Lepsze są te jego blond loczki

W tym samym czasie

Oczami Lloyd'a

Jay leci ze mną do domu. John miał rację i jestem mu wdzięczny że zrozumiał moją sytuację. Teraz muszę pogadać z Lucy co będzie trudne, bo nie odzywa się do mnie od roku, albo i dłużej..
Jay- Będzie dobrze -spojrzałem na przyjaciela, który uśmiechnięty leci obok mnie
Lloyd- Mam nadzieję, bo jeśli teraz nie wyjdzie to boję się że stracę ją i dzieci już całkiem..
Jay- Lloyd jeśli cię kochają to wybaczą
Lloyd- Jak ty to robisz, że masz czas dla Nya'i, dzieci, pracy i jeszcze dla przyjaciół i siebie?
Jay- Znam hierarchię swoich wartości życiowych -poprostu szok.. Skąd on zna takie słowa?
Lloyd- Wow
Jay- Rodzina na pierwszym miejscu, a konkretnie dzieci, później żona, praca, przyjaciele i ja na końcu
Lloyd- Od kiedy? Żebyś ty był na końcu? Nie wieże -zaczęliśmy się śmiać
Jay- Przez całe życie praktycznie zajmowałem się sobą, żeby kiedy pojawią się dzieci to zamienić i proszę bardzo jest według mnie idealnie
Lloyd- No tak.. Ja jakoś nie dałem rady..
Jay- Lloyd ty założyłeś rodzinę trochę za szybko według mnie. Niby w tym samym czasie co ja, ale jesteś ode mnie młodszy o te...eee..
Lloyd- 6 lat
Jay- Tylko 6? -zaśmiał się
Lloyd- Tak -przyłączyłem się do przyjaciela. Ten jego śmiech jest zaraźliwy
Wylądowaliśmy przed moim domem. Zbliżyłem się do drzwi, aby je otworzyć, ale jednak zatrzymałem się, kiedy miałem nacisnąć klamkę..
Jay- No otwieraj
Otworzyłem i weszliśmy do środka. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu żony. Salon, kuchnia, łazienka, sypialnia..nie ma jej.. Gdzie ona jest?
Jay- Wyparowała
L

loyd- Na strychu też jej nie było.. Nathan! -I głucha cisza.. - Edward!
Edward- Coś się stało? -wszedł do salonu, gdzie byłem z Jay'em
Lloyd- Gdzie są wszyscy?
Edward- Panienka Celeste w internacie, Panicz Nathan zapewne jest z przyjaciółmi, a pani Lucy wyszła, ale nie powiedziała gdzie
Lloyd- Dziękuję
Edward- Do usług -ukłonił się i wyszedł
Jay- Ty się tu przypadkiem nie za dobrze czujesz?
Lloyd- Czemu?
Jay- Tu jest jak w zamku królewskim!
Lloyd- Przecież tu byłeś i to nie raz i za każdym razem,to samo mówisz
Jay- No bo tak jest? Logiczne
Lloyd- No i co ja mam teraz zrobić?
Jay- Zadzwoń do niej
Wyjąłem telefon
Lloyd- Rozładowany -rzuciłem nim na sofę -los przeciwko mnie..
Usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu. Do salonu weszła Lucy w pięknej czerwonej sukience nad kolana i białych szpilkach. W rękach trzyma przytulone do siebie dwie teczki..
Blood- Jay? Co ty tu robisz? -Uśmiechnęła się
Jay- Przyleciałem z Lloyd'em, żeby, cię przeprosił
Blood- Świetnie, mam w domu tchórza, nie męża.. -Odwróciła się i poszła na górę.
Jay- Będzie ciężko... Idź z nią pogadać, a ja lecę do dzieci.
Jay wyszedł, a ja udałem się na górę do żony. Otworzyłem drzwi do sypialni i nie było jej, więc poszedłem do biura, gdzie zastałem ją pracującą. Chodzi od półek do półek i przekłada różne segregatory, papiery i teczki
Lloyd- Lucy możemy pogadać? -nie odezwała się.. -Lucy proszę -przeszła przede mną do półek - ja na serio chcę wszystko naprawić - odstwiła segregator tak że powstał dość duży hałas.
Blood- Słyszę to już nie wiem, który raz, a efektów nadal nie ma, więc ci już nie wierzę.. -Wróciła do pracy
Lloyd- Wiem że dużo czasu poświęcam pracy, ale tak już nie będzie... Proszę wybacz mi -nie zareagowała nawet.. Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się na dół. Nie potrafię tego naprawić.. Rzuciłem się załamany na sofę. Jest moim szczęściem tam samo jak dzieci i właśnie wszystko tracę.. Usłyszałem pukanie do drzwi i wstałem zobaczyć kto to.
Wiktor- Czyli dlatego płaczę -zaśmiał się na mój widok po czym mnie minął i poszedł na górę do Blood.. Spojrzałem na zewnątrz i zobaczyłem Bob'a, Luke'a, Louis'a i Issac'a idących w moją stronę. Wpadłem właśnie na pomysł.
Lloyd- Hej chłopaki, pomożecie?
Bob- A w czym?

