Rozdział 62. Dobrana kompania dziwnych osób.
Nadeszły egzaminy. Prawdę mówiąc, ten czas zleciał tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy się oswoić z tą myślą. Wprawdzie sporo się uczyłam, Huncwoci ciągle powtarzali, że ja i Lily nie powinnyśmy już otwierać książek, ale jednak ciągle z tylu głowy pozostawała natarczywa myśl „A jeśli zawalę?" W zasadzie nie do końca wiem, kim chciałabym zostać w przyszłości, ale pogodziłam się z myślą, że już niedługo będę musiała stanąć przed takim wyborem i podjąć właściwą decyzję.
Na szczęście stresowałam się najbardziej na samym początku. Po pierwszym egzaminie, z transmutacji, czułam, że nie było źle. Każdego wieczoru albo z Łapą, albo ze wszystkimi szłam na bardzo długi spacer. Wtedy pozbywaliśmy się myśli o egzaminach i rozmawialiśmy o przyszłości, o tym, co chcemy robić, o czym marzymy, a także wspominaliśmy te wszystkie lata spędzone razem. Przypominaliśmy sobie wszystkie żarty, jakie urządzili Huncwoci, wesołe i smutne wydarzenia, a nawet to jak się poznaliśmy.
~*~
Po ostatnim egzaminie z eliksirów byliśmy wolni i cały tydzień mieliśmy dla siebie. Czułam, że czas leci coraz szybciej, dlatego starałam się wykorzystać go jak najlepiej. Pierwsze dwa dni spędziłam tylko z Syriuszem, z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego że Lily i James po tej randce ciągle gdzieś wychodzili, najwyraźniej w końcu zrozumieli, jak bardzo do siebie pasują, a nikt nie chciał im przeszkadzać. Po drugie my także pragnęliśmy chwili wytchnienia. Szliśmy tam, gdzie nas nogi zaniosły, a przy tym ciągnęliśmy długie dyskusje na temat całego życia w Hogwarcie. Wspominaliśmy wszystkie chwile spędzone sam na sam. Poczułam się wtedy doroślejsza. Nie wiele pozostało z tej smutnej, nieśmiałej i zagłębionej w swoim świecie piętnastolatki. Bardzo przeżywałam śmierć rodziców, to przecież zrozumiałe. Ale pogodziłam się z tym. Oczywiście, bardzo mi ich brakowało, ale wiedziałam, że muszę żyć dalej. Wiem, że są ze mną i - choć ich nie widzę - trzymają za mnie kciuki na każdym kroku. To, co robiłam, jak się zachowywałam już na zawsze będzie częścią mnie. Teraz jestem bardzo szczęśliwa. Z ciocią miałam bardzo dobry kontakt. Wysyłałam dużo listów, sporo się o niej dowiedziałam. Obiecała także, że po ukończeniu szkoły mogę liczyć na jej pomoc. Tak samo wiem, iż zawsze mogę liczyć na Syriusza a on na mnie. Kochamy się i to mocno, choć nie okazujemy nadmiernie uczuć. Ktoś mógłby się dziwić z tego powodu, ale czy miłość polega na nadmiernym okazywaniu uczuć na każdym kroku? Nie sądzę. W gruncie rzeczy zaczęliśmy się także zastanawiać nad naszą wspólną przyszłością. Kiedy Syriusz powiedział o tym po raz pierwszy, kompletnie mnie zamurowało, ale zaczęło rozpierać mnie szczęście. Żyć razem z moim ukochanym? To byłoby jak spełnienie marzeń!
~*~
Nazajutrz również chcieliśmy pospacerować, jednak o dziwo znalazło jeszcze ciekawsze zajęcie. Kiedy zeszłam do Pokoju Wspólnego, Syriusz już na mnie czekał, jednak w tym samym czasie pojawił się też Peter.
— Cześć — rzuciłam w ich stronę.
— Słuchajcie, gołąbeczki, jest nowy plan — rzekł Peter, patrząc na nas znacząco.
— Zamieniamy się w słuch — odrzekł Łapa.
— Nie tutaj, lepiej obyć się bez zbędnych świadków, wracajmy do dormitorium.
