Rozdział trzeci - Randka, Dynia i Zupa: Przepis na Miłość!


Po kilku deszczowych dniach, kiedy nakręcili tylko kilka scen i wszystkie bez Harry'ego, zaczął zastanawiać się czy nie powinni im za to płacić. W końcu marnował swój czas na luźne pogawędki z obcymi mężczyznami i Joshem. Uważał, że powinien chociaż zarabiać. Liczył, że to wszystko pójdzie trochę szybciej, codzienne nagrywanie i każdego dnia odpada jedna osoba, tak to sobie wyobrażał. Niestety przeliczył się, najwidoczniej nagrywanie miało trwać znacznie dłużej.

Tego dnia świeciło słońce i zapowiadał się naprawdę przyjemny dzień. Tak było dopóki nie zadzwonił telefon, że za chwilę wyjeżdżają na kolejny dzień zdjęciowy i ma być gotowy za piętnaście minut. Okazało się, że mieli spędzić dzień na dyniowej farmie. Louis w życiu nie słyszał okropniejszej nazwy. Podobno dziś Harry chciał spędzić czas z nimi wszystkimi, żadnych spotkań jeden na jeden, tylko wspólny czas i ewentualne krótkie pogawędki. Jeśli ktoś zapytałby Louisa to raczej kiepski sposób na znalezienie miłości, ale nie on ustalał zasady.

Gdy wysiadł z samochodu, chciał wsiąść do niego natychmiast i odjechać. Z głośników sączyły się spokojne melodie i piosenki, które pewnie organizatorom kojarzyły się z jesienią. Wszędzie były dynie, a Louis nie mógł uwierzyć, że znalazł się w tej sytuacji. Stał na skraju pola, przyglądając się setkom dyni o różnych kształtach i kolorach. Jasne, to wszystko wyglądało całkiem ładnie i miło, ale co oni mieli tutaj robić?

- Dobrze, uwielbiam dynię, więc poza tym, że dziś pospacerujemy i będziemy się dobrze bawić to pomyślałem, że może spróbujecie coś ugotować. A mówiąc coś, mam na myśli zupę dyniową, która jest idealna na jesień – powiedział Harry, wyglądając tak, jakby jego pomysł był najlepszym, najdoskonalszym na świecie.

- Gotowanie? – Josh jęknął, na samą myśl o przebywaniu w kuchni.

- Jakie składniki są nam potrzebne? - zapytał Chris, przeglądając stoisko z warzywami i produkty, które zostały dla nich przygotowane.

- Myślę, że podstawą są dynie, a reszta to wasza inwencja - odpowiedział Harry, wskazując na różne odmiany dyni. - Chcę, żebyście użyli swojej wyobraźni.

Louis obserwował, jak wszyscy zaczynają się krzątać i wybierać potrzebne produkty. Domyślał się, że część z tych facetów nie gotuje, a już na pewno nie zupy dyniowe. Sam nie miał z tym problemu w końcu prowadził knajpę, którą wolał nazywać barem. To on ustalał, co danego dnia będzie podawał, więc był dość kreatywny lub nudny, w zależności od dnia i nastroju. Widział, jak Harry kręci się i podchodzi do mężczyzn rozmawiając z nimi i flirtując. Przewrócił oczami na te marne próby podrywu. Chwycił jedną dynię i podszedł do ostatniego wolnego stolika, zabierając się za krojenie.

- Louis, jak ci idzie? Co zamierzasz dodać do swojej zupy? - zapytał Harry, podchodząc do niego z uśmiechem.

- Dynię – odparł krótko. – I sól - starał się brzmieć nonszalancko, ale akurat to zadanie było w porządku. Lubił gotować z tym, że nie miał zamiaru nikomu o tym mówić.

- Sól, świetnie, jeśli użyjesz dużo soli pomyślę, że jesteś jak wiedźma, która robi ochronny krąg z soli, żeby ochronić się przed czymś złym.

