7
1/2 Maraton na urodziny Seba! Wszystkiego najlepszego Sebastian! 🎁🎁🎁
Tu chyba powinno być jakieś ostrzeżenie...
Nastał ranek. Przez okno przedostawały się promienie słońca, padając prosto na twarz Steve'a. Tym razem to Bucky obudził się pierwszy. Możliwe, że to przez budzik ustawiony na 6:30 rano. W każdym razie zastał Steve'a w tej samej pozycji co kilka dni temu, a mianowicie na swojej klatce piersiowej. Był trochę zdziwiony tym faktem, bo jakby nie patrzeć zasnęli na łyżeczkę. Gdy zobaczył, jak Steve mruży oczy przez sen, pogłaskał go po policzku i uśmiechnął się do siebie. Miał wrażenie, że teraz wszystko będzie dobrze. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
Zsunął dłoń na szczękę Rogers'a delikatnie wodząc po niej opuszkami palców. Nie mogąc się powstrzymać, dotknął jego ust. Były takie miękkie. Steve mruknął coś przez sen, jednak nadal się nie wybudził. Bucky skierował swoją prawdziwą dłoń do włosów Steve'a. Bawił się nimi, przeczesywał je palcami. Zjechał ręką na ramię swojego chłopaka i powoli, jakby z obawą przesuwał ją wzdłuż jego tali, aż dotarł do border. Na chwilę zatrzymał tam rękę, żeby móc ją przenieść na jego plecy tuż nad pośladkami. Zaczął zsuwać ręce na tyłek ukochanego, który w tym momencie postanowił się przebudzić. Dziwne, aczkolwiek przyjemne uczucie na ciele zatrzymało się. Uświadomił sobie, że leży na swoim chłopaku i spłonął rumieńcem.
- Bucky? Co robisz?
Dopiero wtedy Barnes poczuł, że wykorzystał sytuację oraz swojego chłopaka. Nie wiedział co powiedzieć. A co jeśli Steve pomyśli, że jest jakimś napalonym zboczeńcem i z nim zerwie? Nie mógł do tego dopuścić, przecież umarłby bez tego małego blondyna, którego poznał zaledwie cztery dni temu.
- Ja przepraszam Stevie, nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie chciałem, przepraszam. Nie zostawiaj mn... - ręką na ustach przerwała mu dalszy monolog. Zdziwiło go jeszcze bardziej, że jego Steve się uśmiecha. Tylko dlaczego? Przecież obmacywał go bez jego zgody!
- Podobało mi się to Buck. Tylko proszę, nie rób tego kiedy śpię.
Barnes szybko pokiwał głową, nie wyrażając nawet cienia sprzeciwu. Jak on uwielbiał blondyna za tą wyrozumiałość. Kochał go całym swoim sercem i nie zniósłby, gdyby ta mała kuleczka szczęścia chciała go teraz zostawić. Jednak nadal miał rękę na buzi, a chciał przeprosić. Nawet jeśli blondyn nie miał nic przeciwko to to zachowanie nie było w porządku względem chłopaka. W międzyczasie Rogers usiadł na Barnesie okrakiem, podpierając się jedną dłonią klatki piersiowej swojego chłopaka, a drugą cały czas mając na jego ustach. Cóż, przynajmniej do czasu kiedy Buck jej nie polizał. Odruchowo zabrał dłoń i krzyknął:
- Fuuj, Bucky!!
- Sam się o to prosiłeś kochanie. I jeszcze raz przepraszam. Nie powinienem tego rob...
- Powiedz jeszcze jedno słowo na temat przepraszania mnie, a znowu zamknę ci buzię.
- No dobrze, dobrze. Ale musimy wstawać. Jest poniedziałek i muszę być w pracy na ósmą. Ty chyba też, z tego co wczoraj mówiłeś.
- Niestety...
Chwilę potem oboje wstali. Rogers udał się do kuchni, a Bucky do łazienki. Po kilku minutach dołączył do swojego chłopaka w kuchni już całkowicie ubrany. Tam zastało go pyszne śniadanie - jajecznica, bekon i kawa.
- Zdążyłeś zrobić to wszystko gdy byłem w łazience? - spytał zdziwiony Bucky. Jego partner w odpowiedzi pokiwał lekko głową. Razem usiedli przy stole w jadalni i zaczęli jeść, rozmawiając przy tym. Przyszykowali się aż w końcu nadszedł czas rozłąki. Bucky zawiózł ukochanego pod jego miejsce pracy i na pożegnanie pocałował go w czoło.
- Papa - pożegnał się Rogers i wyszedł z samochodu.
- Miłego dnia. Kocham cię pamiętaj.
- Ja ciebie też Buck - odpowiedział Steve i zamknął drzwi auta.
Wchodząc do kawiarni za ladą zobaczył młodego chłopaka.
- Hej - odezwał się od razu - Jestem tu nowym pracownikiem. Pietro Maximoff, miło mi - podał Steve'owi rękę.
