Rozdział 5

Gdy tylko wróciliśmy do kwatery głównej MAO, Blane pobiegł do skrzydła szpitalnego, by sprawdzić co z jego bliźniakiem, a ja i K spowiadaliśmy się szefostwu. Mój partner wziął całą odpowiedzialność na siebie. Powiedział, że miał problemy osobiste, przez które nie mógł się skupić na misji i że pokryje koszty leczenia Shane'a oraz ewentualnej rehabilitacji. Wszyscy agenci MAO mają ubezpieczenie, ale szefostwo przystało na propozycje K i wysłało go na przymusowy urlop, żeby ogarnął swoje „problemy osobiste".

Z jednej strony byłam wściekła, że zawalił misję i zostawiał mnie teraz samą, ale z drugiej... Na samo wspomnienie tego, co wydarzyło się między nami na scenie robiło mi się gorąco. Bogowie, jak on mnie całował. Tylko dlaczego musiał to robić publicznie, na oczach wszystkich i to podczas misji z pieprzonymi bliźniakami? Przez niego zapomniałam o całym świecie i byłam gotowa zrobić wszystko, byleby tylko we mnie wszedł. Może i popełnił błąd, wchodząc na tą scenę, ale ja też nie byłam niewinna. Mogłam to ukrócić. Mogłam jakoś zareagować i ustawić go do pionu. Mogłam, ale tego nie zrobiłam. Oddałam kontrolę pożądaniu, spychając misję na dalszy plan. A teraz zostałam sama.

Jak miałam wytrzymać tydzień bez K po tym, co się między nami ostatnio działo? Prędzej zeświruję albo zrobię komuś krzywdę. Na przykład Blane'owi, z którym musiałam lecieć na misję, bo kretyn nie chciał zostawić brata nawet na minutę. Szefostwo wiedziało, że nie będę się z nim pierdolić. Shane został ranny i co z tego? To nie koniec świata, przeszedł operację i będzie żył. Czas wrócić do normalności, a Blane'owi było do tego daleko, więc musiałam się za niego zabrać.

Misja była prosta i nie wymagała zbyt dużego wysiłku. Wykonaliśmy ją bez problemów, ale zaczęłam odczuwać ból w barku, gdy ruszałam ręką. Podczas walki, jakiś kretyn wykręcił mi prawą rękę do tyłu, a ja się szarpnęłam. Nie było tak źle, ale kiedy Blane palnął coś głupiego i chciałam mu przywalić, syknęłam z bólu. Zauważyłam, że pewnych ruchów nie dałam rady wykonać tą ręką. Blane niestety też to zauważył i nakablował na mnie podczas składania raportu. Wysłali mnie do lekarza, a ten wysłał mnie do fizjoterapeuty, bo przeciążyłam bark.

Akurat tak się złożyło, że MAO zatrudniło nowego fizjoterapeutę, który akurat był w kwaterze głównej, więc musiałam do niego iść. Jedna z pielęgniarek w skrzydle szpitalnym zaprowadziła mnie do jego gabinetu. Nie było go w środku, bo gdzieś łaził i musiałam na niego czekać. Usiadłam na krześle i wywaliłam nogi na biurko. Równie dobrze mogłam iść do fizjoterapeuty na Bhalorze. Nie musiałam tu czekać, aż łaskawie pan nowy się do mnie pofatyguje. Byłam wściekła na Blane'a. Pieprzony kabel. Chciałam jak najszybciej iść na siłownię i dać upust złości, wyżywając się na worku treningowym. Oszczędzając bolącą rękę oczywiście.

Drzwi gabinetu się otworzyły i stanął w nich blond przystojniak o kocich, zielonych oczach. No dobra, tego się nie spodziewałam. Za sam wygląd mogłam mu wybaczyć, że musiałam na niego tyle czekać.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedział z szerokim uśmiechem. – Jestem Shaun Logan. – Wyciągnął do mnie rękę, więc musiałam wstać.

– F. – Uścisnęłam jego dłoń starając się, by grymas bólu nie pojawił się na mojej twarzy.

– Ta F? – zapytał zaskoczony.

Jest nowy i już o mnie słyszał? Z resztą, czemu się dziwię? Siałam tutaj postrach.

– Oczywiście, że ta – odparłam. – Myślisz, że ile agentek F pracuje w MAO?

– Tak, to z pewnością ty – zaśmiał się. – Dobra, co my tu mamy?

– Przeciążyłam bark, więc wysłali mnie do ciebie.

