Rozdział 9

Stałam przed lustrem i oglądałam zagojoną bliznę na prawej stronie twarzy. Właściwie dwie blizny. Jedna zaczynała się łuku brwiowym, przecinając brew, a kończyła wysoko na czole. Druga miała swój początek na kości policzkowej tuż pod okiem i przecinała policzek, kończąc się przy szczęce. Dobrze, że oko pozostało nietknięte. Blizny były jeszcze jasnoróżowe, ale z czasem zbledną. Ryan już niezliczoną ilość razy namawiał mnie do ich usunięcia, ale odmawiałam. Wojownik nie pozbywa się swoich blizn, a ja przecież byłam wojowniczką.

Coś błysnęło i moje ciało samo zareagowało. W sekundzie obróciłam się i przykleiłam plecy do ściany, z sercem chcącym wyskoczyć mi z piersi. Zasłoniłam się przedramionami, jakby miały jakieś szanse z ostrzem. Zacisnęłam mocno powieki, czekając na ból, ale się nie pojawił. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam przed sobą Masona z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem pomieszanym z troską. Trzymał w ręku metalowy słoiczek z maścią na blizny. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć, więc przybrałam swoją maskę złości i wyrwałam mu maść z dłoni, sycząc:

– Na co się gapisz?

Usiadłam przed lustrem po turecku, bo nogi miałam jak z waty. Fizycznie było ze mną wszystko w porządku, ale psychicznie...

Otworzyłam słoiczek i nabrałam trochę maści na palec, ale dłonie mi się trzęsły. Prędzej wbiję sobie paznokieć w oko niż trafię na bliznę. Mason usiadł obok mnie i delikatnie złapał moją dłoń.

– Daj – powiedział łagodnie, zdejmując maść z mojego palca swoim.

Ostrożnie nałożył maść na bliznę na brwi, a potem wziął ode mnie słoiczek, by to samo zrobić z drugą.

Odkąd przywieźli mnie z Ifreann, nieustannie pilnują mnie żołnierze. Przeważnie latają w powietrzu i nawet ich nie widzę. Oczywiście Mason też stoi na straży. Uparł się i nic, i nikt nie był w stanie go odwieść od tego pomysłu. Pierwsze kilka nocy spałam u brata, więc smok w swojej prawdziwej postaci siedział na dachu apartamentu Ryana i pilnował mnie razem z wojskiem. Teraz, gdy byłam już u siebie, spał ze mną w jednym łóżku. Mimo że pilnowali mnie żołnierze. Mimo że Bhalora miała na orbicie rozciągniętą tarczę obronną i nikt niezauważony nie wejdzie w atmosferę.

Cieszyłam się, że był obok. Nie chciałam być sama, ale nie chciałam być też u Ryana. On miał mnóstwo obowiązków, nie mógł się bawić w moją niańkę, a i tak prędzej czy później skoczylibyśmy sobie do gardeł. Musieliśmy od siebie odpocząć. W nocy miewałam koszmary i czasami wydawało mi się, że znów byłam w piekielnej celi Ifreann.

MAO przysłało mi nowy kombinezon i maskę, ale nie chciałam jeszcze wracać do pracy. Nie byłam gotowa. Fizycznie oczywiście nic nie stało na przeszkodzie. To z głową było gorzej. Wolałam wyciągać Masona do klubów i wlewać w siebie hektolitry alkoholu niż stawić czoła problemowi. Wolałam rzucić się w wir tańca, wiedząc, że smok mnie pilnuje, i na chwilę zapomnieć. Nawet jeśli później musiałam przypłacić to potężnym kacem.

W końcu któregoś razu cierpliwość smoka się skończyła.

– Koniec tego balowania. Koniec uciekania. Koniec udawania, że nie ma problemu – powiedział, krzyżując ręce na piersi i wbił we mnie wzrok.

Stał w drzwiach mojej sypialni, zagradzając mi wyjście.

– Zejdź mi z drogi, albo sama cię przesunę – syknęłam.

– To przesuń.

Rzucał mi wyzwanie. Naparłam na niego swoim ciałem, ale ani drgnął. Próbowałam go uderzyć pod żebra, albo w krocze, ale zablokował moje ciosy i odepchnął mnie.

– Gdzieś się wybierasz? – zapytał z perfidnym uśmieszkiem.

– Jest jeszcze okno – odparłam i zerwałam się z miejsca.

Rzuciłam się w stronę okna, ale zanim do niego dotarłam, Mason powalił mnie na podłogę, przygniatając swoim cielskiem.

– Chcesz mnie połamać? – warknęłam, próbując go z siebie rzucić.

– Nie, ale jeśli ty chcesz pozbyć się swojej wątroby, to świetnie ci idzie – powiedział, patrząc na mnie z wyrzutem.

– Złaź ze mnie.

– Najpierw sobie porozmawiamy.

– Nie chcę z tobą rozmawiać.

– To masz problem. Bo jeśli nie chcesz się całować, to nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji niż rozmowa.

– Dobrze wiesz, że... – zaczęłam, mierząc go morderczym wzrokiem, ale mi przerwał.

– Tak, wiem. Jedynym facetem, którego chcesz całować jest K. – Prawie wywrócił oczami. – Więc dlaczego nie wracasz do pracy?