- Ha ha ha, miałem się roześmiać z tego żartu? - zapytał, patrząc na Harry'ego z pogardą i zażenowaniem. Usiłował zachować powagę, ale uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Widzę, że całkiem dobrze sobie tutaj radzisz, z nożem i w ogóle.

- Ale z ciebie mówca – pokręcił głową, nie wiedząc, jak jeszcze skomentować niedorzeczne zachowanie mężczyzny. – Z nożem i w ogóle – prychnął, nie chcąc mówić nic więcej. – Najpierw nazwałeś mnie wiedźmą, a teraz sugerujesz, że jestem jakimś seryjnym mordercą. Czy tak podrywasz wszystkich tych biednych mężczyzn? Jeśli tak, to błagam wyrzuć mnie dziś z programu.

Harry roześmiał się głośno, nie mogąc się powstrzymać. Ten sarkazm, w połączeniu z zamieszaniem, jakie Louis robił przy gotowaniu, sprawił, że atmosfera stała się luźniejsza, a napięcie, które wcześniej było między nimi, zaczęło znikać. Lou podniósł głowę, zauważając, że kilka osób przygląda się im ciekawsko. Ostatnie, czego chciał to wścibskie spojrzenia i zazdrośni faceci. Nie chciał Harry'ego, nie wiedział, jak mógłby im to zakomunikować.

- Przynajmniej teraz będę mógł być sobą. Wiesz, każda wiedźma musi mieć zły charakter i być podła – odparł Louis, starając nie dać się wciągnąć w grę Harry'ego. – Co będzie następne? Mamy tu jakiegoś czarodzieja, z którym powinienem walczyć?

- Tylko, jeśli ten czarodziej ma dziś na sobie różowe skarpetki i ma na imię Harry – brunet uniósł brwi, podciągając trochę spodnie, pokazując swoje różowe skarpetki z jakimś wzorkiem, tym samym wymuszając na Louisie cichy śmiech.

- Jesteś niedorzeczny i jak widać jesteś fanem Ani, ale też Harry'ego Pottera. Masz wysublimowany gust czytelniczy i jeszcze pokazałeś mi swoje kostki, wiesz dawniej uznano by to za mezalians, musiałbym ci się oświadczyć i tak dalej.

- Wiem, wiem, czytałem też Bridgertonów – Harry wydawał się tak zadowolony z wszystkich głupot, które wychodziły z jego ust, że Lou nie miał serca mówić mu, jakim jest głupolem. Może te żarty były głupie, ale były też niesamowicie odświeżające. W obliczu całego napięcia związane z programem, te chwile śmiechu były jak tlen w dusznym pomieszczeniu.

- Myślę, że powinieneś już iść, inni nie mogą się doczekać aż do nich podejdziesz – powiedział ciszej, by nikt ich nie usłyszał. Czuł na sobie niezadowolone spojrzenia, nie chciał robić sobie wrogów. Podsmażył już dynię i cebulę i czosnek, teraz chciał przygotować bulion.

- Nie martw się, nie planuję monopolu na twoją uwagę - odparł z łobuzerskim uśmiechem. - Na razie.

Louis przewrócił oczami, a Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej, zanim przeszedł do kolejnego uczestnika, zostawiając Louisa samego z jego myślami i bulgoczącą zupą.

- Hej – Josh wyglądał, jakby toczył walkę, a nie gotował najprostsze danie. – Dlaczego musieliśmy gotować? Wiesz, jak nienawidzę kuchni prawda?

- Wiem, biedaku, miałeś pecha, ale widziałem, że połowa nie ma pojęcia co robić, więc nie będziesz najgorszy. I w końcu to nie jest konkurs kulinarny, nie przejmuj się tym, to jedzenie jest tylko dodatkiem i pretekstem do tego żeby Harry mógł poflirtować z każdym i pokazać, jaki jest zabawny – doprawił zupę i wiedział, że za chwilę będzie mógł użyć blendera.

- Moja wygląda znacznie gorzej, ale widziałem, że Tobias wylał połowę zawartości garnka na siebie i to co mu zostało jest zielone, chyba dodał tam groszku – powiedział rozbawiony Josh, śmiejąc się cicho z niepowodzeń konkurentów.