- Steve Rogers - blondyn uścisnął dłoń białowłosego, po czym poszedł na zaplecze po swój strój roboczy, którym był butelkowozielony* fartuch. Założył go i wrócił do kawiarni. Gdy zobaczył go Pietro od razu zaczął rozmowę.
- Widzę, że jesteś trochę nieśmiały. Ja jeśli jeszcze nie zauważyłeś mówię dość dużo. A i mam jedną sprawę. Nie żebym podglądał, ale masz chłopaka? Widziałem jak odwoził cię jakiś brunet i jak całował cię w czoło. Przepraszam, że zadaje takie pytania, ale lubię wiedzieć dużo o ludziach z którymi przebywam. A teraz mamy widywać się prawie codziennie. A więc jak, chodzisz z nim? - Steve'a zamurowało. Bał się odpowiedzieć. Jeśli chłopak jest nietolerancyjny i powie o związku Steve'a szefowi ten wyrzuci go z pracy. Tyle razy powtarzał Rogers'owi, że ludzie o innej orientacji są po prostu nienormalni. Blondyn nigdy nie mógł pojąć słów szefa. Jednak postanowił, że powie Pietro prawdę.
- Tak, to mój chłopak. Ale proszę nie mów panu Andrius'owi.
- A kto to? - Pietro mocno się zdziwił - Spokojnie jestem tolerancyjny.
Steve'owi kamieć spadł z serca, ale nie zrozumiał pytania białowłosego. Nie znał nazwiska własnego szefa?
- Przecież pan Andrius to nasz szef.
- Najwidoczniej nie doszła do ciebie informacja, że pan Barton przejął kawiarnię - jak na zawołanie z gabinetu wyszedł nowy właściciel.
- Witajcie chłopcy! Jestem Clint Barton wasz nowy szef - podał rękę swoim pracownikom - Mam nadzieję, że dobrze będzie nam się razem pracowało.
Mężczyzna był wysokim brunetem, od którego wręcz biła radość i energia. Steve już wiedział, że pan Barton będzie lepszy niż swój poprzednik.
- Dzień dobry proszę pana - odpowiedzieli razem Steve i Pietro.
- Oj jaki tam pan? Mówcie mi Clint.
- Dobrze proszę pa... Znaczy Clint - odpowiedział białowłosy, czym przykuł uwagę bruneta.
- Ile masz lat, co młody? Wyglądasz na dzieciaka.
- Siedemnaście.
- Nie powinieneś być w szkole?
- Mam na drugą zmianę proszę pa... Clint.
- No dobrze, dobrze. To teraz bierzmy się do pracy.
Clint przewrócił tabliczkę na drzwiach na napis ,,otwarte", a chłopcy zajęli się swoimi obowiązkami.
Tymczasem Bucky właśnie szedł zatłoczonym korytarzem do pokoju nauczycielskiego. Na szczęście miał dziś tylko sześć lekcji, więc mógł pójść do kawiarni, w której pracował Stevie i spędzić trochę czasu z chłopakiem. Ta myśl wprawiła go w dobry nastrój. Jego rozmyślenia przerwał jakiś dzieciak, który na niego wpadł. Ponieważ Barnes miał w szkole opinie surowego nauczyciela od razu zaczął przepraszać. Bucky tylko uśmiechnął się.
- Panie Leeds proszę nie przepraszać. Każdemu się zdarza. Po za tym co ty tu robisz? Wydawało mi się, że macie na popołudnie.
- Bo mamy na popołu...
- Zresztą to nie ważne. Pamiętajcie, że mamy na szóstej lekcji matematykę. Nie spóźnijcie się. A teraz muszę już iść, miłego dnia.
Szybkim krokiem udał się w stronę pokoju nauczycielskiego. W oddali słyszał jak znajomi chłopaka pytają, czy dostał szlaban. Uśmiechnął się pod nosem. Zostawił swoje ubrania na wieszaku i udał się do klasy. Gdy zadzwonił dzwonek na lekcję do jego sali weszli uczniowie
To będzie długi dzień - pomyślał.
Miał rację. Lekcje dłużyły mu się w nieskończoność. Na szczęście została to była ostatnia lekcja i będzie mógł spotkać się ze Steve'm.
Dlaczego ten czas tak wolno leci? - pytał się w myślach.
Skończył pisać jakieś nikomu do życia nie potrzebne równanie na tablicy, kiedy zadzwonił jego telefon. Michelle jako że siedziała w pierwszej ławce, tuż koło biurka zauważyła urządzenie.
- Przepraszam, ale ktoś do pana dzwoni - Barnes spojrzał się na telefon i od razu na jego ustach pojawił się uśmiech. Przepraszając uczniów odebrał telefon.
- Co się stało Steve?
- Chciałem zapytać czy mógłbyś po mnie przyjechać za jakieś dwie godziny?
- Będę wcześniej. Tak jak się umawialiśmy, pamiętasz?
- Nie chcę być kłopotem.
