Rozdział 26. Ogłoszenie i odkrycie.
Nadszedł marzec i zrobiło się o wiele cieplej. Święta były wspaniałe. Doskonała zabawa, no może prócz tego szlabanu, ale to.... w sumie mogłam tam przyjść... ale trudno.
Jest jeszcze jedna sprawa, która nie daje mi spać po nocach. Głowa boli mnie niemiłosiernie od ciągłych pytań. Zaczynam mieć tego dość. No, bo w końcu ile można? Moje teorie zaczynają być coraz bardziej absurdalne, nie wiem już, co jest bardziej prawdopodobne, a co mniej. Po prostu się gubię. Ten dziwaczny kryształ sprawił, że zostałam wciągnięta w jakąś grubą sprawę. To wszystko, cały ten sekret musi do czegoś prowadzić. Tylko do czego?
Niestety w tym momencie moje pomysły się kończą. Ale czy to w ogóle możliwe? W dalszym ciągu nie wiem, dlaczego to muszę być ja? Wiem napewno, że osoba, która przysłała ten list, wiedziała, że ja mam Enfiriusa oraz że dam radę odszyfrować tę wiadomość. Wiem, że ta cała moc jest związana z mieczem i aby ją odkryć, należy znaleźć czerń i błękit. Wydaje mi się, że ową czernią jest właśnie ten kryształ. Tak, więc ta osoba chciała, bym to ja zajęła się tą sprawą.
Zadzwonił dzwonek, obwieszczając koniec lekcji. Historia magii zakończyła się i uczniowie zaczęli wychodzić z przegrzanej sali. Ja ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy James, z którym siedzę w ławce, szturchnął mnie z całej siły w bok. W sumie tak zdarza się bardzo często, ponieważ nikt nie słucha profesora. Większość już po pięciu minutach zapada w drzemkę. Tylko Remus wytrzymuje piętnaście minut.
Więc jako ostatni wyszliśmy z klasy i skierowaliśmy się na lekcje wróżbiarstwa.
Klasa profesora od wróżbiarstwa była w jednej z Północnych Wież i trzeba było iść bardzo długo.
45 minut później...
Lekcja była taka jak zawsze. Wszyscy gapili się bezmyślnie na te głupie, kryształowe kule i próbowali zobaczyć coś więcej niż szarą mgłę. Doskonale wiem, że daleko mi do bycia nauczycielem wróżbiarstwa, dlatego nie wysiliłam się na nic więcej, prócz patrzenia w uparcie mętną kulę. James miał gorzej. Przedwczoraj założył się z Arturem Wesleyem o to, który z nich jako pierwszy zobaczy czy jakaś dziewczyna jest w nim szczerze zakochana. Jeśli zobaczy odpowiedź, powinno się pojawić "tak" lub "nie". To strasznie głupi zakład i Lilly zdążyła już mu to wytknąć, ale Rogacz to Rogacz. On zawsze musi zrobić z siebie idiotę, niezależnie od sytuacji.
Lilly, wyraźnie ignorując nauczyciela, patrzyła na Rogacza z mieszaniną odrazy i zaniepokojenia. Ja rzucałam ukradkowe spojrzenia znad książki, ale to wystarczyło, by dostrzec, co się dzieje. Twarz mojego przyjaciela była bardziej czerwona niż włosy Molly, a oczy wyłaziły mu z orbit. Łapa i Glizdogon siedzący nieopodal chichotali chicho, a Lunatyk rzucał na Jamesa karcące spojrzenie.
Rozejrzałam się po całej klasie. Profesor nic nie zauważył, bo zajęty był dyskusją z pewnym Puchonem. Tak, on był wyjątkowo tępy, dlatego teraz nauczyciel musiał tłumaczyć mu wszystko od nowa i nas zostawić. W sumie to nawet dobrze.
Znów zaczęłam się rozglądać i tym razem mój wzrok spoczął na Molly. Dziewczyna z ogłupiałą miną wlepiała kompletnie zbaraniałe spojrzenie w Artura, który był tak czerwony, że można było pomyśleć, iż jeszcze chwila a zemdleje z wysiłku.
W końcu głowy Lilly i Molly zwracały się to w jedną, to w drugą stronę, Peter i Syriusz śmiali się otwarcie, a Remus kręcił głową, jakby chciał powiedzieć "nie". Zaistniała sytuacja wydała mi się bardzo zabawna.
Nie minęło dziesięć minut, a w tym samym czasie wydarzyło się kilka rzeczy.
Książka Petera spadła z hukiem na ziemię, zadzwonił dzwonek na koniec lekcji i usłyszeliśmy krzyk.
- Maaaaaaaaaaaaaaaam!- ryknął Artur.
Uczniowie zaczęli wysypywać się z klasy, my również. Poszliśmy do Wielkiej Sali na obiad.
Usiedliśmy spokojnie i rozpoczęliśmy jedzenie. Już nałożyłam sobie pieczone ziemniaki, a obok mnie usiadł Artur, który cały czas krzyczał "Mam".
- I co tak krzyczysz?- spytał James z miną niezorientowanego człowieka, ale dobrze wiem, iż tylko udaje głupiego, a w rzeczywistości nie chce się pogodzić z przegraną.
- Wygrałem!- zawołał uradowany.
- I co? Kula odpowiedziała tak czy nie?- Molly uśmiechnęła się słodko, aż za słodko.
- Odpowiedziała, że tak.
Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
- Ja i bez pomocy jakiejś kuli wiem, że Liluś mnie kocha- Rogacz zrobił niewinną minę.
- To możesz sobie pomarzyć- Lilka uśmiechnęła się jadowicie- i nie nazywaj mnie Liluś!
- Ale Lilluś, no nie bądź zła!
Ruda wstała i chciała się przesiąść, ale nie zdążyła zrobić korku, a wszedł dyrektor. Oczy wszystkich zostały w nim utkwione, ale on tylko się uśmiechnął i stanął tak, aby każdy go wiedział i słyszał.
- Moi drodzy uczniowie!- zaczął-
Ten rok jest dla nas bardzo ważny, ponieważ Hogwart świętuje 1000 lat- zaczęto klaskać, lecz bardzo niepewnie- w związku z tym- Dumbledore ciągnął, jakby mu w ogóle nie przerwano- pod koniec kwietnia odbędzie się bal dla uczniów od klas czwartych do siódmych.
Burza gromkich oklasków zawitała w Wielkiej Sali. W sumie taki bal to może być dobra zabawa, nie?
Po obiedzie uczniowie skierowali się na resztę lekcji, a gdzieniegdzie dawało się słyszeć gorączkowe szepty dotyczące balu. Huncwoci również zaczęli szeptać. Ja natomiast wpatrywałam się w obrazy.
W końcu doszliśmy do lochów. Mieliśmy eliksiry z Ślizgonami. Widzieliśmy, jak wychodzą ze swojego dormitorium.
Lucjusz Malfoy śmiał się z czegoś i co chwila unosił lewą rękę.
Właśnie w tym momencie zatrzymałam się i Lilly wpadła na mnie. Zachwiałam się, ale nie upadłam.
On, Lucjusz Malfoy w dłoni trzymał błękitny kryształ w kształcie półkola...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top