Oczami Kai'a

Cole nie wiem jak, ale złamał nogę. Nie wiem czemu Xian nie zabrał go do szpitala, albo Wu lub Garmadon. Napisałem Lloyd'owi że spóźnie się trochę na dyżur, bo lecę z Cole'em do szpitala.

Oczami Wiktora

Wbiłem do gabinetu Lucy i zobaczyłem ją jak siedzi na podłodze, opierając się o półki i płacze.
Wiktor- Oj, Lucy -usiadłem obok niej i ją przytuliłem.
Blood- Nie mam już siły Wiktor... Wysłał moją córkę, gdzieś daleko, a mnie i syna olewa..
Wiktor- Wiem..
Usłyszałem za oknem muzykę
Blood- Kto tak halasuje? -Wstała i zbliżyła się do okna.

Oczami Blood

Odsunęłam się od okna, bo mam chyba prowadzenia. Wyszłam na balkon i spojrzałam na dół, zobaczyłam The Flod (nie pamiętam jak się nazywała grupa Bob'a, Luke'a, Louis'a i Issac'a) i Lloyd'a.. Chłopaki jak zwykle z instrumentami, a Issac z konsolą. Zaczęli grać, a spod balonu wyszedł Lloyd z mikrofonem..

Lloyd- Mogę obiecać ci, że nic nie zmieni się -spojrzał na mnie do góry -
Każda kolejna noc przyniesie lepszy dzień
Mogę rozpisać plan, jak dalej mamy żyć
Mogę się złościć na niespełnione sny- on nadal pamięta moją ukochaną piosenkę? -

Zamknij na chwilę oczy nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew
Dziś to, co mamy na pewno to siebie, nic więcej
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz - poczułam łzę na policzku.. Wrócił mój Lloyd. -

Chciałbym się znaleźć tam,
gdzie w ciszy wstaje dzień -Użył airjitsu (nie pamiętam pisowni..) i wleciał do mnie na balkon -
Chciałbym na plecach znów
znajomy poczuć dreszcz

Zamknij na chwilę oczy nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew
Dziś to, co mamy na pewno to siebie, nic więcej
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz -złapał mnie za dłoń i lekko obrócił. Nie odrywam wzroku od Lloyd'a. -

Zetknął nas los,
a może przypadek, przypadek
Najlepsze jest wciąż
to, co nieznane, co nieznane

Więc leć ze mną,
niech chmury pędzą,
poprowadzą nas... - przybliżył się i dotknął swoim czołem do mojego. Zamknęłam oczy -

Zamknij na chwilę oczy nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew
Dziś to, co mamy na pewno to siebie, nic więcej
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz.

Otworzyłam oczy i spojrzałam w te jego zielone ślepia. Przeszły mnie aż ciarki
Lloyd- Proszę wybacz mi, bez ciebie moje życie nie ma sensu. -rzuciłam się mu na szyję i zaczęłam płakać ze szczęścia
Blood- Wybaczam
Przytulił mnie mocno
Wiktor- Ah ten hepi end -zaśmiał się, a kiedy spojrzałam na niego udawał że wyciera łzę.