– Okej, rozbierz się do pasa.

Zdjęłam rękawiczki, rozpięłam kombinezon i zdjęłam rękawy, posykując z bólu. Logan podszedł do mnie i poczułam zapach jego perfum. Ale się wypsikał. Pewnie pielęgniarki mdlały mu u stóp. Nie powiem, że brzydko pachniał, ale przy zapachu K się umywał. Rozpoczął badanie barku, wypytując jak to się stało, kiedy pojawia się ból, jaki to ból i inne pierdoły. Kazał mi ruszać ręką i mówić, kiedy boli. Potem sam ruszał moją ręką, znowu pytając o moment pojawienia się bólu. Ile można?

– Przeciążenie barku z ograniczeniem ruchomości – oznajmił. – Zaraz coś na to poradzimy. Usiądź na kozetce.

Tak też zrobiłam, a on usiadł zaraz za mną i bez żadnego ostrzeżenia odpiął mi ramiączko stanika.

– Co ty wyprawiasz, Logan? – warknęłam.

– A co, wolisz zdjąć wszystko? – zapytał. – I ładnie to tak po nazwisku?

Po tonie jego głosu, wiedziałam, że się uśmiechał.

– Nie moja wina, że masz dwa imiona zamiast nazwiska.

– Musiałem odpiąć, żeby nie przeszkadzało w masażu.

– Jeśli twoja dłoń znajdzie się tam, gdzie nie powinna, to połamię ci ręce.

– Jesteś sławna ze swojego ciętego języka, wiesz?

– Tylko nie mów potem, że nie ostrzegałam.

Zaśmiał się i zaczął mnie masować. Oczywiście do masażu użył oliwki i moje myśli podążyły w zdecydowanie złym kierunku. Mój umysł podpowiadał mi coraz to nowe sposoby, na które moglibyśmy z K wykorzystać tę oliwkę. To nie był czas i miejsce na takie myśli. Opanuj się, F.

– Jesteś strasznie spięta, F. – Głos Logana przywrócił mnie do rzeczywistości.

– To może masuj, a nie gadaj?

– Ja tylko mówię, że mięśnie się spięły w obronie, jak przeciążyłaś ten bark. Po masażu zrobimy rozciąganie metodą PIR, a na koniec obkleję cię plastrami, żeby utrzymać efekt i pomóc mięśniom.

Okey, przyjęłam do wiadomości. Musiałam przyznać, że masaż był przyjemny. Rozciąganie metodą jakąś tam już trochę mniej, ale facet z takimi dłońmi przydałby się na co wieczorny masaż po ciężkim dniu. Ciekawe czy K... Nie, masaż z K zaraz przerodziłby się w coś więcej. Ale właściwie w czym ja widziałam problem? Może w tym, że o takiej sytuacji to mogłam tylko pomarzyć.

– Dobra, ostatni plaster przyklejony. Możesz się ubrać – powiedział Logan.

Nie wiedziałam, czemu bardziej pasowało mi do niego Logan niż Shaun, ale skoro jego nazwisko to też imię, to zamierzałam tak do niego mówić. Nie zgłosił sprzeciwu, więc chyba mu to nie przeszkadzało. Z resztą mało mnie to obchodziło. Sięgnęłam po odpięte ramiączko i pojawił się problem. Sama sobie nie zapnę z tyłu. Zacisnęłam szczękę. Musiałam go poprosić o pomoc.

– Logan, ale jak już odpiąłeś to ramiączko, to byś chociaż zapiął.

– Mam na imię Shaun – odparł, ponownie siadając za mną. – Daj.

– Logan to też imię. – Podałam mu ramiączko już zapięte z przodu.

– Jednak wolę Shaun.

– A ja wolę, żebyś nie majstrował przy moim staniku.

– Już nie majstruję. – Podniósł ręce do góry, kiedy się do niego odwróciłam.

Jego wzrok oczywiście powędrował do mojego biustu.

– Oczy mam tutaj – warknęłam, chwytając go za podbródek i zmuszając, by na mnie spojrzał.

– Naruszasz moją przestrzeń osobistą – powiedział niby zirytowany, ale po chwili się uśmiechnął. – Mam naruszyć twoją?

– Możesz spróbować.

– Nie uśmiecha mi się jeszcze umierać, więc podziękuję.

– Nie przesadzaj, aż tak bym cię nie pobiła – zaśmiałam się, puszczając jego podbródek.

