Rozmowa
- jeszcze raz cie przepraszam juzio. - powiedzialc andrzej.
- nic sie nie stalo, troche ske tylko pokolem XD - zasmil sie pod nosem stalin.
- tes lubie tutaj pszychodzic - pochylil sie i powonhal kwiatki. Juzef chwile bil sie z myslami by nie odwdzieczyc sie nieznajomemu, popchnac go i spierdolic gdzie pieprz rosnie.
Jednak dal rade.
Stalin wotrywal sie w niezwykla urode nieznajomego, wysoki, lecz srednio zbudowany. Ubrany w garnitur....
Skad znal jego buzke ale idk gdzie.
Trwali tak w ciszy. Gdy juzek zamknal oczy bo go bolaly. Po otwrciu ich andrzeja nie bylo...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top