Rozdział 1
Mason po raz kolejny wylądował twarzą na macie, a ja usiadłam mu na plecach, nadal wyginając jego rękę pod nienaturalnym kątem. Trenował ze mną odkąd wyszłam ze szpitala, pomagając mi wrócić do formy, a udało mi się to w zaskakująco szybkim czasie. Nareszcie przytyłam, bo smok ładował we mnie przerażające ilości jedzenia. Odzyskałam też apetyt, a codzienne treningi dodatkowo zwiększały zapotrzebowanie na kalorie.
– Znowu wygrałam – skwitowałam z uśmiechem. – Cienias.
– Już się tak nie pusz – mruknął Mason. – Złaź ze mnie, bo zaraz mi złamiesz rękę.
– Nie udawaj, że jesteś taki delikatny, Maisie.
Mogłabym droczyć się z nim dłużej, ale zaczynało mnie nudzić to wygrywanie. Wiedziałam, że nie podkładał się specjalnie, bo to nie w jego stylu. Poza tym nic by mi to nie dało. Miałam się stawać silniejsza naprawdę, a nie tylko tak myśleć. Puściłam jego rękę i wstałam.
– Nie widzę sensu w dalszych treningach. Odzyskałaś już pełnię sił – powiedział Mason, gdy podniósł się z ziemi.
– Mówiłeś, że muszę jeszcze wzmocnić skrzydła.
– Tak, ale ja ci w tym nie pomogę.
– Dlaczego nie? Masz dość przegrywania?
– Za bardzo się różnimy fizycznie. Przecież wiesz. Poza tym mam już na oku trenera dla ciebie. – Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że przeszły mnie ciarki.
Dobrze wiedziałam o kim mówił. Od kiedy zaczął pomagać Diablo w dogadaniu się ze swoim demonem i uzyskaniu kontroli, wydawałoby się, że wpisał go na listę swoich kumpli. Ja nie widziałam się z generałem od czasu stalkowania go w szpitalu i nie zamierzałam tego zmieniać.
– Nie ma mowy – syknęłam.
– Tina, nie zachowuj się jak dziecko. Dobrze wiesz, że kto jak kto, ale on najlepiej cię wyćwiczy.
– Zapomnij. Nie zamierzam przebywać w jego towarzystwie ani sekundy.
– On ci nic nie zrobi. Zrobiliśmy duże postępy, ma większą kontrolę i...
Przestałam go słuchać. „Zrobiliśmy" postępy. MY, a nie on. Prychnęłam. Czy on naprawdę myślał, że mnie przekona do tych treningów? Naprawdę myślał, że się tego boję? Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Nie bałam się. Ugryzienie nie pojawiło się magicznie, jak poprzednim razem. Poza tym tamtego dnia czułam, że zerwałam z nim tą chorą więź, która rzekomo nas łączyła. Gdy zobaczyłam, jak K spada z klifu, coś we mnie pękło i demon nie miał już nade mną kontroli. Więc nie, nie bałam się. Ale jeśli ta demoniczna łajza pokaże mi się na oczy, to nie ręczę za siebie. Nadal miałam koszmary, w których słyszałam jęki K i dźwięk łamanych kości. Nie zdarzały się one tak często, jak wcześniej, ale też nie zniknęły. Nieustannie przypominały mi o tamtym dniu, jakbym bez nich nagle miała zapomnieć.
– Mam to w dupie, Mason. Nie boję się go, ale nie chcę oglądać jego gęby – powiedziałam, bo smok patrzył na mnie w znaczący sposób, widocznie czekając na odpowiedź.
– Będę tam z tobą. Pomyśl o korzyściach, jakie da ci trening z nim. Będziesz silniejsza niż kiedykolwiek do tej pory. I nie musisz go lubić, nie musisz nawet z nim rozmawiać. Wystarczy, że będziesz wykonywać jego polecenia. To wszystko.
– Nie przekonasz mnie.
– Jeszcze zobaczymy.
– Ostrzegam cię, nie chcesz mieć we mnie wroga – warknęłam.
– Uwielbiam wyzwania. – Uśmiechnął się szeroko. – Do zobaczenia na treningu! – Machnął ręką na pożegnanie i wyszedł z sali, w której ćwiczyliśmy.
– Nie będzie żadnego treningu! – krzyknęłam za nim, a w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech.