Odwróciłam wzrok. No właśnie – dlaczego? Bo bałam się, że K nie będzie chciał już ze mną współpracować? Że w jego oczach zamiast tęsknoty i pożądania zobaczę pogardę i obrzydzenie? Albo strach? A może nie chciałam wracać, bo bałam się tej rozmowy, którą musimy odbyć. On nie odpuści. Wiedziałam o tym doskonale, ale wolałam tego unikać tak długo, jak tylko mogłam.

– Czego się boisz? – zapytał Mason. – Że przestaniesz mu się podobać? To nie pierwsza twoja blizna.

– Nie o to chodzi.

– To o co? Dawno nie gadaliśmy. – Podparł się na łokciu, przetaczając na bok, a wolną dłonią chciał pogładzić mnie po policzku, ale ją odtrąciłam.

– A czyja to wina? – prychnęłam, siadając, bo w końcu ze mnie zlazł.

– Że niby moja?

– A co, ja znalazłam sobie nowych przyjaciół?

– Jesteś zazdrosna? – zapytał, a po tonie jego głosu wyczułam, że się uśmiecha.

– Spierdalaj.

– Jesteś zazdrosna – powiedział zadowolony, usiadł i przybliżył się do mnie. – Gdybyś tylko słyszała, jak mój smok mruczy... – Poczułam jego ciepły oddech na policzku.

– Nawet nie próbuj – warknęłam, odsuwając się od niego.

Mimo że spaliśmy w jednym łóżku, nie chciałam, żeby był tak blisko mnie. Gdybym tylko nie bała się spać sama, już dawno bym go wywaliła. Może czas wyeksmitować go na kanapę. Chociaż moje łóżko było na tyle duże, że mogliśmy spać w nim oboje bez dotykania się.

– Więc to dlatego nie spotykasz się z Keevą?

– Nie schlebiaj sobie, Maisie. Z Keevą mam osobiste porachunki już od dawna.

– Dobra, to o co chodzi z K?

Miałem już wchodzić do szefostwa, kiedy usłyszałem kroki za plecami. Odwróciłem się i moje serce oszalało razem z chmarą motyli w brzuchu. Zbliżała się do mnie F. Zostały jej ostatnie kroki i stanęła przede mną cała i zdrowa. Jej prawe oko było nietknięte, więc mogłem odetchnąć z ulgą. Na policzku widniał kawałek blizny. Przypuszczałem, że resztę zakrywała maska. Ciekawe, jak duża była. Pewnie mniej więcej taka jak rana, ale jak tylko pojawił się w głowie jej obraz, zalała mnie wściekłość. Z chęcią skopałbym tym skurwielom dupy po raz drugi. Oczywiście najpierw musiałbym ich wskrzesić.

Patrzyłem na F, nie mogąc uwierzyć, że już wróciła do pracy. Nie spodziewałem jej się tak szybko, ale nie znaczyło to, że się nie cieszyłem. Solowe misje były nudne. Miałem ochotę ująć jej twarz w dłonie i powiedzieć, jak bardzo się o nią martwiłem, ale nie mogłem tego zrobić. A przynajmniej jeszcze nie. Dopóki nie będziemy sami, nie mogę jej dotknąć.

– Cześć, F – odezwałem się w końcu i uśmiechnąłem.

– Cześć, K – odparła tym swoim cudownie zachrypniętym głosem.

Weszliśmy do szefostwa po wytyczne i ruszyliśmy w drogę. Kiedy przechodziliśmy przez strefę z restauracjami, wszyscy szeptali o powrocie F. Widzieli przecież, jak zabierali ją do Ifreann i dopowiedzieli sobie resztę. Starałem się nie zwracać na to uwagi, ale widziałem, że F też słyszała te komentarze, bo zaciskała dłonie w pięści. Do statku dotarliśmy w milczeniu i gdy w końcu zostaliśmy sami, nagle nie wiedziałem, co powiedzieć. F chyba dalej przetrawiała to, co usłyszała, wpatrując się w przestrzeń kosmiczną i zaciskając szczękę. Wolałem się nie odzywać, bo pewnie zakończyłoby się to kłótnią. Nie pracowaliśmy ze sobą od wczoraj. Wiedziałem, czego się po niej spodziewać.

Celem naszej misji było odzyskanie chipu z danymi, który został wykradziony jakiś czas temu. Mieliśmy współrzędne lokalizacji, w której rzekomo się znajdował, więc nie powinno być trudno. Byliśmy razem, więc na pewno sobie poradzimy. Jednak gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że musimy się rozdzielić. Nie podobało mi się to. Ostatnio się rozdzieliliśmy i co? F zrobiła rzeź. Wiadomo, że teraz byłoby inaczej, bo sędzia powiedział, że ambasador się wykrwawił, ale nadal odczuwałem niepokój. Poza tym, chyba jednak nie do końca wierzyłem, że ta szuja nie żyje.

Nie zdążyliśmy porozmawiać, ale właściwie o czym chciałem z nią rozmawiać? Przecież już wszystko wiedziałem. Może chciałem ją zapytać, dlaczego chciała mnie zabić, ale w sumie tego też się już domyśliłem. Trochę chyba bałem się jej odpowiedzi. Nie chciałem usłyszeć, że nie byłem dla niej nikim ważnym.

