Spotkanie ktores tam

Siedzial przy tym kszaku ruz, tam gdzie nieznajomy go wephnal XD
Prawie zasypial liedy poczul reke na swym ramieniu, wystraszony chwycil napastnika za reke i przeszucil go przez ramie. Nieznajomy z hukiem wlecial w kszak ruz.

- omg to ty - zapiszczal stalin i chcial sie zucic w pomoc andrzejowi.

- nic sie nie stalo - odpowiedzial nezczyzna. Jozef patrzyl sie na niego, mial cale podarte ubrania, rozcieta (seksowna) warge i brew, z ktoryh ran cieknela krew (mieckiewicz sie howa XD)

- jak to nic?!?!!?- niedowierzal stalin.

- pare zadrapan - usmiechnal sie andrzej. Stalin mimo wszystko odwzajemnil usmiech.

- dlugo cie nie bylo... - szepnal jozef, po chwili zarumieniony dodal - noe zebym na cb czekal cosziennie czy xos XD.

- duzo pracy. - powiefzial andrzej.
Jozef juz dalej o nic sie nie pytal, czul ze gdyby rozwinal temat byliby dosc niezrecznie. Wiec trwali tak az nie zapdl zmrok i sie pozegnali. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top