– Nie przesadzam. I nie mówiłem o tobie – powiedział z tajemniczym uśmiechem.

Patrzyłam na niego zaskoczona. Skoro nie mówił o mnie, to o kim? W moim umyśle natychmiast pojawił się K. Moje serce przyspieszyło. Nie, to niemożliwe, żeby się znali. Chociaż... Nie, no bez przesady. Może mówił o kimś innym, jakimś przełożonym czy coś. Zaczęłam się ubierać, ale w środku czułam, że mówił jednak o K. Miałam mały problem z prawym rękawem, ale dałam sobie radę. Wstając, założyłam rękawiczki.

– Dzięki, Logan – rzuciłam, będąc już przy drzwiach.

– Polecam się na przyszłość, F.

Wróciłem z misji i ruszyłem prosto do łazienki, by wziąć prysznic, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Jeśli to Shaun, to przysięgam, że go uduszę. Musiałem przeszukać mieszkanie, bo może ukrył tu kamerki i stąd wiedział, kiedy wracałem do domu. Otworzyłem drzwi i stanąłem jak wryty. To jakiś żart?

– Siema, K – powiedziała F z uśmiechem.

– F? Ale... jak? Skąd wiesz, gdzie mieszkam?

– Śledziłam cię. To nie takie trudne.

– Czemu? – wypaliłem jak debil.

– Bo ty na to nie wpadłeś.

– Ale to zabronione. Nie możemy...

– Od kiedy jesteś taki grzeczny? – Wepchnęła mnie w głąb mieszkania, wchodząc do środka.

Zamykając drzwi, rzuciła mi takie spojrzenie, że w jednej chwili zrobiło mi się gorąco. Byłem tak zaskoczony całą sytuacją, że stałem jak kołek nie wiedząc, co zrobić. Jakoś jak byliśmy na misji, to nigdy nie miałem takiego problemu, ale teraz F była w moim mieszkaniu. Nie powinno jej tu być. To jedna z reguł. Nie mogliśmy szukać się wzajemnie poza pracą, nie mogliśmy wiedzieć gdzie mieszkamy, a tym bardziej nie mogliśmy zdradzać naszej tożsamości. Dobrze, że nie zdążyłem zdjąć maski.

F powoli podeszła do mnie, patrząc na mnie w taki sposób, że czułem, jak motyle urządzają mi imprezę w brzuchu, a serce wali jak szalone. Nie zatrzymała się przede mną, tylko przeszła za moje plecy i poczułem, jak dotyka mojego lewego ramienia, potem przejechała dłonią przez kark do drugiego ramienia, a później wzdłuż całej ręki aż do dłoni, którą złapała, splatając ze sobą nasze palce. Pociągnęła mnie w stronę łazienki. Nie zastanowiło mnie skąd wiedziała, gdzie się znajdowała. A nawet gdyby, to i tak nie miało najmniejszego znaczenia.

Jak tylko znaleźliśmy się w łazience, przyparłem ją do zamkniętych drzwi i spojrzałem jej głęboko w oczy. Dwie czarne perły, ale tak naprawdę były koloru ciemnej czekolady. Ująłem jej twarz w swoje dłonie i pocałowałem. Szybko przeszliśmy do rzeczy i zanim się obejrzałem, stałem przed nią nagi, a ona nagle zachichotała. Tak, zachichotała. A przecież F nie chichotała. Nigdy.

– No co? – zapytałem zdezorientowany.

Przybliżyła się do mnie. Jej usta znajdowały się tuż przy moim uchu, a jej dłoń zaczęła wędrować od mojego policzka w dół, coraz niżej i niżej, aż w końcu zacisnęła się na moim członku.

– Byłam z Vincentem, byłam z Shanem i z nich wszystkich... ty masz najmniejszego – zamruczała.

– Że co, kurwa?!

Nagle wszystko zniknęło. Chwilę mi to zajęło, ale w końcu dotarło do mnie, że siedziałem na łóżku, a wokół mnie panowały ciemności. To był tylko pieprzony sen. Oczywiście. Przecież F nie poszłaby do łóżka z Shanem, a tym bardziej z tym szmaciarzem Vincentem. I z całą pewnością mam większego niż ci dwaj razem wzięci.

Długo nie mogłem zasnąć, więc wstałem i chodziłem po mieszkaniu, sprawdzając czy nie ma żadnych śladów po F. Było jasne, że nic nie znajdę, ale i tak musiałem sprawdzić. Jak tak dalej pójdzie, to zwariuje wcześniej niż przypuszczałem. Zamkną mnie w psychiatryku.

