Rozdział 39. Impreza w stylu Huncwotów.

Nadszedł listopad, a pogoda jeszcze bardziej się pogorszyła. Było zimno i prawie nie było dnia, żeby nie padało. Chociaż i tak nie wychodzimy za często na zewnątrz, chyba, że do cieplarni. Teraz widzi się uczniów siedzących na korytarzach i czytających. My, to znaczy Huncwoci, stosujemy inną taktykę - codziennie rano, przed śniadaniem idziemy do biblioteki. Potem mamy lekcje. Następnie po kolacji siedzimy w Pokoju Wspólnym i odrabiamy pracę domową.

Trzeciego listopada obudziłam się z myślą, że o czymś zapomniałam. To przeczucie tak mnie męczyło, iż postanowiłam wypowiedzieć je na głos.
- Lily?
- Tak?
- Czy mamy dzisiaj jakiś sprawdzian?
- Nie.
- A odrobiliśmy pracę domową?
- Tak.
Podeszłam do kalendarza wiszącego na ścianie przy łóżku Molly.
- Który dziś jest? - mruknęłam sama do siebie.
Nagle odwróciłam się z miną skazańca idącego na ścięcie.
- Lily... Dzisiaj są urodziny Łapy - powiedziałam słabo.
- Faktycznie... - Chyba też wyleciało jej to z głowy. - I co teraz?
- Musimy się spieszyć, jeśli mamy się wyrobić. Przede wszystkim musimy zebrać wszystkich i ustalić plan działania.
- Dobra! Idę znaleźć Molly i Mervę, a ty idź po resztę.
- Jasne.
Lily wybiegła, a ja poszłam do dormitorium chłopaków.

Modląc się w duchu, żeby nie było Syriusza, zapukałam.

Drzwi otworzył mi Remus.

- Cześć! - Uśmiechnął się.
- Cześć - mruknęłam.
- Po co przyszłaś?
- No nie - jęknęłam. - Wy też?
- A o co chodzi? - zdziwił się.
- Dzisiaj - zaczęłam dramatycznym tonem. - są urodziny Łapy.
Remus najpierw otworzył usta, zamknął je i jeszcze raz otworzył.
- No właśnie, więc przestańcie się lenić i zróbmy coś! - zawołałam.
Wróciłam do Pokoju Wspólnego i zastałam dziewczyny.

Po chwili zeszli Huncwoci i zaczęliśmy opracowywać plan działania.
- Impreza odbędzie się w wieży Gryffindor'u - zdecydowała Merva.
- Tak, ale ktoś musi trzymać go zdała, bo jeśli przyjdzie, to wszystko przepadło - dorzuciłam.
- James, może ty pójdziesz? - spytała Molly.
- Jasne - rzucił i wybiegł.
- Dobra - zaczął Remus. - Macie już prezenty?
Peter, Molly i Artur pokiwali głowami.
Reszta odpowiedziała "Nie".
- Musimy zrobić wyprawę do Hogsmade, a przy tym zaoszczędzić czas.
- Może pójdą dwie osoby, a reszta coś zrobi? - zaproponowałam.
- Dobrze, więc teraz pójdziesz ze mną, a wy - Wskazał na Lily i Mervę. - Spróbujcie przygotować nasze dormitorium.
- To będzie to w waszym dormitorium? - zdziwiła się Lily. - Myślałam, że w Pokoju Wspólnym.
- Nie, nasze dormitorium będzie najlepsze.

Lunatyk pobiegł po pelerynę niewidkę Rogacza i pobiegliśmy do jednego z tajnych przejść.

Biegliśmy po to, by znaleźć się w Miodowym Królestwie. Lunatyk poszedł do innego sklepu, a ja wybrałam ulubione słodycze Syriusza.
Kiedy płaciłam, kobieta dziwnie się na mnie patrzyła, ale ostatecznie uznała, że pochodzę z wioski. No cóż, jakby na to nie patrzeć jestem już pełnoletnia.

W końcu postanowiłam, iż pójdę do Trzech Mioteł. Trochę już zmarzłam, a kubek kremowego piwa dobrze mi zrobi.

Zamówiłam kremowe piwo i usiadłam przy najdalszym stoliku.

