglądał tak ładnie nosząc taką ekspresję.- Powiedz to.

Wczoraj to może Childe został pokonany w bitwie przez Albericha, lecz dzisiaj stoły się odwróciły. To Kaeya został pokonany... Choć nie w tym fizycznym znaczeniu tego słowa.

- Proszę... dalej mnie dotykaj- rzekł niebieskowłosy mimo swoich wszelkich zahamowań.

Tartaglia lekko się na to uśmiechnął. Kaeya powiedział dokładnie to co chciał usłyszeć. Harbinger wreszcie podszedł bliżej i popchnął Albericha w stronę ściany. Niebieskowłosy szybko znalazł się praktycznie do niej przypięty przez Childe'a. Rudzielec wziął twarz Kaeyi w swoje dłonie chwilę patrząc mu w oczy zanim brutalnie wcisnął mu język do buzi.

To był gorący pocałunek od którego Kaeya się oderwał z bezdechem. Childe naprawdę umiał robić rzeczy swoim językiem... Alberich chętnie by się przekonał co jeszcze potrafi tylko może na niższych partiach jego ciała...

- Sądzę, że to może być początek... pięknej nocy- kapitan przeniósł ręce na rude włosy Tartagli wzdychając marzycielsko dla lepszego efektu.

- Sprawię, że to będzie najcudowniejsza noc- Harbinger jeszcze mocniej przycisnął go do ściany.

Język Childe'a zszedł do szyi Kaeyi składając na niej drobne, delikatne pocałunki. Chwilę całował oliwkową skórę zanim nieoczekiwanie wgryzł się w szyję Albericha. Ugryzienie było na tyle głębokie, że na pewno zostawiłoby ślad na drugi dzień, lecz niebieskowłosy się tym nie przejmował odchylając głowę jeszcze bardziej by ułatwić Tartagli dostęp.

Jak ten rudzielec to robił? Był taki wręcz... przyciągający.

Childe wsunął rękę pod koszulkę Kaeyi dotykając go po klatce piersiowej w tym samym czasie liżąc wcześniejsze ugryzienie. Alberich wydał z siebie jęk przepełniony czystą żądzą. Gorąc przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa. Wszystko... było takie przyjemne. Niebieskowłosy nie mógł powstrzymać swoich bioder, które bez jego woli zaczęły wolno ocierać jego krocze o udo Tartagli w poszukiwaniu jeszcze większej przyjemności.

Harbinger oderwał się od szyi Albericha. Ten widok był taki uwodzicielski. Kaeya zwyczajnie próbował zadowalać się o jego udo. Do tego piękny róż, który adorował policzki mężczyzny i ten wygłodniały wzrok.

- Kurwa...

Tartaglia niemal zerwał z Albericha jego koszulkę i rzucił ją gdzieś w kąt. Chciał zobaczyć każdy kawałek tej olśniewającej karmelowej skóry. Chciał dotknąć wszystkiego co tylko mógł. Childe chyba nigdy jeszcze tak bardzo chciał kogoś w ten sposób.

Childe wolno zaczął jeździć palcami po nagim torsie. Kapitan był w cudownej formie. Tartaglia naprawdę zaczynał się zastanawiać czy jego ciało zostało wyrzeźbione przez samą Tsaritsę. Było po prostu idealne.

- Wyglądasz przepięknie Kaeya- rzekł Harbinger całując nagą skórę rycerza.

Alberich cieszył się, że jest z tyłu za nim ściana na której mógł się oprzeć, bo jego kolana stały się jak z waty na to stwierdzenie. Cała uwaga niebieskowłosego była skupiona tylko i wyłącznie na mężczyźnie przed nim. Nic, ale to absolutnie nic nie mogło odciągnąć jego oczu od Harbingera.

Ciało kapitana było coraz bardziej gorące pod dotykiem Tartagli. Childe był z tego zadowolony. To właśnie on doprowadzał poukładanego kapitana kawalerii do takiego stanu. Rudzielec dał sutkom Kaeyi krótkie pociągnięcie zanim zwrócił się do mężczyzny.