Ostatnie, czego potrzebowałem to przymusowy urlop, ale co miałem zrobić? Miałem powiedzieć prawdę? Miałem się przyznać, że sam chciałem uszkodzić Shane'a, bo dotykał F? Nie chciałem stracić pracy. Nie mogłem jej stracić. Za bardzo to lubiłem. Wziąłem odpowiedzialność na siebie, bo przecież to była moja wina. Męczyły mnie wyrzuty sumienia, ale jak tylko sobie przypominałem, jak ten kretyn dotykał moją F, to krew mnie zalewała. Wiedziałem, że to na potrzeby misji, ale on perfidnie wykorzystywał sytuację, mimo że już raz oberwał. Może nie zasłużył na pręt w brzuchu, ale dobrze mu tak.

Położyłem się z powrotem do łóżka, kiedy już świtało. Na szczęście tym razem nic mi się nie śniło. Obudził mnie telefon o wiele za wcześnie.

– Cześć, Joshua – usłyszałem głos ojca.

– Cześć, ojcze. Czego chcesz?

– Dzwoniła twoja matka.

Matka? Ja nie miałem matki. Zostawiła nas, jak miałem siedem lat i nagle teraz się odezwała? Podejrzane. Tak samo jak to, że ojciec się odezwał. Milczałem dłuższą chwilę.

– No i co? – zapytałem poirytowany.

– Chce się z tobą spotkać.

– Po osiemnastu latach? – prychnąłem.

– Joshua... to nadal twoja matka – westchnął ojciec.

– Nie zaczynaj. Mam nadzieję, że nie podałeś jej mojego numeru telefonu ani gdzie mnie znaleźć.

– Nie, ale umówiłem nas na spotkanie.

– Słucham?

– Powinniśmy się spotkać. Wszyscy.

– Jak chcesz, to się z nią spotykaj, ale mnie do tego nie mieszaj.

– Proszę cię, przyjdź. Chociaż z czystej ciekawości.

Proszę? Czemu mu tak zależy? Jak zwykle nie zapytał, co u mnie. Jak zwykle dzwonił tylko dlatego, że czegoś chciał. Ale czy spodziewałem się czegoś innego?

– Zastanowię się – rzuciłem poirytowany i rozłączyłem się.

Chwilę później dostałem wiadomość z datą i miejscem spotkania. Rzuciłem telefon na łóżko, wstając i zacząłem chodzić po pokoju. Czego ona chciała po tylu latach? Dlaczego teraz nagle się odezwała? Byłem wkurzony, ale gdzieś w środku coś mi mówiło, że jednak pójdę na to cholerne spotkanie. Chociażby po to, by dowiedzieć się dlaczego nas zostawiła.

Zaburczało mi w brzuchu, więc poszedłem do kuchni. Niestety w lodówce nie znalazłem nic godnego uwagi, więc ubrałem się i wyszedłem na miasto. W knajpce, w której przeważnie jadałem śniadania, spotkałem Shauna.

– Siema – rzuciłem, siadając naprzeciwko niego przy stoliku.

– Siema, stary. Dobrze, że jesteś. Muszę ci się czymś pochwalić, ale najpierw informuję cię, że ja dzisiaj nie płacę – powiedział między kęsami kanapki. Zanim zdążyłem otworzyć usta dorzucił: – Nie mam tyle pieniędzy, a ty jesz za trzech, żarłoku.

– Nie przesadzaj, Shaun.

– Stary, zapytaj się kelnerki. Może ją przy okazji poderwiesz, bo mnie zbywa – zaśmiał się.

– Niemożliwe. To chyba pierwsza, która nie poleciała na twoje blond włosy i kocie oczy? Zabolało, nie?

– Trochę. Poza tym, ona zawsze robi maślane oczy do ciebie. Nie zauważyłeś?

W tym momencie podeszła do nas kelnerka, a spojrzenie kumpla mówiło "to ta, bierz ją". Wywróciłem oczami.

– Dzień dobry, co podać? – zapytała.

Kiedy na nią spojrzałem, zarumieniła się.

– A to pan... czyli to, co zawsze? – zapytała z lekkim uśmiechem.

– Tak, poproszę.

– Potrójna porcja?

– Dokładnie – odpowiedziałem z uśmiechem.

Zarumieniła się jeszcze bardziej i szybko odeszła.

– Teraz widziałeś? – zaśmiał się Shaun.

– Nie w moim typie – odparłem.

