Rozdział 10
Obudził mnie potworny ból pleców w okolicach łopatek. Już dawno mnie tak nie bolało. Z trudem zwlokłem się z łóżka i zacząłem przeszukiwać szafki, ale nie znalazłem żadnych leków przeciwbólowych. Walnąłem pięścią w ścianę. Ból się nasilał. Miałem wrażenie, że obejmuje cały kręgosłup łącznie z kością ogonową i promieniuje aż do serca, utrudniając mi oddychanie. Póki mogłem się ruszać, chwyciłem telefon i zadzwoniłem do Shauna, nie przejmując się tym, że był środek nocy. Musiał mi przywieźć coś na ból, bo zwariuję. Przekręciłem klucz w drzwiach, żeby mógł wejść. Było coraz gorzej i obawiałem się, że nie będę w stanie mu otworzyć.
Moje obawy się potwierdziły, bo nie dotarłem z powrotem do łóżka. W połowie drogi musiałem się położyć na podłodze. Była przyjemnie chłodna tak jak podłoga statku, kiedy pierwszy raz miałem tak silny atak. Jednak wtedy nie byłem sam. Była ze mną F i to ona pozbyła się tego nieznośnego bólu. Nie zdradziła mi, jak to zrobiła, więc nie mogłem przekazać tego Shaunowi. Jego masaże i ćwiczenia nic nie dawały i gdybym wiedział, na czym polegał sposób F...
Modliłem się, żeby Shaun przyjechał szybko i żeby to, co przywiezie zadziałało, bo inaczej się wykończę. Oddychałem z trudem i marzyłem o błogim stanie nieprzytomności.
Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, ale chyba cała wieczność zanim nadeszła pomoc. Ledwo słyszałem dźwięk otwieranych drzwi i prawie nie poczułem igły wbijającej się w mój pośladek. Boże, Shaun zrobił mi zastrzyk w dupę. Teraz żarty o gejach nigdy się nie skończą.
Czekałem, aż lek zacznie działać, ale upragniona ulga nie nadchodziła.
– To nie działa, Shaun! – jęknąłem, próbując znaleźć pozycję, w której by chociaż trochę mniej bolało.
– To najsilniejsze, co miałem. Poczekajmy jeszcze chwilę, zaraz zacznie działać. Gdzie cię boli najbardziej?
– Wszędzie!
– Skup się, Josh! Gdzieś musi boleć bardziej.
– Sam się, kurwa, skup – wysyczałem.
Miałem ochotę wrzeszczeć, ale zaciskałem szczękę, bo sąsiedzi mogliby wezwać odpowiednie służby. W najlepszym razie dostałbym mandat za zakłócanie ciszy nocnej. W najgorszym... cóż, wolałem o tym nie myśleć, bo na samą myśl o lekarzach zaintrygowanych moimi wynikami badań, chcących przeprowadzić kilka eksperymentów robiło mi się niedobrze.
Wydawało mi się, że ból zaczynał odpuszczać. Po całej pieprzonej wieczności. Leżałem na tyle nieruchowo, na ile mogłem, oddychając z trudem i czekałem, aż wszystko wróci do normy. Shaun chodził niecierpliwie tam i z powrotem. Widziałem jedynie jego buty, ale wiedziałem, że jeszcze chwila i wybuchnie.
W końcu przewróciłem się na plecy. Poczułem na rozgrzanej skórze kojący chłód podłogi i odetchnąłem głęboko. Ból zniknął, ale nie miałem pojęcia, czy sam z siebie, czy była to zasługa zastrzyku. Shaun kucnął i dotknął dłonią mojego czoła, a z jego ust posypały się przekleństwa. Wstał i szybkim krokiem poszedł do łazienki, a gdy wrócił, rzucił mi ręcznikiem w twarz. Był zmoczony zimną wodą i przyjemnie chłodził, więc przez chwilę nawet go nie poprawiałem, by móc swobodnie oddychać. Jednak musiałem to zrobić i na niego spojrzeć.
– No, wyrzuć to z siebie – mruknąłem.
– Co to, kurwa, było? – wycedził przez zaciśnięte zęby. – I jak często masz takie ataki? Bo nie wciśniesz mi, że to pierwszy raz.
– Drugi.
– Drugi? Zajebiście. Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?
– A po co?