Dziwiłam się, że K się nie odzywał. Już nie chciał rozmawiać? Już nie mieliśmy sobie nic do wyjaśnienia? Czułam na sobie jego wzrok i czekałam, aż zapyta w końcu, dlaczego chciałam go udusić. Nie zrobił tego. Może chciał poczekać, aż wykonamy misję. A może już nie zależało mu na odpowiedzi.

Rozdzieliliśmy się, chociaż mi się to nie podobało. Chciałam być blisko niego. Cieszyłam się, że nie dostrzegłam w jego oczach ani pogardy, ani obrzydzenia. Chciałam znowu zatonąć w tych niesamowitych tęczówkach i zapomnieć te kilkanaście dni spędzone w piekle.

Przeszukiwałam piętro, zaciskając dłoń na rękojeści sztyletu. Mieliśmy się pozbyć potencjalnych posiadaczy informacji, które znajdowały się na chipie, więc nie musieliśmy się hamować. Dzisiaj nie zamierzałam się znęcać. Nie miałam nawet na to najmniejszej ochoty. Od razu podcinałam gardła jednym, precyzyjnym ruchem i zostawiałam wykrwawiające się ciała za sobą.

Szło gładko, dopóki nie zobaczyłem błysku ­– podejrzanego odbicia światła i moje ciało zalała panika. Zamiast zaatakować, zasłoniłam się przedramionami, cofając się w tył. Serce waliło mi w piersi, w uszach szumiało, a strach zaciskał żołądek w supeł. Zacisnęłam mocno powieki, czując jak coś rozcina mi skórę na rękach. Przeciwnik złapał mój nadgarstek i próbował osłonić twarz, którą uparcie zasłaniałam.

Weź się w garść, F. Nie jesteś już w Ifreann, do cholery. Broń się!

Otworzyłam oczy, wyrywając rękę z uścisku stojącego przede mną mężczyzny i zaatakowałam. Niestety zdążył się odsunąć i cięcie było o wiele za płytkie. Na szyi została tylko cienka czerwona linia. Szlag by to. Rzucił się na mnie szybciej niż się spodziewałam i przybił do ściany. Rękę, w której trzymałam sztylet uniósł w górę i również przygwoździł do zimnego betonu nad moją głową. Siłowałam się z nim, ale panika wcale mi nie pomagała. Nie chciała opuścić mojego ciała. Wręcz przeciwnie. Robiła wszystko, by przejąć kontrolę. Walczyłam na raz z dwoma przeciwnikami i nie wiedziałam, który był silniejszy. Bałam się, że przegram. K był daleko i nie mógł mi pomóc.

Uderzyłam czołem w jego i lekko zamroczony zrobił krok w tył. Nadal trzymał moją rękę, jednak oddalił się na tyle, żeby moje kolano mogło spotkać się z jego kroczem. Jęknął, puszczając mnie, ale szybko dostałam pięścią w brzuch. Na moment zabrakło mi tchu. Zgięłam się w pół, nadal go obserwując i korzystając z okazji, że moja ręka była wolna, wbiłam mu ostrze w oko aż po samą rękojeść. Kopnęłam ciało jednocześnie wyrywając z niego zakrwawiony sztylet. Oparłam się o ścianę, biorąc głębokie oddechy, żeby się uspokoić. Te ataki paniki mnie w końcu zabiją. Nie spodziewałam się, że będzie tak źle.

Kiedy nareszcie zebrałam się w sobie, ruszyłam dalej. Nagle poczułam charakterystyczny ból głowy i sztylet wypadł mi z ręki. O, nie. Tylko nie to. Nie dzisiaj. Natychmiast postawiłam tarczę w swoim umyśle, starając się skupić i przypomnieć wszystko, czego nauczyła mnie Keeva. Dawno nie trenowałam i obawiałam się, że nic z tego nie będzie. Ból narastał, ale nie zamierzałam się poddać bez walki. Czułam, jak psychol uderza w moją tarczę, robiąc w niej coraz większe rysy i pęknięcia. Na początku przypominało to ataki Keevy, aż nagle nastąpił wybuch.

Gdy się ocknęłam, leżałam na podłodze. Moje ciało było jak sparaliżowane. Przed oczami miałam mroczki, w uszach mi piszczało, a czaszkę rozsadzał ból. Nie byłam w stanie się podnieść, ledwo byłam w stanie myśleć.

Zaskoczyłaś mnie, F. Nie spodziewałem się żadnej bariery w twoim umyśle, nawet tak żałosnej jak ta. Naprawdę myślałaś, że będziesz w stanie mnie zablokować?

Nie mogłam się skupić. Tarcza nie zadziałała. Wiedziałam, że byłam w tym beznadziejna, ale co jeśli to Keeva źle mnie nauczyła?

Nie, nie nauczyła cię źle, tylko najlepiej jak potrafiła, bo chciała ci pomóc. Ale skąd miała wiedzieć, jak to zrobić poprawnie, skoro nikt jej wcześniej tego nie nauczył? Mógłbym to zrobić, a ona mogłaby wtedy nauczyć ciebie, ale... Miałaś się pogodzić z moją córką, a ją perfidnie wykorzystałaś. Pożałujesz tego. Widzę, że w Ifreann nieźle cię poturbowali, ale uwierz mi, że to nic w porównaniu z tym, co zrobię ci ja za krzywdzenie mojej córki.