– Ładna, zgrabna, długie, blond włosy i nie w twoim typie?

– Nie gustuję w blondynkach.

– Ach, no tak. Ty gustujesz w zadziornych, doprowadzających do szału czarnulach z burzą hormonalną. Zapomniałem, sorry.

Prowokował mnie, a już ojciec wkurzył mnie telefonem. Niewiele mi brakowało, ale byliśmy w miejscu publicznym. Nie będę robił scen. Nie dam mu się.

– Tak, lepiej bym tego nie sprecyzował – odpowiedziałem.

– Uuu, twardy dzisiaj jesteś.

– To zabrzmiało trochę dwuznacznie. Wolałbym, żebyś nie używał takiego określenia w miejscach publicznych. Jeszcze pomyślą, że jesteśmy gejami.

– Moglibyśmy trochę poudawać gejuszków – zaśmiał się i dotknął mojej dłoni.

– Jasne. Moglibyśmy też udawać, że nie trzeba będzie zawieźć cię na pogotowie po tym, jak ci przywalę.

Natychmiast zabrał dłoń i wyprostował się na krześle.

– Dobra, załapałem. Niczego nie będziemy udawać. Coś ty taki wścieknięty dzisiaj?

– Jestem na przymusowym urlopie, bo zawaliłem misję. Ojciec obudził mnie telefonem, bo jak zwykle czegoś chciał. Matka nagle chce się spotkać, choć miała na mnie wyjebane przez osiemnaście lat. Wystarczy?

– Ło, stary, to przejebane. Stawiałem na F, ale ojciec był na drugim miejscu na mojej liście.

– I dobrze stawiałeś, bo to przez nią zawaliłem misję. – Opowiedziałem mu wszystko, na nowo wściekając się na Shane'a, chociaż myślałem, że już trochę mi przeszło. – Jak tylko sobie przypomnę, że dotykał ją swoimi łapskami, to mam ochotę go uszkodzić, albo pierwszego, który mi się nawinie. F jest moja i żaden kutas nie ma prawa jej tknąć. – Shaun patrzył na mnie jakby z lekkim przerażeniem. Wydawało mi się, że nerwowo przełknął ślinę. – Ale dość o tym, bo zaraz coś rozwalę. To czym chciałeś się pochwalić?

– Ja... dostałem robotę fizjoterapeuty w... – Właśnie przyszło moje śniadanie, więc zabrałem się za pochłanianie tostów z bekonem, serem i jajkiem sadzonym. – Z resztą nieważne gdzie. Ważne, że kasa niezła, więc rezygnuję z ratownictwa medycznego i w końcu się wyśpię – zaśmiał się.

– To zajebiście, stary. To kiedy zaczynasz?

– Już zacząłem.

– I co? Poznałeś jakieś laski?

– Pewnie, że poznałem. Jedna szczególnie zapadła mi w pamięć... – Na chwilę odwrócił wzrok, patrząc za kelnerką, a potem znów na mnie spojrzał. – Ale nie w moim typie. Za to tobie by się spodobała.

– Po pierwsze: nie będziesz mnie swatał. A po drugie: zawsze umawiasz się z laskami, które są w twoim typie? Nie robisz wyjątków?

– Nie zamierzałem cię swatać, stwierdziłem tylko fakt. I pewnie, że robię wyjątki, ale akurat w tym przypadku wolę jednak nie.

– Dlaczego?

– Zamknij się i jedz, bo nie będę na ciebie czekał nie wiadomo ile. A skoro tak cię interesują wyjątki, to może sam jeden zrobisz? – Bardzo dyskretnie zaczął pokazywać wzrokiem, że chodziło mu o kelnerkę, która na mnie leciała.

Wywróciłem oczami, ale obróciłem się, żeby na nią spojrzeć. Musiała na mnie patrzeć, bo od razu się zarumieniła i uśmiechnęła, zakładając blond włosy za ucho, jednocześnie spuszczając wzrok. Naprawdę była ładna, może i słodka, ale nie była F. Ale skoro nie mogłem mieć F, to może mógłbym spróbować odwrócić od niej uwagę?

Przez sen docierało do mnie walenie w drzwi, ale nie mogłam się do końca obudzić.

– Otwieraj, Tina! Czas na trening! – usłyszałam głos Diablo.

– Spierdalaj – wymamrotałam w poduszkę.

