Rozdział piąty - Wrzosowiska, klątwy i rozstania
Witam wszystkich w ostatnich dniach starego roku. Nie wiem, jak czas mógł minąć tak szybko, ale chyba zawsze tak jest. W natłoku codziennych obowiązków, mijają nam dni, tygodnie, miesiące i nagle jesteśmy właśnie w tym miejscu, żegnając stary rok. Mam nadzieję, że przerwa świąteczna była dla wszystkich miła i spędziliście ten czas tak jak lubicie. Przed wami rozdział piąty tej jesiennej historii, a korzystając z chwili mogę podzielić się informacją, że skończyłam pisać tekst o Hawajach, więc rozdziały zaczną pojawiać się regularnie. Pewnie niedługo zacznę udostępniać nowy tekst nad którym teraz pracuję, ale to już z pewnością w 2025 roku. Miłego czytania :)
Miał wrażenie, że nic nie idzie po jego myśli. Miał odpaść, wrócić do ukochanej rutyny i mieć święty spokój. Teraz czuł, że jest na celowniku wszystkich mężczyzn, a Josh zaczynał patrzeć na niego w jakiś obcy sposób. Ostatnie, czego chciał to stracić przyjaciela przez ten denny program, który nic dla niego nie znaczył. Od początku wiedział, że wynikną z tego same problemy, ale dał się namówić, niczym ostatni idiota. Nie do końca wiedział, co teraz zrobić, jak naprawić całą sytuację, podpisał umowę, więc nie mógł od tak zrezygnować, a Harry, chociaż wiedział, że nie chce tutaj być, to złośliwie trzymał go i nawet wymyślił tą głupią randkę. Cieszył się, że ten program nie zakładał zamykania ich w jednym miejscu, wiedział, że mężczyźni spoza miasta, mieszkają w jednym hotelu, ale on i Josh całe szczęście mogli mieszkać u siebie i każdego ranka pojawiali się na planie zdjęciowym. Dzięki temu czuł, że ma jakąś namiastkę kontroli nad swoim życiem i całą sytuacją.
Tego dnia spacerowali po miasteczku, zwiedzali okolicę i Louis znał to miejsce jak własną kieszeń, ale postanowił, że nie będzie się wychylał, więc milczał, trzymał się na uboczu i udawał, że jest zainteresowany, gdy kamera zbliżała się w jego stronę. Harry starał się go zagadnąć kilka razy, ale po jego zdawkowych odpowiedziach zrezygnował i dołączył do osób, które naprawdę cieszyły się z jego zainteresowania. Josh rzucił mu kilka razy zaciekawione spojrzenie, ale nie podszedł, mieli umowę, nie mieli afiszować się swoją znajomością przed innymi. Tak było bezpieczniej. Harry flirtował z Chrisem, później z Joshem, a mu zbierało się na mdłości. Nie wiedział, jak ktoś chciał znaleźć miłość w takim programie, jeśli o jedna osobę walczyło tak wielu. Zastanawiał się, co może się wydarzyć w sytuacji, gdy ktoś naprawdę zakocha się w Harrym. Teraz to były tylko luźne znajomości, może jakieś zauroczenia, ale w pewnym momencie przecież ktoś może coś poczuć i serca zostaną złamane. Coś nie pasowało mu też w Harrym, raz irytował go, gdy zachowywał się jak podrywacz, rzucając jakieś głupie teksty na prawo i lewo, a później wydawał się kimś naprawdę innym i ... i czuł się zdezorientowany przez ten koszmar. Po zwiedzaniu miasta kolejny mężczyzna odpadł i teraz poza Louisem było ich tylko sześciu. Nie każdy dzień wyglądał w ten sposób, zdania, randki i eliminacja. Częściej po prostu nagrywali ich gdy spędzali czas we wspólnym hotelowym pokoju, chcieli zobaczyć łączące ich relacje, może liczyli na jakieś kontrowersje, kłótnie lub inne romanse. Na razie nie działo się nic ciekawego, przynajmniej w ocenie Louisa.
- Jesteś podekscytowany nadchodzącą randką? – osoba siedząca poza zasięgiem kamery zadała mu kolejne pytanie. Czuł się niezręcznie, nie do końca wiedział, co powiedzieć, chociaż był świadomy, czego od niego oczekiwali.
- Niespecjalnie, nigdy nie lubiłem niespodzianek i teraz nie czuję się do końca komfortowo, nie mając pojęcia, jak będzie wyglądało to spotkanie – rzucił najbardziej szczerą odpowiedź, jaką mógł, ale i tak zauważył, że brunetka stojąca nieopodal skrzywiła się, słysząc co powiedział.
- Jestem pewna, że będziesz zachwycony, jeszcze nikt nie narzekał na randkę z Harrym – najwidoczniej nadal starali się być mili i wciągnąć go w rozmowę, która była wymuszona i męcząca.
- Nie twierdzę, że będzie źle, po prostu to nie moje klimaty. Nie lubię niespodzianek -próbował wytłumaczyć swoje nastawienie, jednocześnie zachowując spokój, choć czuł na sobie wzrok całej ekipy.
- Oczywiście, każdy ma swoje preferencje, to normalne - kobieta uśmiechnęła się, zerkając na swoje notatki. – Czasem warto wyjść poza swoją strefę komfortu i chyba musisz przyznać, że Harry cię zainteresował.
- Cóż, Harry jest w środku tego wszystkiego, trudno go nie zauważyć, więc chcąc nie chcąc trzeba się nim interesować - odpowiedział z wymuszonym entuzjazmem. Rozmowa wydawała się coraz bardziej męcząca, ale wiedział, że musi się w niej odnaleźć, przynajmniej na tyle, by nikt nie uznał go za całkowicie obojętnego.
- Może to właśnie jest jego urok – zasugerowała kobieta, nachylając się lekko w jego stronę. – Potrafi być w centrum uwagi i sprawić, że wszyscy czują się zaangażowani. To chyba dobra cecha, prawda?
- Posłuchaj, po prostu uważam, że Harry powinien być przygotowany na to, że nie każdy będzie skakał z radości na myśl o spontanicznej randce niespodziance i tyle – zaskoczona kobieta chciała dodać coś jeszcze, ale podeszła do niej ta sama brunetka, która wyglądała teraz na niezadowoloną i powiedziała jej coś do ucha.
– Ok, skończyliśmy, musimy porozmawiać.
Podniósł się z krzesła, na którym siedział i ruszył za nerwową brunetką. Widział ją tutaj kilka razy, zawsze kręciła się, gdy kręcili, ale nie miał pojęcia, kim jest. Teraz spodziewał się, że czeka go nie miła rozmowa, ponieważ to, co powiedział, nie sprostało ich oczekiwaniom.
- Coś się stało? – zapytał, gdy kobieta zatrzymała się z dala od pozostałych mężczyzn i Harry'ego, który jak zwykle był otoczony wianuszkiem adoratorów. Rzucił okiem swoją rozmówczynię i zaskoczony zauważył, że jest w ciąży. Stres był chyba niewskazany w tym stanie.
- Tak, stało się – wskazała na fotel ustawiony przy małym stoliku i sama usiadła naprzeciwko niego z cichym westchnieniem. – Gemma Horan, jestem producentką tego programu – wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą uścisnął po chwil zastanowienia.
- Louis Tomlinson.