Dwa dni później stałam obok Masona w środku największej sali treningowej, jaką można sobie tylko wyobrazić. Wojsko nie szczędziło pieniędzy na wyposażenie. Oprócz wszelkiego rodzaju sprzętu do ćwiczeń, jak na zwykłych siłowniach, znajdował się tu też basen, tor do biegania, podniebny tor zręcznościowy, ogromna tuba z wielkim wentylatorem w środku i pewnie mnóstwo innych rzeczy, których jeszcze nie ogarnęłam wzrokiem, albo nie było ich po prostu widać.
Przecież nie zgodziłam się na ten głupi trening, więc co tu robiłam w sportowym stroju? Żołnierze nawet nie zauważyli, że weszliśmy i dawali z siebie wszystko na poszczególnych etapach treningu. Nie wiedziałam, gdzie mam patrzeć, bo widoki były co najmniej niezłe. Wszyscy wiedzieli, że bhaloriańscy żołnierze są przystojni, ale nie wszyscy widzieli ich bez koszulek.
– Tylko nie zacznij się ślinić – zaśmiał się Mason, trącając mnie łokciem.
– Maisie, od kiedy z ciebie taki śmieszek? – zapytałam, przenosząc wzrok na niego. – Chcesz się udławić własnym językiem?
– Ach, dzień bez groźby z twojej strony, to dzień stracony. – Posłał mi szeroki uśmiech, błyszcząc śnieżnobiałymi zębami.
Już miałam mu się odgryźć, ale podszedł do nas Diablo. Na szczęście miał na sobie strój wojskowy i nie musiałam oglądać jego gołej klaty. Za to wspomnienia z tamtego dnia zalały mój umysł i zacisnęłam dłonie w pięści.
– Cześć – powiedział Diablo. – Nie sądziłem, że się zgodzisz.
– Nie zgodziłam się – syknęłam.
– Więc przyszłaś się mścić? – Diablo skrzyżował ręce na piersi i wbił we mnie lodowaty wzrok.
– Może.
– Przecież przeżył, więc o co ci chodzi?
Wybałuszyłam na niego oczy. Skąd wiedział? A potem to do mnie dotarło. Mason. Wbiłam wściekły wzrok w przyjaciela.
– Powiedziałeś mu? – warknęłam.
– Powiedziałem. Ile go jeszcze zamierzałaś męczyć tą niewiedzą?
– Nie powinieneś był się wtrącać.
– Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? – wtrącił się Diablo.
– Może.
– Tina! – Usłyszałam ostrzeżenie w głosie Masona.
– Prawie go zabiłeś! – warknęłam, robiąc krok w stronę Diablo.
– To nie byłem ja i dobrze o tym wiesz. Próbowałem go powstrzymać. Masz pojęcie jakie to uczucie nie mieć kontroli nad własnym ciałem?
Zamarłam na moment. Wiedziałam. Bardzo dobrze to wiedziałam. I nigdy nie myślałam, że Diablo może czuć się podobnie. Nawet do głowy by mi to nie przyszło, gdyby o tym nie wspomniał.
– Ale wiesz co? Dobrze się stało.
Usłyszałam, jak Mason bierze głęboki wdech. Stał z boku i przypatrywał się naszej wymianie zdań. I dobrze. Niech się nie wtrąca, bo naprawdę coś mu złamię.
– Coś ty powiedział? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Ta głupia więź między nami zniknęła. Najpierw myślałem, że to przez to, że wygryzłem ci to ugryzienie. Ale gdy cię dzisiaj zobaczyłem, zrozumiałem. Mój demon nie jest już tobą zainteresowany, bo według niego jesteś słaba. Zniżyłaś się do błagania o życie człowieka i teraz tobą gardzi.
– A tobą nie gardzi? Gdybym tylko dorwała Keevę w swoje ręce, byłbyś pierwszy do płaszczenia się na ziemi i błagania o życie człowieka.
– Jesteś tak pewna siebie czy tak głupia? – W jego oczach błysnęło coś, co nie wróżyło niczego dobrego. Powinnam się wycofać, ale gniew zawsze wygrywał ze zdrowym rozsądkiem. – Jesteś w mojej sali treningowej, wśród moich żołnierzy i masz czelność grozić mojej żonie? Myślisz, że jeśli jesteś pieprzoną księżniczką, to nic ci nie zrobię?