- Groszek? W zupie dyniowej? - Louis pokręcił głową, uśmiechając się z politowaniem. – Wiedziałem, że nie będziesz najgorszy.

- Nie podoba mi się ten cały Chris, chyba miałeś rację – zauważył blondyn, wskazują na wysokiego bruneta, który teraz śmiał się z czegoś, co mówił do niego Harry. Nie byli zbyt cicho, wszyscy słyszeli ich rozmowę.

- To, co gotujesz, pachnie naprawdę dobrze - Harry pochylił się trochę za blisko, jakby chciał w pełni docenić zapach. - Ale, muszę przyznać, że jeszcze lepiej wygląda twój uśmiech.

- Dzięki, ale... to tylko zupa — mruknął, choć lekki rumieniec pojawił się na jego policzkach. -Nie wiem, czy jest, czym się aż tak zachwycać, pierwszy raz gotuję coś takiego, ale jeśli zupa będzie dobra, to może dam ci spróbować.

- Jeśli to zaproszenie, to chyba nie mogę odmówić – stwierdził Harry patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Ale chyba bardziej czekam na coś innego niż tylko zupa.

Louis spojrzał na Josha, wskazując parę, która teraz bezwstydnie ze sobą flirtowała. Bawiło go to, ale domyśla się, że przyjaciel nie będzie zadowolony z takiego obrotu sprawy.

- Popatrz na nich – powiedział rozbawiony. – Prawdziwi mistrzowie flirtu.

-Wygląda na to, że zupa to tylko wymówka — skomentował Josh kręcąc głową. – A ja głupi cały czas mówiłem o tej przeklętej dyniowej zupie, kiedy Harry zatrzymał się obok mnie.

- Opowiadałeś o zupie? – Louis spojrzał na niego z politowaniem – Myślałem, że to ja chcę odpaść jako pierwszy.

- Tak, i to dość szczegółowo — przyznał Josh z rezygnacją. - A on pewnie wpatrywał się w Chrisa, jakby to on był głównym składnikiem, który naprawdę go interesuje.

- Cóż, wiem, że moje zdanie nie jest tutaj najważniejsze, ale myślę, że jesteś lepszym składnikiem niż Chris - Louis wzruszył ramionami, z pozorną obojętnością, choć w jego oczach widać było cień rozbawienia.

- To miłe, ale w tym programie chyba jednak Chris jest uważany za lepszy składnik - odpowiedział Josh, spoglądając z niechęcią na Harry'ego, który wciąż wymieniał uśmiechy z Chrisem.

***

Jessica pojawiła się nagle, nie wiadomo skąd. Louis obstawiał, że ona może być prawdziwą czarownicą. Chyba wszystkie zupy były już przygotowane, ktoś z pracowników kilka minut temu ponumerował wszystkie miseczki i zabrał je, kładąc je na długim stole ustawiony przed starym, drewnianym wozem ozdobionym dyniami.

- Panowie, nadszedł najważniejszy moment dzisiejszego dnia. Harry spróbuje każdej z waszych zup, ale... jest jeden haczyk. Nie zdradziliśmy wam tego wcześniej, by nie psuć wam zabawy, ale Harry nie będzie wiedział, kto przygotował którą zupę! - powiedziała, podkreślając dramatyzm sytuacji. - A teraz najlepsza część: autor najlepszej pójdzie z Harrym na pierwszą randkę w programie.

Louis poczuł na sobie spojrzenie Josha, który tak jak kilku pozostałych mężczyzn nagle stał się bardzo przygnębiony. Gdyby zależało mu na Harrym teraz skakałby z radości, był pewien, że jego zupa będzie najlepsza. Gotował niemal każdego dnia, podawał swoje jedzenie gościom, wiedział, że potrafi przygotować coś smacznego, a zupa dyniowa nie była dla niego żadnym wyzwaniem. Nie chciał tej randki. Pragnął, by wieczór zakończył się eliminacją, nie flirtowaniem i spotkaniem z Harrym. A teraz miał nieprzyjemne przeczucie, że przez swoje umiejętności kulinarne, właśnie zapewnił sobie kolejne niechciane spotkanie z brunetem. Jessica spojrzała na Harry'ego, który zerknął w stronę uczestników z figlarnym uśmiechem.

