6

ZA DUŻO SŁODYCZY UWAGA

Minęły minuty, a może godziny zanim oderwali się od siebie. Bucky niepewnie chwycił rękę blondyna, a gdy zobaczył na jego twarzy uśmiech, ścisnął ją mocniej.

- Co powiesz na lody? Kupimy po drodze. Znam świetną lodziarnię - uśmiechnął się promiennie.

- Dobrze, ale zapłacę za swoje. Nie będziesz za mnie płacić.

- Ostatnim razem to ty płaciłeś za mnie w kawiarni, więc teraz ja mam prawo się odwdzięczyć - rzekł. Lekki rumieniec widniał na twarzy Steve'a.

- W takim razie ty zapłać. Skoro już musisz.

- Nie muszę. Chcę.

- Przystań marudzić i chodź do tej lodziarni. Nie przepuszczę darmowych lodów, w życiu.

Po chwili byli już w miejskiej dżungli. Myśli Rogersa zawędrowały na dosyć niebezpieczne tereny. ,,A co jeśli Bucky mnie nie kocha naprawdę? Kim my teraz dla siebie jesteśmy? Trzymamy się za ręce, raczej chyba jestem jego chłopakiem. Ale przecież nie zapytał. Dlaczego? Co jeśli on robi to z litości?" takie myśli krążyły po głowie Steve'a. Brunet musiał zauważyć, że coś go gnębi, ponieważ zadał pytanie:

- Co się dzieje Stevie? Czy zrobiłem coś nie tak? Mam cię nie trzymać za rękę? - wydawało się, że Barnes posmutniał, mówiąc ostatnie zdanie.

- Co? Nie! Nic się nie dzieje, spokojnie.

- To dlaczego jesteś smutny? Powiedz, a postaram ci się pomóc - brunet uśmiechnął się i lekko pogładził dłoń blondyna kciukiem.

- No bo ja... Nie wiem... - blondyn coś mruczał pod nosem, ale tak cicho, że Buck nie mógł usłyszeć co mówi.

- Powiedz głośniej.

- Ale to głupie...

- Nic co kiedykolwiek powiedziałeś, nie wydawało mi się głupie.

Steve wziął wdech i wydech.

- Kim dla ciebie jestem? - pytanie zostało pochłonięte w przeszłości. Dotarli do lodziarni. Jednak Bucky go nie zapomniał. Tkwiło w jego głowie, jakby wyryte w kamieniu.

"Miłością mojego życia" odpowiadał Steve'owi w myślach Bucky. Ale tego czy Steve uważa ich za parę, już nie wiedział. Zamówili lody i usiedli przy małym stoliku. Bucky wciąż rozmyślając nad pytaniem młodszego wpadł na pomysł. Musiał się jakoś dowiedzieć, kim dla siebie są, a skoro miał wątpliwości, trzeba było je rozwiać.

Wpatrywał się w Steve'a jak ten jadł swoją porcję lodów. Bucky nie mógł oderwać od niego wzroku. Gdy Rogers zauważył jak jego towarzysz patrzy się na niego z otwartą buzią uśmiechną się.

- Lód ci topnieje - zauważył Rogers na co Bucky szybko się ocknął.

- Oj przepraszam, zamyśliłem się - odpowiedział brunet. Po chwili ciszy zaczął rozmowę.
- Emmm Steve

- Tak?

- Ja myślałem...

- A to faktycznie niesamowite - wtrącił Steve i zaśmiał się. Bucky zareagował tak samo.

- Wracając - kontynuował - Myślałem nad tym co powiedziałeś. Wiesz już, że bardzo cię kocham. I mam nadzieję, że ty mnie też.

- Oczywiście, że cię kocham - znowu wtrącił blondyn, a brunetowi jeszcze bardziej poszerzył się uśmiech.

- Ale niestety nie znam odpowiedzi na twoje pytanie - blondyn posmutniał. Pomyślał, że Bucky nie uważa ich za parę, że nie widzi ich związku.

- Ej nie smuć się - powiedział Bucky gdy zauważył wyraz twarzy Steve'a - Posłuchaj, nie wiem co tam naprawdę jest między nami. Dlatego chciałbym rozwiać moje i pewnie twoje wątpliwości - wziął głęboki wdech i wstał z miejsca. Potrzedł to Steve'a i złapał go za dwie ręce. Zaczął mówić.

- Stevie ja jestem pewny swoich uczuć i chcę, żebyś był przy mnie już zawsze. Wiem, że to odważne słowa, zważając na to, że znamy się krótko. Ale naprawdę cię kocham i nie chce cię stracić - tutaj Bucky klęknął na jedno kolano dalej trzymając blondyna za ręce - Więc Steve czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim chłopakiem? - Bucky'emu serce o mało nie wypadło z piersi, stresował się ogromnie. Za to Steve'owi kolejny raz tego dnia pociekły łzy, ale nie ze smutku, tylko ze szczęścia.

- Boże Bucky. Oczywiście, że tak!

Blondyn mocno przytulił Jamesa, a ten delikatnie przylgnął swoimi ustami do ust chłopaka. Kilka osób z lodziarni zaczęło klaskać. Steve czuł się teraz niekomfortowo. Nie przywykł do publicznego okazywania uczuć. Kiedy Bucky zauważył jego dyskomfort powiedział:

- Stevie nie wstydź się. Kocham cię i chcę to ogłosić całemu światu! - Rogers, jak to miał w zwyczaju, zarumienił się.

- Wcześniej ci tego nie mówiłem z wiadomych powodów, ale wyglądasz ślicznie z takimi różowymi policzkami.