- Hm... ściana jest pewnie mało dla ciebie wygodna- Harbinger poruszył udem między nogami Albericha.- Chcesz żebym zaniósł cię do łóżka?- ciepły oddech rudowłosego dotknął ucha Kaeyi.

- Mhm.. Zanieś mnie do łóżka... proszę- głos niebieskowłosego był parny. Nie było już najmniejszej wątpliwości jak bardzo tego chciał.

Kaeya czuł, że najpewniej sam nie dałby rady dojść do sypialni. Jego nogi wciąż były słabe od języka Childe'a. Poza tym bycie w jego silnych ramionach ani trochę mu nie przeszkadzało.

Tartaglia łatwo podniósł rycerza. Jego policzki odrobinę się zarumieniły na tą prośbę Kaeyi. To było wszystko czego pragnął i więcej.

- Uwielbiam gdy mówisz takim tonem- Alberich oplótł rękami Childe'a.- Nie martw się zaniosę cię wszędzie gdzie chcesz kochanie.

Rudzielec złożył krótki pocałunek na czole rycerza. Kaeya lekko na to zachichotał. To wszystko mimo że Alberich czuł w sobie narastający promień, było takie... urocze. Dodatkowo "kochanie"... ta mała pieszczotliwa nazwa zdecydowanie sprawiała, że jego serce biło odrobinę szybciej.

- W takim razie chodźmy- niebieskowłosy wtulił się bardziej w Harbingera.

Childe zaniósł Albericha do sypiali delikatnie kładąc go na łóżko. Wzrok Kaeyi wyrażał wszystko. Całe pożądanie, gorąc i przyjemność wypisane w jego pojedynczym oku. Tartaglia nie marnował czasu. Prędko rozłożył nogi niebieskowłosemu ściągając mu spodnie. Harbinger wodził rękami po nagich udach rycerza. Każdy kawałek jego skóry był cały dla niego na tą jedną noc. To wszystko było teraz jego.

Rudzielec na krótką chwilę wycofał się spomiędzy nóg Kaeyi, ale tylko po to by zdjąć własną koszulę. Na jego klatce piersiowej było pełno blizn z różnych bitw bądź walk. Jedne były nowsze, a inne starsze. Alberich poznawał jedną na jego ramieniu. Była to rana, którą mu zadał podczas ich małego pojedynku. Niebieskowłosy patrzył na wszystkie te rany z podziwem. Kapitan wyciągnął nieśmiało dłoń by ich dotknąć.

- Możesz dotykać gdzie tylko twoja dusza zapragnie- Childe zawadiacko się uśmiechnął, zdejmując w tym samym czasie spodnie razem z bielizną.

Kaeya przyjął zaproszenie i między wieloma bliznami rudzielca zaczął rysować mapy palcami. Oczy Albericha wolno studiowały każdy skrawek Harbingera gdy ten zdjął już każdy strzępek odzieży. Byli oboje nadzy i całkowicie bezbronni.

- Jesteś taki...- kapitan nie wiedział jakich słów użyć do opisania ciała Tartagli.- Jesteś taki piękny- wyszeptał to ostatecznie Kaeya, przybliżając się do Childe'a.

Alberich wziął w swoje dłonie twarz Tartaglii i po raz kolejny tej nocy złączył ich usta w żarliwym pocałunku. Każdy dotyk, każde słowo. To wszystko składało się na tą najcudowniejszą noc. Serce niebieskowłosego mogło tylko zabić na to odrobinę mocniej.

Childe uśmiechnął się w tym pocałunku. Gdy dwójka wreszcie się rozdzieliła dłoń Harbingera prędko znalazła się między udami Kaeyi. Tartaglia wolnym ruchem owinął swoją dłoń wokół członka mężczyzny. Rudzielec spojrzał na twarz rycerza z uśmieszkiem. Był ciekaw jak na to zareaguje.

Kaeya poczuł na sobie oczy i niewiele minęło zanim odwzajemnił kontakt wzrokowy. Jego oddech stał się odrobinę cięższy. Niebieskowłosy również uśmiechnął się do Harbingera, a jego nogi same się rozsunęły. Ciało Albericha płonęło i Childe patrzył na to z ogromną satysfakcją na reakcje ciała drugiego. Te uczucie było przytłaczające w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Tartaglia wykorzystał większą przestrzeń między udami Kaeyi i jego głowa znalazła się tam praktycznie od razu. Childe nie tracił czasu, jego język zaczął wolno lizać penisa Albericha od jąder aż po czubek jakby był lizakiem. Harbinger wolno delektował się unikatowym smakiem swojego kochanka.