Z mojego gardła wydobył się warkot. Poczułam, że moje uszy przybrały swój prawdziwy wygląd. Pojawił się też mój ogon. Diablo również zawarczał, ale zachował swoją przemianę pod kontrolą. Traciłam nad sobą panowanie, a on nadal potrafił trzymać swoją złość w ryzach. Nawet w tym był lepszy, co wkurzało mnie jeszcze bardziej.
– Jakoś wcześniej cię to nie powtrzymało – syknęłam.
– Jeśli spróbujesz skrzywdzić moją żonę, to nie będzie miało znaczenia, że płynie w tobie królewska krew i że jesteś siostrą króla. Będziesz moim wrogiem i nie będę miał dla ciebie litości.
– Tak jak nie miałeś jej dla K?
Równocześnie zrobiliśmy krok w przód, by się do siebie zbliżyć, mierząc się spojrzeniami, warcząc i obnażając kły, i gdyby nie Mason, który wkroczył między nas w ostatniej chwili, skoczylibyśmy sobie do gardeł. Smok złapał mnie za ramiona i wyprowadził z sali treningowej zanim zrobiłabym coś, czego żałowałabym pewnie do końca życia.
✶
Szłam korytarzami kwatery głównej MAO z dziwnym uciskiem w żołądku, a serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Nie widziałam K od miesięcy i w końcu nadszedł ten dzień. Wiedziałam, że dzisiaj wraca do pracy, bo szefostwo mi powiedziało o tym już dwa dni temu. Przeszłam szybko przez ogromne pomieszczenie z restauracjami, weszłam w korytarz z jasnoniebieskimi liniami na ścianach i dwoma grubszymi na podłodze, ale zwolniłam. Aż mnie skręcało ze stresu.
Gdy dotarłam do zakrętu, zatrzymałam się. Weź się w garść, F. No dalej. Wzięłam głęboki wdech i zmusiłam swoje nogi, by znów zaczęły się ruszać i kiedy w końcu minęłam ten nieszczęsny zakręt, prawie się pode mną ugięły. Stał tam, gdzie zawsze – pod drzwiami szefostwa. Cały i zdrowy. Bogowie, tak się o niego bałam, tak się martwiłam. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. O nie, tylko nie to. Nie rozpłaczę się tutaj przed nim. Co się ze mną stało? Od kiedy płaczę na zawołanie?
Zamrugałam kilka razy, przeganiając łzy i nasze spojrzenia się spotkały. Motyle w moim brzuchu postanowiły urządzić sobie imprezę. Przyspieszyłam kroku, z całych sił się powstrzymując, żeby nie zacząć biec, by rzucić mu się w ramiona. Zacisnęłam dłonie w pięści, starając się zachować kontrolę. Tak bardzo chciałam go dotknąć, ale nie mogłam. Uśmiechnęliśmy się równocześnie i zmiękły mi kolana. Jak ja tęskniłam za tym uśmiechem.
Stanęłam przed nim, nie mogąc uwierzyć, że wyglądał prawie tak samo, jak przed tą pechową misją. Był tylko trochę chudszy. Nawet przez rękawiczki czułam, jak paznokcie wbijają mi się w wewnętrzną stronę dłoni.
– Przytyłaś – powiedział, patrząc mi w oczy.
– A ty schudłeś – odpowiedziałam.
– I tak już sporo nadrobiłem – odparł dziwnym tonem.
Jego uśmiech zniknął, a spojrzenie się ochłodziło. Już nie patrzył na mnie tak, jak jeszcze chwilę wcześniej. Odwrócił się bez słowa i wszedł do szefostwa. Nie do końca tak sobie wyobrażałam nasze spotkanie po takim czasie. Weszłam za nim i dostaliśmy wytyczne. Miała to być łatwiejsza misja ze względu na K. Chyba nie do końca wierzyli, że jest już zdolny do pracy. Rzeczywiście, gdy się nad tym zastanowić, szybko doszedł do zdrowia, jak na człowieka. Powinnam się martwić? Jeszcze bardziej niż do tej pory?
Nie odzywaliśmy się do siebie przez większość drogi. Miałam wrażenie, że K trzyma się na dystans. Jego zimny wzrok zabijał motyle w moim brzuchu.
– Kiedy wróciłaś do pracy? – zapytał, przerywając tę nieznośną ciszę.
– Po miesiącu – odpowiedziałam i zobaczyłam, jak zaciska mocniej dłonie na sterach.
– Nie przyszłaś do mnie. – Tym razem wyraźnie słyszałam w jego głosie złość.