- Oczywiście wiem, sama wybrałam twoje zgłoszenie – przewróciła oczami, wydając się coraz bardziej zirytowaną zaistniałą sytuacja, a on nawet nie wiedział, co zrobił źle. – Posłuchaj Louis, nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje, ale twoje nastawienie jest... dziwne?
- Dziwne? - Louis uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia. - Wydawało mi się, że jestem całkiem normalny – odparł, unosząc kącik ust w nieco zaczepnym uśmiechu.
- Normalny facet nie wygrałby castingu do takiego programu – Gemma odpowiedziała szybko, pochylając się nad stołem, jakby chciała, by żadne słowo nie umknęło Louisowi, ale po chwili zmieniła pozycję, dotykając swojego brzucha. – To ja wybrałam cię do tej grupy, wydawałeś się idealny. Byłeś inny niż wszyscy, ciekawy, intrygujący, taki inteligentny i błyskotliwy, pozbawiony entuzjazmu owszem, ale to była miła odmiana od wszystkich tych lizusów, którzy zachwycali się Harrym, chociaż nawet go nie poznali. A teraz... zimny prysznic, jesteś dziwny, ale nie w ten dobry sposób. Louis, narzekasz na niespodzianki, jesteś zirytowany podczas wykonywania zadań, unikasz reszty chłopaków i nie zawierasz żadnych znajomości. Jesteś samotnikiem ok rozumiem to, każdy ma swój charakter, ale to – wskazała na niego dłonią. – To mnie wkurza. Jesteś niezaangażowany, chociaż kiedy rozmawiasz z moim.... z Harrym, sam na sam, wydajesz się inny, wasze rozmowy są interesujące i coś jest między wami, widzę to i widzowie też to dostrzegą. Co jest nie tak?
- A jeśli powiem, że mi nie zależy to, co? Wyrzucicie mnie? - Zapytał spokojnie, krzyżując ramiona na piersi. – Poza tym, czemu to ci tak przeszkadza? Myślałem, że macie tu wystarczająco dużo dramatu nawet bez mojego angażowania się.
- Louis – Gemma westchnęła głęboko, a pionowa zmarszczka pojawiła się pomiędzy jej brwiami. - Ludzie kochają oglądać historie pełne emocji, dramatów, wzlotów i upadków. Chcą widzieć zaangażowanie, chemię, momenty, które zapierają dech w piersiach. Chcą wybrać swojego ulubieńca i kibicować mu z całego serca, płakać, kiedy odpadnie lub cieszyć się z nim, kiedy zostanie do samego końca. A ty...ty jesteś jak gość, który przyszedł na imprezę, ale cały czas stoi pod ścianą i patrzy na zegarek.
- Cóż, zawsze byłem właśnie kimś takim lub gościem, który pilnuje płaszczy na imprezach -Louis parsknął śmiechem, choć słowa Gemmy trafiły bliżej, niż chciałby przyznać
- To się musi zmienić – Gemma mówiła stanowczo. – Jesteś w centrum uwagi, Louis. Jesteś wyjątkowy, ludzie pokochają to jak się wyróżniasz tylko musisz dać od siebie trochę więcej. Otwórz się, pokaż, jaki jesteś, daj się pokochać. To ja cię wybrałam Louis, miałam wobec ciebie wielkie plany, rozumiesz? Postaraj się trochę bardziej, niech Harry zobaczy w tobie to, co mnie zachwyciło.
- Zobaczę, co da się zrobić, ale nie licz na fajerwerki. To nadal nie moje klimaty - Louis spojrzał na nią uważnie, a potem wzruszył ramionami z rezygnacją. Nie chciał kłócić się z kobietą w ciąży i przecież nie mógł jej powiedzieć całej prawdy, jak znalazł się w tym miejscu.
– Może nie muszą być fajerwerki. Może wystarczy po prostu iskra - Gemma uśmiechnęła się delikatnie, jakby jego odpowiedź ją usatysfakcjonowała.
- Wiesz, w twoim stanie – wskazał na jej brzuch. – Chyba nie powinnaś tak komplementować innego faceta, twój mąż nie będzie zadowolony.
- Niall sam uważa, że jesteś świetny, więc nim się nie przejmuj – machnęła ręką, śmiejąc się na widok wyrazu twarzy Louisa. – A teraz szykuj się na randkę.
- Jasne, ale nadal twierdzę, że to strata czasu - Louis przewrócił oczami, ale kącik jego ust drgnął w uśmiechu.
- Wiesz, coś mi mówi, że twoje „niezainteresowanie" jest bardziej udawane, niż byś chciał przyznać – odpowiedziała z udawaną niewinnością, po czym zerknęła na zegarek. – Masz godzinę. Wskakuj w coś ciepłego, bo Harry planuje spacer po tych waszych popularnych wrzosowiskach.
- Spacer? Po wrzosowiskach? – jęknął teatralnie, starając się pokazać swoje niezadowolenie. -Nie mógł zaplanować czegoś prostszego, jak na przykład... siedzenie na kanapie i jedzenie czegoś smacznego?
- Wiesz, słyszałam, że prowadzisz kawiarnię, urocze, klimatyczne miejsce przesiąknięte atmosferą wrzosowisk, więc nie udawaj mi tutaj, że nienawidzisz romantyzmu – poklepała go po ramieniu z ciepłym uśmiechem, który coś mu przypominał. – Przejrzałam cię.
- Spacer po wrzosowiskach – mruknął pod nosem. – Jakby życie nie mogło być mniej stereotypowe.
Idąc do pokoju, w którym czekały na niego jakieś przygotowane ubrania, starał się wyglądać na całkowicie niezadowolonego, bo przecież nikt nie wiedział, że co najmniej raz w tygodniu spaceruje samotnie po wrzosowiskach, napawając się ponurą atmosferą tego miejsca.
***
Harry czekał na niego przed hotelem, wydeptując nerwową ścieżkę na chodniku. Wyglądał, jakby właśnie wyszedł z reklamy jesiennej odzieży – szalik w odcieniach kasztanu był idealnie zawiązany, a gruby płaszcz zdawał się emanować ciepłem. Louis dostrzegł go natychmiast, gdy tylko wyszedł z budynku i z zadowoleniem zauważył, że mężczyzna jest zestresowany. Miła odmiana od wiecznie pewnego siebie i flirtującego wizerunku.
– Spóźniłem się – rzucił Louis, gdy tylko do niego podszedł, poprawiając własny szal, który wcześniej narzucił w pośpiechu. Dopiero stając przed Stylesem, zorientował się, że założył szalik, który dostał od niego podczas ich wyprawy na targ. To było niezamierzone i mogło zostać źle odebrane.
– A jednak przyszedłeś – odpowiedział Harry z nerwowym uśmiechem. – Punkt dla mnie.
Szli drogą, którą Louis bardzo dobrze znał, więc prowadził ich pewnie, bez zastanowienia. Powietrze tego dnia było chłodne, wilgotne, pachnące kamieniem i mchem. Czuł się tutaj doskonale i tego dnia pogoda była idealna, tak jak powinna być w mieście związanym z wichrowymi wzgórzami i twórczością sióstr Brontë.
– Ciekawi mnie coś... – zaczął Harry, przerywając ciszę, która zapanowała, odkąd ruszyli w drogę, kierując się w stronę wrzosowisk. – Co takiego lubisz w tym swoim Haworth? Nigdy nie myślałeś, żeby się stąd wyprowadzić?