Po zjedzeniu lodów udali się do domu, ciągle trzymając się za ręce. Steve czuł się lepiej niż kiedykolwiek. Wspaniałym uczuciem było bowiem mieć kogoś kto kocha cię i akceptuję takim jakim jesteś. W tym przypadku chudym niskim i nieporadnym chłopcem z Brooklynu. Bucky'ego również rozpierała radość. Teraz kiedy powiedział jakimi uczuciami darzy blondyna czuł, że kamień spada mu z serca. I choć do obojgu mężczyzn nie dotarło jeszcze że są w związku, wizja mówienia do siebie "mój" bardzo im się podobała.

Kiedy dotarli do domu udali się do pokoju i usiedli na łóżku. Chociaż lepsze byłoby stwierdzenie, że Steve leżał na poduszce, a Bucky oparł się plecami o ścianę za łóżkiem. Barnes zaczął lustrować Steve'a spojrzeniem. Jejku jak on chciałby go znowu pocałować. Zamiast tego delikatnie chwycił jego rękę i zauważył leciutkie rumieńce na policzkach Steve'a. Bucky uważał, że jego chłopak był takim słodziutki, malutkim, uroczym mężczyzną i można go było ściskać jak jakąś przytulankę.

No i gdyby zgodził się ze mną spać w łóżku to on byłby mniejszą łyżeczką - myślał Bucky.

Nagle ktoś pstryknął palcami przed jego twarzą. Oszołomiony rozejrzał się po pokoju i zobaczył śmiejącego się Steve'a.

- Hym? Mówiłeś coś?

- Pytałem o czym myślisz, ale widzę, że było to bardziej ciekawe ode mnie, bo całkowicie mnie ignorowałeś - Steve zrobił minę obrażonego dziecka, usiadł na kokardkę i skrzyżował ramiona. Bucky parsknął śmiechem.

- Moja mała, obrażona Stevie księżniczka - powiedział Bucky, jednak odpowiedziała mu cisza. Dźgnął go palcem w bok - zero reakcji, drugi raz - efekt taki sam.

- Stevieeee nie gniewaj się. Chcesz wiedzieć o czym myślałem? Jak mi odpowiesz to ci powiem - Buck nadal trzymając rękę swojego chłopaka (o dziwo Steve jej nie wyrwał) i pocałował ją. Steve zarumienił się na ten gest. Po chwili Rogers położył się na klatce piersiowej Bucky'ego, przez co ten się zaśmiał.

- Czy to oznacza, że już się nie gniewasz?

- Nie, nadal jestem obrażony. Ale chcę wiedzieć o czym myślisz. I jesteś wygodną poduszką - dodał po chwili.

- Myślałem o tobie. O tym, że jesteś moim uroczym i słodkim chłopakiem. Że bardzo chciałbym cię pocałować oraz że gdybyśmy spali razem w łóżku to ty byłbyś małą łyżeczką.

Kiedy skończył mówić, uśmiechnął się, ponieważ jego najukochańszy chłopak był cały czarowny. Pstryknął go w czubek nosa.

- Stevie?

- Tak?

- Czy będzie w porządku jeśli cię teraz pocałuję? - kiedy tylko Rogers kiwnął głową od razu poczuł na swoich ustach wargi drugiego. Odwzajemnił pieszczotę i uśmiechnął się lekko przez pocałunek. Cała złość na Bucky'ego minęła w mgnieniu oka.

Mężczyźni zaprzestali dopiero gdy zabrakło im powietrza. Bucky przypomniał sobie o jednym smutnym fakcie.

- Steve jutro poniedziałek. Będziemy musieli iść do pracy - Rogers zrobił naburmuszonął minę. Chciał mieć teraz chłopaka na wyłączność.

- Jakoś wytrzymam te kilka godzin bez ciebie - Steve uśmiechnął się lekko.
Całą resztę dnia spędzili na oglądaniu telewizji i uroczych słówkach, czasami też pocałunkach. Gdy położyli się spać, każdy w swoim pokoju, Steve'a dręczyły myśli o słowach Bucky'ego związanych z dzieleniem łóżka. Blondyn po namyśle wstał i szybkim krokiem poszedł do sypialni współlokatora.

- Bucky - wyszeptał i delikatnie potrząsnął jego ramieniem.

- Stevie. Coś się stało? Nie możesz spać? - zapytał brunet śpiącym głosem. Najwidoczniej był już bliski zaśnięciu.

- Bo ja tak sobie myślałem o tym co dzisiaj mówiłeś spaniu razem. Wiem, że to bardzo szybko, ale czy mógłbym się koło ciebie położyć? Jeśli sobie tego nie życzysz to oczywiście wrócę do swojego pokoju - Steve popatrzył Barnesowi głęboko w oczy czekając na odrzucenie, które jednak nie nastąpiło. Po krótkiej chwili ciszy Bucky uśmiechną się szeroko i przesunął na jedną stronę łóżka zapraszając tym do siebie blondyna. Ten niepewnie wszedł pod kołdrę. Od razu poczuł ciepłe ręce okrążające jego tułów.

- Nie przeszkadza ci to? - zapytał cicho brunet, bał się, że to na razie za wiele.

- Nie. Jest idealnie - mruknął Steve zamykając oczy. Czuł się bezpieczny i kochany. Po krótkiej chwili oboje zasnęli.




1286 słów

Pierwsza informacja:
Na urodziny Sebastiana, czyli 13 sierpnia prawdopodobnie zrobimy maraton, trzy lub dwa rozdziały jednego dnia.

Druga informacja:
Jeśli są jakieś błędy to piszcie. No to w sumie taki standard. I piszcie swoje opinie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top