Podchodziliśmy już do lądowania, ale lecieliśmy za szybko i pod złym kątem. K to wiedział, ale najwyraźniej miał to gdzieś. Jego złość na mnie przesłoniła mu zdrowy rozsądek.
– K...
– Przez cały ten czas – przerwał mi. – Byłaś tak blisko i nie przyszłaś.
Statek uderzył o ziemię z hukiem i zaczęłam się zastanawiać, czy amortyzatory wytrzymały. Jeśli nie, nie wiedziałam, jak się z tego wytłumaczymy. Może zwalą to na koordynację K? Komputer pokładowy nie pokazywał jednak żadnych uszkodzeń. Już otwierałam usta, żeby się odezwać, kiedy K wbił we mnie lodowaty wzrok. Zapomniałam, co chciałam powiedzieć. Mimo że to spojrzenie mroziło mi krew w żyłach, nie mogłam przestań wpatrywać się w te niesamowite oczy. Tonęłam i nawet jeśli był na mnie wściekły, nie byłam w stanie odwrócić wzroku. Odpiął pasy i wstał, więc zrobiłam to samo.
– Dlaczego? – zapytał. – Dlaczego nie przyszłaś?
– Ja... – Patrząc mu w oczy, stanęłam przed nim tak blisko, że czubki naszych butów się stykały. – Bałam się – przyznałam szczerze, zdejmując rękawiczkę i położyłam dłoń na jego klacie w miejscu, gdzie miał znamię. Poczułam pod nią, że jego serce przyspieszyło, a w oczach zobaczyłam zaskoczenie, ale nie odezwał się słowem. – Bałam się, że mogłabym zrobić coś... – Zaczęłam sunąć dłonią w górę, do twarzy. – Co mogłoby nas wydać... – Przejechałam kciukiem po jego policzku, zerkając na te boskie usta, które tak bardzo chciałam poczuć na swoich. – Jak to... – Moja dłoń ruszyła dalej, przeczesała idealnie ułożone, kruczoczarne włosy i zatrzymała się na karku. – Albo... – Wspięłam się na palce, przybliżając do niego jeszcze bardziej, jednocześnie wplątując z powrotem palce w jego włosy. – To... – prawie wyszeptałam, czując, jak serce tłucze mi się w piersi.
Poczułam łaskotanie w brzuchu. Widocznie lodowaty wzrok K nie zabił wszystkich motyli. Złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku i wcale się nie spieszyłam, żeby się od niego oderwać. Czekałam na jego reakcję, ale się nie doczekałam. Przygryzłam więc lekko jego dolną wargę i znowu pocałowałam. Nie oddał pocałunku, nie dotknął mnie, nawet nie drgnął. Zabolało. Wyplątałam dłoń z jego włosów i odsunęłam się, unikając jego wzroku. Zauważyłam, że dłonie miał zaciśnięte w pięści, ale nie miałam zamiaru się zastanawiać, co to oznaczało. Nie chciał mnie. Czy to dlatego, że nie odwiedziłam go, gdy leżał w szpitalu? A może chodzi o coś jeszcze? Może zniszczyłam wszystko swoim wyznaniem? Może przemyślał sobie wszystko i stwierdził, że mnie nie chce. Tylko czemu się tak wściekał?
Ruszyłam do wyjścia ze statku, bo nie zostało mi nic innego niż wykonanie misji, żeby szybko wrócić do domu i użalać się nad sobą, ale K złapał mnie za łokieć i obrócił w swoją stronę. Chwycił zamek od mojego kombinezonu i jednym ruchem rozpiął go do samego pasa. Moje serce oszalało, a głowę zalały myśli o tym, jak będzie wyglądał seks z wściekłym K. Zrobiło mi się gorąco, gdy zdjął rękawiczkę i położył dłoń na moim dekolcie. Prawie jęknęłam, kiedy przesunął opuszkami palców w stronę lewego barku. Jego dotyk palił, posyłając przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Chciałam więcej. Dużo, dużo więcej. Zorientowałam się jednak, że dotykał skóry jedynie w obrębie barku. I wtedy do mnie dotarło – szukał plastra, ukrywającego ugryzienie Diablo. Poczułam gorzki smak rozczarowania.
– Niczego tam nie znajdziesz – wykrztusiłam z trudem, odwracając wzrok.
Poczułam, że zabiera dłoń i zrobiło mi się zimno, więc szybko zapięłam kombinezon. Jednak nic to nie dało. Moje ciało pragnęło jego dotyku i nic na to nie mogłam poradzić.
