Rozdział 21. Sekret cz. 2
Ostrożnie otworzyłam list.
Vivienne!
Mam nadzieję, że pamiętasz.
I, że wiesz.
Euforia jaką odczujesz, kiedy moc...
Czy wiesz?
Z czerni i błękitu powstanie...
Ta, która umarła, ale żyje
Zrobiłam wielkie oczy. Kto się tak podpisuje?! Ta, która umarła, ale żyje. A treść? To jest jeszcze dziwniejsze! A poza tym nie chcę aby wyjsć na to, że się czepiam, ale tak się nie pisze listów! O czym mam pamietać? Czy to w ogóle do mnie? No, ale jest wyraźnie napisane Vivienne. I co to za moc, euforia?Nic nie rozumiem. O co w tym wszystkim chodzi? A może ma to związek z.....
Wyszłam z sowiarni i niepewnym krokiem skierowałam się do wieży Gryffindor'u.
Kiedy przeszłam przez dziurę pod portretem Grubej Damy przystanęłam na chwilę. Lilly siedziała w fotelu przy kominku, co jakiś czas ciskając oczami bazyliszka w Jamesa. Huncwoci natomiast dalej bawili się w najlepsze. Podeszłam do przyjaciółki.
- No, i co się takiego stało? - spytałam z głupim uśmieszkiem.
- Przez tych idiotów nigdy nie skończymy pracy - mruknęła z niezadowoleniem.
- Tak- powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Idę do biblioteki - Lilly w końcu się odezwała ciskając w Jamesa oczami diabła. - Idziesz ze mną?
- Nie.... Ja chyba pójdę do dormitorium - wykręciłam się.
Ruda wstała, chwyciła książki i wyszła szybkim krokiem. Czym prędzej wkroczyłam do dormitorium, bo Rogacz już otwierał usta, by coś powiedzieć.
Otworzyłam kufer i zaczęłam grzebać.
Jejku, czy ja zawsze muszę mieć taki bałagan?
Wreszcie wyjęłam małą torbę i z kamienną miną wyszłam. Kompletnie zignorowałam chłopaków, którzy zaczęli obrzucać mnie lawiną pytań. Czym prędzej wybiegłam na błonia a potem do lasu. Nie byłam pewna, ale coś mi kazało....
W końcu, bardzo daleko od szkoły usiadłam spokojnie na średniej wielości polance. Drzewa nie rosły już tak gęsto i utworzyły coś w stylu półokręgu, bo z drugiej strony znajdowała się rzeka, która wpadała do jeziora tuż przy szkole...
Wzięłam małą torebkę i przejrzałam się jej. Kilka razy westchnęłam ciężko i otworzyłam ją. Ponieważ rzuciłam na nią zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, cała ręka zniknęła w czerwonym materiale. Wyciągnęłam z niej książkę oprawioną w skórę oraz zawiniątko. Jedno i drugie położyłam na trawie. Mrużąc oczy, zdjęłam skórę i o moje kolana delikatnie stuknął....
Wiem, wiem rozdział jest króciutki, ale bardzo ważny. Jest to pewien wstęp do tego co będzie się ciagnąć przez całą historię. ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top