Pierdolony ojciec roku. Co niby możesz mi zrobić gorszego?

Ty bezczelna, pyskata...

Daruj sobie epitety. Chyba słyszałam je już wszystkie.

Nie masz pojęcia z kim zadzierasz. Myślisz, że nie mogę zrobić ci nic gorszego? Jesteś pewna, że chcesz rzucić mi wyzwanie? Z chęcią je przyjmę, ale dam ci ostatnią szansę.

Jak, kurwa, wspaniałomyślnie z twojej strony.

Obiecuję ci, że tego pożałujesz. Posłuchaj mnie uważnie, F, bo nie zdajesz sobie sprawy, w jakiej sytuacji się znalazłaś. Nie poznałaś nawet jednej piątej moich umiejętności. Mogę ci namieszać w głowie bardziej niż sądzisz. Mogę sprawdzić, że zapomnisz Ifreann, ale równie dobrze mogę wymazać ci z pamięci twojego cennego K. Mogę ci zasiać jakąś myśl, stworzyć sztuczne wspomnienia, mogę wydać ci polecenie, a ty wykonasz je z opóźnieniem lub kiedy zostaną spełnione odpowiednie warunki. Mogę ci kazać zabić K, jak tylko zostaniecie sami, albo przy świadkach w samym centrum kwatery głównej MAO. Teraz rozumiesz?

Byłam pewna, że zbladłam. Nie potrafiłam trzymać języka za zębami nawet we własnej głowie. Mogłam stracić K w sposób, o którym w życiu bym nie pomyślała. Nie chciałam go zapomnieć, ani tym bardziej zabić. Zostałam podstawiona pod ścianą. Ale jeśli mógł kazać mi zamordować K, to czy nie zrobił już tego wcześniej? Co jeśli dusiłam go przez tego psychola? Usłyszałam śmiech.

Chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Bo ja ją znam. Nie rób sobie nadziei, nie powiem ci. Tak jest o wiele zabawniej. Będziesz kwestionować wszystko, co zrobisz. To dodatkowa kara za pyskowanie. A jeśli chodzi o twoją ostatnią szansę... Przyprowadzisz do mnie moją córkę. Chcę ją poznać osobiście, a nie poprzez twój spaczony umysł. Pogodzisz się z nią, tym razem naprawdę, i razem przylecicie na spotkanie. Jeśli nie, konsekwencje poniesie oczywiście K.

Usłyszałem krzyk z części budynku, w której była F i żołądek od razu zacisnął mi się w supeł z nerwów. To na pewno był jej głos. Została ranna? Czemu od razu o tym pomyślałem? Co się ze mną stało? Przecież nigdy się tak o nią nie martwiłem podczas misji. Wiedziałem, że sobie poradzi. Dlaczego teraz było inaczej?

Przeszukałem wszystkie pomieszczenia, znalazłem chip i pozbyłem się potencjalnych posiadaczy tajnych informacji na nim zawartych. Mieliśmy się spotkać w miejscu, w którym się rozdzieliliśmy, ale wyglądało na to, że F miała jakiś problem. A po tym krzyku wolałem sprawdzić, czy nie potrzebowała pomocy. Nie żebym był w stanie stać w miejscu i na nią czekać, nawet jeśli by nie krzyczała.

– Wypierdalaj z mojej głowy, popierdoleńcu! – usłyszałem jej zachrypnięty głos całkiem niedaleko.

Ten psychopata, którego nie mogliśmy zabić też tu jest? Czyżby polował na chip? Właściwie wcale nie musiał go kraść – wystarczyło, że wlazł do głowy komuś, kto wiedział, co się na nim znajdowało. Tylko czemu znowu znęcał się nad F? Czego od niej chciał? Od samego początku ją sobie upatrzył. Czy gdybym ja nie miał tej dziwnej blokady w umyśle, to byłbym bezpieczny, czy mnie też obrałby sobie za cel?

Musiałem się dostać do F. Pewnie była bezbronna, a ten psychol był zbyt inteligentny i przebiegły, by pojawić się tu we własnym ciele. Pewnie po raz kolejny użył jakiejś marionetki, co nie zmieniało jednak faktu, że musiał się ukryć gdzieś w pobliżu, ale szanse na znalezienie go były bliskie zeru.

Gdy w końcu do niej dotarłem, leżała skulona na podłodze, a jakiś gadopodobny typ zmierzał w jej stronę, zamachując się czymś, co wyglądało jak bat w kształcie gąsienicy. Zanim zdążyłem pomyśleć, rzuciłem się do przodu i zasłoniłem F swoim ciałem. A przecież wystarczyło tylko strzelić z pistoletu. Poczułem, jak dwa rzędy małych igieł wbiły mi się w bark i plecy. Upadłem na kolana, a potem na czworaki tuż przy niej i tak już zostałem. Miałem wrażenie, jakby ból sparaliżował mi całe ciało. Jakby coś blokowało mi ruch. Może to ta przeklęta gąsienica. Nie mogłem się ruszyć, za to przeciwnik tak.

– Kurwa – wymsknęło mi się.