– Byłaś z nim?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Stał ze skrzyżowanymi rękami na piersi i wbijał we mnie ten lodowaty wzrok.
– Z kim? – zapytałam głupio, chociaż dobrze wiedziałam o kim mówił.
– Nie zgrywaj głupiej, F. Odpowiadaj – syknął.
– A co to jakieś przesłuchanie?
– Tak. I radzę ci odpowiedzieć, zanim moja cierpliwość się skończy.
– Bo co mi zrobisz? – prychnęłam. – Zabijesz tym lodowatym wzrokiem?
– Nie chcesz wiedzieć.
– Sprawdź mnie.
Ruszył do mnie, więc zaczęłam się cofać, aż w końcu moje plecy trafiły na zimną ścianę. Nie miałam już gdzie uciec, ale w sumie nie zamierzałam już tego robić. Ja też miałam prawo być zła. Kazałam mu uciekać, do cholery. A on, jak zwykle, nie posłuchał.
– Zapytam jeszcze raz: byłaś z nim? – wycedził przez zaciśnięte zęby, stając tuż przede mną.
Czułam jego perfumy i mój umysł wypełniły wyobrażenia o jego nagim ciele na moim, co było bardzo rozpraszające. Na szczęście, bądź nie, ten lodowaty wzrok przywrócił mnie do rzeczywiści. Nie mogłam o nim fantazjować, kiedy stał tuż przede mną i mogłam zrobić wszystko, o czym wręcz śniłam od kilku miesięcy. Gdyby tylko się tak nie wściekał...
– A może nadal z nim jesteś? – Wytrzeszczyłam na niego oczy. – Odpowiadaj! – Uderzył dłonią w ścianę koło mojej głowy.
– O co ci, kurwa, chodzi? – warknęłam. – Jesteś zazdrosny?
– Zazdrosny? Nie bądź śmieszna. Prawie mnie zabił, bo z tobą spałem! – Przełknęłam ślinę. Miał rację. To wszystko przeze mnie. – On żyje, co nie?
– Oczywiście, że żyje...
– Oczywiście, że tak – przerwał mi. – Was przecież nie tak łatwo zabić.
Was. Nie jego, tylko was. Pierwszy raz zwrócił się do mnie w ten sposób, a w jego głosie było słychać... pretensje? Nie byłam pewna, ale było to coś negatywnego. Pierwszy raz poczułam się przy nim inna i niekoniecznie lepsza. Nigdy wcześniej nie odczułam, żeby był wrogo nastawiony do mojej rasy. Aż do teraz.
– I ma się dobrze. Jego mózg nie jest uszkodzony – dokończyłam w szoku.
– Więc się z nim widziałaś. – Jego oczy ciskały pioruny w tym momencie. – Mnie nie raczyłaś odwiedzić, ale jego tak? – Prychnął i odsunął się ode mnie. – Dlatego unikasz odpowiedzi? – Byłam w takim szoku, że tylko na niego patrzyłam. Nie mogłam uwierzyć, że doszedł do tak irracjonalnych wniosków. – Ile to trwa? Kilka miesięcy? A może od samego początku się mną bawiłaś? Najpierw pieprzyłaś się ze mną, a potem leciałaś do niego? A może na odwrót?
Co? Bogowie, naprawdę myślał, że ja i Diablo moglibyśmy...? Chyba zaraz zwymiotuję. Szok minął i kontrolę przejęła złość. Robił mi pierdolone wyrzuty, bo myślał, że go zdradzam? Mimo że nawet nie byliśmy razem? Po tym wszystkim, co zrobiłam? Porzuciłam swoją godność i płaszczyłam się przed Diablo, błagając o jego życie. Powiedziałam mu, że go kocham. A on...
– Pojebało cię, K? – warknęłam, ale znowu mi przerwał.
– Umiesz powiedzieć coś bez przeklinania?
– Zamknij się, kurwa! Teraz ja mówię! Gdybyś był tylko zabawką, pozwoliłabym ci spaść z tego jebanego klifu! Albo pozwoliła Diablo urwać ci ten głupi łeb! A ty robisz mi scenę, bo myślisz, że z nim spałam? Na samą myśl mam ochotę zrzygać ci się pod nogi! Fu! – Wyglądał na zaskoczonego, już otwierał usta, ale nie dałam mu dojść do głosu. – Poza tym Diablo ma żonę! I gdybyś wiedział coś więcej na temat mojej rasy, to...