– Co lubię w Haworth? – powtórzył pytanie, jakby próbując zebrać myśli. – To miejsce jest inne, pasuje do mnie, do tego, co czuję i kim jestem. Lubię to, że jest tajemnicze i mgliste, że każdego dnia można poczuć zapach historii unoszący się w powietrzu. Lubię te wąskie uliczki i stare, kamienne domy. Wiesz czasami mówi się, że idealne miejsce dla ludzi dziwnych i pewnie to prawda, nie masz pojęcia ilu jest zbzikowanych fanów Wichrowych Wzgórz, oni pojawiają się tutaj przez cały czas, czasami są nawet poprzebierani, to zabawne, ale dzięki temu można przenieść się w czasie, chociaż na moment – skręcił w jedną z wąskich uliczek, na moment zapominając o ekipie telewizyjnej, która im towarzyszyła, jeszcze jeden zakręt i mieli znaleźć się niemal przy samych wrzosowiskach. – Lubię to, że mamy dziwne sklepy dla artystów, domy porośnięte wiekowym bluszczem i stary cmentarz, na którym często można spotkać śpiące koty. To wszystko tworzy Haworth. Można to poczuć lub nie, bo absolutnie tego nie da się zrozumieć. – Byli już na zielonych pastwiskach, oczywiście mżawka towarzyszyła im odkąd ruszyli w drogę, a Louis czuł się trochę jak przewodnik, chyba nie tego oczekiwała od niego Gemma mówić mu, by się postarał i zaangażował. – To miejsce ma swój urok. Czas płynie tu wolniej, ludzie są życzliwi, a krajobrazy, no cóż – wskazał na wrzosowiska, które ciągnęły się w oddali. – Mówią same za siebie. I wiesz, to jest mój dom, a dom to nie tylko miejsce, to ludzie, wspomnienia, historie - przyznał Louis, kopiąc delikatnie kamyk na ścieżce.
- Wiesz, jesteś trochę jak to miasto – zauważył Harry, starając nie poślizgnąć się, gdy schodzili w dół, by dostać się bliżej upragnionych wrzosowisk – spokojny, nostalgiczny, tajemniczy, ale pełen ukrytego ciepła.
– Całkiem niezłe porównanie - Louis uniósł brew, spoglądając na niego z lekkim zaskoczeniem. - A co do wyprowadzki... – kontynuował Louis, jakby chciał odwrócić uwagę od tego, że Harry trafił w punkt. – Wyjechałem stąd podczas studiów, zobaczyłem trochę świata, ale im dalej byłem tym mocniej tęskniłem i zrozumiałem, że tu jest moje miejsce.
O tej porze roku wrzosy nie kwitły, większość z nich była uschnięta, ale to nie odbierało im piękna, przeciwnie, teraz wyglądały tak jak opisywały je pisarki, idealnie oddawały całą prawdę na temat tego miejsca. Było wietrznie, stromo, a dookoła nie było żywej duszy.
- Lubisz wrzosowiska? Wydawałeś się bardzo niechętny, by tu dziś przyjść – Harry zaczął grzebać w torbie, którą zsunął z ramienia. – Chcesz trochę herbaty?
- Poproszę – z wdzięcznością przyjął ten ciepły napój, który Harry rozlał z termosu do dwóch kubków. Był świetnie przygotowany do ich małej wyprawy. – Uwielbiam to miejsce – stwierdził, spoglądając na ciągnące się bez końca wrzosowiska, wiatr rozwiewał im włosy i zaczął żałować, że nie wziął ze sobą czapki. – Czasami, kiedy tutaj przychodzę i jestem zupełnie sam, a wiatr wieje tak mocno jak dziś, wydaje mi się, że w tym miejscu znajdują się wszystkie słowa, które zostały tutaj wypowiedziane samotnie, rzucone w przestrzeń, w ramiona tego wiatru, który wieje tu nieustannie. Moja mama zawsze mówiła, że te wzgórza słyszały tak wiele złamanych obietnic, szczerych wyznań i skrywanych myśli, dlatego zawsze tutaj tak wieje, bo to wyszeptane słowa unoszą się w powietrzu.
- Pięknie mówisz o tym miejscu, nigdy nie myślałem w ten sposób – Harry wpatrywał się w niego z kubkiem herbaty w dłoni, wyraźnie poruszony tą chwilą. – Możemy tutaj usiąść? Mam koc, ale obawiam się, że przemokniemy jeszcze mocniej.
- I tak jesteśmy już mokrzy, taka pogoda, gdybyś pomieszkał tutaj trochę, przyzwyczaiłbyś się do ciągłej mżawki i mgły. Możemy usiąść – wskazał na miejsce gdzie Harry mógł położyć mały koc, idealny dla nich. - Moja mama miała talent do opowiadania takich rzeczy. Uwielbiała wrzosowiska, spędzała tutaj mnóstwo czasu. Zawsze mówiła, że jeśli kiedykolwiek się zgubię, mam tu przyjść, bo wiatr wskaże mi drogę.
– Jest wyjątkową osobą – zauważył Harry, a jego ton stał się bardziej miękki. Ich ramiona były przyciśnięte, tak jakby starali ochronić się od wiatru, a może nieświadomie poszukiwali ciepła.
- Była - Louis poprawił go zduszonym głosem, wpatrując się w dal. Przez chwilę obaj milczeli, pozwalając wiatrowi wypełnić ciszę pomiędzy nimi.
- Więc mówisz, że ten wiatr jest pełen słów? – Harry podał mu szczelnie zapakowane ciastko, przerywając milczenie.
- Tak mówiła moja mama - Louis przytaknął, zerkając na bruneta.
– Ciekawe, co teraz szepcze – Harry uśmiechnął się, spoglądając na Louisa z iskierką w oku. – Może jakieś szczere wyznanie albo...
- Albo złośliwą uwagę – wtrącił Louis, próbując ukryć zmieszanie pod warstwą humoru. Nie lubił tego, że przy Harrym mówił tak dużo, odkrywał się i wspominał o osobistych częściach swojego życia. Gemma mogła mówić, że się nie starał, ale on dawał Harry'emu więcej niż komukolwiek innemu. I to go przerażało i paraliżowało.
- W takim razie powinniśmy uważać, co mówimy. Nigdy nie wiadomo, kto tu jeszcze słucha - Harry roześmiał się, a dźwięk jego śmiechu zdawał się współgrać z szumem wiatru.
- To prawda. Ale czasem mam wrażenie, że niektóre słowa, te najważniejsze, są bezpieczne. Jakby wiatr je chronił, zamiast rozwiewać - Louis uśmiechnął się lekko, znów wpatrując się w wrzosowiska. – Masz rodzeństwo?
- Uhm tak, siostrę, starszą o kilka lat, a ty?
- Dwie siostry, wiesz, chyba jakaś klątwa ciąży na mojej rodzinie, a może dziadkowie po prostu wyczerpali limit szczęścia w miłości. Moi rodzice rozwiedli się w złej atmosferze, to złamało serce babciom. Moja starsza siostra rozwiodła się kilka miesięcy temu, ma dwójkę dzieci, moja chrześniaczka jest.... utrapieniem, delikatnie mówiąc. A młodsza siostra rodzi za trzy miesiące i została sama, najwidoczniej też nie wybrała właściwie. I jestem jeszcze ja, samotnik od urodzenia, więc... tak, chyba to klątwa.
- Wiesz, każdą klątwę można złamać, trzeba tylko wiedzieć jak.
- I co, jesteś tutaj żeby złamać moją klątwę? - Louis milczał przez chwilę, po czym upił łyk herbaty i spojrzał na Harry'ego z lekkim, prawie niezauważalnym uśmiechem.