Nie miał szans tego słyszeć, ale walenie ustało i znowu zapadłam w sen. Obudziłam się dopiero, kiedy walnęłam o podłogę. Przez chwilę oszołomiona nie wiedziałam, co się stało. Ten kretyn ściągnął mnie z łóżka za nogę. Jak on się, kurwa, tutaj dostał? No tak, moja wina. Zostawiłam otwarte okno.

– Idziemy na trening, ruszaj się – powiedział z uśmiechem.

– Spierdalaj – warknęłam i wdrapałam się znowu na łóżko.

– Idziemy! – Znowu złapał mnie za nogę.

– Nigdzie nie idę! Wszystko mnie boli i mam pieprzone zakwasy! – wrzasnęłam, próbując wyrwać nogę z jego uścisku. – Ja nigdy nie mam zakwasów!

– Zobaczysz, jeszcze kilka dni i ci przejdzie – powiedział, ściągając mnie z łóżka.

Znowu walnęłam o podłogę. Tym razem plecami, bo zdążyłam się przekręcić w ostatniej chwili. On nie odpuści. Dobrze o tym wiedziałam, a mimo to dalej się opierałam. Zasłoniłam oczy przedramionami, mając nadzieję, że to jednak tylko sen. Usłyszałam, jak Diablo chrząka, więc spojrzałam na niego.

– Mogłabyś... – zaczął, patrząc gdzieś po ścianach.

Spadając z łóżka, moja wielka koszulka musiała się podwinąć, odsłaniając moje uda, brzuch i kawałek piersi. Dobrze, że miałam na sobie majtki. Bogowie, znowu pokazałam mu więcej niż powinnam. Chyba zapadnę się pod ziemię. W dodatku musiałam być czerwona jak burak. Dlaczego to mnie spotyka? Jakby ten pieprzony, mokry sen to było za mało. Szybko opuściłam koszulkę i wstałam. Byłam wściekła, bo to nie przed nim chciałam się rozbierać.

– Robisz to specjalnie? – syknęłam.

– Słucham? – spojrzał na mnie zaskoczony.

– No już, kurwa, nie udawaj, że nic nie widziałeś. Co, Keeva ci nie daje, to musisz patrzeć na obce?

Z gardła Diablo wydobył się niski warkot, a w mojej głowie natychmiast pojawiły się sceny z mojego snu. Nie, nie, nie, tylko nie teraz.

– Wręcz przeciwnie – powiedział, krzyżując ręce na piersi. – Zazdrosna, księżniczko?

– Mówiłam ci, żebyś tak do mnie nie mówił – warknęłam. – I ja? Zazdrosna? Chyba sobie kpisz.

– Twój człowiek nie chce na ciebie patrzeć, więc pokazujesz mnie?

– Co, kurwa?! Chyba cię pojebało, jeśli myślisz, że rozebrałabym się przed tobą specjalnie! Pierdolony pan generał się znalazł z ego większym niż jebana Bhalora! Wszystkie laski pokazują ci cycki? Co na to twoja żona?

– Skończyłaś już? Możemy iść na trening?

Jaja sobie ze mnie robił. Patrzył na mnie tymi srebrnymi oczami z głupawym uśmieszkiem na ryju i jeszcze myślał, że pójdę z nim na trening?

– Nie, nie skończyłam – wysyczałam. – Bawi cię to, kurwa? Bawi cię, że zjebałeś moją relację z K? Bawi cię, że prawie go zabiłeś?

– Nie bawi. Nie chciałem tego, dobrze o tym wiesz i przepraszałem cię już za to. Poza tym, nie zapominaj, że groziłaś mojej żonie śmiercią.

– Tak, kurwa, to rzeczywiście to samo. Przechodziłeś dokładnie to, co ja – zakpiłam. – W dupie mam twoje przeprosiny, one niczego nie naprawią, nie pomogą mi odbudować zaufania, więc możesz się nimi udławić.

– Wiem o tym – westchnął. – Naprawdę mi przykro i...

– Zamknij się – przerwałam mu. – Nie chcę tego słuchać. A teraz wynocha. Nie będzie żadnego treningu ani z tobą, ani z twoją cudowną żoną.

– Tina, no nie przesadzaj, jeśli przerwiemy trening...

– Wypierdalaj!

Westchnął i ruszył do okna, którym wlazł do środka.

– Jak się uspokoisz, to daj znać – powiedział na odchodne, po czym wyskoczył.