– To co? Może mi łaskawie wyjaśnij, zamiast... – przerwał mi. Znowu.
– Nie mam obowiązku ci się tłumaczyć! – weszłam mu w słowo. – A ty nie masz jebanego prawa robić mi wyrzutów, bo nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy! – Ruszyłam do wyjścia ze statku, nie czekając na jego reakcję.
– F, zaczekaj! Jeszcze nie skończyliśmy!
– Pierdol się, K! – warknęłam, wychodząc na zewnątrz.
✶
Stałem jak kołek, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła F. Pomyliłem się? Między nimi niczego nie było? Ale jak inaczej można było wyjaśnić to, co stało się na tej pieprzonej misji? Nie przyszło mi do głowy, że mogło istnieć inne wytłumaczenie. Fakt nie wiedziałem wiele na temat Bhalorian, ale skąd tą wiedzę miałem czerpać? W Internecie nie było żadnych szczegółowych informacji, jedynie to, co już wszyscy i tak wiedzieli. A F też nie paliła się, żeby cokolwiek mi powiedzieć.
Miałem prawo być zły. Może nie robiłbym jej wyrzutów, gdyby mnie odwiedziła w szpitalu. Przecież nie musiała nawet wchodzić do środka. Wystarczyłoby, gdyby stanęła w drzwiach, żebym mógł ją zobaczyć. Tylko tyle. Chociaż, jeśli się nad tym zastanowić, to nie byłem pewien, czy moja reakcja by nas nie zdradziła. F miała rację, przyłapaliby nas na gorącym uczynku. Przecież kiedy ją zobaczyłem na korytarzu w MAO, uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy i z trudem powstrzymałem się, by do niej nie podbiec i jej nie przytulić. Mimo że byłem wściekły. Mimo że cały czas miałem w głowie, jak ją dotykał ten pieprzony generał. Moje ciało nie bardzo chciało słuchać rozumu. Serce rwało się do niej i naprawdę nie wiem jakim cudem nie ugiąłem się, gdy mnie pocałowała. Zaciskałem pięści aż do bólu, byle tylko jej nie dotknąć. Byłem już na granicy i gdyby się nie odsunęła, gdyby całowała mnie kilka sekund dłużej, w tym momencie bylibyśmy nadzy i bardzo, ale to bardzo zajęci.
Nie tak wyobrażałem sobie naszą pierwszą misję po takim czasie. Czy byłem zazdrosny? Jak cholera. I było coraz gorzej. Nie mogłem nad tym zapanować. Każda komórka mojego ciała wręcz wrzeszczała, że F należała do mnie. Była moja i kropka. Na samą myśl, że jakiś facet mógłby jej dotykać, dostawałem szału i miałem ochotę kogoś połamać. Mimo że nie byliśmy razem, ale czy naprawdę nigdy nie będziemy? Nie wiedziałem, czy mógłbym żyć bez niej, albo jakby to było, gdybyśmy byli w normalnym związku, ale teraz to nie był odpowiedni moment, by się nad tym zastanawiać. Mieliśmy misję do wykonania, śmiesznie prostą, ale przecież sama się nie wykona.
Wyszedłem więc ze statku, by dołączyć do czekającej na mnie F. Nie odezwała się słowem, jedynie prychnęła, więc i mnie automatycznie podniosło się ciśnienie. Może gdybyśmy sobie wszystko wyjaśnili na spokojnie byłoby inaczej, ale czy my kiedykolwiek wyjaśniliśmy sobie cokolwiek bez kłótni? Oczywiście mogłem ulec i uprzeć się, że mnie nie wyprowadzi z równowagi, ale czemu to zawsze ja musiałem to robić? Czemu chociaż raz to ona nie wyjdzie mi naprzeciw? Zamiast wytłumaczyć mi, co zaszło między nią a tym pieprzonym generałem, wolała się wściekać, obrażać i uciekać. A ja miałem tego dość. Tęskniłem za nią, ale nie za jej humorkami.
