koszmar

Noc... ciemna, nieprzenikniona noc. Otaczają mnie drzewa. Słyszę tylko ich szum. Patrzę w niebo. Księżyc jest w pełni. Nagle słyszę kroki. Obracam się. Za jednym z krzaków kryje się postać lecz widzę tylko jej oczy połyskujące czerwienią. Nagle skacze na mnie. Padlismy na ziemię
w plataninie rąk i nóg. Szarpiemy się momęt. Przegrałam. Leży na mnie oszałamiająco piękny mężczyzna. Patrzy na mnie a ja na niego. Przez ciszę przebierają się nasze szybkie oddechy. Podnosi rękę. Czuję mocne uderzenie w głowę. Potem wodę tylko gwiazdy pod powiekami. Nie wiem co się dzieje ani gdzie jestem. Widzę światło. Nagle widzę twarz. Nie słyszę co mówi. Kiedy próbuje odsunąć się od niego. Czuję ból. Znowu zatraca się w ciemności tym razem budzę się w moim pokoju próbuje unormowac oddech ale to na nic. Nagle wchodzi moja młodsza siostra
- alisa nie mogę spać. Mogę spać u ciebie ?
- Dobrze choć mała...-i razem usypiamy nic mi się już nie śni

4:48
Wstaje pije kawę i czekam na miki by zeszła na śniadanie które nam przygotowałam.
- Alisa...
- tak Miki?
- uczesala byś mnie proszę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top