Rozdział 47. Spokój to sprawa nieznana. Cz. 2

— Viv, kochanie, wstawaj. Już jesteśmy. — Usłyszałam cichy szept Syriusza.
Rzeczywiście, pociąg zwolnił, więc już niedługo mieliśmy znaleźć się na stacji Kings Cross.
Podczas podróży rozmawialiśmy, chodziliśmy po korytarzach, ale w końcu wtuliłam się w Syriusza i zasnęłam. To Boże Narodzenie miało być bardzo ciekawe.

Nieco później...

Zabraliśmy bagaże i wyszliśmy z magicznego peronu, by znaleźć się w świecie mugoli.
— No, koniec z czarami na całe dwa tygodnie — powiedziałam, przeciągając się.
— Ciebie to cieszy? — obruszył się James.
— No wiesz, ja się wychowałam w rodzinie niemagicznej...
— Dlatego to wy będziecie robić z siebie głupków. — Lily uśmiechnęła się złośliwie.
— Mówisz to tak, jakby zawsze tego nie robili — mruknął Remus.
Peter zerknął na niego z pode łba, ale zaraz potem zaczął się śmiać.

Wychodząc ze stacji, zobaczyliśmy dwa samochody w kolorze szarym.

— Witam, moi drodzy. — Z jednego z samochodów wysiadła kobieta w ciemnym płaszczu i grubej czapce na głowie.
— Cześć, mamo! — krzyknęła Lily.
— Dzień dobry — powiedziałam.

Z drugiego samochodu wysiadł mężczyzna, który — jak się później okazało — był ojcem Lily.

— Mam do tego czegoś wsiąść? — zapytał podejrzliwie James.
— Tak, a co? Nigdy nie jeździłeś samochodem?
— Z nas raczej nikt — burknął Łapa.
— Zawsze musi być ten pierwszy raz. — Zaśmiałam się i wzięłam Syriusza za rękę.

Po długich namowach James w końcu wsiadł, ale przedtem rzekł, że jeśli nie usiądzie obok Lily, to nie ma na co liczyć.

Nie licząc tego małego opóźnienia, podróż minęła spokojnie i po jakiś dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu.

Fajnie było wrócić to tego domu. Tu jest cicho i spokojnie, a nie to, co w samym sercu Londynu.

Okazało się, że pozostało już niewiele przygotowań. Większość dekoracji znajdowała się na swoim miejscu, więc naleciało jedynie ustawić krzesła, a pani Evans miała upiec tort weselny.

W domu panowała wesoła i przyjemna atmosfera. Petunia pojechała coś załatwić, ale winna szybko wrócić.

Pogoda była taka sobie, w końcu to grudzień, dlatego szybko wnieśliśmy bagaże.

Dom był dość spory, ale nie zmienia to faktu, że przyjedzie dużo gości i gdzieś muszą przenocować, choć niektórzy wrócą do domu. W końcu wyszło na to, że my, to znaczy ja, Lily i Huncwoci, musieliśmy pomieścić się na poddaszu. Akurat z tym kłopotu nie było.

Bez trudu wszystko się tu pomieściło, a skoro jesteśmy już pełnoletni, możemy używać czarów i dzięki temu wyczarowaliśmy sobie kilka rzeczy.

Po godzinie wszyscy zorientowali się, co i jak. Na szczęście lub nieszczęście Huncwoci gdzieś pobiegli, prócz Remusa, który przeglądał mugolskie książki. Cóż, nigdy nie wiadomo, co oni wymyślą.

Nagle na poddasze wbiegła Lilka z kartką w dłoni.
— Po co ci to? — zapytałam.
— Och, już niedługo pojawią się goście, a mama powiedziała, żeby ich przyprowadzić.
— Jasne — powiedziałam i wstałam.
— Dobra, teraz to przeczytam. Więc tak: ciocia, wuj i kuzynka Maria znajdą się w sypialni rodziców, babcia pójdzie do pokoju na lewo, a ta stara ciotka Mela na prawo, resztę zaprowadzić do kuchni, gdzie będzie tata i on już zdecyduje, rozumiesz?
— T-tak — bąknęłam.
Rany boskie! Kto to spamięta? Wszystko mi się już myli, zaraz, a jak ta ciotka miała na imię?
— A! Zapomniałabym — powiedziała przyjaciółka — przyjdą za jakąś godzinę i powinnaś się przebrać w coś stosowniejszego. — Uśmiechnęła się, patrząc na moje ubranie.
Faktycznie, moje zwyczajne spodnie i bluzka wyglądały... po prostu zwyczajnie.