Ciężki wzdech opuścił usta Albericha. Kaeya widział jak bardzo Tartaglii podobała się ich obecna sytuacja. Ten mały uśmieszek mówił mu wszystko. Niebieskowłosy wciąż czuł wszechogarniający gorąc, który jeszcze bardziej rósł przez to co robił Childe. Uda Kaeyi zaczęły lekko się trząść.

Harbinger przestał się bawić. Wziął członka Kaeyi w usta, ssając go. Głowa Childe'a zaczęła poruszać się w górę i w dół stymulując wrażliwy organ. Tartaglia czuł się jeszcze bardziej zmotywowany gdy zobaczył trzęsące się uda Albericha. Szczęśliwy rudzielec zaczął pracować szybciej.

- Podoba ci się to?- Childe na sekundę przestał ssać penisa Kaeyi.

Alberich nie wiedział co miał na to odpowiedzieć ani jakich słów użyć. "Tak"? "Kocham to"? Wszystko co mógł powiedzieć Kaeya było nikłe w porównaniu do jego ekspresji. Twarz niebieskowłosego była czerwona, a oczy lekko bardziej otwarte. Kapitan kawalerii nie mógł odpowiedzieć na to pytanie słowami. Zamiast tego złapał prześcieradło i wydał z siebie głośny jęk.

Tartaglia uznał ten dźwięk za swoją odpowiedź i ponownie zabrał się do pracy. Kaeya wydał ze swoich ust kolejne pomruki przyjemności. Alberich był kompletnie na łasce drugiego i to było wspaniałe. Cały ten żar, kontrola jaką miał nad nim Childe to wszystko było takie cudowne. Niebieskowłosy dawno nie był w takim błogim stanie. Jego każda myśl nagle ustała, jego umysł jakby przestał pracować. Liczył się tylko sprytny język Tartagli oraz ten niewyobrażalny gorąc, który stał się jeszcze bardziej ciepły aż w końcu oziębł trochę na orgazm Kaeyi, lecz wciąż był obecny.

Rudzielec zgrabnie połknął nasienie i uniósł się spomiędzy ud kapitana.

- Lubrykant?- Harbinger zapytał.

- Szafka nocna po lewej, druga szuflada od dołu- odpowiedział pomiędzy sapaniem Alberich.

Childe wyjął przezroczystą buteleczkę, która była w połowie pełna. Tartaglia otworzył wieczko i jeszcze przed wylaniem płynu na palce spojrzał na Kaeyę z delikatnym uśmiechem.

- Mogę?- rudzielec spytał się o zgodę.- Możemy przestać jeśli czujesz, że to za dużo.

Alberich przełknął ślinę. Jego umysł wciąż nie zbyt pracował, ale Kaeyi udało się odzyskać odrobinę świadomości.

- Możesz kontynuować...

Harbinger subtelnie się zaśmiał, przelotnie całując skroń Kaeyi. Childe wylał część lubrykantu na swoje palce. Tartaglia ostrożnie wsadził w rycerza pierwszy palec. Niebieskowłosy czuł jakby każdą czynność rudzielca odczuwał dwa razy mocniej. Alberich nie do końca wiedział czy to kocha czy nienawidzi. Po niewielkim czasie Childe dodał kolejny palec, co spotkało się z małym dźwiękiem przyjemności ze strony kapitana. Oddech Kaeyi stał się cięższy, a jego ręka mocniej ścisnęła prześcieradło. Właśnie to chciał zobaczyć Tartaglia. Chwilę później trzeci, a więc ostatni palec został wciśnięty w ciasne wejście niebiekowłosego. Rudzielec wolno zaczął poruszać palcami w środku Albericha, by ten przyzwyczaił się do tego uczucia.