- Może – brunet uśmiechnął się i ku zaskoczeniu Louisa splótł ich palce razem, odkładając pusty kubek na koc.
- Nie obawiasz się, że teraz klątwa przejdzie na ciebie? – zapytał z udawaną powagą, unosząc brew.
Nie chciał przyznać, że zamarł, gdy poczuł skórę Harry'ego, ciepło jego dłoni i dotyk ich splecionych palców. Powinien odsunąć dłoń, nie pozwalać na coś takiego, ale najgorsze było to, że wcale nie chciał tego zrobić. Ten jeden raz pragnął pozwolić sobie na coś niezaplanowanego.
– Nie, jeśli mógłbym wybrać, jaką klątwę chce złamać, wybrałbym twoją - Harry zaśmiał się cicho, patrząc na Louisa z lekko przekrzywioną głową, ale on również wiedział, że nie mówi tylko o jakieś mitycznej klątwie rzuconej na rodzinę Louisa. – Zrobisz mi zdjęcie? Chcę mieć jakąś pamiątkę z tego dnia. Będę biegł w tamtą stronę, a ty możesz zrobić zdjęcie dobrze?
-Jasne – ich dłonie rozłączyły się, gdy Harry szukał w swojej torbie aparatu, który zapakował na tą okazję. – Gotowy? – poczekał aż chłopak przytaknie, upewnił się, że wszystko jest dobrze ustawione, a potem dał znak, by Harry zaczął biec, śmiejąc się z jego radosnego krzyku i krzywego biegu. Brunet ruszył w stronę wzniesienia, jego włosy unosiły się na wietrze, a Louis nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc go w takim stanie. Był jakiś inny, nie przypominał osoby, którą widział, gdy znajdowali się wśród innych osób. Wraz z każdym krokiem Harry'ego, Louis nacisnął przycisk aparatu, robiąc serię zdjęć, uwieczniając tę chwilę, jakby sam chciał zatrzymać ten czas w tej chwili, kiedy wszystko wydawało się być tak proste i dobre.
- Świetnie, teraz jeszcze jedno! – zawołał, a Harry obrócił się na chwilę i podniósł kciuk do góry patrząc na niego z szerokim uśmiechem. Wiedział, że zdjęcie będzie idealne. Poczuł jak ktoś szturcha go w ramię i dopiero teraz przypomniał sobie, że przecież nie byli tutaj sami, cały czas ekipa nagrywała ich spotkanie i teraz najwidoczniej chcieli, by Lou dołączył do śmiejącego się Harry'ego. Aparat został wyciągnięty z jego dłoni, a on popchnięty w stronę Stylesa. Znowu musiał wtopić się w tę szaloną dynamikę programu, w którym odgrywał swoją rolę, mimo że w tej chwili wszystko, co chciał, to po prostu spędzić chwilę z Harrym.
- Dalej, Louis – usłyszał głos osoby, która stała nieopodal i kontrolowała całą sytuację. – Dołącz do niego! Zróbmy to jeszcze raz, ale tym razem z waszą dwójką. To będzie świetne ujęcie.
Przewrócił oczami, ale powoli ruszył w stronę Stylesa, który obserwował go uważnie. Nie miał zamiaru biec, to nie było w jego stylu. Jeśli chcieli dobre ujęcie, mogli zaprosić tutaj kogoś innego, jakiegoś rządnego uwagi Chrisa. Nie rozumiał wszystkiego, co działo się w ostatnim czasie, w tym dniu, a już najbardziej nie rozumiał mężczyzny, który nie spuszczał z niego wzroku. Zastanawiał się, jak bardzo Harry odgrywa pewną rolę, która została mu narzucona, zauważał pęknięcia w tej kreacji, którą ktoś z ekipy dla niego stworzył. Przyłapał go kilka razy na jakiś potknięciach, najczęściej, gdy wspominał o swojej rodzinie i to samo zauważył podczas rozmowy z Gemmą. Zaczynało mu się wydawać, że łączy pewne kropki i całość zdaje się coraz bardziej klarowna, ale jeśli miał rację, ten program był ustawiony od początku do końca. Widząc twarz Harry'ego w tej chwili, wszystko wydawało się zwolnić – wiatr rozwiewający włosy, zapach wrzosów unoszący się w powietrzu i delikatny, nienachalny dźwięk odległych rozmów ekipy filmowej. Ale to wszystko było niczym w porównaniu do tego, jak Harry na niego patrzył. A teraz Louis wiedział, że to wszystko mogło być ich grą, w którą od początku grali, chociaż nie znali zasad, a może Harry znał je doskonale i bawił się świetnie każdego cholernego dnia.
W spojrzeniu mężczyzny brakowało tej typowej pewności siebie, którą Harry nosił jak zbroję. Nie było tu flirciarskich uśmieszków ani zaczepnych komentarzy. Jego oczy, które zwykle błyszczały z łobuzerskim blaskiem, teraz zdawały się miękkie i pełne ciepła. Louis dostrzegł, że Harry delikatnie przygryzł dolną wargę, jakby próbował zapanować nad emocjami, które go przytłaczały. Wyglądał na... nieśmiałego i pytanie brzmiało, które oblicze Harry'ego Stylesa było prawdziwe. Louis wiedział, którą twarz tego mężczyzny mógł polubić, ale obawiał się, że nie nadawał się do takich gierek. Sam nie mógł się powstrzymać przed lekkim uniesieniem brwi, gdy zmierzał w stronę bruneta. Widok tak innej strony Stylesa, delikatniejszej, bardziej niepewnej, był czymś niespodziewanym.
- Postanowiłeś dołączyć? – zapytał głośno młodszy, starając się przekrzyczeć wiatr.
- Powiedzmy, że tak. Wypadałoby mieć chociaż jedno wspólne zdjęcie – wyjaśnił, nie chcąc mówić, że został zmuszony do tej fotografii. – Chociaż tobie zrobiłem ich bardzo dużo i możesz być pewny, że są świetne. Wiesz turyści często proszą mnie o jakieś fotki, kiedy tutaj są, znam się na tym.
- Wydaje mi się, że znasz się na wielu sprawach, Lou – rzucił ciszej Harry, gdy stali obok siebie, odwróceni plecami w stronę ekipy. Obaj zignorowali zdrobnienie, którego użył mężczyzna, a może nawet nie zwrócili uwagi na taki drobiazg. – Wiesz, nadal pamiętam, że obiecałeś mi obiad u siebie w kawiarni - Louis uniósł brwi, słysząc cichy ton Harry'ego, który nagle zmienił atmosferę między nimi. Przez chwilę nie odpowiedział, pozwalając, by wiatr niósł ich milczenie nad wrzosowiskami. Czuł, że Harry ma w sobie coś więcej do powiedzenia, ale jednocześnie nie chciał naciskać.
- Może kiedyś, kto wie – mruknął i skrzywił się, słysząc głos mówiący im, że mają się ustawić do jednego wspólnego zdjęcia i koniec ujęć na dzisiaj.
Harry pochylił się bliżej Louisa, tak blisko, że ten poczuł ciepło jego oddechu na skórze, mimo chłodnego wiatru, który ich otaczał.
– Twoja zupa powinna była wygrać – wyszeptał cicho, głosem na granicy słyszalności, prosto do ucha szatyna. – Była najlepsza, ale nie mogłem jej wybrać, bo byliby na mnie wściekli.