Rosmerta - młoda barmanka, nie wiele starsza ode mnie - podała mi piwo. Jednak kiedy zobaczyła, że siedzę sama i bezmyślnie gapię się w ścianę, usiadła obok.
- Co się stało, że tak siedzisz?
- Wszystko w porządku - powiedziałam. - Po prostu dziś jest ważny dzień.
- A mogę wiedzieć, jaki? Może ci pomogę?
- Dziś są urodziny mojego... - zawahałam się. - ...chłopaka, a ja zapomniałam. Możemy nie zdążyć z przygotowaniem wszystkiego... Ja nawet nie mam prezentu, ale takiego, który sprawiłby, żebyśmy to pamiętali - westchnęłam.
Rosmerta uśmiechnęła się szeroko i zaczęła grzebać w kieszeniach. Wreszcie wyciągnęła srebrny łańcuszek.
- Proszę. - Podała mi go. - Ten łańcuszek przyniesie wam szczęście, a teraz musisz już iść. Wiem, że jesteś z Hogwartu. - Uśmiechnęła się i odeszła.
Nie zdążyłam zaprzeczyć, więc wstałam i wyszłam.

Na ulicy spotkałam Remusa, który trzymał ładnie zapakowaną paczkę.
- Wracamy? - zapytałam.
- Jasne - odparł.

Później...

Wróciliśmy szybko i nim zdążyliśmy przejść przed dziurę pod portretem Grubej Damy, Lily i Marva już były przy tajnym przejściu.

W Pokoju Wspólnym zastaliśmy resztę. Natychmiast zapadła decyzja, co kto robi. Ja miałam iść z Glizdogonem do kuchni po słodycze i napoje.

Okazało się, że Peter doskonale zna najkrótszą drogę do kuchni, o której nie wiedział nawet James.

Mieliśmy strasznie dużo rzeczy i z trudem weszliśmy do dormitorium chłopców.

Wszystko było fantastyczne. Dziewczyny zawiesiły serpentyny w kolorze czerwonym i złotym, błyskawicznie ustawiono to, co przynieśliśmy, a obok łóżka Syriusza leżał stosik prezentów.

Później...

Dopracowaliśmy już wszystkie szczegóły, ale była już godzina dwudziesta, co oznaczało, że niedługo nadejdzie James i Łapa.

W pewnym momencie James wpadł do dormitorium i usłyszeliśmy głos Syriusza, który wrzeszczał: James, jeśli się zaraz nie dowiem, to...

Ale nie dowiedzieliśmy się, co mi zrobi, bo wszedł i stanął jak wryty, a my ryknęliśmy:
- Wszystkiego najlepszego!
Remus poklepał go po plecach, bo on nadal stał z opadniętą szczęką.

Rogacz i Artur zaczęli krzyczeć, ja podeszłam do Syriusza.
- Wszystkiego najlepszego kochanie. - Uśmiechnęłam się.
Ostrożnie wyjęłam łańcuszek i zawiesiłam mu na szyi.
Łapa nic nie powiedział, tylko przytulił mnie.
- Pamiętaliście - powiedział.
- Och, ty to naprawdę jesteś tępy - rzekł Rogacz i wymownie spojrzał w sufit.
Łapa wziął poduszkę i cisnął ją w Rogacza. Ten jednak zrobił unik i diabelski pocisk stworzony z piór trafił Lily. Dziewczyna wrzasnęła i myśląc, że to ja, i rzuciła we mnie.

Zaczęliśmy wojnę na poduszki. Cały czas poduszki latały w powietrzu.
W końcu James trafił Lilkę poduszką tak mocno, że wpadła na niego i upadli. Okularnik wpadł na mnie i w końcu leżałam nie tylko ja, ale Merva, Peter, Molly, Artur i Syriusz.
Zaczęliśmy się śmiać.

Po długim czasie Rogacz ryknął głosem potężnym jak miedziana trąba:
- Muzyka!

Zaczęliśmy tańczyć. Wszyscy śpiewali, tańczyli, skakali.

To były wspaniałe chwile...


Wiem, wiem, że rozdział miał być w piątek, ale już nie dałam rady. Ale teraz jest aż 877 słów i jest sporo akcji :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top