- Gotowi? - zapytała, a jej głos zabrzmiał z nutą ekscytacji. - Niech wygra najlepsza zupa!

Harry podszedł do pierwszej miski, zerkając na zawartość z pewną ciekawością. Atmosfera stężała, a mężczyźni, choć starali się nie pokazywać po sobie nerwowości, śledzili każdy jego ruch. Louis obserwował wszystko z boku, zastanawiając się, czy Harry naprawdę potrafi docenić dobre jedzenie, czy to tylko kolejna gra, w której muszą brać udział. Obserwował uważnie twarz bruneta, gdy próbował zupę z każdej miseczki. Nawet z tej odległości umiał rozpoznać to, co przygotował, jego zupa była idealna.

Harry skończył próbować ostatnie danie, uśmiechając się nieco tajemniczo. Zapanowała cisza, gdy wszyscy mężczyźni wyczekiwali ogłoszenia wyników.

- Cóż, to była przyjemna niespodzianka - zaczął, patrząc na wszystkich cały czas się uśmiechając. - Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak różnych smaków.

Louis westchnął cicho, przewracając oczami. Pewnie Harry nie spodziewał się, że ktoś tu umie gotować.

- Każda z waszych zup miała coś wyjątkowego, ale jedna z nich wyróżniała się szczególnie. I nie, nie zdradzę wam, co to było - dodał żartobliwie, widząc zniecierpliwione spojrzenia. - A teraz czas na werdykt - Harry rozciągnął dramatycznie przerwę, a następnie wskazał na Chrisa. - Chris, gratulacje! Twoja zupa była po prostu niesamowita, i to ty pójdziesz ze mną na pierwszą randkę.

Louis zacisnął szczęki, patrząc, jak Chris i Harry wychodzą razem, gotowi na swoją pierwszą randkę. Czuł, jak w nim wzbiera gniew, choć próbował zachować zimną krew. Wiedział, że jego zupa była najlepsza – miał pełne przekonanie, że Harry musiał się pomylić, albo... to było oszustwo. Oczywiście, wszystko było ustawione od samego początku, mogli się nie starać, a i tak było wiadomo, kto pójdzie na pierwszą randkę z Harrym. Nie chciał tego, jasne, ale i tak czuł się urażony. Gotował najlepiej, postarał się, a wygrały pomyje Chrisa, który pewnie każdego dnia jadał na mieście. Miał ochotę skopać Harry'emu tyłek. Wiedział, że kamery będą teraz nagrywać zarówno randkę, jak i ich reakcję, ale to nie miało go powstrzymać od wyrażenia swojej opinii na głos.

- Nie chcę być tym, który to powie, ale... – zaczął, a jego ton był wyraźnie zirytowany, czego nie miał zamiaru ukrywać. - To kompletna farsa. Moja zupa była najlepsza, wszyscy to wiemy. Chris mógł flirtować z Harrym ile tylko chciał, ale z gotowaniem nie ma nic wspólnego.

Kilku chłopaków spojrzało na niego z zaskoczeniem, ale nikt nie odważył się zaprzeczyć. Louis westchnął, po czym wziął miskę z resztką swojej zupy i postawił ją na stole.

- Ktoś tutaj chyba nie potrafi poradzić sobie z porażką – David zaśmiał się, ale zamilkł widząc mordercze spojrzenie Lou. – Stary, to tylko zabawa.

- Spróbujcie sami - powiedział wyzywająco. - Jeśli nie uważacie, że to ja powinienem wygrać, to może mam kieski gust kulinarny albo coś zadziało się z moim smakiem. No dalej – zachęcił, wskazując na miskę.