Louis odsunął się, patrząc na niego z zaskoczeniem, otwierając usta by coś powiedzieć, ale zanim zdążył zebrać się w sobie, Harry odsunął się, ponownie przywołując na twarz ten zadowolony uśmiech, który nie miał nic wspólnego z prawdziwym uśmiechem tego mężczyzny. Ich moment minął i teraz Louis ponownie stał obok osoby, za którą wcale nie przepadał.
– To było idealne ujęcie do zdjęcia – zawołał, prostując się i rzucając krótkie spojrzenie w stronę ekipy. – Wracamy? - Zanim Louis zdążył się zastanowić, do kogo Harry kieruje to pytanie, Styles wyciągnął rękę i pochwycił jego dłoń, splatając ich palce razem w pewnym, naturalnym geście. Z tym, że teraz Lou czuł się niekomfortowo i wolałby nie czuć na sobie dłoni nikogo, a już na pewno nie Harry'ego.
Kiedy zbliżyli się do ekipy filmującej, Louis dostrzegł, ze kamery ponownie zostały włączone i skierowane w ich stronę. Poczuł, jak Harry powoli puszcza jego dłoń, choć ich palce przez chwilę jeszcze się lekko musnęły, jakby żadne z nich nie chciało zakończyć tego kontaktu, chociaż Louis z ulgą wsunął ręce do kieszeni kurtki, ogrzewając je trochę. Jedna z kobiet z ekipy podeszła do Harry'ego, wyciągając w jego stronę telefon.
– To wiadomość dla ciebie – powiedziała, uśmiechając się nieco tajemniczo. – Tylko dla twoich oczu, nie mów głośno o tym, wyślij tylko odpowiedź.
Harry spojrzał na nią, lekko zmieszany, zanim sięgnął po urządzenie. Przez chwilę czytał tekst na ekranie, jego twarz stawała się coraz bardziej poważna. Louis zauważył, jak zmienia się jego wyraz twarzy, jakby ważył coś w myślach, a potem westchnął cicho, bawiąc się telefonem w swoich dłoniach.
Louis nie miał pojęcia, co się dzieje, ale miał trzymać się z daleka, więc stał i obserwował jakąś wewnętrzną walkę, którą toczył przed nim Harry.
***
W hotelu panowała dobra atmosfera. Oczywiście każdy z mężczyzn co jakiś czas uciekał myślami do Harry'ego i tego co może robić z Louisem, ale to nie był jeszcze ten moment, by odczuwać zazdrość lub niepokój. Zresztą wszyscy widzieli zachowanie szatyna, który chyba nie chciał być w tym programie i nie bardzo polubił Stylesa.
Niektórzy grali w karty, by umilić sobie czas, inni rozmawiali przy herbacie, a Chris, jak zwykle, krążył między nimi, rzucając swoje komentarze, jakby od niechcenia, ale wyraźnie starając się zwrócić na siebie uwagę.
Drzwi otworzyły się nagle, a do pokoju weszła Jessica z uśmiechem i tabletem w ręce. Mężczyźni spojrzeli na nią z zainteresowaniem, choć wyczuć można było lekki niepokój. Zazwyczaj jej wizyty zwiastowały coś istotnego, niekoniecznie dobrego.
– Panowie, domyślam się, że pewnie każdy z was zastanawia się, co porabiają Harry i Louis, więc mam dla was coś ciekawego – powiedziała, włączając na duży ekran telewizora, umieszczony naprzeciwko nich. – Oto urywek z randki Harry'ego i Louisa. Myślę, że warto, żebyście to zobaczyli, oczywiście oni nie mają pojęcia, że to zobaczycie.
Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, na ekranie pojawiło się nagranie. Najpierw Louis i Harry spacerujący razem po wrzosowiskach, potem śmiech Harry'ego, kiedy Louis opowiadał o czymś, oczywiście głos nie został włączony, więc nie mieli pojęcia o czym para rozmawiała. Kolejne ujęcie pokazywało jak Harry chwycił Louisa za dłoń, splatając ich palce, następnie moment, gdy Harry szeptał coś Louisowi do ucha. Cisza, która zapadła w salonie, była niemal namacalna. Ekipa doskonale wiedziała, co teraz zrobiła, potrzebowali emocji, napięcia, zazdrości. Louis mógł zostać ich najlepszym pionkiem w tej grze, zadbali o to.
- Żartujecie sobie? – odezwał się Chris, podnosząc się gwałtownie z miejsca. – Oni nawet nie starają się udawać, że to tylko pierwsza randka. Co to w ogóle było? Trzymanie się za ręce? Szeptanie sobie do ucha? Kiedy to się stało? Ze mną ledwo prowadził rozmowę, nasza randka skończyła się po godzinie, a ich nie ma już pół dnia.
- Stary, wyluzuj – wtrącił jeden z pozostałych mężczyzn, przewracając oczami. – To program randkowy. Harry ma prawo robić, co chce i z kim chce, nie my decydujemy. Może po prostu dobrze się bawili i tyle.
- Z Louisem? Z tym, który miał go gdzieś każdego pieprzonego dnia? – warknął Chris, patrząc na wszystkich ze złością.
- Nie wiemy wszystkiego – wtrącił spokojnie Josh, ale było słychać napięcie w jego głosie. – Może się polubili.
– Poważnie? – Chris niemal się roześmiał. – Albo Louis jest mistrzem manipulacji, albo Harry po prostu ma słabość do tej jego... fałszywej melancholii i niechęci do całego świata. Wszyscy wiemy, że koleś udaje takie niewzruszonego i posępnego.
– Myślę, że to było urocze – dodał Max, uśmiechając się szczerze. – Super pierwsza randka i jasne, zazdroszczę im, ale widać, że to było naturalne. Louis raczej nie udaje kogoś, kim nie jest. Może Harry'emu waśnie to się podoba? Nie znamy ich przecież tak dobrze.
– I co? Mamy teraz udawać, że to fair? Harry ewidentnie ma faworyta. – rzucił wściekły Chris, mający chyba dość bierności pozostałych mężczyzn. Oczekiwał więcej złości, tego, co sam czuł. Nie chciał być na straconej pozycji, aż do teraz czuł, że jest faworytem i zmiecie konkurencję.
– Cóż, wszyscy jesteście tutaj, bo Harry chciał was poznać bliżej - prowadząca uśmiechnęła się delikatnie, zerkając na grupę mężczyzn. Działo się to, na co liczyli od początku, rozpoczęła się gra. - Oczywiście, nie możecie zapominać, że to program o miłości. A miłość czasem wymaga wyboru. Może Louis coś w nim poruszył, może wasza kolej jeszcze nadejdzie. Wszystko zależy od was – powiedziała Jessica, celowo pozostawiając ich z tą myślą. – Posłuchajcie, mam coś jeszcze do pokazania. Na koniec randki Harry otrzymał telefon, na którym wyświetliło się dla niego jedno zadanie. – Na ekranie został przedstawiony obraz, pokazujący opisaną scenę. - Musiał zdecydować, jeśli chce zatrzymać Louisa w programie, musi odrzucić w tej chwili któregoś z was. Otrzymałam już odpowiedź, trzymam ją w dłoniach – wskazała na tablet, który cały czas ściskała mocno. - Jeśli na ekranie pojawi się imię Louisa, oznacza to, że odpada, a jeśli jakiekolwiek inne imię, oznacza to, że wymieniona osoba żegna się z programem i szansą na znalezienie miłości.