Oparłam się o ścianę, próbując się uspokoić. Czy on na serio myślał, że zrobiłabym coś takiego specjalnie? Nie jestem dziwką, żeby pierwszemu lepszemu pokazywać cycki. Pieprzony generał. Jeszcze się ze mnie nabijał. Jakby moje życie nie było już za bardzo popierzone. K mnie nie chciał, chociaż jego zachowanie mówiło co innego. Nie wiedziałam na czym stałam, a tym bardziej teraz, gdy był na tym pieprzonym, przymusowym urlopie. Gdyby nie Diablo, pewnie sytuacja między nami nie byłaby tak skomplikowana. Jeśli oczywiście sama bym czegoś nie zjebała, co było bardzo prawdopodobne.

Przymusowy urlop wykańczał mnie nerwowo, więc chodziłem wyżyć się na siłownię. Czas wtedy szybciej mijał i w końcu nadszedł dzień spotkania z kobietą, która mnie urodziła. Byłem zdziwiony, że ojciec od rana do mnie nie wydzwaniał, żeby mi przypomnieć i upewnić się, czy na pewno będę, ale może to i lepiej. Przynajmniej nie musiałem się denerwować. Spotkane miało odbyć się na jakiejś asteroidzie pełnej galerii handlowych, kawiarni i restauracji. Nigdy tam nie byłem, więc musiałem sprawdzić wcześniej współrzędne.

Posadziłem statek na płycie parkingowej i udałem się do wskazanej przez ojca kawiarni. Gdy tam dotarłem, zacząłem się za nim rozglądać, ale nigdzie go nie widziałem. Co jest, do cholery? Powinien już tutaj być i drzeć się na mnie, że przyleciałem w ostatniej chwili. Chyba że pomyliłem kawiarnie. Nagle ze stolika na tyłach podniosła się blondynka i zaczęła iść w moją stronę, albo po prostu do wyjścia, bo nadal stałem w drzwiach. Jednak coś mi mówiło, że szła do mnie. Kojarzyłem, że moja matka miała jasne włosy, ale wątpiłem, że bym ją poznał.

– Joshua? – zapytała, wbijając we mnie zimne, fiołkowe oczy.

– A więc to ty – odpowiedziałem chłodno. – Gdzie ojciec?

– Coś mu wypadło – odparła z przepraszającym uśmiechem.

Coś mu wypadło? Chyba sobie ze mnie kpił. Najpierw prosił mnie, żebym przyleciał, a teraz się wypiął? Zacisnąłem dłonie w pięści. Mógł mi dać znać, napisać pieprzoną wiadomość, to bym się tu sam nie fatygował. Ale, kurwa, po co? Wolał zadzwonić do swojej byłej i jej powiedzieć. Prychnąłem.

– Wyrosłeś. Jesteś taki podobny do ojca, dlatego od razu cię poznałam. – Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do stolika. – Chodź, usiądziemy.

Nie opierałem się. Skoro już tu przyleciałem, to może chociaż się czegoś dowiem. Usiedliśmy przy stoliku, przy którym siedziała wcześniej i zamówiła jakąś super drogą, wymyślną kawę. Ja nie zamierzałem niczego pić.

– To czego chcesz? – zapytałem prosto z mostu, krzyżując ręce na piersi.

– Joshua... – zamrugała, udając wielce urażoną. – Kochanie, chciałam się dowiedzieć, co u ciebie słychać.

– Nie mów tak do mnie – syknąłem. – Nie masz prawa tak się do mnie zwracać po pieprzonych osiemnastu latach. Mogłaś ojca zapytać, zamiast mnie tu wyciągać podstępem, skoro masz z nim taki świetny kontakt.

Spuściła wzrok, niby dotknięta, ale nie uszło mojej uwadze, że jej oczy pozostały tak samo zimne jak przedtem. Przyglądałem jej się uważnie, próbując porównać ją do kobiety z moich zamglonych wspomnień. Na twarzy bez ani jednej zmarszczki miała idealny makijaż, a na sobie ubrania samych znanych i bardzo drogich marek. Wcale nie wyglądała na swój wiek. Prawie w ogóle się nie zmieniła, a ja doskonale pamiętałem jej zimny wzrok. Dokładnie taki sam jak teraz. Lodowaty, wręcz z odrobiną pogardy. Nigdy nie patrzyła na mnie jak matka na swoje dziecko. Pewnie też nigdy mnie nie kochała.

– Słyszałam, że pracujesz dla MAO – powiedziała w końcu i spojrzała na mnie.

– Ach, o to chodzi. I co w związku z tym?

– Pomyślałam, że wspomożesz biedną, głodującą matkę.

