[jegulus]

shot od _dementia__

tw: possessive, malinki


James nigdy nie żałował ani jednego spotkania z Regulusem. Syriusz wiedział, może nie do końca to akceptował, ale dzięki argumentom Remusa, jakoś to znosił. Jak to kiedyś stwierdził ,,Dopóki was nie przyłapie to róbcie co chcecie."

Właściwe to młodszy z Blacków bardziej rozmyślał nad ich spotkaniami. Miał oczywiste powody, którymi był między innymi strach przed rodziną. Kolejnym już mniej prawdopodobnym powodem było współczucie Lily Evans. Potter w pewnym momencie zaczął odpuszczać sobie rudowłosą, a jej miejsce zajął młodszy Black. Nieszczęśliwie w tym samym momencie Gryfonka zdała sobie sprawę, że jednak chce uwagi Pottera. Jednak było już  za późno, a Regulus, choć jej współczuł to nie miał zamiaru oddawać roztrzepanego Gryfona. Co jak co, ale należeli do siebie nawzajem i nikt nie mógł im tego zepsuć.

Dziś Slytherin miał zacząć trening jako pierwszy. Kapitan zdołał wywalczyć boisko o jak najwcześniejszej porze, co nie udało się Jamesowi, który jak zwykle był zajęty czymś ważniejszym. Choć Potter miał zacząć ćwiczyć dopiero za dwie godziny, przyszedł jak najwcześniej tylko mógł, żeby podejrzeć jak grają Ślizgoni.

Głównie Regulus.

Właściwe tylko on.

Jednak Gryfon nie mógł go nigdzie odnaleźć wzrokiem, co go zdezorientowało i zaniepokoiło. Wydawało się, że wszyscy opuścił już szatnię. James odczekał pare minut i ruszył w stronę pomieszczeń znajdujących się obok trybun. Wszedł po cichu zamykając za sobą drzwi.

— Nie skradaj się tak — odezwał się mu znany głos, który od razy wywołał u niego uśmiech. — Widziałem jak za mną lazłeś od wyjścia ze szkoły.

— Coraz trudniej cię zaskoczyć.

Potter podszedł do przebierającego się Regulusa, dokładnie lustrując jego każdy odkryty skrawek ciała.

— Pięknie wyglądasz — brunet oparł brodę o ramie młodszego i objął go od tyłu. — Nie podoba mi się, że każdy może cię tu tak oglądać.

— W przeciwieństwie do ciebie, Ślizgoni nie gapią mi się całe dnie na tyłek — odparł sarkastycznie Black, jednak szybko się rozluźnił, gdy poczuł lekkie pocałunki na szyi i karku.

— Każdy zawsze na ciebie patrzy. Jak chodzisz s tych obcisłych spodniach. — James zaczął ssać szyje młodszego chcąc zostawić po sobie jak najwięcej śladów. — A teraz wyglądasz jeszcze lepiej w tym stroju.

— Aż tak kochasz te grę, że nawet podniecasz się na  widok stroju do gry?

— Nie, nie strój. — Regulus bardziej odchylił głowę, chcąc dostać jak najwięcej czułości. — Tylko ty.

I jak zwykle, współczucie Lily Evans bardzo szybko znikło.

Regulus odwrócił się i wpił w usta starszego, a ten zaczął szarpać jego spodnie, które były jego jedynym okryciem.

Nie zdali sobie nawet sprawy kiedy obaj byli pozbyci dolnej odzieży i znaleźli się pod jedną ze ścian. Black oparł się mocniej plecami o szafki, nie zaprzestając całowania chłopaka przed nim. Ten tylko co jakiś czas prawił mu komplementy i błądził rękoma po twarzy.

Regulus nigdy nie rozumiał tego natręctwa Jamesa. Zawsze jakby badał jego każdy skrawek twarzy, jakby zapamiętywał wszystko dotykiem.

James nie chcąc dłużej ich nawzajem męczyć, oraz z powodu ograniczenia czasowego, wymamrotał zaklęcie rozluźniające Regulusa.

— Merlinie, poważnie? — Black przekręcił oczami i przygryzł wargę Pottera.

— Sam tego chcesz — wymamrotał w odpowiedzi okularnik, powoli wchodząc w młodszego.

— Jesteś czasem taki beznadziejny.

— Kłamstwo.

James pchnął mocniej biodrami, przez co znalazł się całą długością we wnętrzu Regulusa. Obaj wydali głośny jęk, czując ogromną przyjemność.

— Nie kłamie — wydyszał, czując powolne ruchy. — Tylko naprawdę mnie teraz irytuj—

— I znowu kłamstwo — zanucił James, przez co Regulus głośniej westchnął.

Zaraz jednak wydał jęk, gdyż Potter zaczął mocno poruszać biodrami, przez co Regulus uderzył o ścianę. Gryfon ponownie zaczął całować kark Arystokraty, jednak teraz bardziej agresywnie i mocniej. Jęki i chrząknięcia wydobywały się co chwile z ust obojga chłopców. Black przez chwile pomyślał, że naprawdę byłoby źle gdyby wszedł tu któryś ze Ślizgonów, jednak bardziej jego myśli wirowały wokół chłopaka znajdującego się obok.

A właściwe to w nim.

— Nadal cię irytuje? — wydyszał James, uderzając w prostatę Blacka. — Jestem beznadziejnym

— C-cholernie~

Regulus poczuł uśmiech Jamesa na swojej szyi i krótki śmiech. Czuł, że jest prawie u szczytu, jednak Potter złośliwe, chwycił jego członka, uniemożliwiając mu dojściu.

— James!

— Powiedz mi, że nie jestem beznadziejny — wychrypiał mu do ucha, lekko je podgryzając. — Powiedz, że tak naprawdę mnie uwielbiasz. Uwielbiasz kiedy cię pieprze.

Regulus zacisnął mocniej pieści i lekko obrócił głowę. Ujrzał te brązowe oczy, które były wręcz rozpalone. Wzrok, który go pożądał. Zbliżył usta do warg Pottera, aby złożyć na nich niechlujny pocałunek.

— Lubię cię~

Potrafił się zdobyć jedynie na takie słowa, które poskutkowały, gdyż poczuł pociągnięcie za włosy i mocne pchnięcia w jego czuły punkt. Regulus zaczął niekontrolowanie wydawać jęki rozkoszy, co jeszcze bardziej pobudzało Jamesa.

Ani Black, ani Potter nie mogli już dłużej wytrzymać, przez co obaj osiągnęli równocześnie  punkt kulminacyjny. Kiedy skończyli, prawie upadli, głośno oddychając i wzdychając.

— Merlinie Regulus Black mnie lubi.

— Nie pozwalaj sobie — wymamrotał Black, odwracając się w jego stronę.

James zaśmiał się i wstał, pomagając rozwiniesz zrobić to Regulus. Kiedy sam ubrał spodnie, zaczął dokańczać przerwane przebieranie się Blacka. Kiedy skończył złożył na jego czole pocałunek i poprawił mu włosy.

— Miłego treningu skarbie. — powiedział z szerokim uśmiechem.

Black pokręcił głową i udał się w stronę wyjścia z szatni.

— Potter — zaczął. — Nie przychodź mi więcej do szatni.

— Przecież wiesz, że i tak przyjdę.

Arystokrata uśmiechnął się, jednak James nie był w stanie tego zauważyć, gdyż stał do niego tyłem.

Wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top