– Po co? – powtórzył, przeszukując moje szafki w poszukiwaniu nie wiadomo czego. – Nawet termometru nie masz? – wysyczał wściekle. – Ale skoro twoja skóra aż parzy, to na chuj ci jakiś termometr. – A więc po to ten ręcznik. Miałem gorączkę. W sumie czułem się jak trup i nie miałem siły się podnieść z podłogi, ale myślałem, że to przez atak bólu. – Lodu też nie masz. Oczywiście. – Wyciągnął skądś woreczki na lód i zaczął je napełniać. – Kiedy miałeś pierwszy atak i jak wyglądał?
– Nie wiem. Jakiś czas temu. Nie pamiętam dokładnie.
– I co? Sam z siebie zniknął?
– Byłem z F i ona coś zrobiła...
– Co zrobiła?
– Nie wiem! Gdybym wiedział, to bym ci powiedział. – Poprawiłem ciepły już ręcznik na czole. Gdybym miał siłę, to wziąłbym lodowaty prysznic. – Zapytam ją następnym razem.
– Ta, już to widzę. – Wrzucił woreczki napełnione wodą do zamrażarki i odwrócił się do mnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Nieważne do jakiego laboratorium wyślemy twoją krew, wyniki zawsze są takie same. Na rezonansie, tomografii czy rentgenie wszystko jest w porządku. Nie ma prawa cię w ogóle boleć. To ma związek z twoją matką i tym, kim jest.
– Myślisz, że tego nie wiem? Co mam jeszcze zrobić?
– Ruszyć w końcu dupę i lecieć do ojca.
– Nie ma mowy.
– Musisz go przycisnąć. Musi powiedzieć ci prawdę.
– Nie powie mi. Szukanie aktu urodzenia albo innych dokumentów też nic nie da. Na pewno tam wszystko jest zmienione. – Shaun zacisnął szczękę. – Nie polecę do niego.
– Jak sobie, kurwa, chcesz. – Odepchnął się od szafki, o którą się opierał. – Wstawaj.
Nie wiedziałem, czy byłem w stanie wykonać to polecenie, ale z jękiem przekręciłem się na bok. Shaun był wściekły, ale pomógł mi wstać i zaprowadził do łóżka. Poszedł zmoczyć ręcznik zimną wodą i znowu cisnął mi nim w twarz.
– O co ci, kurwa, chodzi? Czego się tak wściekasz? – syknąłem.
– Bo jesteś skończonym debilem i upartym fiutem.
– Po tatusiu.
– Mam trzy siostry, ale tylko jednego brata i mimo że nie łączą nas więzy krwi, to nie pozwolę ci zdechnąć, bo jesteś za dumny, żeby lecieć do ojca. Po chuj studiowałem dwa kierunki, po chuj się tyle uczyłem, skoro nie mogę ci teraz pomóc? To nie są żarty, kretynie. Może być coraz gorzej, zdajesz sobie z tego sprawę? Co będzie, jak dostaniesz takiego ataku podczas misji? Jeśli będzie przy tobie F, to jakoś dacie radę, ale jeśli będziesz sam? Co będzie, jak stracisz przytomność podczas walki? Kto ci, kurwa, pomoże?
– F...
– Nie jesteście nierozłączni! Nie możesz ciągle na nią liczyć! – Patrzył na mnie wściekłym wzorkiem. – Idę szukać całodobowej apteki. Spróbuj nie zdechnąć w tym czasie.
✶
Wychodziłam właśnie z gabinetu ginekologa, bo musiałam przyjść na kontrolę i zastrzyk antykoncepcyjny. Nie wiedziałam, czy był mi jeszcze potrzebny, skoro K... Wolałam jednak być przygotowana. Zamarłam, gdy zobaczyłam w poczekalni Keevę. Podniosła głowę i w jej oczach zobaczyłam zaskoczenie. Wstała i uśmiechnęła się blado, po czym weszła do gabinetu. Bogowie, dlaczego musiałyśmy chodzić do tego samego ginekologa?
To akurat było proste. Bo był najlepszy.
W końcu miałam okazję, żeby z nią pogadać. Gdybym na nią nie wpadła, pewnie długo bym jeszcze zwlekała, a przecież życie K było w niebezpieczeństwie. Stanęłam więc pod ścianą i oparłam się o nią plecami, postanawiając zaczekać na dawną przyjaciółkę. Szczerze mówiąc, brakowało mi damskiego towarzystwa. Przebywanie tylko i wyłącznie w otoczeniu facetów zaczynało mnie nużyć. Odkąd Mason opuścił Bhalorę, potrzebowałam kogoś, kto choć w małym stopniu mógłby go zastąpić. A Keeva była moją jedyną przyjaciółką.