Tego samego dnia, 17:00

Oczami Celeste

Ewakuowali całą szkołę, tak że wszyscy uczniowie trafili do różnych szkół, aby nie tracić roku szkolnego. Niestety jako jedyna trafiłam nawet nie wiem gdzie. W sumie jeszcze z uczniów tu nikogo nie spotkałam. Użyłam mocy tlekinezy, aby dowiedzieć się gdzie jestem...to nie jest szkoła..

Oczami Thomas'a

Leżę na łóżku i patrzę na sufit. Do mojego pokoju właśnie wbił Fred z George'em. Szok. Weszli niby bez pukanie, ale jednak przez drzwi.
Fred i George- Nie uwierzysz co mamy -głupio się uśmiechnęli
Luna- O masz gości -Weszła za nimi
Fred i George- Nie tam, chodź i siadaj, musisz to zobaczyć -pociągnęli ją za rękę tak, aby usiadła na łóżku, gdzie leżałem.
Thomas- Co wy znaleźliście? -Zacząłem się podnosić do pozycji siedzącej i śmiać
Fred i George- Spodoba ci się -włączyli mojego laptopa i obrócili tak, abym razem z Luną mógł widzieć, po czym usiedli za nami. Obająłen Lune ramieniem i zacząłem oglądać.
(nagranie, które bliźniaki włączyli, niestety nie to które chciałam, bo poprzednie zostało zablokowane :/ ale i tak to są te same dzieci xd)

Luna- To ty Thomas?! Czemu nie mówiłeś że potrafisz tańczyć?
Fred- Lepsze są
George- Te jego
Fred i George- Blond loczki -zaczęli się śmiać
Thomas- To było dawno
Luna- Co nie zmienia fakty że mógłbyś ze mną tańczyć zamiast Nick'a
Thomas- No mógłbym, ale nie tańczę już
Fred i George- Dobra patrzcie co jeszcze mamy od Hugo i "Max'a" dla Celeste


Thomas- Super mu wyszło to nagranie, ale tamtego pierwszego nagrania nie pokazujcie nikomu więcej -zaśmiałem się -nie brakuje mi jeszcze tego, aby zostać wyśmiany przez loczki, a to był w sumie tylko jeden rok, kiedy miałem jasne włosy
Luna- Jaki..ty masz wysoki głos... Nawet jak tak nie potrafię -zaczęliśmy się śmiać.
Thomas- Po tacie
Fred- Ej jest instrument na którym Hugo nie potrafi grać?
Thomas- W sumie to nie wiem, gra na większości chyba
Fred- A właśnie kiedy i gdzie nagraliście to?
Thomas- Tydzień temu obok basenu przy domu Hugo
Luna- Dobra idziemy!
Thomas- Gdzie?
Luna- Nie gadaj tylko chodź -złapała mnie za rękę i pociągnęła do drzwi

W klubie

Gdzie ona mnie wyciągnęła? Mówiłem że nie tańczę. Obiecałem sobie po tym jak złamałem kark. Nie mogłem się ruszać, to uczucie bezwładności...panicznie się tego boję. Na moje szczęście Celeste mnie wyleczyła, ale uraz mi został, może nie fizyczny, ale psychiczny. Luna tańczy na środku, a ja siedzę i patrzę na nią. Kocham ją, ale nie zatańczę. Niestety.

20:00

Oczami Lloyd'a

Siedzę z Lucy na sofie i oglądam telewizję.

