1

-wiesz co? Mamy takiego gówniarza w pracy, powiedział mi cześć, ja mu powiedziałam dzień dobry, nie będzie mi gówniarz na ty mówił - narzeka mama po powrocie z pracy

-to ile on ma lat?

-nie wiem, młody jakiś, z trzydzieści pięć - na jej słowa prawie wypluwam mleko, które władowałam do buzi razem z płatkami.

-to jest gówniarz?

-mam ci przypomnieć ile mam lat?

-nie - no ale racja, mógłby to być jej syn, ale między mną a nim jest prawie osiemnaście, no dobra siedemnaście lat różnicy. Więc on mógłby być moim ojcem.

-ta co pracuje ze mną od początku No wiesz która, ona pozwoliła mu mówić na ty i mówią sobie cześć, ale ja tak nie będę, weź - potakuje jej i kończę jeść. Dzisiaj jedziemy na zakupy, oczywiście nie na ciuchy, na zakupy spożywcze.

Po godzinie łażenia po sklepie mogę wymęczona wyjść na dwór.

-świeże powietrze, wreszcie - wzdycham zbyt dramatycznie na co moja mama parska śmiechem.

-Maddie weź jedną torbę może co? - słucham się jej i biorę siatkę z zakupami, a w drugiej ręce mam już otwartego loda, którego liże. Wyprzedzam ją w kilka kroków gdy nagle słyszę za sobą męski głos.

-dzień dobry, właściwe to już drugi raz dzisiaj - odwracam się, a moja rodzicielka rozmawia z jakimś facetem w czarnej koszulce polo.

-to moja córka, Maddie

-dzień dobry - mówię niepewnie, nie wiem czy mam skądś kojarzyć kolesia, bo ani z bliższej rodziny nie jest, ani to żaden wujek, chyba że to ten wujek wujka ciotki twojego psa który kumpluje się z twoją laską.

-podałbym rękę ale masz je zajęte, jestem Liam, daj pomogę - nie zdążę się sprzeciwić, bo już zabiera mi tą siatkę z ręki, przy okazji jej dotykając i kopiąc prądem, co oboje poczuliśmy, pomaga też mojej mamie zabierając jej dwie kolejne torby. Z uśmiechem kieruje się dalej na parking.

-pan też na zakupy? - pyta mama, a co innego robiłby przed jednym z największych supermarketów? Czeka na laske żeby romantycznie ją pieprzyć przy zachodzie słońca? W sumie ten sklep jest tyle wart, że to byłoby droższe niż wycieczka do Dubaju All inclusive.

-tak, mieszkam sam, bo mama mnie wyrzuciła to trzeba sobie jakoś radzić, oczywiście żartuję, mieszkam sam już od piętnastu lat - o kurwa prawie trafił mój wiek. Mam niecałe osiemnaście lat, mężczyzna wpakowuje zakupy do auta i staje prosto, teraz mogę mu się lepiej przyjrzeć, ciemne włosy zaczesane do tyłu na żel, uśmiech na pół twarzy, ogolony na gładko, żaden nawet miliemtrowy włosek nie jest widoczny z tej odległości na jego brodzie. Ciemne oczy, chyba brązowe, wyższy ode mnie o prawie głowę, a od mojej mamy o półtorej głowy, pomimo że ma obcasy.

-miło było cię poznać, do widzenia, właściwie dobranoc już można powiedzieć

-dowidzenia - odpowiadam razem z mamą

-widzisz jaki? Gówniarz mówiłam, pierwszy do wszystkiego

-no przecież to chyba dobrze że pomógł

-no dobrze ale czy ja jestem taka stara że trzeba zakupy nosić?

-wcześniej mówiłaś że

-dobra nie ważne - parskam cicho śmiechem, na to jak szybko mi przerwała.

-chwila, to ten z twojej pracy?

-tak, jak szybko chodzi, nie patrzy na ulicę czy nic nie jedzie - Liam, fajne imię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top