Dziwnie spało mi się samej w wielkim łóżku, ale na nowo się do tego przyzwyczajałam. Żołnierze przestali latać mi za oknami i czułam się zdecydowanie lepiej. Najwidoczniej brat nareszcie uznał, że nie musi mnie pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo nawet jeśli ktoś prześlizgnie się przez tarczę Bhalory, to i tak szybko go wykryją. Cieszyłam się, że Ryan zdał sobie sprawę ze swojej nadopiekuńczości. A przynajmniej miałam nadzieję, że tak się stało.
Nie widziałam się z K od tamtej pory, kiedy to sądził, że chciałam go udusić podczas seksu. Jakby szefostwo wiedziało, że coś się między nami stało i specjalnie dali nam więcej wolnego. A stało się i to dużo. Czułam to i on z pewnością też. Tą ziejącą przepaść, która powstała tak nagle... A może właśnie nie nagle. Może ona już tam była, tylko zbyt płytka, by ją zauważyć. Może powiększała się za każdym razem, gdy coś szło nie tak. Zamknęłam oczy, bo byłam już zmęczona roztrząsaniem tego w kółko. Zawaliłam. Trudno. Musiałam to przeżyć. Nawet jeśli K nie będzie chciał już ze mną pracować. Nawet jeśli miałam się już nigdy nie zakochać w nikim innym.
– Czekałaś na mnie? – Głos Keevy wyrwał mnie z zamyślenia.
– Tak. Chciałam pogadać.
– Ja też. – Uśmiechnęła się, ale wyglądała na smutną. – Kawa w jakimś neutralnym miejscu?
– Prowadź.
Do kawiarni wysoko w chmurach dotarłyśmy w ciszy. Żadna z nas się nie odezwała. Może obie byłyśmy przygnębione, a może żadna nie wiedziała jak zacząć, a może i jedno, i drugie.
Każdy stolik znajdował się w swojej własnej szklanej bańce odpowiednio dostosowanej rozmiarami do jego wielkości. Jeśli ktoś miał klaustrofobię albo lęk wysokości, to nie było to miejsce dla niego. Bańki miały specjalne wentylacje, dzięki którym do środka wlatywało świeże powietrze, oraz system matowienia szkła w dowolnych miejscach, by zapewnić odrobinę prywatności.
Zaprowadzono nas do dwuosobowego stolika, złożyłyśmy zamówienie i zapadła niezręczna cisza. Keeva nie spuszczała ze mnie wzroku, a ja nie wiedziałam od czego mam zacząć. Liczyłam, że szybko dostanę swoje lody, bo wciąż zajadałam smutki, i nie będę musiała jeszcze przez chwilę się odzywać.
– Cieszę się, że jesteś cała – powiedziała w końcu, przerywając ciszę. – Diablo mi powiedział, że trafiłaś do Ifreann... Martwiłam się... Bałam się, że nie zdążą cię wyciągnąć... – Mówiła szczerze. Keeva nie potrafiła kłamać, a przynajmniej nie tak, jakby chciała. Zawsze łamała się pod ciężarem poczucia winy i mojego wzroku. A po tym, co się między nami wydarzyło nie odważyłaby się na kłamstwo w żywe oczy. Patrzyła na bliznę na mojej twarzy i sięgnęła dłonią, jakby chciała jej dotknąć, ale szybko cofnęła rękę. Westchnęłam i odgarnęłam grzywkę, by mogła zobaczyć moją pamiątkę z piekła. – Och, Tinka... Tak mi przykro. Czy... czy zrobili ci coś jeszcze?
Wcale nie musiała pytać. Mogła zajrzeć mi do głowy i sama sprawdzić, ale wyjątkowo trzymała się reguł, które ustaliłyśmy już jakiś czas temu. Dobrze. Przynajmniej nie utrudniała.
– Och, całe mnóstwo rzeczy, a inne mnóstwo próbowali i pożałowali – odpowiedziałam, próbując trzymać się z daleka od miejsca w umyśle, gdzie zamknęłam te wspomnienia.
Keeva wyglądała na przerażoną. Może naprawdę się przejmowała. Może naprawdę się martwiła. Może naprawdę chciała się pogodzić, a ja powinnam przestać ją odpychać nie tylko ze względu na jej psychicznego tatusia. Znowu zapadła cisza, ale na szczęście kelnerka przyniosła nasze zamówienie i od razu zabrałam się za pożeranie moich kokosowych lodów. Keeva zamówiła czekoladowe.