F drgnęła i podniosła głowę, by na mnie spojrzeć, a potem przeniosła wzrok gdzieś za moje plecy. Sięgnęła do kabury na udzie, wyjęła broń i strzeliła kilka razy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Usłyszałem, jak bezwładne ciało uderza o ziemię.

– Jesteś cały? – zapytała.

– Wyciągnij mi to gówno z pleców – wykrztusiłem.

Schowała pistolet, wstając i stanęła nade mną. Nagle poczułem ból przeszywający całe moje ciało. Nie, to nie był o tyle ból, co dziwne i cholernie nieprzyjemne uczucie, jakby F wyszarpywała mi sznurek z samych wnętrzności. Jakby to, co chciała ze mnie wyciągnąć zahaczyło się gdzieś w jelitach. Miałem wrażenie, że prędzej mnie rozerwie niż wyciągnie to dziadostwo, ale w końcu się udało. Zakrwawiona gąsienica wylądowała na podłodze koło moich rąk. Nie był to bat, jak mi się na początku wydawało, tylko robot z długimi nitkami wychodzącymi z igieł robiących za odnóża. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że te nitki były głęboko w moim ciele. Ohyda. F rozerwała mechaniczną gąsienice na pół, więc już się nie ruszała. Miałem nadzieję, że niczego mi nie uszkodziła.

– Dzięki – mruknąłem, wstając i rozejrzałem się dookoła.

Przez okno wpadły promienie słońca i odbiły się od sztyletu leżącego na podłodze. Zmrużyłem oczy, bo na moment mnie oślepiło. Za to F zasłoniła się przedramionami, robiąc kilka kroków w tył. Zaskoczony podszedłem do niej i złapałem delikatnie za nadgarstki. Zaciskała mocno powieki, jakby czekała na cios. Szczęki też miała zaciśnięte, tak samo jak pięści. Co oni jej tam zrobili, że teraz tak reagowała? Nawet po torturach, które zgotował dla niej wytatuowany łeb się tak nie zachowywała. Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch i zabrakło mi tchu. Myślałem, że wtedy ją złamali, ale to była tylko rozpacz po stracie wilka. To demony z Ifreann ją złamały.

– Hej... – powiedziałem łagodnie. – To tylko odbicie światła.

Przełknęła głośno ślinę. Czułem, jak drżała na całym ciele.

– Wiem – wykrztusiła, pozwalając opuścić sobie ręce, by odsłonić twarz.

Szybko jednak odwróciła wzrok, jakby nie chciała albo bała się spojrzeć mi w oczy. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem, wplatając dłoń w jej włosy.

– Jesteś bezpieczna – powiedziałem cicho. – Nie pozwolę cię skrzywdzić.

Nie odpowiedziała. Nawet mnie nie objęła. Chociaż po chwili poczułem jej ręce na biodrach. Jednak zrobiła to tylko po to, żeby mnie odepchnąć.

– F... – szepnąłem, ujmując jej twarz w swoje dłonie, ale złapała mnie za nadgarstki i odsunęła od siebie. – Jesteś ranna – stwierdziłem, gdy zobaczyłem krew na jej przedramionach.

– Ty też.

– Przeszukajmy resztę budynku i wracajmy do statku.

Kiwnęła tylko głową, po czym podeszła do leżącego na podłodze sztyletu i schowała go do pochwy na łydce. Sprawdziliśmy pozostałą część budynku, ale już na nikogo nie natrafiliśmy. Gdy wróciliśmy do statku, zajęliśmy się opatrywaniem siebie nawzajem. Oboje zdjęliśmy kombinezony do pasa, żeby ułatwić oczyszczanie ran. Na pierwszy ogień poszła F, bo się uparłem, że jej rany były głębsze. Po ich odkażeniu, nakleiłem plastry ściągające, a potem zabandażowałem, żeby dodatkowo zabezpieczyć. Ukradkowo zerkałem na jej odsłonięte ramiona i dekolt w poszukiwaniu śladów po Ifreann, ale nie zauważyłem żadnych blizn czy siniaków.

– Czego szukasz? Ugryzienia? – zapytała z drwiną w głosie.

– Jakiego ugryzienia?

– Ty mi powiedz. To ty masz jakieś nierealne teorie na temat mojego życia.

Zacisnąłem szczęki. Czemu o tym wspomniała? Chciała mnie zdenerwować czy sprowokować? A może jedno i drugie. Może chciała się kłócić. Tylko dlaczego?

– O co ci chodzi?

– A tobie?

– Mnie? – zasyczałem, ale zaraz zamknąłem oczy, próbując się uspokoić. Wziąłem głęboki wdech. – Nie chcę się kłócić, F.

– Ja też nie.

Założyła jednorazowe rękawiczki, przeszła za moje plecy i zaczęła oczyszczać ranę, a właściwie wiele malutkich ran, sądząc po konstrukcji robota.

– To po jaką cholerę o tym wspominałaś?

– Uprzedziłam tylko twój atak.

– Mój atak?

– A co, nie zamierzałeś mi zrobić kolejnej sceny zazdrości?

Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć w myślach do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć. Jak nic chciała mnie sprowokować, ale nie dam się tak łatwo. Poczułem, że nałożyła opatrunek na połowę moich pleców, a wydawało mi się, że rany były niewielkie. Może i były, ale ich ilość i rozstawienie to już inna sprawa.