Celem naszej misji było bezpieczne przetransportowanie jakiejś super ważnej osobistości. Nie pamiętałem dokładnie, bo niezbyt uważnie słuchałem wytycznych, skupiając się na trzymaniu złości na F w ryzach. Śmiesznie proste zadanie, przy którym nie musieliśmy nawet rozmawiać. Nie żebyśmy zamierzali, ale chyba oboje chcieliśmy odwalić robotę jak najszybciej i wrócić do domu. Na początku wszystko było w porządku, nie zapowiadało się, żeby pojawiły się jakiekolwiek komplikacje. Jedynie F nie mogła utrzymać języka za zębami i co rusz mi dogryzała, a ja nie zamierzałem pozostać jej dłużny, więc wkrótce kłóciliśmy zaciekle przy wszystkich, nie zaważając, że zachowujemy się nieprofesjonalnie i wręcz dziecinnie.
Dopiero gdy padły strzały, oprzytomnieliśmy. Niestety gość, którego mieliśmy ochraniać oberwał w rękę. Kula ledwie go drasnęła, ale rana krwawiła, a on był bardzo niezadowolony. Usłyszeliśmy sporo epitetów na nasz temat, bo przecież „podobno jesteśmy najlepsi, a daliśmy ciała na całej linii". Mina F wyrażała więcej niż tysiąc słów. Od razu pojawiły się jej opierzone uszy i długi, łysy ogon z pióropuszem na końcu. Nienawidziła, kiedy ktoś kwestionował jej umiejętności. Zanim zdążyłem zareagować, rzuciła się na przeciwników z warkotem wydobywającym się z gardła. Musiała pokazać do czego była zdolna. Zostałem więc przy naszej „wykrwawiającej się ofierze" i zająłem się tymi, którzy jakimś cudem przedarli się przez F.
Wkrótce było już po wszystkim i mogliśmy kontynuować naszą misję. Tym razem w ciszy. Żadne z nas się nie odezwało, a przynajmniej nie do siebie nawzajem. Wykonaliśmy zadanie i wróciliśmy do statku. Pewnie będzie czekało nas kazanie ze strony szefostwa, bo nie sądziłem, że gość, którego mieliśmy ochraniać, zachowa dla siebie naszą porażkę. Może nawet potrącą nam z wypłaty, albo coś dużo gorszego. Musieliśmy się pogodzić, bo na dłuższą metę nie będziemy w stanie współpracować. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym wrócić do solowych misji, albo dostać nową partnerkę. Nie mogłem dopuścić, żeby nas rozdzielili, więc to ja musiałem wyciągnąć rękę na zgodę. Jak zwykle.
– F, zaczekaj – powiedziałem, kiedy weszliśmy do statku.
– Po co? Chcesz kontynuować swoje durne przesłuchanie? Nie ma kurwa takiej opcji – syknęła nawet na mnie nie patrząc. – Siadaj za sterami i lećmy stąd, zanim się do nas o coś dowalą.
Skoro słowa na nią nie działały, to musiałem przejść do czynów. I tak nie mogłem już dłużej wytrzymać. Za długo jej nie widziałem.
– F, do cholery. – Złapałem ją za rękę, przyciągnąłem do siebie i przytuliłem. – Mówiłem: zaczekaj – dodałem ciszej.
Serce waliło mi w piersi, motyle w brzuchu szalały, a kiedy poczułem ją tak blisko, w końcu wszystko było na właściwym miejscu. Mimo że się szarpała, cała spięta. Mimo że to ona wcześniej pocałowała mnie pierwsza, teraz nie chciała się poddać.
– Co ty, kurwa, robisz? – warknęła, próbując się wyrwać, ale trzymałem ją mocno.
– Przytulam cię, nie widać?
– Puszczaj.
– Nie.
– Powiedziałam: puść mnie.
– Nie.
Zacisnąłem ramiona wokół niej jeszcze bardziej, chociaż usilnie starała się wyrwać. Przecież chciała tego, więc dlaczego się opierała? Wolała udawać, chowając się za złością? Proszę bardzo, ale nie ze mną te numery. Może mógłbym w to uwierzyć, gdyby przedtem tak na mnie nie patrzyła i nie całowała.
– Puszczaj albo...
– Zamknij się w końcu i się przytul – przerwałem jej.
Chyba ją zaskoczyłem, bo nagle odebrało jej mowę. Przestała się też szarpać, rozluźniła mięśnie i wtuliła się we mnie, wzdychając cicho. Nareszcie.
– Dobra, już wystarczy – mruknęła po dłuższej chwili, wyplątując się z moich objęć.
Ruszyła do swojego fotela z uśmiechem, czającym się w kącikach ust.