– To jakie smutki zajadasz? – zapytała, a ja podniosłam na nią zaskoczony wzrok. Jeśli wlazła mi do głowy... – Oj, przestań. Znam cię nie od dziś.
Racja. Znałyśmy się tyle lat, ale jednak nie mogłam się powstrzymać od myślenia, że grzebała mi w głowie. Jakby liczyła się tylko jej moc, a nie wieloletnia przyjaźń.
– Tradycyjnie. K – mruknęłam. – A ty?
Nie chciałam o nim rozmawiać. Musiałabym wtedy opowiedzieć dużo więcej, a na to tym bardziej nie miałam ochoty. Wolałam odwrócić od siebie uwagę. Keeva westchnęła i odłożyła łyżeczkę, mimo że nie tknęła swoich lodów.
– Od jakiegoś czasu... – zaczęła, nie patrząc na mnie. – Staramy się z Diablo o dziecko.
Okej, nie spodziewałam się czegoś tak poważnego. Dla mnie to była abstrakcja, ale Keeva zawsze była na innym etapie życia niż ja.
– Ale nie mogę... nie mogę zajść w ciążę... – Głos jej się łamał. – Zrobiłam chyba już wszystkie możliwe badania i wszystko jest w porządku, ale jak może być w porządku, skoro nie mogę mu dać dziecka? – Spojrzała na mnie ze łzami w oczach. – On tak bardzo tego pragnie. Marzy o prawdziwej rodzinie, a ja nie mogę mu tego dać... mimo że też tak bardzo tego chcę... więc jak może być w porządku?
Patrzyłam na nią w osłupieniu. I co jej miałam na to powiedzieć? Kompletnie się na tym nie znałam. Nie miałam zielonego pojęcia o dzieciach.
– Może to z nim coś... – wydusiłam w końcu.
– Nie – przerwała mi. – On pierwszy poszedł na badania... To ja... To ze mną coś jest nie tak... Jestem zepsuta...
Gapiła się w blat stolika, a łzy spływały jej po policzkach. Była zrozpaczona. Może i nie rozumiałam jej rozpaczy, bo nigdy nie chciałam mieć dziecka i to się pewnie nie zmieni, bo nie nadawałam się na matkę, ale rozumiałam poniekąd to, co czuła. Czy nie odesłałam Masona niemalże z tego samego powodu? Nie mogłam mu dać tego, czego pragnął. Jednak nie móc i nie chcieć, a nie móc i bardzo tego pragnąć, to dwie różne rzeczy.
– Przepraszam, nie chciałam się tak rozkleić – powiedziała, ocierając łzy.
– Jeśli oczekujesz rady, to źle trafiłaś.
Keeva pokręciła głową i podniosła na mnie wzrok.
– Nie. Potrzebowałam się wygadać. Nie mam tu nikogo poza tobą. Niektórzy nie chcą mieć nic wspólnego z człowiekiem, a inni... cóż, wszyscy wiedzą, że jestem żoną generała i zwyczajnie się boją.
A to niespodzianka. Keeva była równie samotna jak ja, chociaż od zawsze była uwielbiana. Przez każdego. Kto by pomyślał, że nagle może być nielubiana. Ciekawe, czy sprawa z Oscarem miała na to wpływ. On przecież też był uwielbiany. Nie trudno było zauważyć, że łaził za nią jak pies i to nie dlatego, że wyświadczał przyjacielowi przysługę.
– A jeszcze inni mają ci za złe zabawę z pułkownikiem. – Mój głos był wyprany z emocji. – Zwłaszcza kobiety, które do niego wzdychały. Nie sądzę, żebyś znalazła wśród nich przyjaciółkę.
– Tak... to też... – mruknęła, nie patrząc na mnie, po czym westchnęła. – Czy my... czy my możemy znowu...
– Nie wiem – przerwałam jej dukanie, bo zaczynało mnie irytować. – Nie ufam ci, Keeva. Sama do tego doprowadziłaś. – Widziałam, jak gaśnie nadzieja w jej oczach, więc dodałam: – Ale możemy spróbować.
Rozpromieniła się, uśmiechając szeroko i patrzyła na mnie błyszczącymi oczami w kolorze soczystej pomarańczy. Gdzieniegdzie migotały plamki złota. Wbrew sobie też się uśmiechnęłam.
