III Ona coś kombinuje

— Karykatura? — powtórzył Eichi. — To ma być karykatura?

Patrzył właśnie na obraz, który Benedicto dumnie nazwał karykaturą, ale nie umiał się w nim jakoś tej karykatury dopatrzeć. Widział na płótnie tylko kilka losowo położonych pędzlem linii, ale na pewno nie karykaturę.

— No patrz. — Benedicto sięgnął po wskaźnik. — To duże to głowa, tu są oczy, takie małe kreski, bo się zamykają od zmęczenia, przeczytały za dużo książek. No a to wyżej to włosy w kompletnym nieładzie, bo się nie czeszesz. Nie masz czasu, jesteś pochłonięty innymi zajęciami...

— No przepraszam, że mam ADHD — parsknął Eichi. — Gdybym panował nad hiperfiksacją, to by było super, ale wiesz, jak to jest... Zresztą, nadal nie wiem, jak to coś ma przypominać mnie. To jest jakaś abstrakcja, nie karykatura!

— A twoje pseudodzieło to niby jest lepsze?

Benedicto wskazał na rzeźbę stojącą za Eichim, chociaż słowo „rzeźba" stanowiło lekkie nadużycie. Wielki, drewniany kloc, zwężający się u spodu, na górze zwieńczony był kulą, która prawdopodobnie miała robić za głowę. Kilka elementów krzywo wyciosanych dłutem wskazywało na to, że twórca tego czegoś próbował zrobić twarz, ale nie bardzo wiedział, jak działało dłuto albo anatomia, albo oba. W akcie desperacji poddał się i wyrysował oczy i uśmiech markerem, a „głowę" przykrył czymś, co wyglądało jak końcówka mopa.

Eichi starał się nie patrzeć na tę swoją porażkę artystyczną, ale przemógł się i odwrócił wzrok. Niemal się wzdrygnął, ale ostatkiem sił się powstrzymał, bo bardzo nie chciał, by Benedicto wygrał tę dyskusję.

— Nie wiem, o co ci chodzi — stwierdził, siląc się na pewność siebie. — Moja rzeźba chociaż przypomina człowieka.

— Moje włosy nie wyglądają jak mop — zauważył Benedicto. — A poza tym moja karykatura ma chociaż nos. — Wskazał na swoim malunku podłużną kreskę pomiędzy tymi dwiema, które ponoć miały być oczami Eichiego.

Eichi przyjrzał się swojej rzeźbie i tu musiał przyznać Benedictowi rację. Zapomniał o nosie! Jak tak mógł go pominąć? Bo co jak co, to jednak nos Benedicta rzucał się w oczy. Zapomnienie o tak ważnym detalu sprawiło, że cały jego wysiłek był na nic. Westchnął ze smutkiem. Nie chciał, żeby abstrakcyjna pseudokarykatura Benedicta wygrała to starcie, ale nie znalazł już więcej argumentów.

— No, no, proszę — rozległ się czyjś głos. — Nie wiedziałam, że jesteś artystą, Eichi!

Eichi zwrócił się w stronę źródła głosu, a jego oczom ukazała się wysoka i smukła blondynka w zwiewnej sukience, idealnej na wyjątkowo ciepłą pogodę na zewnątrz. Oczywiście, żeby pasowała do ubioru innych herosów, była pomarańczowa jak standardowe obozowe koszulki i brakowało na niej tylko loga. Ten ostatni detal, oczywiście, pomagał jej wymykać się na zewnątrz i nie otrzymywać pytań od potencjalnych adoratorów o to, czym był Obóz Herosów.

Dziewczyna uśmiechnęła się, choć Eichi nie bardzo miał pewność, co ten uśmiech miał oznaczać. Mogło być to wszystko: od radości, przez pogardę, aż po jakieś zupełnie inne, nieodgadnione intencje.

— Co masz na myśli? — zapytał wprost. Z nią nie było sensu grać w gierki.

— Słyszałam waszą dyskusję — stwierdziła dziewczyna. — Masz rację, twoja rzeźba wygląda jak człowiek. Nawet przypomina mojego... braciszka. — Rzuciła przelotne spojrzenie na Benedicta. — Ale te kreski... — Zwróciła głowę w stronę płótna. — Gdybyś nie powiedział, że to Eichi, nie domyśliłabym się. A jestem niezła w te klocki.

Eichi zmarszczył brwi. Jakoś nie miał ochoty tego słuchać, zwłaszcza że wiedział, że z konfrontacji z siostrami Juel nigdy nie wynikało nic dobrego. Ale zanim w ogóle pomyślał, jak zareagować, zerknął kątem oka na Benedicta. Dostrzegł, jak ten się napiął i zrozumiał, że musi jakoś załagodzić sytuację. Nie chciał być świadkiem bójki Benedicta i jego siostry, a już na pewno nie w sali artystycznej.

— Masz zainteresowania artystyczne? — powiedział w końcu.

W spojrzeniu, jakim obrzucił go Benedicto, Eichi z łatwością doszukał się pytania: „co ty do jasnej cholery wyprawiasz?". Odpowiedział mu więc niemym: „zaufaj mi, wiem, co robię".