– Biedną i głodującą? – prychnąłem. – A te ciuchy to skąd wzięłaś? Ze śmietnika? I skąd miałaś na te wszystkie operacje plastyczne?

– Operacje? Nie wiem, o czym mówisz.

– Nie rozśmieszaj mnie. Chcesz mi powiedzieć, że przez osiemnaście lat nie przybyła ci ani jedna zmarszczka i nadal wyglądasz jak dwudziestokilkulatka?

Zacisnęła szczękę, wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu spraw.

– Nie pomożesz własnej matce? – wycedziła, przeszywając mnie tym lodowatym spojrzeniem.

– Zostawiłaś mnie. Nie masz prawa nazywać siebie matką. Nawet gdybyś zdychała na raka, nie kiwnąłbym palcem.

– Wychowałam cię jak swojego, a ty tak mi się odwdzięczasz? – niemal krzyknęła, uderzając otwartą dłonią w stolik.

– Jak swojego? – powtórzyłem w szoku, czując jak serce zaczyna tłuc mi się w piersi. – Co to, kurwa, znaczy jak swojego?

– Zawsze byłeś nad wyraz inteligentny, domyśl się.

– Nie jesteś moją biologiczną matką? – Patrzyłem na nią z niedowierzaniem, chociaż wszystko zaczynało nagle do siebie pasować.

– Siedem lat. Siedem pierdolonych lat. I tak długo wytrzymałam, ale nie myśl sobie, że się nie starałam. Kochałam twojego ojca do szaleństwa i zrobiłabym wszystko, żeby tylko spojrzał na mnie, tak jak patrzył na jej zdjęcia. Próbowałam cię pokochać, próbowałam udawać, że jesteś mój. Może by mi się udało, bo przecież jesteś jego kopią, gdyby nie te oczy. Jej przeklęte oczy, które na każdym kroku przypominały i mnie i jemu, że nigdy nie pokocha mnie tak jak jej.

– Wiesz kim ona jest? – zapytałem, z wrażenia aż wstając. – Wiesz, co się z nią stało?

– Zapytaj tatusia – rzuciła z wrednym uśmieszkiem, po czym wstała i wyszła.

Opadłem z powrotem na krzesło. Powoli docierało do mnie, co się właściwie stało. Nagle wszystko nabrało sens. Oczywiście, że byłem kopią mojego ojca, ale jego oczy były brązowe z plamkami złota, a z moją rzekomą matką nie łączyła mnie ani jedna cecha wyglądu czy charakteru. Wszyscy zawsze się dziwili po kim odziedziczyłem taki niesamowity kolor oczu, skoro rodzice mieli zupełnie inne.

Im dłużej o tym myślałem, tym więcej zaczynałem dostrzegać. Zawsze spędzałem większość czasu z ojcem, a z „matką" miałem ledwo kilka zdjęć, na których byliśmy w trójkę. Kiedy nas zostawiła, nie przypominałem sobie, żeby ojciec jakoś bardzo rozpaczał. Właściwie, mógłbym powiedzieć, że wręcz mu ulżyło. Żył z kobietą, której nie kochał tylko po to, żebym miał matkę? Logiczne stało się też to, że nie miałem rodzeństwa.

Ojciec okłamywał mnie całe życie i jeszcze miał czelność zadzwonić, żeby nakłonić mnie na to durne spotkanie? A sam stchórzył. Albo nie chciał jej widzieć. Albo i jedno, i drugie. Albo specjalnie tak to zaplanował, żeby prawda wyszła na jaw, ale nie od niego. Pierdolony tchórz. Zamiast spojrzeć mi w oczy i przyznać się, wolał posłużyć się nieszczęśliwie w nim zakochaną kobietą, o której uwagę i miłość zabiegałem będąc dzieckiem, nie wiedząc, że nigdy tego nie dostanę.

Moje życie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Może nawet nie byłem w pełni człowiekiem. Kim była moja biologiczna matka? I co się z nią stało? Musiałem się tego dowiedzieć na własną rękę, bo na ojca nie mogłem liczyć.


Kochani❤

Z racji obecnej sytuacji rozdziały powinny pojawiać się bardzo regularnie. Dołożę do tego wszelkich starań i mam nadzieję, że wejdzie mi to w nawyk :)

Koniecznie dajcie znać, co sądzicie, bo komentarze motywują! Naprawdę :) Nie bójcie się szczerości - ja nie gryzę :D

#zostańwdomu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top