Zaczęłyśmy rozmawiać na neutralne tematy i przez chwilę było jak dawniej. Wiedziałam, że muszę popsuć nastrój, bo musiałam jej powiedzieć o tym psychopacie. Jeśli miałyśmy nie powtarzać błędów z przeszłości, wypadałoby zdobyć się na szczerość i nie ukrywać istotnych faktów.
– Widziałam się z twoim psychicznym tatusiem – powiedziałam, a Keeva zamarła. – Chociaż słowo „widziałam" nie do końca pasuje.
– Zrobił ci krzywdę? Co z barierą, którą ćwiczyłyśmy?
Roześmiałam się ponuro.
– Bariera? Poszła w drobny mak z takim hukiem, że straciłam przytomność.
– Tak mi przykro, Tina. Przecież dobrze ci szło... Może źle cię nauczyłam, może źle do tego podeszłam, ale ja... ja naprawdę nie wiem, jak to powinno wyglądać.
– Przestań. Byłam w tym beznadziejna i obie o tym doskonale wiemy. Przejdźmy lepiej do sedna sprawy. Zobacz sobie o co mi chodzi, bo nie mam ochoty tego wszystkiego tłumaczyć. Pozwalam ci wejść do mojej głowy.
Keeva zamknęła oczy, być może po to, by się skupić i zapanowała cisza. Czekałam na jej reakcję. Nagle spojrzała na mnie przerażona.
– On... on chce się ze mną spotkać? Po co? Dlaczego teraz? Dlaczego sam się nie pofatyguje, tylko wykorzystuje ciebie?
– Zapytaj go. Może ci udzieli odpowiedzi.
– Czemu się nad tobą pastwi? Nie rozumiem... A co jeśli ja nie chcę się z nim spotkać? Ukarze K? – Zamilkła, myśląc nad czymś. Ja nie miałam nic do powiedzenia. W jej oczach zobaczyłam cień bólu. – To dlatego? Dlatego chciałaś ze mną pogadać? Dlatego chcesz się pogodzić? Bo jeśli go nie posłuchasz, to K...
– Tak. Nie. Nie wiem. Częściowo. – Westchnęłam. – Posłuchaj, Keeva. Gdyby chodziło tylko o moje życie, to miałabym wyjebane na zachcianki twojego pierdolniętego tatusia. Ale chodzi o życie K. – Zamilkłam, a ona spuściła głowę. – Ale to nie jedyny powód. Niechętnie to przyznaję, więc lepiej uważnie słuchaj, bo powiem to tylko raz. Niezależnie od tego, co się między nami wydarzyło... brakuje mi ciebie.
– Naprawdę? – Spojrzała na mnie z nadzieją, a ja wywróciłam oczami.
– Brakuje mi damskiego towarzystwa, a jak wiesz, moja sytuacja jest podobna to twojej. Nikt mnie nie lubi, a ja mam trudności z nawiązywaniem znajomości z kobietami.
– Więc jesteś skazana na mnie – powiedziała z uśmiechem.
Już jej przeszło? Przed chwilą sądziłam, że się rozpłacze.
– Wyjęłaś mi to z ust.
✶
Razem z Shaunem wracaliśmy do domu po śniadaniu jak zwykle zjedzonym w naszej ulubionej knajpce. Nieśmiała kelnerka o blond włosach znowu rumieniła się na mój widok i znowu zapisała swój numer na rachunku, którego znowu nie wziąłem. Kumpel zdążył mi już powiedzieć, co o tym myśli, ale miałem to gdzieś. Moją głowę zaprzątały myśli o przepaści między mną a F. Co miałem zrobić, żeby znikła? Co mogłem zrobić, by to naprawić? Chociaż to nie była moja wina i nie ja powinienem to naprawiać.
W centrum, przy wielkiej fontannie, która była chlubą miasta i jego znakiem rozpoznawczym coś się działo. Mimo wczesnej pory zgromadziło się wokół niej mnóstwo ludzi z przeróżnymi przyrządami. Rozpoznałem lampy błyskowe na statywach i fotografów. Sesja zdjęciowa? A potem zobaczyłem modelki i oboje z Shaunem przystanęliśmy. Obserwowaliśmy, jak pozują przy fontannie i po chwili usłyszałem cichą modlitwę przyjaciela o to, by kazano im wejść do wody. Nie miałem pojęcia, do którego boga się modlił, ale ku mojemu zdziwieniu wysłuchał go. Dwie dziewczyny rzeczywiście weszły do wody w swoich długich lekko prześwitujących sukniach.