- Dla mnie nigdy nie będziesz. Przepraszam ale muszę kończyć. Mam lekcje, sam rozumiesz.
- W porządku, też zaraz kończę przerwę. Do zobaczenia, kocham cię.
- Ja ciebie też.
Bucky rozłączył się i wrócił do tłumaczenia zagadnienia.
- Czy ktoś ma jakieś pytania? - zobaczył jedną rękę w górze - Tak panno Jones?
- Czy jest pan gejem?
- Ja co?
- Czy jest pan gejem? - spytała jakby to było normalne pytać o to swojego nauczyciela - Przed chwilą dzwonił pański telefon, a na wyświetlaczu było widać śpiącego mężczyznę. Dlatego pytam.
- Jesteś mądrym człowiekiem. Z pewnością znajdziesz prawdę jako detektyw. Zresztą nie tyl...
- Nie odpowiedział pan.
- To pytanie nie jest związane z lekcją, nie muszę na nie odpowiadać - powiedział uśmiechając się wrednie - A dla twojej wiadomości, nie. Nie jestem homo. A teraz wykorzystajmy pożyteczne te kilkanaście minut, które nam pozostały.
Bucky nie chciał narazie mówić o tym, że jest w szczęśliwym związku ze Steve'm. Wiedział bowiem, że plotki szybko rozejdą się po szkole, aż w końcu dotrze to do innych nauczycieli, którzy mogą być niezadowoleni. Wśród innych pracowników szkoły był uważany za młodego i niedoświadczonego, za to uczniowie, chociaż był surowy i wymagał od dzieci dobrego zachowania, lubiły go. Nie chciał stracić w oczach żadnej z osób przebywających w szkole, jednak ubolewał nad tym, że musi chować uczucia do blondyna z astmą. Jednak dziewczynie powiedział prawdę. Był przecież biseksualny, nie homo. Gdy czekał aż uczniowie rozwiążą jego równanie zadzwonił dzwonek, oznaczający koniec lekcji. Bucky szybko zadał pracę domową i stanął przy drzwiach czekając aż wszyscy opuszczą salę.
- Proszę pana nie musi się pan wstydzić - Barnes spojrzał na osobę stojącą przed nim, a zarazem nadawce tego zbijającego z tropu Bucky'ego zdania.
- Słucham panno Jones? - spytał zdezorientowany.
- Nie musi się pan obawiać. My jesteśmy tolerancyjną klasą - słowa uczennicy z jednej strony zdziwiły, a z drugiej ucieszyły bruneta.
- Panno Jones bardzo mi miło z tego powodu. Ale to raczej moje prywatne sprawy.
- Rozumiem proszę pana. Chciałam tylko pomóc. W razie czego wie pan, że nikt nie będzie pana oceniał - Bucky uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna opuściła sale. Barnes jak najszybciej skierował się do pokoju nauczycielskiego skąd zabrał swoje rzeczy i poszedł do samochodu. Usiadł za kierownicą, włączył silnik i pojechał odebrać swojego ukochanego.
Na miejscu zastał młodego chłopaka o białych włosach. Po chwili uświadomił sobie, że to jeden z jego uczniów. Gdy ten zobaczył Bucky'ego od razu się odezwał.
- Dzień dobry proszę pana - Pietro pomyślał chwilę i zdał sobie sprawę, że to jego widział dzisiaj rano w samochodzie razem z współpracownikiem. Po połączeniu faktów, wiedział już, że są razem - Pan pewnie po Steve'a. Już po niego idę - i wszedł na zaplecze zostawiając Bucky'a samego. Po chwili wrócił z ukochanym bruneta. Steve podbiegł do chłopaka i przytulił go, co oczywiście zostało odwzajemnione.
- Hej, słońce.
- Cześć - przywitali się.
- Pietro nie wiedziałem, że tu pracujesz. Dlatego nie było cię na zajęciach?
- Pracuje tu od dzisiaj. Mam zwolnienie proszę pana, chciałem być dzisiaj cały dzień w pracy. Wrócę na 2 ostatnie lekcje.
- No dobrze rozumiem. Tylko nadrób materiał.
- To wy się znacie?
- Tak, Pietro to mój uczeń.
- Zgadza się, ale widzę, że nie tylko praca jest dla pana ważna - tu białowłosy wskazał na Steve'a.
- Uhhh nie mieliście się na razie dowiedzieć - Barnes zmarkotniał. Steve pocałował go w policzek.
- I tak by się w końcu dowiedzieli - próbował pocieszyć Bucky'ego.
- Właściwie Panna Jones już to dzisiaj odkryła, kiedy do mnie dzwoniłeś.
- MJ rozwiąże każdą zagadkę - zaśmiał się białowłosy. Pożegnali się z uczniem i skierowali do samochodu. Po zapięciu pasów ruszyli w drogę do domu.
1739 słów
* To jest butelkowozielony lolz
Podoba wam się dołączenie kolejnych osób do opowiadania?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top