– Nie, nie zamierzałem – powiedziałem po chwili. – Nawet o tym nie pomyślałem. Martwiłem się o ciebie.

F zdjęła rękawiczki i wrzuciła je razem z zakrwawionymi wacikami do pudełka na odpady.

– Ach tak? – zapytała, chowając apteczkę, a potem stanęła przede mną i spojrzała na mnie z góry.

– Nie wierzysz? – Ciśnienie znowu mi się podniosło i wstałem, żeby się z nią zrównać, chociaż byłem wyższy. – Szalałem z niepokoju!

– O mnie? Dlaczego?

– Bo jesteś moją partnerką.

– Partnerką – powtórzyła, prychając i odwróciła wzrok z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.

– Przecież to nie ja cię wydałem demonom z Ifreann!

– Wiem o tym.

– Wiesz? To czemu się zachowujesz, jakby było inaczej? Czemu mnie odpychasz?

– A czemu ty mnie nie odpychasz? – Wbiła we mnie te swoje czarne perły. – Czemu się martwisz? Czemu zachowujesz się, jakbym była pierdoloną księżniczką w opałach, czekającą na swojego księcia? Nie jestem z jebanego szkła, żebyś przyjmował na siebie ataki wymierzone we mnie! Nie jestem słaba! Byłam w piekle i co z tego? Przetrwałam, więc nie traktuj mnie jak kruchej dziewczynki, którą trzeba bronić!

O to się tak rzucała? Bo ją obroniłem? Boże, ona doprowadzała mnie do szału. W mgnieniu oka znalazłem się przy niej i przybiłem ją do ściany, przygniatając swoim ciałem. Złapałem ją za nadgarstki, uniosłem jej ręce w górę i trzymałem, żeby nie mogła się wyrwać ani bronić.

– Mam już powyżej uszu twoich humorków i wiecznych pretensji, rozumiesz? Moja cierpliwość zaczyna się kończyć – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.

Nie była zadowolona, że ją zdominowałem i nie próbowała tego ukrywać. Już miała mi coś odwarknąć, ale ją uprzedziłem:

– Ani słowa. Teraz ja mówię, a ty potulnie słuchasz.

Zaczęła się wiercić próbując uwolnić, ale nic z tego. Nie ucieknie mi.

– Jeśli myślisz... – zaczęła.

– Zamknij się. Powiedziałem, że teraz ja mówię. Nie obroniłem cię, bo uważam, że jesteś słaba i nie umiesz się sama obronić, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że to potrafisz.

– To dlaczego? Jesteś rąbniętym masochistą? – wcięła mi się. – Bawisz się w bohatera? Kupić ci pelerynę?

– Obroniłem cię, bo mi na tobie zależy, wariatko!

Nie zdążyłem się ugryźć w język. Wcale nie chciałem jej mówić, że mi zależy. Nie chciałem zdradzać swoich uczuć. Dobrze, że nie powiedziałem jej, że ją kocham. Wtedy mogłoby się zrobić dziwnie między nami. Wtedy nie byłoby odwrotu. A ona wcale nie musiała czuć tego, co ja. Ale nie mogła przecież zaprzeczyć, że coś jednak między nami było, bo zauważali to nawet inni.

F patrzyła na mnie zaskoczona. Zatkało, co? Niemożliwe, że nagle nie miała już nic do powiedzenia. Cała jej wściekłość zniknęła, a razem z nią również moja. Spuściła wzrok i kącik jej ust powędrował w górę.

– Nie wierzę, że to powiedziałeś, K – powiedziała podnosząc wzrok, by spojrzeć mi w oczy.

Ja też nie. Nie byłem pewny, czy w jej głosie usłyszałem drwinę, czy może jednak coś innego.

– Zamknij się, F – powiedziałem i pocałowałem ją.

Oddała pocałunek, a potem następny i następny. Całowaliśmy się coraz namiętniej, aż w końcu musieliśmy się od siebie oderwać, żeby złapać oddech.

– Czy ty właśnie nazwałeś mnie wariatką? – zapytała.

– Mam ci odgryźć język, żebyś w końcu przestała gadać? – zamruczałem, muskając ustami linię jej szczęki.

– Możesz spróbować, ale myślę, że będziesz go... – Zamknąłem jej usta pocałunkiem.

– ... potrzebował? – dokończyłem za nią, prawie nie odrywając swoich warg od jej. Mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi, a ja przejechałem językiem po jej dolnej wardze. Wysunęła swój, żeby złączyć go z moim w zaczepnym tańcu, ale tylko na moment. – Tak... – mruknąłem, puszczając jej nadgarstki i zacząłem sunąć palcami w dół po skórze na jej rękach. – To byłaby wielka strata...

Zadrżała lekko, przez chwilę stojąc nieruchomo, a potem naparła na mnie swoim ciałem, obejmując jedną ręką za szyję, a drugą wplatając we włosy, jednocześnie wpijając się żarliwie w moje usta. Szybko pozbyliśmy się przeszkadzającym nam ciuchów i wylądowaliśmy na podłodze. Właściwie to F wylądowała na podłodze, a ja w niej. Z jej nogami na ramionach. Zdominowałem ją, ale wyglądało na to, że nie miała nic przeciwko.