– Stary, wygraliśmy na loterii – powiedział podekscytowany Shaun. – Niech jeszcze tylko zmoczą się w strategicznych miejscach i pomyślę, że to sen.
– Nie zachowuj się tak, jakbyś nigdy nie widział kobiecego ciała. Jeszcze pomyślę, że jesteś prawiczkiem.
Wybuchnął śmiechem tak głośnym, że kilka osób zwróciła na nas uwagę. W tym jedna z modelek. Nasze spojrzenia się spotkały i poczułem coś dziwnego w żołądku. Jakby motyle. Uśmiechnęła się i ruszyła w moją stronę.
– Boże, przecież to jest...
– Iris Lovelace – dokończyłem za niego w momencie, w którym przede mną stanęła.
– Josh Kalverde – powiedziała swoim melodyjnym głosem.
Długie ciemnobrązowe włosy sięgały jej do pasa, a gdzieniegdzie pojawiały się blond pasemka. Jej skóra miała piękny opalony odcień. Była niższa ode mnie, ale teraz miała na sobie szpilki i dorównywała mi wzrostem. Nie musiała więc podnosić głowy, by spojrzeć mi w oczy. Nie mogłem oderwać wzroku od jej tęczówek w kolorze kawy z mlekiem z ciemniejszą obwódką. Trzy rzeczy zdradzały, że człowiekiem była tylko w połowie – pionowe źrenice, kocie uszy na czubku głowy oraz ogon. Jej skóra jednak była gładka, a sierść pokrywała jedynie koniuszki uszu w formie pędzelków i końcówkę ogona.
Wpatrywaliśmy się w siebie, całkowicie zapominając, że nie jesteśmy sami.
– A więc mnie pamiętasz – powiedziałem w końcu, unosząc kąciki ust.
– Trudno zapomnieć tak utalentowany... język – odparła, odsłaniając zęby.
Jej kły były krótsze niż F, kiedy była w swojej prawdziwej formie, ale nadal dłuższe niż u człowieka.
Shaun chyba dopiero otrząsnął się z szoku, bo wykrztusił:
– To wy się znacie?
Iris spojrzała na niego, jakby dopiero teraz go zauważyła.
– Och, tak. Spotykaliśmy się. Jakie masz ładne oczy! – Zachwyciła się, a ten się trochę zmieszał. Jednak szybko spojrzała z powrotem na mnie i westchnęła niemalże z rozmarzeniem. – Ale to w tych można utonąć.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć, odwróciła się, bo ktoś ją wołał.
– Muszę już iść – powiedziała przepraszająco. – No, na co czekasz? – Że niby ja? Nie wiedziałem, czego ode mnie oczekiwała. Co miałem niby zrobić? – Daj mi swój telefon.
Może to przez zaskoczenie, może nie, ale posłusznie spełniłem polecenie i nie protestowałem, kiedy wpisywała swój numer. Zupełnie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
– Odezwij się. – Oddała mi z uśmiechem telefon i zwróciła się do mojego przyjaciela: – Jak masz na imię?
– Shaun.
– Miło było cię poznać, Shaun. – Obdarzyła go słodkim uśmiechem, zupełnie innym niż mnie, po czym ruszyła w stronę fontanny, ale odwróciła się na moment, by posłać mi w powietrzu buziaka.
Obaj z Shaunem staliśmy oniemiali. On pewnie dlatego, że nie mógł uwierzyć, że spotykałem się z modelką, a ja dlatego, że nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze ją spotkam. A nawet jeśli byśmy na siebie wpadli, to do głowy by mi nie przyszło, że będzie chciała odnowić kontakt. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Kochani ❤
Na wstępie chciałam przeprosić za tak długą nieobecność, ale miałam tak potworną blokadę, jak jeszcze nigdy. Nie mogłam się jej pozbyć, próbowałam chyba wszystkiego.
To, co tutaj wrzuciłam to wymęczone 3/4 rozdziału - ostatniego rozdziału, ponieważ zawieszam tę część. Nie będę jej kontynuować, bo nie ma to sensu. Obecnie poprawiam i szlifuję część 1, bo wpadłam na nowy pomysł, jeśli chodzi o całość serii, dlatego pisanie tej części mija się z celem.
Mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie cierpliwie czekać na to, co właśnie powstaje :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top