— Doceniali mnie na wielu konkursach plastycznych, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę. — Dziewczyna była wyraźnie dumna z siebie. — A tu w obozie mam tytuł naczelnej artystki!

— To świetnie, Bella! — Gdy to powiedział, spojrzał na bransoletkę dziewczyny i zorientował się w swojej pomyłce. Powinien był najpierw spojrzeć na bransoletkę! Była w gwiazdy, nie w kryształy! — To znaczy Stella — poprawił się szybko. — Przepraszam — dodał, choć czuł, że przeprosiny niewiele tu zdziałają.

Ale odpowiedź Stelli zupełnie go zaskoczyła.

— Och, nie gniewam się! Każdemu może się pomylić...

I wtedy Eichi zrozumiał, że coś tu nie grało. Bliźniaczki Juel nienawidziły, gdy ktoś je mylił. A ona tak łatwo miała mu wybaczyć? Postanowił mieć się na baczności. Ale nade wszystko pragnął, by Stella już sobie poszła i nie prowokowała dalej Benedicta.

— Kamień z serca! Myślałem, że będziesz zła...

— Nie no, co ty, na ciebie nie mogłabym! — Zawahała się, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. — W każdym razie, chciałabym jeszcze podyskutować o waszej sztuce, ale niestety muszę lecieć. Do zobaczenia!

Stella pomachała im, chociaż Eichi był pewien, że ten gest był skierowany wyłącznie do niego, po czym opuściła budynek. Dopiero, gdy nie było po niej śladu, Eichi pozwolił sobie odetchnąć głośno. Skrzyżował ręce na piersi, a Benedicto podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.

— Co to miało znaczyć? — zapytał. — Czemu byłeś wobec niej taki miły?

— To twoja siostra, więc powinieneś się już zorientować, że dzieci Afrodyty potrafią zamienić życie innych w piekło. A bliźniaczki Juel są szczególnie złośliwe. — Eichi wolał nawet sobie nie przypominać, ile serc złamały i ile przyjaźni zniszczyły dla rozrywki. — Jeśli źle z nimi postąpisz, ich zemsta będzie okrutna. Więc wolę nie ryzykować.

— Wobec ciebie nie była wredna — zauważył Benedicto.

— To właśnie mnie martwi. Zachowywała się dziwnie. Pomyliłem ją z Bellą. Wtedy zwykle dobitnie przypominają, która jest która, a Stella tego nie zrobiła. — Postanowił wypowiedzieć na głos to, co podejrzewał. — Ona coś kombinuje.

— Myślisz? A mnie to wyglądało, jakby z tobą flirtowała.

— Stella Juel miałaby ze mną flirtować? — Eichi uniósł brew. — Nie sądzę, żebym był w jej typie.

— A może — na twarzy Benedicta wykwitł podejrzany uśmieszek — to ona podoba się tobie?

— Że co? — Eichi ledwo powstrzymał śmiech. — Miałaby mi się podobać? Co to, to nie. Nie kręcą mnie dziewczyny. A nawet, jakby kręciły, to nigdy w życiu nie chciałbym chodzić z taką diablicą.

— No skoro tak twierdzisz...

— Ona coś kombinuje, mówię ci to. I mam przeczucie, że wcale nie chodzi jej o mnie. Uważaj na nią.

Benedicto wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował z tego zamiaru. Zamiast tego spojrzał znowu na swój malunek i na rzeźbę Eichiego.

— Wiesz co, chyba jednak żaden z nas nie stanie się wielkim artystą.

Eichi zachichotał.

— Pełna zgoda! Może zapomnijmy o tych porażkach i zajmijmy się czymś bardziej użytecznym.

— Szermierką?

— Myślałem raczej o poczytaniu czegoś...

— Nie mam ochoty czytać — przyznał Benedicto. — To w takim razie idę potrenować sam, cześć!

Pomachał na pożegnanie i poszedł na arenę treningową. Eichi obrzucił jeszcze ostatnim spojrzeniem swoje „dzieło", po czym udał się do domku Ateny. Sięgnął po potężne tomiszcze o architekturze, które Annabeth poleciła mu co prawda już jakieś kilka miesięcy temu, ale dopiero przed kilkoma dniami znalazł choć odrobinę motywacji, by się za nie zabrać. I choć nie była to najbardziej wciągająca lektura świata, to jednak też nie najgorsza, a zważywszy na to, że Eichi i tak nie bardzo miał ochotę na cokolwiek innego, to mógł czytać i o antycznych historycznych ciekawostkach architektonicznych.

Nie umiał się jednak skoncentrować. Choć jedno zdanie czytał i po pięć razy, to i tak nic z niego nie rozumiał. Po paru akapitach tej męki ostatecznie skapitulował. Odłożył tomiszcze na szafkę nocną i wsunął się pod kołdrę. Zanim się obejrzał, zasnął.

~~~~

Ta scena miała być zupełnie o czymś innym, ale wcisnął mi się kolejny subplot, also to wina Pesy'ego, bo podsunął mi słowo „karykatura", od którego wszystko się zaczęło xD Tak więc macie Eichiego i Benedicta alias beznadziejnych pseudoartystów! I bliźniaczki Juel, które być może coś namieszają, a być może nie 👀 Hue hue hue.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top