2

Podczas gdy Steve był na zapleczu, Bucky rozmyślał, czy powinien zabrać nowo poznanego mężczyznę do swojego mieszkania, czy powinni pójść gdzieś do parku albo jakieś restauracji. Ostatecznie stwierdził, że po prostu zapyta osobę, która zaprzątała jego myśli. Jednak kiedy zobaczył, jak cudownie Steve wygląda w tych spodniach, postanowił od razu zaproponować pójście do swojego mieszkania. Oczywiście nie miał zamiaru zaciągać go do łóżka, nie był jakimś napalonym zboczeńcem. Po prostu chciał, aby razem spędzili jak najwięcej czasu. I widząc Rogers'a męczącego się z kluczami, nie mógł nie zapytać:

- Pomóc ci w czymś?

- Czy ty zawsze musisz mnie tak straszyć?!

- Tak - odpowiedział, na co blondyn spłonął rumieńcem.

To staje się dosyć normalne - pomyślał Bucky, zanim zobaczył ciasto trzymane w rękach Steve'a.

- Ups...? Chyba jednak o czymś zapomniałem - Rogers tylko pokiwał zrezygnowany głową na te uwagę.

- Chciałbyś pójść do mnie czy gdzieś się przejść?

- Nie wiem, to twoje urodziny, ty zdecyduj - odpowiedział Steve.

Bucky dopiero po chwili przypomniał sobie, że ma dziś urodziny. Ten niski, chudy chłopak obok niego od wejścia do kawiarni pozwolił mu odciąć się od smutnego faktu, że jego święto to istna porażka. Wiedział, że to spotkanie jest najlepszym prezentem, jaki mógł sobie wymarzyć.

- Skoro tak mówisz to zapraszam do mojego domu. Może nie jest za ładny, ale  przynajmniej jest tam ciepło - ostatnie zdanie dodał, gdy zobaczył, jak Steve trzęsie sie z zimna i ciągnie na uszy czapkę z pomponem. Bucky na widok jego zziembniętej i wkurzonej miny oraz niebiesko-biało-czerwonej czapki zaśmiał się serdecznie.

- To nie jest śmieszne. To moja ulubiona czapka - odezwał się Steve, któremu wcale nie było do śmiechu.

- Bardzo ładna - komplementował brunet.

- Dziękuję.

- To może powiesz mi coś o sobie? - zagadnął Bucky. Był bardzo ciekawy, co odpowie mu blondyn. Chciał wiedzieć o nim wszystko.

- Nazywam się Steven Rogers. Mieszkam tu niedaleko razem z moimi przyjaciółmi: Samem i Natashą. Są naprawdę świetni. Mam dwadzieścia pięć lat i jak już widziałeś pracuję w tej kawiarni - tu Steve wskazał w kierunku lokalu, który był już spory kawałek za nimi.

- A ty? Powiesz coś o sobie?- Rogers odbił piłeczkę.

- A więc moje imię już znasz, dzisiaj kończę dwadzieścia sześć lat, za chwilę zobaczysz, gdzie mieszkam, mam jednego przyjaciela Lokiego i pracuję jako nauczyciel matematyki - odpowiedział Bucky.

- Nie spodziewałem się, że jesteś nauczycielem. Ja mam nie zbyt ciekawej pracy, do tego moja postura i astma uniemożliwiają mi wykonywanie niektórych zawodów - blondyn spuścił głowę zrezygnowany.

- Masz astmę? - Bucky zmartwił się nie na żarty, a przecież nie znał chłopaka nawet dzień.

- No tak.

- Według mnie masz świetną posturę - powiedział Bucky i dopiero kiedy jego towarzysz oblał się rumieńcem, zrozumiał, że powiedział to na głos.

- Eee, to znaczy, ja, em - policzki Bucky'ego spłonął rumieńcem i spuścił głowę - Przepraszam.

- Po prostu o tym nie rozmawiajmy, dobrze? - odparł Rogers z uśmiechem, chociaż w środku się cieszył, że Bucky'emu nie przeszkadzał jego wygląd.

- Um tak, jasne, oczywiście...

Szli w ciszy i mimo, że była ona komfortowa, to w Bucky'm zaczynały budzić się wyrzuty sumienia.

Może Steve nie chciał spędzić z nim urodzin? Może robi to z litości? Kto normalny chciałby świętować urodziny z nowo poznam facetem? Przecież to niedorzeczne, aby spędzał z nim czas z własnej, nieprzymuszonej woli. Spojrzał na Steve'a i zaczął błądzić po jego posturze wzrokiem. Chudy, trochę niższy, blond włosy, których luźne kosmyki padały na jego czoło. Jego niebieskie oczy idealnie pasowały do jego koszuli. Mała, blada twarzyczka. I kiedy tak mu się przyglądał, zauważył, że oddech Steve'a lekko przyspieszył. Zaniepokoił się tym, pamiętał, że Rogers choruje na astmę. Zatrzymał gwałtownie i położył dłoń na ramieniu mężczyzny. Nie mógł się powstrzymać od patrzenia mu w oczy.