Reporter- Z ostatniej chwili! Prezydent i jego żona zostali zamordowani. Nie wiadomo kim jest morderca. O wszystkim powiadomił Zane Julien wraz z Nyą Gordon, którzy mieli pilnować prezydenta, wraz z resztą ninja, a więc. Jak doszło do momentu gdzie ninja nie wywiązali się z obietnicy? Gdzie są pozostali? I kto jest sprawcą morderstwa? Tego dowiecie się w najbliższym czasie.
A teraz dziękuję za uwagę. Żegna się Tomasz Problem. (~bizon69)

Lloyd- To nie prawda.. -Szybko wstałem i zadzwoniłem do Cole'a, on miał mieć po mnie dyżur, jakieś pięć minut po tym jak wyszedłem od prezydenta.

Cole- Nie byłeś na dyżurze?! Kai pisał do ciebie że nas nie będzie, bo złamałem nogę! Lloyd! -Krzyczał wściekły

Lloyd- Skąd wiesz po co dzwonię?

Cole- Oglądałem przed chwilą wiadomości!

Lloyd- Kai mógł polecieć tam, przecież wie że ja zawsze odpisuję

Cole- Nie mógł, bo miałem złamanie otwarte i straciłem za dużo krwi, więc zrobił badania czy mamy tą samą grupę i oddał trochę, a teraz leży nieprzytomny, bo okazało się że ma wadę serca o której nie wspomniał..

Lloyd- Jak to?! Będzie żyć?

Cole- Lekarze mówią że tak tylko musi odpocząć i najlepiej później zrezygnować z bycia ninja, bo jego serce nie da rady z takim przeciążeniem

Lloyd- Ważne że żyje, a nie że nie będzie mógł być ninja

Cole- Oczywiście, ale wiesz ile dla niego to znaczy i wiesz że nie odpuści

Lloyd- Niestety wiem..dobra wracaj do zdrowia i pozdrów Kai'a..

Cole- Okej...

Rozłączyłem się.
Lloyd- Czyli to wszytko to moja wina..
Blood- Lloyd, to nie twoja wina..
Lloyd- Jak nie? Gdybym miał ten telefon naładowany, albo gdybym został te pięć minut dłużej, aby się upewnić że wszytko jest okej, to ani Kai'owi, ani prezydentowi i jego żonie nic by się nie stało..
Blood- Prezydent od początku miał taką przyszłość i i tak by zginął i tak. Czasem się nie da oszukać przeznaczenia. I skąd wiesz że Kai'owi by się nic nie stało?
Lloyd- Mam taką samą grupę krwi jak Cole i mogłem zostać dawcą, a nie Kai.. Nic by się nie stało..gdybym poprostu był przy tobie i nie brał tych dodatkowych dyżurów, ale ja poprostu chciałem pracować, więcej niż ty.. Źle się czuję z tym że zarabiasz ode mnie więcej i moja pęsja nic nie daje, a nawet jest nie zauważalna przy twojej.. Przez moją zazdrość zginęły dwie osoby i Kai leży w śpiączce..
Blood- Kochanie, nie ma sensu się obwiniać, każdy jest zazdrosny. A to że popełniłeś błąd nic nie znaczy, a wręcz przeciwnie dzięki temu będziesz wiedział co zrobić następnym razem -uśmiechnęła się, a jej tęczówki zrobiły się fioletowe (miłość)
Lloyd- Nawet, kiedy ktoś umiera potrafisz wyciągnąć coś pozytywnego.. Jak ty to robisz?
Blood- Bo z każdego błędu który popełnimy możemy wyciągnąć lekcję życia, a ja dość dużo osób w życiu straciłam..

Cdn

W sumie to nie wiem już czy te długie rozdziały to dobry pomysł, ale staram się, aby tym razem limit rozdziałów mnie nie zaskoczył xd

Uwaga tym razem rozdział dla bizon69, która obchodzi dziś 18 urodziny! Chalj ile wlezie! Sto lat i wszystkiego najlepszego! ^^
Zdrowia i szczęścia siostrzyczko ;*

Pytanie:

1. Macie jakieś pomysły, albo brakuje wam czegoś? (te punkty widzenia, które wybieraliście ostatnio będą pod następnym rozdziałem)

Do następnego rozdziału smoczki ;)





A i to dla tych którzy jeszcze nie widzieli zwiastunu filmu Ninjago xd

Leloyd wygrał xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top