Kapitan uważał, że to było niesamowite jak delikatny był z nim Childe. Obchodził się z nim jak z kawałkiem porcelany, jakby był kimś ważnym, a nie tylko szybkim numerkiem. To było takie... inne, ale dosyć mile widziane

- Mhm~... To sprawia, że czuję się cudownie- ręka Kaeya jeszcze mocniej ścisnęła prześcieradło.

Tartaglia szeroko się wyszczerzył i zaczął mocniej poruszać palcami.

- Sprawię, że będziesz czuł się jeszcze lepiej- Harbinger z satysfakcją patrzył na twarz drugiego jak przyspieszył tempo.

Alberich przełknął ciężko ślinę. To uczucie było takie cudowne, gorące i błogie, było po prostu boskie. Twarz Kaeyi była cała czerwona i choć wcześniej wstrzymywał się od wydawania głośniejszych dźwięków tak teraz go to już nie obchodziło.

Serce Childe'a lekko podskoczyło na widok jak bardzo Kaeyi podobało się to co robił. To była jego zasługa, że niebieskowłosy wydawał tyle pięknych dźwięków. Tylko rudzielec widział teraz te wspaniałe ekspresje i słyszał te słodkie jęki. To wszystko było tylko dla niego.

Tartaglia wolno wycofał swoje palce, co spotkało się z głośnym sapnięciem Albericha. Childe wygodnie usadowił się między nogami Kaeyi z członkiem w ręku.

- Czy dalej chcesz kontynuować?- spytał się Harbinger nachylając się bliżej Kaeyi.

Alberich nie miał pojęcia jak mógłby chcieć teraz przerwać. Wciąż było mu gorąco, a jego wnętrze wręcz płonęło na myśl o czymś większym w środku. Jego żądza sięgała szczytów.

- Proszę- wyszeptał niebieskowłosy i pocałował mężczyznę w policzek.

Childe był odrobinę zaskoczony na ten czuły gest, ale nie dał tego po sobie poznać.

- Proszę co?- ręka Tartaglii wzięła buteleczkę z lubrykantem.- Muszę wiedzieć czego chcesz.

Ciało Kaeyi na chwilę zastygło w bezruchu. Alberich wziął głęboki wdech. Co miał powiedzieć, co mógł powiedzieć? To uczucie było takie nowe i ogłupiające.

Po jakimś dłuższym czasie niebieskowłosy wreszcie wymyślił odpowiedź.

- Zrób ze mną co chcesz. Chcę... chcę żebyś poczuł się dobrze- Kaeya powiedział desperackim głosem.

Policzki Childe'a zaczerwieniły się na te odważne, brudne słowa. Alberich był taki wspaniale intrygujący.

- W takim razie...- Tartaglia jednym ruchem wylał na swoją godność trochę lubrykantu i wszedł do środka.- Twoje każde życzenie zostanie spełnione.

Z gardła Kaeyi wypłynął niemal krzyk. Czuł Childe'a całym sobą. Czuł każdy centymetr, który był w nim głęboko zakopany. Umysł rycerza znów zapełnił się tylko tym żarem.

Tartaglia nie mógł się powstrzymać. Jak tylko cały był w Kaeyi to zaczął się poruszać. To uczucie było zbyt dobre by przestawać.

- O mój boże...- Alberich cicho wyjęczał.

Każde pociągnięcie w środku niebieskowłosego sprawiało, że zdawało mu się, że widział Celestię. Każdy ruch tylko napędzał ten potworny gorąc.

- Kaeya~!- Childe wypowiedział te imię jak modlitwę, jakby w tamtym momencie zapomniał o swojej bogini. Liczył się tylko drugi mężczyzna.

Kapitan słabo uśmiechnął się do rudzielca i przyciągnął jego głowę by go pocałować. Mokry, desperacki pocałunek. Wszystko czego tylko pragnął Alberich. Tartaglia mógł tylko odwzajemnić pieszczotę z taką samą czystą desperacją. Intensywność tego pocałunku była tak intensywna, że zostawiła ich obu dyszących.

- Nie przestawaj- to był rozkaz i Harbinger jasno to rozumiał. Jego biodra zaczęły pracować szybciej przez co ciała obydwu mężczyzn spotykały się z głośnym dźwiękiem.