Prawdę mówiąc, dawno u nich nie byłam, ale nie wiele się zmieniło, a już na pewno się zrobiło czyściej. Wchodząc do tego pokoju, odnosi się wrażenie, że to po prostu dżungla. Przedarłam się przez stosy ubrań, papierów, książek oraz wielu innych rzeczy i usiadłam na łóżku Syriusza. Okazało się, że już wszyscy byli, a James nawet trzymał Lily za rękę!
Remus stanął pod ścianą i mówiąc monotonnym głosem, a przy tym przesadnie gestykulując, wyjaśnił:
— Panie i panowie, zebraliśmy się tutaj by po pożegnać się z Hogwartem w stylu Huncwotów. Wygląda to tak, chcieliśmy zostawić parę ciekawych rzeczy naszym następcom, ktoś w końcu musi przejąć po nas tytuł mistrzów. Załadujemy wszystko do jednego z tajnych przejść. Ale jak wiadomo, po ciężkiej pracy należy się nagroda — przerwał, uśmiechając się i zabawnie poruszając brwiami.
— Otóż to właśnie — zaczął Peter — planujemy zrobić spotkanie, nie byle gdzie rzecz jasna. W pokoju życzeń, tyle że z dużą ilością alkoholu i głośnej muzyki.
Wszyscy zgodziliśmy się co to tego planu. Spojrzałam na Łapę. W oczach miał iskierki i aż zaczął się wiercić na łóżku. O tak teraz jest zdecydowanie w swoim żywiole.
Każde dostało odpowiednie zadanie, a także zaprosiliśmy Mervę, Molly i Artura. Niestety tylko Merva przyjęła zaproszenie. Szkoda, im więcej osób tym lepiej, ale to ich wybór.
Ja zostałam wysłana po alkohole. Ponieważ to już były ostatnie dni i raczej nie wyglądałam już jak uczennica, nie było większych kłopotów. Obładowana jak wielbłąd miałam piwo kremowe, ognistą whisky, a nawet mojito i kilka innych, mocniejszych rzeczy. Idąc już w stronę zamku, dotarł do mnie fakt, że totalnie nie mam się w co ubrać. Wkurzona i rozgoryczona ruszyłam w stronę jedynego sklepu w Hogsmeade, gdzie można było dostać eleganckie rzeczy. Myślałam, że w tym roku nie będę musiała pakować dodatkowych rzeczy, które przypuszczalnie w ogóle by się do kufra nie zmieściły. Chciałam więc załatwić to szybko i wrócić spokojnie do zamku, ale chyba nie muszę mówić, jaki to był dramat, kiedy przyszło mi stoczyć wojnę z sukienkami. W końcu po godzinie walki doborem koloru, długości i kroju udało mi się dobrać coś, w czym wyglądałam w miarę przystępnie. Ponieważ mieliśmy tańczyć, nie było sensu wybierać długiej sukienki, więc wybrałam granatową kreację sięgająca za kolano z nie wielką kokardką wiązana z tylu. Niby coś bardzo klasycznego, ale jednak w tego typu rzeczach zawsze wygląda się dobrze.
Kiedy wróciłam do szkoły, byłam bardzo... wymięta. Pozostawiłam napoje w dormitorium chłopców i postanowiłam im trochę pomóc przy znoszeniu tobołków, a okazało się, że sporo tego było. Nie tylko były to zapiski prowadzone przez Remusa z dokładnym opisem żartów i wskazówkami jak je ulepszyć, ale i najróżniejsze przedmioty. Mnóstwo rzeczy kupionych u Zonka, prototypu maleńkich mioteł, które miały na celu walić po głowie każdego, kto by się do nich złożył, magiczne fajerwerki, pióra samo odpowiadajcie, a nawet przepisy Glizdogona na wyśmienite ciasta.
Wszystko to zupełnie nas pochłonęło i dopiero na dzień przed tą wielką imprezą dotarło do mnie, że muszę się spakować, bo nie sądzę, bym miała do tego głowę później.
~*~
Nadszedł ten ostatni dzień. W zasadzie nie miałam co ze sobą zrobić, więc tylko włóczyłam się po zamku. Nie jest łatwo rozstać się z Hogwartem, ale im dłużej na tym myślałam, tym było mi ciężej, więc w końcu ruszyłam do naszego dormitorium. Siedziała tam tylko Merva, tak jak, ja już spakowana. Zaczęłyśmy żartować i plotkować, a potem cieszyliśmy się jak dzieci. Zupełnie tak jakby to była nasza pierwsza impreza w życiu, ale w końcu całkowicie oddałyśmy się przygotowaniom. Niedługo potem przyszła Lily cała w skowronkach. Ona chyba cieszyła się najbardziej z nas wszystkich, ale trudno się dziwić. Z Rogaczem nie można się nudzić.