✶
Wstawałem właśnie z podłogi po skończonych ćwiczeniach na kręgosłup. Nie były to zalecenia lekarza, tylko Shauna. Sporadycznie bolały mnie plecy w okolicach łopatek, co nigdy nie miało miejsca przed tamtą feralną misją, więc przyjaciel pokazał mi, co powinienem robić w takich przypadkach. Ćwiczenia pomagały rozluźnić mięśnie i kręgosłup, ale na ból niekoniecznie. Pojawiał się i znikał bez żadnego schematu. Nie zauważyłem, żeby jakaś konkretna czynność lub bezczynność go wywoływała. Oczywiście prześwietlali mnie już tyle razy, że wyczerpałem swoją dawkę promieniowania na bardzo długo. Wszystkie zdjęcia jednak wychodziły prawidłowo i nikt nie miał pojęcia skąd brał się ten dziwny ból.
Usłyszałem dzwonek telefonu i zacząłem się rozglądać po mieszkaniu, bo zapomniałem, gdzie zostawiłem to przeklęte urządzenie. Przysięgam, jeśli to dzwonił Shaun, żeby mnie sprawdzić, czy ćwiczyłem, to przy najbliższej okazji go uduszę. W końcu znalazłem komórkę i zamarłem, gdy na ekranie zobaczyłem numer ojca. Przez chwilę miałem ochotę odrzucić połączenie, ale ciekawość była silniejsza. Czego mógł chcieć po takim czasie? Dzwonił przeprosić za naszą ostatnią kłótnię? Może chciał sprawdzić, co u mnie? Ta, jasne. Wpatrywałem się w ekran, aż zgaśnie, ale ojciec uparcie dzwonił dalej. Westchnąłem i odebrałem.
– Witaj, Joshua. – Usłyszałem jego głos i już wiedziałem, że coś jest na rzeczy.
– Witaj, ojcze. Co tak oficjalnie?
– Mam do ciebie sprawę. Skoro pracujesz w MAO, nie powinno to być dla ciebie problemem.
Ach, no tak. Sprawę. Czego innego się spodziewałem? Mimo to poczułem rozczarowanie. Nawet jeśli gdzieś tam w środku tliła się jakaś iskierka nadziei, to już zgasła.
– Czego chcesz? – zapytałem, próbując trzymać złość w ryzach.
– Chciałbym, żebyś wyśledził, złapał i dostarczył mi pewnego przestępcę.
– Słucham? – Nerwy mi puściły. Jaja sobie ze mnie robił. Własny ojciec! – Dzwonisz tylko po to, bo chcesz, żebym złapał jakiegoś kryminalistę? Serio? Dobrze wiesz, że mam zakaz wstępu na Bhalorę, a i tak dzwonisz? A może byś tak zadzwonił i zapytał, co u mnie słychać, jak się czuję, czy w pracy w porządku i inne pierdoły, o które rodzice pytają swoje dzieci?
– Joshua... – Usłyszałem, jak wzdycha. – Co u ciebie, synu?
– Rany, jak miło, że pytasz, tato – zakpiłem. Ostatnie słowo prawie wyplułem. – Poza tym, że byłem jedną nogą w grobie i kilka miesięcy dochodziłem do siebie, to wszystko zajebiście. Wsadź sobie tą udawaną troskę w dupę! I nie dzwoń do mnie więcej z takimi pierdołami! – warknąłem i rozłączyłem się.
Nie mogłem uwierzyć. Tyle czasu się nie odzywał, a kiedy w końcu postanowił to zrobić, to nie dlatego, żeby ze mną pogadać jak ojciec z synem... Myślałem, że rozsadzi mnie od środka. Byłem wściekły i zawiedziony, ale czego się po nim spodziewałem? Że nagle zacznie zachowywać się jak rodzic? W sekundzie porwałem torbę z rzeczami na siłownię z podłogi i wyszedłem z domu. Musiałem się wyżyć, dać upust wściekłości i udawać przed samym sobą, że wcale nie było mi przykro.
Kochani ❤
Bardzo przepraszam za moją długą nieobecność, ale w końcu udało się. Jest rozdział i mam nadzieję, że kolejne pojawią się o wiele szybciej. Nie mogę niczego obiecać, bo jestem w trakcie terapii - znowu - i nie wiem, czy będę w stanie pisać. Niestety choroba nie wybiera, ale walczę dalej!
Dajcie znać, jak podobał się rozdział i czy cokolwiek pamiętacie po tak długiej przerwie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top