Rozdział 2
P. O. V. Polska
Przez kilka dni udawało mi się unikać jakichkolwiek konfrontacji z królem. Raz nawet przyszedł do głównej kucharki pytając się jej na mój temat. Kiedy się od niej dowiedziałem to byłem w szoku. Mimo tego, że nie spotkałem się z nim osobiście to bałem się go. Po różnych historiach wiedziałem, że Niemcy się nie podda.
Pewnego dnia dostałem jako zadanie zaniesienie talerzy ze śniadaniem. Po cichu modliłem się, aby król zaspał i przyszedł dopiero w trakcie posiłku lub po nim, kiedy ja będę oddalony od tego miejsca. Bardzo mocno w to wierzyłem. Niestety los dzisiaj mi nie sprzyjał.
Wszedłem do pomieszczenia z dwoma innymi osobami. Miałem dosyć sporo talerzy przez co uważnie szedłem do przodu. Zauważyłem, że to akurat mi przypadł ,,zaszczyt" aby podać mu posiłek. Stanąłem po drugiej stronie stołu i kładłem talerz. W pewnym momencie jednak ktoś jakby uderzył mnie w nogę. Straciłem równowagę i śniadanie przypadkowo znalazło się na szacie króla. W czystym szoku wpatrywałem się w to co zrobiłem. Wiedziałem, że coś się stanie.
- Przepraszam! Już to ścieram!- krzyknąłem przerażony.
Wziąłem szmatkę, którą miałem lekko przewiązaną wokół pasa. Przebiegłem wokół stołu, aby znaleźć się po drugiej stronie. Zacząłem energicznie ścierać posiłek z jego ubrania. Dopiero po kilku sekundach zauważyłem, że dziwnie wyglądało to z boku. Dodatkowo jestem niższy od króla przez co patrzył na mnie z góry. Po chwili jednak odsunąłem się natychmiast o kilka kroków od niego.
Jestem jednak osobą pechową. Kiedy cofnąłem się to przypadkiem potknąłem się o krzesło. Miałbym ciężkie spotkanie z podłogą, więc zamknąłem oczy. Jednak ból nie nadszedł. Podniosłem niepewnie swoje powieki i okazało się, że zostałem złapany przez Niemca. Puścił mnie po kilku sekundach, a ja czułem się nieswojo. Dodatkowo jego nachalny wzrok wprawiał mnie w zakłopotanie.
- Przepraszam- ukłoniłem się jeszcze raz.
Natychmiast odszedłem. Wyszedłem z pomieszczenia jako ostatni i zamknąłem drzwi. Stanąłem chwilę przy nich. Musiałem chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza, więc zmierzyłem chwilę na dwór. Stałem kilka minut, dopóki nie zostałem wezwany do głównej kucharki. Prawdopodobnie jestem martwy, bo dowiedziała się o tym, co się stało.
Poszedłem w stronę kuchni. Zanim dobrze nie przekroczyłem progu przede mną stanęła owa kucharka. Zdenerwowana przez chwilę na mnie krzyczała z powodu wypadku sprzed kilku minut. Musiałem ją niestety wysłuchać lub przynajmniej udawać uwagę. Po chwili jednak podała mi talerz i powiedziała, że mam to zanieść do komnaty króla.
Wziąłem podany posiłek i poszedłem we właściwym kierunku. Musiałem iść szybko, a zarazem ostrożnie. Nie chciałem, aby śniadanie się zmarnowało lub ostygło. Wtedy miałbym już kompletnie przejebane. Wybrałem się najkrótszą drogą, aby sobie ułatwić. Miałem dziwne wrażenie, że coś się stanie. Niestety nie wiedziałem co. Wtedy może udałoby mi się jeszcze wyplątać i jakoś uciec? Szkoda tylko, że jest na to bardzo mała szansa.
Kiedy stanąłem przed komnatą to zapukałem kilka razy. W myślach błagałem, aby nikt mi nie otworzył. Po części się udało. Sam musiałem sobie je otworzyć, bo usłyszałem zaproszenie wejścia do pomieszczenia. Jednak nie to miałem na myśli. Chciałem, aby w ogóle nikogo tu nie było i, żebym mógł wrócić do kuchni. Położyłem talerz ze śniadaniem na stół. Chciałem jak najszybciej się ulotnić, ale nie było mi to dane.
- Witaj. To ty dzisiaj ,, przypadkowo" spadł talerz, prawda?- nie czekając na moją odpowiedź kontynuował.- Podejdź-
Niepewnie to zrobiłem. Stawiałem krok po kroku bardzo wolno. Nie wiedziałem, czy lepszym wyborem jest ucieczka czy pozostanie. Jeżeli bym stąd wybiegł to jest jakaś szansa, że będzie za mną biegł i mnie dogoni lub wieść rozwieje się dalej.
Nie zauważyłem pewnej rzeczy. Z tyłu za nim było łóżko. Kiedy podszedłem do niego dosyć blisko to owinął swoje ramiona wokół mnie i poleciał do tyłu. Upadł miękko na swoje plecy, a ja na jego klatkę piersiową. W szoku przez chwilę nawet się nie ruszałem. Po zauważeniu w jakiej sytuacji jestem zacząłem się szarpać. Ta pozycja była dla mnie niekomfortowa. Po chwili zostałem puszczony. Podczas wstawania położyłem swoją dłoń na jego tors. Mimo materiału czułem jego zarys. Zarumieniłem się kompletnie. Stanąłem na nogach, ukłoniłem się i od razu wyszedłem z komnaty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top