Josh spojrzał na miskę, a potem na Louisa. Wiedział, jakim kucharzem jest Lou, często jadł to, co przygotowywał, ale posłusznie wziął łyżkę, spróbował i natychmiast przytaknął z uznaniem.

- Stary, to jest pyszne - przyznał Josh, a reszta chłopaków zaczęła się zbierać wokół, by również spróbować.

- To absolutnie lepsze niż to, co zrobiłem - powiedział Noah, klepiąc Louisa po plecach. - Serio, nie wiem, co tam zaszło, ale to ty powinieneś być na tej randce.

- Wiem – mruknął, wpatrując się ze złością w kamerę, która cały czas ich nagrywała. – Jestem doskonałym kucharzem.

***

Louis wrócił do Willow & Ivy późnym wieczorem, gdy miasteczko zwolniło tempo i jak zwykle stało się ospałe. Jego ulubiony miejsce, było ciche i spokojne – idealne by odpocząć po wszystkim, co się wydarzyło. Rozglądał się po wnętrzu, czując znajomy zapach drewna i delikatny aromat kawy unoszący się w powietrzu. Cassie, która zastępowała go w trakcie nieobecności podała mu fartuch, który odrzucił na bok. W barze byli tylko nieliczni stali bywalcy, którzy przywitali go skinieniem głowy.

To nie tak, że musiał coś sobie udowodnić, wiedział, że potrafi gotować, że jego zupa była najlepsza, ale jego duma została urażona. Zastanawiał się czy Harry zrobił to specjalnie, czy po prostu chciał pójść na randkę z Chrisem i produkcja pozwoliła mu na drobne oszustwo. Pewnie tak właśnie było. Nie miał zamiaru rozmyślać jak wyglądało ich spotkanie, chciał tylko ugotować zupę, podać ją gościom i usłyszeć, że nie jedli w tym tygodniu niczego smaczniejszego.

Dynie już czekały na blacie, gotowe do obróbki. Kroił je z precyzją, a każdy ruch nożem był pewny i uspokajający. Pomyślał o dzisiejszym dniu, o zwycięstwie beznadziejnego, flirtującego Chrisa, o tym, jak łatwo Harry dał się omamić. Zapach podsmażanej cebuli, czosnku i przypraw zaczął wypełniać bar, a Louis mieszał w garnku z zupą, dodając pieczoną dynię, imbir i odrobinę gałki muszkatołowej. Wyszedł z kuchni, obserwując twarze swoich gości. Lubił to miejsce, wiedział, że w mieście były ładniejsze, nowocześniejsze, bardziej eleganckie restauracje z wyszukanym jedzeniem, ale nie o to chodziło w Willow & Ivy. To miejsce miało rodzinny, swojski klimat, każdy czuł się tu mile widziany, można było wpaść bez rezerwacji, od tak na kawę czy herbatę, dobre ciastko lub to, co właśnie ugotował. Nie było karty dań, tylko to, co kuchnia wydała i ludzie kochali to miejsce i całą magiczną atmosferę, którą było tutaj czuć na każdym kroku.

- Ma ktoś ochotę na zupę? – zawołał, zwracając na siebie uwagę gości. – Dyniowa, rozgrzewająca, idealna na chłodny wieczór - wrócił z miseczkami pełnymi parującej zupy i zaczął roznosić ją do stolików.

- Twoje zupy zawsze są najlepsze, Lou - powiedział jeden z klientów, pan Leonard. – Moja żona chciałaby tak gotować.

- No cóż, wiem, co robię - odpowiedział Louis, mrugając okiem do mężczyzny.

Ostatecznie tylko to się dla niego liczyło, a Harry, Chris i cały ten idiotyczny program mogli iść do diabła. Spojrzał na zadowolone twarze klientów, którzy rozmawiali i uśmiechali się, próbując jego zupy. Uczucie satysfakcji, które go ogarnęło, sprawiło, że wszystkie frustracje związane z programem i niesprawiedliwym wynikiem wydawały się odległym wspomnieniem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top