- Steve? Wszystko w porządku? - Kiedy jego oddech zwolnił, a oczy spotkały się z zielono-szarymi tęczówkami uśmiechnął się.

- W porządku, Bucky. W porządku...

Brunet uśmiechnął się i wskazał na blok na końcu ulicy.

- To tam mieszkam. Mogę cię zanieść, jeśli nie możesz chodzić - Steve zarumienił się i spuścił wzrok.

To naprawdę staje się normalne - pomyślał Bucky

- To tylko astma. Dam radę - odpowiedział zaciskając pięści.

- Nie zamierzam cię brać za jakiegoś kalekę, jeśli o tym myślisz. Po prostu nie chcę, żebyś zszedł na miejscu.

- Przepraszam.

- Nic się nie stało - czuł, że teraz jest moment, w którym powinien zadać pytanie, dręczące go od kilkunastu minut - Ale tobie nie przeszkadza to, że spędzasz ze mną urodziny? Jeśli nie chcesz to możesz iść do domu, nie obrażę się - odparł lekko smutnym głosem. Steve zdziwił się lekko na to pytanie. Dla niego jasne było, że chciał zostać z brunetem jak najdłużej. Nie tylko zważywszy na jego samotne urodziny.

- Skądże, wydajesz się naprawdę miły, wcale nie robię tego z litości - odpowiedział Steve tym samym rozwiewając wszystkie wątpliwości swojego towarzysza. Gdy dochodzili pod blok, z kieszeni Rogersa zabrzmiał dzwonek telefonu. Blondyn szybko wyjął komórkę i odebrał.

- Hej - zaczął rozmowę.

- Gdzie ty, do diabła, jesteś?! Powinieneś być w domu od dwudz6 minut! - Steve lekko odsunął telefon od ucha, żeby nie stracić słuchu przez wrzaski swojej przyjaciółki.

- Nat, wszystko jest okej. Jakby ci to wytłumaczyć. Idę na urodziny.

- Co?! Z kim? - Natasha była bardzo zdziwiona, bo wiedziała, że razem z Samem byli jedynymi przyjaciółmi blondyna.

- Z Buckym. Poznałem go dzisiaj w kawiarni.

- Poszedłeś na urodziny z obcym facetem?! Jest już ciemno chcesz, żeby sytuacja z poprzedniego tygodnia się powtórzyła? - Nat była coraz bardziej zdenerwowana. Bardzo martwiła się o swojego przyjaciela.

- Nat, spokojnie, nic mi nie będzie - Rogers starał się uspokoić Natashę.

- Podaj mi go.

- Słucham? - Steve był tak zaskoczony, że nie wiedział, co robić.

- No daj do telefonu tego Bucky'ego - Steve odwrócił głowę w stronę bruneta i zauważył, że ten śmieje się cicho z tej sytuacji.

- Emmm ona chce z tobą porozmawiać - powiedział zawstydzony Steve i podał telefon Bucky'emu.

- Dzień dobry. Wiedz, że Rogers to bardzo wrażliwy i dobry chłopiec. Jak go skrzywdzisz to nie ręczę za siebie, rozumiesz? - powiedziała Natasha bardzo dobitnie.

- Nie mam zamiaru go krzywdzić - odpowiedział Bucky.

- Lepiej dla ciebie, żebyś mówił prawdę. Inaczej znajdę cię i nigdy się nie uwolnisz od moich tortur, zrozumiałeś?

- Tak, zrozumiałem - Bucky nie mógł powstrzymać uśmiechu na twarzy - Nie skrzywdzę go, spokojnie. Jest ze mną bezpieczny.

- Obyś nie kłamał, bo ina... - nagle Bucky usłyszał szumy w telefonie i po chwili rozmawiał już z jakiś mężczyzną.

- Cześć, przepraszam za nią. Czasami, jeśli chodzi o Steve'a, to ją ponosi, ech, ale nieważne. Ogólnie odprowadź go do domu, bo mi kobitka tutaj zwariuje. Jeszcze Rogers wyląduje w jakimś zaułku.

- Dobra, dobra odprowadzę go.

- Dobra, żegnaj.

I Sam, jak to Sam, rozłączył się w chamski sposób. Bucky nie wiedział, jak ma na to zareagować, więc po prostu oddał telefon Steve'owi.

- Masz fajnych znajomych.

- Wiem, ale Natasha jest nadopiekuńcza. Myśli, że nie mogę sobie z niczym poradzić. Po części ją rozumiem.

- Martwi się o ciebie. To zupełnie normalna reakcja.

Steve tylko pokiwał głową i ruszył w kierunku budynku, który wcześniej pokazał mu Bucky. Jego nowy przyjaciel cały czas szedł obok niego. Gdy dotarli do wejścia, Bucky wstukał kod i otworzył drzwi Steve'owi.

- Panie przodem - po czym teatralnie się ukłonił z uśmiechem na twarzy. Na ten gest Roger tylko parsknął śmiechem.


1159 słów

Jesteśmy bardzo zadowolone z pozytywnego odzewu i mamy nadzieje, że kolejny rozdział się spodobał. Do następnego!

[15.08.2020r.]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top