Zmieniliśmy pozycję. F ujeżdżała mnie, opierając się dłońmi o moją klatę, aż w końcu zaczęła nimi sunąć wyżej. Moje ciało sparaliżował strach, bo nagle poczułem, jak jej palce zaciskają się na moim gardle. Dusiła mnie z furią w oczach. Na twarzy miała krew, a spod maski nie wystawała blizna. Brakowało mi tlenu. Nie mogłem złapać oddechu. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Musiałem się ratować. Sięgnąłem ręką do kabury na jej udzie, ale jej tam nie było. Poczułem tylko gładką skórę. Przecież F była naga. A ja nadal nie mogłem oddychać.

Zrzuciłem ją z siebie i szybko się odsunąłem pod ścianę, kładąc dłoń na szyi. Oddychałem ciężko, jakby naprawdę mnie dusiła. Co to, do cholery, było? Przecież nie byliśmy w parku, a koło nas nie leżały zmasakrowane ciała. F nie była skąpana we krwi, a w jej oczach nie było furii tylko zdezorientowanie zmieszane z zaskoczeniem.

– Co chciałaś zrobić? – zasyczałem, chociaż nie chciałem, żeby zabrzmiało to tak ostro.

– Ja... – Jej wzrok co chwilę uciekał do dłoni, którą trzymałem na szyi, aż w końcu jej oczy się rozszerzyły. Zrozumiała. – Ja nie... ja wcale nie...

Z jakiegoś powodu poczułem złość. Dopiero co się rzucała, że przyjąłem na siebie cios przeznaczony dla niej, a teraz dukała jak nieśmiała dziewczynka?

– Co ty? Wysłów się wreszcie. Co chciałaś zrobić?

– Nie chciałam cię udusić! Ani teraz ani... Musisz mi uwierzyć!

– Muszę? Ja niczego nie muszę.

W jej oczach pojawił się ból i coś jeszcze, ale nie wiedziałem, co to było, bo szybko odwróciła wzrok. Podniosła się z podłogi statku i zaczęła zbierać swoje rzeczy, po czym zniknęła mi z pola widzenia. Co się właściwie stało? I dlaczego coś takiego miało miejsce? Jeśli nawet podczas seksu nie mogłem zapomnieć, że mnie dusiła... A przecież seks zawsze nas łączył, zawsze byliśmy zgodni, zawsze idealnie do siebie pasowaliśmy. A teraz? Miałem wrażenie, że nagle wyrosła między nami przepaść tak wielka, że przekroczenie jej było praktycznie niemożliwe.

Siedziałam na kanapie i gapiłam się tępo w ekran telewizora, co chwilę pakując do buzi wielką łyżkę lodów. Zdążyłam zjeść już pół kubełka, ale nadal chciało mi się płakać. Stało się to, czego się obawiałam. Za każdym razem, gdy przypominałam sobie te piękne niebieskie tęczówki przepełnione strachem i nieufnością, łzy napływały mi do oczu, a serce boleśnie kłuło. Myślał, że chciałam go udusić. Podczas seksu.

Łyżka z lodami zadrżała mi w dłoni. Ja tylko chciałam dotknąć jego twarzy. Przeczesać palcami kruczoczarne włosy. Chciałam go dotykać. Nic więcej. Nie wierzył mi ani nie ufał. Co z tego, że powiedział, że mu na mnie zależy? Teraz to nie miało znaczenia. Teraz już nic nie miało znaczenia, bo go straciłam.

Poczułam nos Masona na szyi i łyżka wypadła mi z rąk, wpadając wprost do kubełka. Zapomniałam, że siedział obok. Zawsze był obok. Zawsze stawiał mnie na pierwszym miejscu i pora, by zaczął myśleć w końcu o sobie. Wiedziałam, że musiałam go wygonić, ale nie mogłam się na to zebrać. Zwłaszcza dzisiaj.

– Nie płacz – powiedział cicho, obejmując mnie w pasie.

Odłożyłam kubełek lodów na stolik i wtuliłam się w przyjaciela. Było mi tak źle. Nie chciałam się z nim rozstawać, ale nie było innego wyjścia. On musiał zadbać o siebie i swoją przyszłość. Musiał znaleźć w końcu partnerkę, a nie zrobi tego tutaj, na Bhalorze. Musiałam się go pozbyć, bo sam z siebie nigdy by mnie nie zostawił.

Staliśmy na dachu mojego apartamentu. Mieszkanie na ostatnim piętrze miało swoje plusy. Mason właśnie się rozbierał, bo jego smok chciał się pożegnać osobiście. Zauważył, że nie spuszczałam z niego wzroku i kącik jego ust powędrował w górę.

– Powiedz, jak bardzo będziesz tęsknić na tym widokiem? – zapytał, prostując się i prezentując w całej okazałości.

Wywróciłam oczami, a on zaśmiał się krótko, chociaż wcale nie był to radosny śmiech. Po chwili stanął przede mną wielki jasnozłoty smok z czarnymi, błoniastymi skrzydłami. W niektórych miejscach jego łuski przechodziły ze złota do czerni, jakby były przypalone, tworząc wzory na jego ciele. Opadł na przednie łapy połączone ze skrzydłami i opuścił nisko łeb. Podeszłam do niego i przejechałam dłonią po łuskach na pysku. Zamruczał cicho, przymykając zielonozłote ślepia.