Kaeya głośno jęknął, podnosząc głos o oktawę. Nawet nie wiedział, że tak potrafił. To było za dużo. Te uczucie było takie przytłaczające, ale zarazem zbyt dobre, żeby coś z tym zrobić.

- O mój boże...- Alberich powtórzył ciężko dysząc.- Mocniej!

- To nie bóg Kaeya- rudzielec na sekundę zawahał się przed dokończeniem tego zdania- tylko Ajax...

Harbinger przyspieszył swoje ruchy bioder. Kaeya teraz znał jego prawdziwe imię. Childe nie chciał niczego więcej. Ten moment był idealny. Oboje z nich czuli się jak w niebie.

- A...Ajax~- niebieskowłosy głośno wyjęczał te imię.

Jak Tartaglia myślał, że to nie może być lepsze to mylił się. Słyszenie jego imienia z ust tego pięknego mężczyzny było czymś czego potrzebował, ale o tym nie wiedział.

Uda Kaeyi zaczęły się trzęść jak Childe wspomniał swoje prawdziwe imię. Alberich poczuł jeszcze większą przyjemność. Chciał więcej.

- Szybciej!

Rudzielec od razu dostosował się do prośby niebieskowłosego. Tempo sprawia, że oboje mężczyźni zaczęli się pocić. To było tak intensywne, ale i tak przyjemne.

- D-dobrze Kaeya- Tartaglia nachylił się i ugryzł szyję drugiego.- Obiecuję, że będziesz usatysfakcjonowany.

Plecy rycerza wygięły się łuk. Nigdy nie czuł się tak przyjemnie. Kontrast między czułymi słówkami, a szybkim tempem doprowadzał go do szału. Kolejna kropla potu płynęła po szyi Albericha jak Childe jeszcze bardziej znów przyspieszył.

- Kurwa... Kaeya!!- jęknął rudzielec prosto do ucha niebieskowłosego. Harbinger wypowiadał jego imię jakby niebieskowłosy był jego bogiem.- Jestem blisko...

- Ja też..- Kaeya zdołał wymamrotać.

Prędko po tym Alberich doszedł, a zaraz za nim Childe.

Rudzielec wolno wyciągnął swojego członka z Kaeyi i położył się obok niego sapiąc.

- Jesteś boski- powiedział Tartaglia pomiędzy głębokimi oddechami.

Ajax złapał niebieskowłosego za rękę. Był prawie pewien, że był aniołem wysłanym przez Tsaritsę.

Kapitan prawie przegapił słowa Childe'a. Wciąż jeszcze zachwycał się tym co przed chwilą miało miejsce. To było coś niezwykłego.

- Jesteś wspaniały- wyszeptał na głos Kaeya w odpowiedzi.

- To więc chyba smakowały ci te czekoladki hm?- spytał Tartaglia z odrobinę zmęczonym głosem.

- Oczywiście- uśmiechnął się subtelnie Alberich.

Rycerz przygryzł wargę i wtulił się w mężczyznę przy nim. Jego serce topniało na te wszystkie słowa Ajaxa. Nawet nie przeszkadzała mu ta mała złośliwość.

- To było fantastyczne- Kaeya wziął głęboki oddech, przygotowując się na to co chciał powiedzieć.- Chcę więcej... proszę?

- Och? Nie jesteś jeszcze zadowolony?- zaśmiał się Harbinger.- Chyba cię nie doceniałem.

- Proszę... chcę poczuć cię więcej- wyszeptał niebieskowłosy.

Ton w jakim Alberich o to prosił powodował gęsią skórkę na karku rudzielca. Oczywiście nie zamierzał pozostawiać Kaeyi nieusatysfakcjonowanego.

- Czego chcesz Kaeya?- Childe odgarnął niesforne niebieskie włosy z twarzy rycerza.

Te pytanie i ten krótki, miły gest ze strony Ajaxa wydawały się takie intymne. Kapitan kawalerii musiał chwilę pomyśleć. Wystarczyłoby mu tylko jeszcze większe szczęście Tartaglii. W końcu to chyba nie było sprawiedliwe, że Alberich miał dwa orgazmy, a Childe tylko jeden.

- Chcę żebyś doszedł drugi raz- Ajax szeroko otworzył oczy.