~*~
Mniej więcej dwie godziny później wyszłyśmy wystrojone jak nigdy dotąd. W duchu bardzo śmiałam się z całej tej sytuacji, ale w końcu to ostatni moment, kiedy możemy zachowywać się jak nieodpowiedzialne nastolatki, które latają za bandą chłopców. Przystojnych chłopców... chciałoby się rzec.
Przy pokoju życzeń byłyśmy punktualnie. Na Huncwotów oczywiście musiałyśmy poczekać, ale kiedy tylko się zjawili Łapa, od razu do mnie podszedł, a zapach jego mocnych perfum było czuć już z daleka. Prawdę mówiąc, aż zaczęło mnie to razić, jednak mimo to wyglądał świetnie.
— Ślicznie wyglądasz — zagadnął — ale chyba długo wam zajęły przygotowania.
— A ty ile godzin spędziłeś, układając włosy? Trzy? Czy może tak ostatnio? Rogaś mówił, że dużo więcej.
Nic nie odpowiedział, ale obydwoje mieliśmy triumfujący wyraz twarzy, jakbyśmy wygrali na loterii.
James przeszedł trzy razy wzdłuż ściany i pojawiły się aż przesadnie zdobione gotyckie drzwi. Naszym oczom ukazała się spora sala dobrze oświetlona. Po prawej stornie stał spory stół. Remus ruszył to akcji i przetransportował wszystko, co sobie przygotowaliśmy. W zasadzie byliśmy już gotowi, ale...
— A co z muzyką? — zapytała Lily.
I właśnie w tym momencie usłyszeliśmy muzykę jakby wydobywająca się ze ścian. Zaczęliśmy tańczyć...
W zasadzie ciężko mi określić co dokładnie się działo potem. Tańczyliśmy się i wygłupialiśmy tak długo, aż odpadliśmy z sił, a w międzyczasie ze stołu coraz szybciej znikały drinki. Aby odpocząć, zaczęliśmy opowiadać żarty, aż w końcu zaczęło się to dziać na prawdę. Pokój życzeń dawał nam wszystko, co było nam potrzebne, dlatego też musiałam uciekać przed Syriuszem, który trzymał wiadro wody. Niestety nie bardzo mi to wyszło, ale szybko się zrewanżowałam. Potem zagraliśmy w grę, która polegała na tym, że zadawano sobie pytania i jeśli ktoś nie odpowiedział poprawnie, musiał zrobić coś bardzo głupiego. Nie trudno się domyślić, że prawie za każdym razem przegrywaliśmy, natomiast Lily okazała się prawdziwą mistrzynią.
Bawiliśmy się tak prawie całą noc. Następnego dnia było mi bardzo ciężko doprowadzić się do stanu używalności. Bolała mnie głowa, a przy śniadaniu myślałam, że zasnę nad talerzem owsianki, choć uważam, że to była wspaniała noc. Faktycznie pożegnaliśmy się ze szkołą po Huncwocku.
Na stacje przyjechaliśmy koło godziny dziesiątej. Ledwo wytoczyliśmy się z powozu, ale odeszliśmy trochę na bok, by ostatni raz spojrzeć w stronę Hogwartu.
— Jesteśmy dobrze dobraną kompanią dziwnych osób — powiedział Lunatyk, nie patrząc na nas.
— Dlaczego „dziwnych osób"? — zdziwił się Peter.
— W końcu nie na codzień można spotkać wilkołaka, psa, szczura i jelenia — wyjaśnił Syriusz.
— A dodaj to tego jeszcze moją ukochaną Lily i Vivcię to będziesz miał naszą wspaniałą paczkę — dokończył Rogacz.
Spojrzeliśmy po raz ostatni na Hogwart i weszliśmy do pociągu.
Cześć! ❤️
Udało mi się napisać jeszcze jeden rozdział (aż 1512 słów). Mam też nadzieję, że nie zabijecie mnie za to tępo akcji, ale chciałam już zamknąć część z Hogwartem i teraz rozpoczynamy historię życia Huncwotów poza szkołą!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top