Napięcie w pokoju było niemal namacalne. Wszyscy wpatrywali się w ekran, na którym miało pojawić się jedno imię, które zmieni losy jednego z nich. Jessica starała się być poważna, ale czuła ekscytację, to właśnie w takich chwilach programy rozpoczynały się naprawdę, gdy uczestnicy zaczynali rozumieć, że nie są tutaj po to, by się zaprzyjaźnić, że walczą ze sobą i konkurują o jednego mężczyznę.
-Czekaj, poczekaj, chwila – zaczął Josh, unosząc rękę jakby chciał zatrzymać całą sytuację i zrozumieć ją właściwie. – Chcesz powiedzieć, że to Louis albo ktoś z nas? – nie tak miało to wyglądać, kiedy zgłosił siebie i swojego najlepszego przyjaciela do programu. Chciał od niego pomocy i wsparcia, mieli udzielać sobie rad, ale teraz czuł, że chyba został w tyle, chociaż Louis uparcie powtarzał, że nie jest zainteresowany Harrym i tym całym programem. Musieli poważnie porozmawiać, chyba, że za chwilę Louis odpadnie, na co chyba skrycie miał nadzieję.
- Wiem, że to nie jest przyjemna sytuacja, ale to program – odparła spokojnie, trzymając tablet w dłoniach. – Decyzje muszą być podejmowane, czasem w sposób nieoczekiwany i bardzo zaskakujący. Wiem, że to niełatwe – kontynuowała z pogodnym uśmiechem na ustach, widząc jak spięci nagle stali się wszyscy uczestnicy. – Ale pamiętajcie, dla Harry'ego to z pewnością też to też nie jest przyjemna sytuacja - otworzyła tablet, patrząc na niego uważnie. – Dobrze, spójrzcie wszyscy - mężczyźni spojrzeli na ekran. Jedni zaciskali dłonie, inni starali się wyglądać na obojętnych.
Po kilku sekundach ekran rozbłysnął i pojawiło się na nim jedno imię.
Max
W pokoju panowała cisza, chyba nikt nie miał odwagi się odezwać i przerwać milczenie. Prowadząca spojrzała na mężczyznę czekając na jakąś reakcję, kamera została skierowana na uczestnika, który odpadł, który chyba nie do końca rozumiał, co właśnie się wydarzyło.
- To żart, prawda? – spytał z niedowierzaniem, jego głos był cichy, ale napięcie w nim wyczuwalne. – Nie mówisz serio.
- Przykro mi, Max – powiedziała prowadząca spokojnie, a Josh poklepał go pocieszająco po ramieniu. – Decyzja została podjęta. Harry chce, by Louis został w programie, więc niestety, ale musisz się pożegnać i odejść.
- To absurdalne – Max zerwał się na równe nogi, czując rosnąca złość i żal. – Oczywiście odejdę z tego cholernego programu, ale to jakiś żart. Nie miałem nawet szansy, by poznać Harry'ego, przeprowadzić z nim jedną, normalną rozmowę sam na sam. To nie w porządku – powiedział w kierunku prowadzącej. – Od początku faworyzowany jest Louisa i Chris, a my jesteśmy tu tylko dla głupiego tła!
- Max, proszę – przerwała mu stanowczo prowadząca. – Uszanuj decyzję, jaką podjął Harry. To jego wybór. A teraz spakuj się i odejdź z programu.
- Cudownie. Życzę wam wszystkim powodzenia, ale i tak odpadniecie prędzej czy później – rzucił chłodno i ruszył w stronę drzwi, odprowadzany milczeniem pozostałych. Gdy zniknął, prowadząca spojrzała na resztę, przywołując na twarz uprzejmy uśmiech.
– Dobrze, dziękuję wam za zrozumienie, wprowadzamy małą zmianę w programie, teraz zostało was już tylko sześciu, program jest na półmetku, więc wszyscy od tej chwili zamieszkacie na górnym piętrze tego hotelu, chcemy, by wszyscy byli w jednym miejscu i w całości skupili się na tym, co ma nadejść. Harry z pewnością porozmawia z wami, ponieważ z tego, co wiem, właśnie wrócił z randki z Louisem. Miłego wieczoru.
***
Był wściekły. Cholernie wściekły, gdy usłyszał, że od teraz będzie musiał cały swój czas spędzać w hotelu z grupą idiotów biorących udział w tym nędznym show. Miał swoje zobowiązania, swoje miejsce, musiał zajmować się Willow & Ivy. Oczywiście teraz ktoś inny zaopiekuje się wszystkim pod jego nieobecność, ale nie na to pisał. Domyślał się, że program nabierze teraz rozpędu, zaczynał się listopad i kręcili już za długo, ale nie zgadzał się na to, by żałosne poszukiwanie miłości przez Josha wpłynęło tak na jego życie.
Wiedział, że jego milczenie jest wymowne, Harry chyba bał się odezwać, gdy kamery przestały ich nagrywać. Teraz mogli porozmawiać szczerze, ale Louis zacisnął usta i ignorował mężczyzn, który wszedł razem z nim do przeklętego hotelu. Randka była miła, ale teraz nie chciał już patrzeć na Stylesa i rozmawiać z nim do końca tego dnia.
- Louis, ja... - zaczął nagle Harry, gdy znaleźli się przed drzwiami za którymi czekali na nich pozostali uczestnicy.
- Nie chcę tego słuchać, Harry, jestem zły i zmęczony, dajmy sobie dziś spokój dobrze? – wiedział, że w chwili, gdy przekroczą próg znowu każdy ich ruch będzie obserwowany, więc ścisnął lekko zimną dłoń mężczyzny i wszedł do pokoju.
Wszyscy mężczyźni siedzieli w milczeniu, a atmosfera była tak gęsta, że niemal dało się ją kroić nożem. Harry zamarł na chwilę zerkając na twarze zebranych. Wiedział, co się wydarzyło, ale Louis nie miał pojęcia i to było najgorsze. Szatyn rozejrzał się i zauważył, że spojrzenia innych były pełne niezrozumienia, zazdrości i – co najbardziej go zaskoczyło – złości. Odszukał wzrokiem Josha i chciał usiąść obok niego, ale przyjaciel odwrócił twarz w drugą stronę, uciekając przed nim wzrokiem.
- Cześć, co się dzieje? – przywitał się, spoglądając na wszystkich i zauważył, że brakowało Maxa. On zazwyczaj był uśmiechnięty i pogodny, Louis rozmawiał z nim trochę o gotowaniu, był miły. Zauważył Chrisa, który siedział na sofie z rozłożonymi ramionami, sprawiając wrażenie, jakby doskonale panował nad sytuacją i był panem tego miejsca.
- Harry, dobrze cię widzieć – Chris wstał natychmiast i podszedł do Harry'ego, ignorując Louisa. Uśmiechnął się szeroko, wyraźnie starając się przybrać najbardziej czarujący wyraz twarzy. - Jak tam randka? Mam nadzieję, że ten mruk nie zmęczył cię za bardzo – dodał z teatralnym uśmiechem, rzucając złośliwe spojrzenie w stronę Tomlinsona.
- Było świetnie, dobrze się bawiłem – powiedział spokojnie, chociaż w jego głosie było wyczuwalne lekkie zmieszanie. Louis patrzył na bruneta, nie do końca rozumiejąc, w co oni grają. – Skąd te ponure miny? Nie spędziliście dobrze czasu?