Później...

Szybko się przygotowałam. Wybrałam czarne spodnie, brązową, sztruksową marynarkę i biały golf.

Zeszłam na dół, powtarzając w myślach to, co mówiła mi Lily i starając się to zapamiętać.

Nie minęło kilka minut, a zadzwonił dzwonek do drzwi. Wzięłam głęboki wydech i czekałam, aż mama Lily otworzy drzwi.

W holu zrobiło się straszne zamieszanie, wszyscy coś krzyczeli, witali się, ale po chwili runęła na mnie góra pytań. Więc odpowiadałam, że jestem przyjaciółką Lily, że chodzę do tej samej szkoły. Teraz dopiero widzę, jak ciężko jest ukryć prawdę. Szybko coś wymyśliłam, jednak mogłam się dobrze przyjrzeć tym ludziom.
Po lewej stornie stała starsza kobieta w eleganckiej sukience. To pewnie jest babcia. Na prawo stała wysoka kobieta, mężczyzna w czarnym garniturze, a obok dziewczyna. W moim wieku może ciut, ciut młodsza, ubrana w gruby płaszcz, miała brązowe włosy. Nie trudno się domyślić, że to ta kuzynka Maria.

Jakoś udało mi się zgarnąć całe to towarzystwo.

W końcu wróciłam na górę i opadłam na łóżko.
— A gdzieś ty była? — Usłyszałam Rogacza.
— A gdzie wy byliście? — mruknęłam.
— My? My przygotowaliśmy świetny żart.
— Jaki?
— Powiedzmy, że matka Lily zrobiła naprawdę wybuchowy tort.
Zaczęłam się śmiać.
— P-petunia będzie m-miała naprawdę ciekawe w-wesele — wykrztusiłam.
— Tak.

Później...

Podczas kolacji było strasznie nudno. Jeszcze nie przybyli wszyscy goście i cały czas truło się o przygotowaniach. Nawet porozmawiać się nie dało. Ale polubiłam tę starszą kobietę o łagodnych rysach twarzy, a wujek Lily miał świetne poczucie humory i raz po raz opowiadał jakiś żart.

Maria też była bardzo miła, ale cały czas gapiła się na Huncwotów. Normalnie jak na jakiś pomnik czy obiekt muzealny. Słowa nie powie, jeno się gapi. No, mówi się trudno. Chyba...

Po kolacji wreszcie zaczęła się jakaś sensowna rozmowa.

Reszta została, jednak ja skierowałam się już na poddasze.

Stanęłam i zaczęłam szukać czegoś w książce.
— Viv.
Podskoczyłam, upuszczając książkę.
— Syriuszu! Wystraszyłeś mnie!
— Zazdrosna jesteś, co? — zapytał.
— Słucham?! — zdziwiłam się.
— Zazdrosna jesteś — powtórzył.
— Kto? Ja?
— Tak, ty.
— Bredzisz, ja nie jestem zazdrosna.
— Jesteś, jesteś.
— Wcale, że nie.
— Oj, Viv. Znam cię bardzo dobrze i bardzo dobrze znam się na kobietach.— Uśmiechnął się szarmancko.
— Nie...
— Ja wiem swoje.
— Ja również.
— Więc?
— Więc, co? — zapytałam.
— Jesteś zazdrosna.
— Nie.
— Tak.
— Nie!
— I tak kocham tylko ciebie.
Pocałował mnie...

Hej!
Rozdział jest troszeczkę spóźniony, ale ma 899 słów!
Sądzę też, że to zdjęcie, co jest w mediach doskonale tu pasuje :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top