Musiałam być silna. Nie mogłam się przy nim rozpłakać. Bez znaczenia czy był w formie smoka, czy nie. Przytuliłam się do ogromnego pyska, nadal go głaszcząc. Chciałam powiedzieć, że to nie było pożegnanie na zawsze, ale oboje wiedzieliśmy, że prawdopodobnie było.

Trwaliśmy tak dłuższy czas, aż w końcu oderwałam się od niego. Wydał z siebie taki smutny dźwięk, że momentalnie łzy napłynęły mi do oczu.

– Przestań – warknęłam, mrugając szybko. – Teraz kolej Masona.

Smok trącił mnie nosem, pomrukując i wycofał się na bezpieczną odległość. Już po chwili nagi Mason rozkładał ramiona, idąc w moją stronę.

– No chodź się przytulić – powiedział z szerokim uśmiechem.

– Najpierw się ubierz – odparłam, lustrując go wzrokiem od stóp do głów.

Westchnął, ale posłusznie zaczął się ubierać. Serce boleśnie tłukło mi się w piersi. Nadchodziło najgorsze.

Spojrzałam mu w oczy, starając się nie rozkleić. Ujął moją twarz w swoje dłonie i długo patrzyliśmy na siebie w milczeniu, aż w końcu oparł czoło o moje.

– Wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć? Jeśli będziesz mnie potrzebować, jeden telefon i jestem – powiedział.

– Wiem. A ty możesz liczyć na mnie. Jeden telefon i przylecę skopać dupę nawet największemu smokowi.

Roześmiał się, przyciskając wargi do skóry na moim czole, a potem zamknął mnie w uścisku tak mocnym, że ledwo mogłam oddychać. Nie miałam pojęcia, ile czasu tak staliśmy, ale żadne z nas się nie odsuwało.

– Znajdź ją – odezwałam się nagle. – Znajdź ją i bądź szczęśliwy. Zasługujesz na to.

Mason tylko wzmocnił uścisk. Jeszcze trochę i połamie mi ramiona.

– Och, kochanie – zamruczał. – Ty też na to zasługujesz.

Ja już przegapiłam swoją szansę. K jeszcze nie był mój, a już go straciłam. Mogłam winić tylko siebie.

– Zaraz albo mnie połamiesz, albo udusisz – wykrztusiłam. – Albo i to, i to.

Zaśmiał się cicho i rozluźnił uścisk, a potem spojrzał prosto w oczy.

– Z czego się śmiejesz? Za dużo masz zębów? – syknęłam, mierząc go groźnym spojrzeniem.

– Będę tęsknił – powiedział, uśmiechając się szeroko, jakby specjalnie chciał pokazać mi wszystkie zęby, żeby mnie sprowokować. – Uważaj na siebie. – Musnął delikatnie moje usta swoimi i odszedł, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, albo zrobić.

Nie obejrzał się. Widziałam, jak zaciskał dłonie w pięści. Wiedziałam, ile go kosztowało, żeby nie zawrócić, bo mnie kosztowało tyle samo, żeby go nie zatrzymać. Wziął torbę ze swoimi rzeczami i zszedł z dachu, zostawiając mnie samą. Tak, jak tego chciałam.

Coś na ziemi zalśniło i poszłam sprawdzić, co to. Gdy zobaczyłam jasnozłote i czarne łuski, kucnęłam, by wziąć je do ręki. Łzy popłynęły mi po policzkach. Już dłużej nie musiałam udawać twardej. Teraz mogłam płakać. Najpierw straciłam K, a teraz najlepszego przyjaciela. Miałam ochotę wrzeszczeć. Mason był mi bliższy niż Oscar, którego przecież też straciłam. Teoretycznie straciłam też Keevę, ale musiałam ją odzyskać, czy tego chciałam, czy nie.

Gdyby od tego zależało tylko moje życie, to miałabym to w dupie, ale na szali było życie K. Nie mogłam tak ryzykować. Bałam się tego, co ten psychopata może mu zrobić. W dodatku moimi rękami. Bałam się, bo nie mogłam z nim walczyć. Jak miałam go pokonać, skoro dysponował bronią, do której ja nie miałam dostępu? I przed którą nie umiałam się bronić? Byłam bezsilna, a ja nienawidziłam bezsilności.

Ale jeśli będę miała Keevę po swojej stronie, to nie będę już tak całkiem sama. A jeśli będę miała ją, to będę mieć też Diablo, który i tak by mi pomógł, bo należałam przecież do pieprzonej rodziny królewskiej. Nie byłam sama, więc czemu tak się czułam?

Wyzbierałam łuski co do jednej i zabrałam je ze sobą do mieszkania.


Kochani

Przepraszam, że musieliście tyle czekać na ten rozdział, ale najwyraźniej wena to żywa istota, która nie bardzo lubi ze mną współpracować ostatnimi czasy. Mam nadzieję, że warto było czekać - koniecznie dajcie znać, co sądzicie :D

Mam dla was małą niespodziankę - poznajecie tego pana? ❤

Wróciłam do rysowania po prawie dekadzie, przede mną jeszcze mnóstwo nauki i ćwiczeń, ale mam nadzieję, że Wam się podoba, bo planuję więcej takich niespodzianek

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top