- Na pewno tego chcesz kochanie?- Kaeya skinął głowę znów rumieniąc się na "kochanie".

- Tak- niebieskowłosy podniósł się z pozycji leżącej.

Alberich delikatnie otworzył uda Childe'a. Kaeya zniżył się do penisa Harbingera. Jak tylko mężczyzna oplótł wokół niego dłoń to członek Ajaxa od razu wrócił do życia. Kapitan nie czekając na nic włożył sobie cały do ust jednym ruchem.

Tartaglia zareagował na to małym jękiem. Kto by się spodziewał, że Alberich mógł być taki dobry w tego typu czynnościach? Ta cała scena, która rozgrywała się między udami rudzielca sprawiała, że był jeszcze bardziej podniecony.

Z tym umiejętnym językiem Kaeyi nie minęło wiele czasu aż Childe zaczął jęczeć, a jego oddech przyspieszać. Kapitan usłyszał głośniejszy jęk i już wiedział co nadchodzi.

Kaeya oderwał się od Tartaglii z ustami pełnymi białej cieczy. Ajax mógł tylko patrzeć z uśmiechem jak Alberich połyka całe jego nasienie.

Dwójka kochanków zasnęła będąc przytulonymi do siebie nawzajem.


***


Kaeya wolno otworzył oczy. Od razu uderzyły go wspomnienia poprzedniej nocy. Tego jak było my gorąco i przyjemnie.

Alberich wstał z łóżka. Oczywiście A... znaczy się Childe nie był już przy nim. Cóż, Kaeya nie spodziewał się, że zostanie. Wszyscy jego kochankowie zazwyczaj szybko opuszczali po spędzonej razem nocy.

Niebieskowłosy owinął swoje nagie ciało kocem i poszedł do kuchni. W końcu przydałoby się zjeść jakieś śniadanie.

Ku zaskoczeniu rycerza na stole czekał już na niego posiłek, a tuż obok stał uśmiechnięty Tartaglia. Mężczyzna wyglądał na odrobinę zmęczonego, lecz zdecydowanie był szczęśliwy. Być może Kaeya odrobinę go zmęczył w nocy...

- Dzień dobry- przywitał się rudzielec.

- Dzień dobry- odpowiedział Alberich wolno siadając na krześle.

Childe spojrzał w bok, a na jego twarzy powstała ekspresja pełna poczucia winy. Tartaglia nie zbyt wiedział co powiedzieć, więc postawił na szczerość.

- Słuchaj nie chciałem żeby to wszystko tak się potoczyło... Naprawdę chciałem najpierw zaprosić cię na kolację przed wskakiwaniem z tobą do łóżka. Te czekoladki miały być bardziej sprośnym żartem- Childe podrapał się nerwowo po karku.- Miałem ci powiedzieć co w nich jest jak cię odprowadzałem z powrotem... Potem mieliśmy się pożegnać i być może użyć ich gdy bylibyśmy już na innym etapie naszej relacji.

Kaeya przygryzł policzek od środka.

- Czyli żałujesz?- niebieskowłosy lekko westchnął.

- Nie! Absolutnie nie!- krzyknął Tartaglia.- Po prostu nie chcę żebyś pomyślał, że chciałem tylko cię przelecieć- dodał ciszej.

- Cóż nie mam nic przeciwko by nasza następna randka była normalna. Tym razem zaczniemy tak jak to powinno być- zaśmiał się głośno rycerz.

Kaeya zaczął myśleć co powie dla Lisy na temat swojej randki z Childem... Była dość niekonwencjonalna...


Author's note

To coś ma prawie 8 tysięcy słów i nie wiem czy mam być dumna czy zawiedziona. Do tego opis mi wyszedł zajebiście i po raz kolejny nie wiem czy mam płakać czy się śmiać



Mój kolega manifestował dobre wyniki w nów księżyca, a jakaś inna typiara się o to modliła.

W takim razie też dołożę swoją cegiełkę, ale jako że jestem ateistką i w nic nie wierzę to oto smut składam w ofierze dla CKE

Proszę niech matematyka będzie łatwa tak jak Balladyna na polskim ładnie proszę :C

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top