- Cóż... – Chris nadal uśmiechał się słodko. – Może, dlatego że twój mały przyjaciel...– wskazał gestem na Louisa, który wyprostował się jak struna, gotowy by odpowiedzieć na nadchodzący atak. – Właśnie doprowadził do tego, że jeden z nas musiał opuścić program. Ktoś, komu naprawdę zależało, a nie jakiś mierny gracz.
- O czym on mówi? – zapytał, patrząc na bruneta.
Harry chciał wyjaśnić to wcześniej, zanim weszli do tego pokoju, ale nie miał okazji, a teraz wiedział, że za moment rozegra się teatrzyk, w którym główną rolę zagra Chris i Louis. Nie tak miał skończyć się ten dzień, wszystko układało się tak dobrze. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale oczywiście uprzedził go Chris.
- Max odpadł, ponieważ Harry dostał wybór: albo ty, albo ktoś z nas. Oczywiście wybrał ciebie. Brawo Louis, okazuje się, że jednak grasz w tę grę – dodał z sarkazmem w głosie. – Chcesz oklasków?
- Lou, chciałem ci to powiedzieć, ale... – zaczął szybko Harry, widząc zdezorientowaną twarz szatyna, ale Louis uniósł dłoń, przerywając mu.
- To się naprawdę wydarzyło? Wyrzuciłeś Maxa, a zostawiłeś mnie? – zapytał, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jego głos był cichy, ale pewny siebie i stanowczy, miał dość. – On odpadł z mojej winy?
- Louis, nie myśl o tym w ten sposób, to nie było tak. Sam zadecydowałem i podjąłem tę decyzję i to wcale nie była łatwe i przyjemne – spojrzał na Chrisa ze złością. – Nie powinieneś tego tak przedstawiać i wtrącać się w nie swoje sprawy.
- Spokojnie, tylko wyjaśniłem wszystko Louisowi, najwidoczniej był nieświadomy – powiedział z przesadną niewinnością, po czym uśmiechnął się do Harry'ego. – A teraz wie już wszystko, więc może w końcu spędzimy razem trochę czasu? Od naszej randki minęło trochę czasu, chciałem z tobą porozmawiać – Chris zbliżył się do Harry'ego, odsuwając swoim ramieniem Louisa, który nie patrzył na nich, cały czas wbijając swój wzrok w Josha. Nie interesowało go teraz, z kim flirtuje Styles, mógł robić, co chciał, nic go to nie obchodziło, chciał tylko porozmawiać z przyjacielem i wszystko wyjaśnić, by było między nimi dobrze.
- Chris, doceniam twoją propozycję i chęci, ale chyba każdy tu potrzebuje chwili oddechu – powiedział spokojnym głosem, w którym pobrzmiewała stanowczość i żal. – Odpocznijcie, zobaczymy się jutro.
- Oczywiście, Harry. Jak sobie życzysz – odparł blondyn, po czym wrócił na swoje miejsce, rzucając Louisowi triumfalne i dumne spojrzenie. Był z siebie bardzo zadowolony, zrobił to, na czym mu najbardziej zależało, zwrócił na siebie uwagę i pokazał z najlepszej strony. Tak przynajmniej uważał.
- Porozmawiamy później? Proszę – powiedział cicho do Louisa, ale ten nie chciał na niego nawet spojrzeć. – Lou?
- Chyba powiedzieliśmy dziś już wystarczająco.
Harry zamarł na chwilę, słysząc te słowa. Wzrok Louisa był wbity w Josha, nie rozumiał tego. Dlaczego patrzył na tego mężczyznę, który teraz ignorował go tak bardzo. Chyba sam przestawał rozumieć, co tu się dzieje. Wszyscy mieli do niego żal, ale to był program, przecież ktoś musiał odpaść. Próbował przełamać ciszę, która nagle wydawała się dusząca.
– Louis, proszę, to nie tak – wyszeptał błagalnie, chciał wyjaśnić, dlaczego podjął taką decyzję. – Chciałem, żebyś tu został, bo...
Louis uniósł rękę, przerywając mu.
- Poważnie Harry, nie chcę z tobą rozmawiać – Louis przerwał mu natychmiast. – Daj mi dziś spokój. Sam powiedziałeś, że dziś nie pora na takie rozmowy, więc trzymaj się swoich słów.
Reszta mężczyzn siedziała w milczeniu, ale wszyscy ich słuchali, to było oczywiste. Kamery cały czas nagrywały, Harry wiedział, że robią teraz prawdziwe show i produkcja będzie zachwycona, ale on chciał, by przestali, by dali mu chwilę spokoju. Chris wykrzywił usta w coś na kształt uśmiechu triumfu, jakby tylko czekał na okazję, by się wtrącić. Harry zrobił krok w stronę Louisa, który chyba chciał podjeść do Josha. To zaczynało go irytować. Co łączyło tych mężczyzn?
- Proszę... Daj mi szansę to wyjaśnić. Nie chciałem, żeby to tak wyglądało.
– Szansę? Nie bądź śmieszny Harry – powiedział, w końcu odrywając wzrok od Josha, patrząc na Harry'ego, ale w jego oczach było coś, co zmroziło bruneta. - Byliśmy na jednej głupiej randce, to program wiem, jak to działa. Nie wiem tylko, dlaczego mnie tu zostawiłeś, kiedy mogłem w końcu odpaść - Louis wyminął go i skierował się w stronę drzwi. – Jestem zmęczony idę spać - ekipa filmowa niemal instynktownie przesunęła się na bok, pozwalając mu wyjść, a Harry mógł tylko stać i patrzeć, jak cała sytuacja wymyka mu się spod kontroli. Ten dzień był taki dobry, niemal idealny i spieprzył się w całości.
- Może i lepiej, że odchodzi. Nie wiem, czy ten cały dramat jest wart twojej uwagi, Harry – Chris wyminął bruneta, głaszcząc go delikatnie po ramieniu. – Trzeba było go odrzucić, jeśli tak bardzo nie chce tutaj być.
– Chris, po prostu się przymknij, nie mogę tego dłużej słuchać – powiedział stanowczo, a jego głos wybrzmiał w pomieszczeniu jak ostrzeżenie. Popatrzył na mężczyznę ze złością, której wcześniej tam nie było.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i wyszedł, ignorując pytające spojrzenia pozostałych mężczyzn. Skierował swoje kroki w stronę jednej osoby, z którą musiał teraz porozmawiać. Wpadł do pokoju, w którym przebywała cała ekipa, odszukując wzrokiem Gemmę.
- Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego to, kurwa, zrobiłaś Gemma?! – krzyknął, sprawiając, że wszystkie obecne osoby natychmiast wymknęły się z pokoju, nie chcąc być świadkiem nadchodzącej kłótni.
- Uspokój się, Harry, to będzie nasz najlepszy odcinek jak do tej pory – siostra poklepała miejsce na kanapie obok siebie. – Wszystko wyszło idealnie, zobacz wasze ujęcie na tym wzgórzu, będziesz sobie mógł włożyć w ramkę.
- Gemma, przestań – warknął, łapiąc siostrę za ramię. – Wszystko zepsułaś, rozumiesz? Wszystko.
- Kochanie, sprawiłam, że on w końcu się zaangażował, powinieneś mi podziękować, gdyby nie ja, nawet nie poszedłby z tobą na tę randkę.
– To nie o to chodzi - wybuchł, przesuwając dłonią po włosach, czując tylko frustrację i złość. – Myślisz, że to jakiś cholerny scenariusz, że możesz manipulować ludźmi?
– To reality show, Harry. Wszystko kręci się wokół dramatów. Ludzie uwielbiają trochę histerii, złamanych serc, a ten odcinek zapewni nam najlepszą oglądalność w sezonie.
– Oglądalność? – Harry zaśmiał się gorzko, kręcąc głową, czasami nienawidził swojej siostry. – A co jeśli Louis się przez to wycofa?
- Nie wycofa się – Gemmą uniosła brew, spoglądając na brata ze zdziwieniem. – To ja go wybrałam, a ja nie popełniam błędów, nigdy. Jest idealny, tworzy nasz najlepszy wątek, nie wycofa się. A ty przyznaj w końcu, że wybrałam najlepszego kandydata i zależy ci na nim.
- Znasz mnie, wiesz, że mi zależy – powiedział cicho, bardziej do siebie niż do niej. - Ale nie w taki sposób. Chcę żeby chciał tutaj być, dla mnie, żeby chciał mnie poznać, prawdziwego mnie, a nie to, jakim mnie tworzycie. Nie chcę żeby był tu tylko, dlatego że go zmuszany. Myślę, że teraz może mnie nienawidzić.
- Harry, ludzie nie nienawidzą z powodu jednej decyzji, do której zostałeś zmuszony, Louis jest rozsądny, pewnie dziś się trochę wkurzył, on nie lubi takich przedstawień, ale ochłonie i zrozumie. Myślę, że jest zdezorientowany, ponieważ zaczął cię lubić, ale obawia się, że to jest tylko gra z twojej strony – Gemma była tak pewna tego, co mówiła, a przecież nie mogła wiedzieć, że tak rzeczywiście jest. Nie znała Louisa aż tak dobrze.
- Dlaczego nie mogłem odrzucić tej osoby, której naprawdę chciałem się pozbyć?
– Harry, to nie jest twoje prywatne podwórko, to program telewizyjny – Gemma była już zirytowana, Harry wiedział, że to doprowadzi ich do kłótni, ponieważ nie było tutaj Nialla, który mógłby załagodzić konflikt, jak zwykle. - Nie możemy pozwolić, żebyś wyeliminował kogoś, kto... jest, jak to ująć, bardziej „telewizyjny". Chris to złoto, a ty wiesz, że nasi widzowie polubią jego pewność siebie, determinację i te jego niekończące się zaloty. Nie możemy stracić takich emocji, zanim nie wykorzystamy ich w pełni. Tak działa ten biznes, wiesz to doskonale.
- Mam dość, Gemma – warknął na siostrę, nie chcąc prowadzić dłużej tej rozmowy. – Nie obchodzą mnie ludzie i oglądalność. To ja spędzam z nimi czas, ja prowadzę te rozmowy, to ja dziś poczułem przy Louisie... poczułem to wszystko - przerwał zbyt zdenerwowany, by dokończyć. – A teraz Louis sądzi, że gram w jakąś głupią grę i się nim bawię.
– Nie możesz brać wszystkiego do siebie – Gemma próbowała go przekonać i uspokoić, żałowała, że nie ma tutaj jej męża, on zawsze lepiej dogadywał się z Harrym. – Gdybym powiedziała, że możesz robić coc chcesz, to wyrzuciłbyś Chrisa już po pierwszym dniu, wiem, że przerażają cię tacy mężczyźni, ale on ma potencjał, a ty naprawdę dobrze sobie radzisz.
- Nie masz pojęcia, co bym zrobił, ale teraz obawiam się czegoś innego, wydaje mi się, że Louis zakochał się w kimś innym i że zależy mu na kimś.
- Co masz na myśli? – Gemma nasunęła na nos okulary, przyglądając mu się uważnie. Nie mogła czegoś przeoczyć.
- Nie zauważyłaś tego, prawda? Nie widziałaś, jak on patrzy na Josha. Czuję się jakbym nie istniał, gdy oni są w jednym pokoju – wyrzucił to, co zabolało go tak bardzo, chociaż wiedział, że siostra nie zrozumie, była zbyt analityczna by dotarło do niej, co czuł.
- Niemożliwe – zaprotestowała natychmiast, gdy dotarło do niej, co powiedział. - Może Louis jest zdezorientowany, może zastanawia się, co tutaj jest prawdziwe, ale nie, dlatego że lubi Josha. Oszalałeś? Twoim zadaniem jest pokazać mu, że to, co jest między wami jest poważne i dzieje się naprawdę. Nie spieprz tego i tyle.
- Powiedz mi, dlaczego zgodziłem się na to szaleństwo? - jęknął, obejmując siostrę ramieniem. Mogli się kłócić, ale była tutaj jedyną osobą, której ufał, nawet, jeśli teraz trochę jej nienawidził. – Wolałbym iść do innego programu, nie wiem, może nawet do Miłość jest ślepa.
- Ponieważ kochasz mnie najbardziej na świecie i chciałeś żeby mój program osiągnął sukces zanim skupię się na wychowywaniu twojego bratanka – wskazała ręką na swój brzuch, uśmiechając się, gdy zauważyła jak brat przewraca oczami. – I błagam, w życiu nie odważyłbyś się iść do programu, w którym musiałbyś jechać z kimś niemal obcym na wakacje. Znam cię. Nasz program też będzie na netflixie, więc może będziesz sławny braciszku. Może zostaniesz honorowym obywatelem Haworth.
- Muszę to w końcu powiedzieć, bardziej od ciebie kocham Nialla, takie są fakty, musisz to zaakceptować – zażartował, śmiejąc się cicho, gdy napięcie między nimi opadło, pozostawiając tylko żarty i lekką rozmowę. – I masz rację, nie pojechałbym na wakacje i nie zamieszkałbym z kimś niemal obcym. Na samą myśl mam ciarki.
- Dopóki Niall bardziej kocha mnie, nie mam nic przeciwko – ścisnęła jego dłoń, całując go mocno w policzek. – Będzie dobrze Harry, poradzimy sobie z tym, a ja obiecuję, że wyjdziesz z tego programu szaleńczo zakochany.
- Obyś miała rację – powiedział bardziej do siebie niż do siostry.
Harry wstał z kanapy, przeciągając się leniwie, to był wyczerpujący dzień. Spojrzał na Gemmę, która uśmiechała się z przekonaniem, jakby już widziała szczęśliwe zakończenie całego tego chaosu. W głowie wciąż miał obraz wrzosowisk, mocny watr uderzający w ich twarze, splątane dłonie i historie opowiadane przez Louisa. Harry czuł, że mógłby usiąść i napisać o nim książkę i to byłby bestseller. Ignorując siostrę, która wróciła do pracy przy swoim laptopie, podszedł do okna, wpatrując się w rozciągający się przed nim widok. Wieczór otulił miasteczko, a światła latarni rzucały ciepły blask na brukowane ulice. Było tak spokojnie i cicho.
- Lubię Haworth, podoba mi się tutaj – wyznał cicho, nie chcąc przeszkadzać jej w pracy. Słyszał dźwięk uderzania o klawiaturę, gdy pisała coś pospiesznie.
- Mógłbyś się tutaj przeprowadzić – rzuciła, nie przerywając pracy.
- Dobranoc, Gemma – zerknął na nią raz jeszcze, zanim wyszedł z pokoju, zostawiając ja pogrążoną w pisaniu. Czuł ciężar tego dnia, który spoczywał na jego ramionach, ale może Gemma miała rację, może mógł jeszcze odczarować to wszystko i dać sobie szansę. Może mogło się udać.
Może.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top