//rozdział II: Sol Benson\\

~MATTEO' POV~

Przyleciałem do Cancún razem drużyną Jam&Roller na konkurs. Aktualnie, jeździłem sobie po mieście, gdy nagle wpadła na mnie jakaś dziewczyna:
– UWAGA! – wrzasnęła. Ja jednak nie odstąpiłem jej. Byłem ciekawy co się stanie. I co? BUM. Wpadliśmy na siebie. Złapałem ją w talii i utrzymałem równowagę. Nic się nie stało.

– Hey, halo? Czemu na mnie wpadasz? – pytałem, a ona nie reagowała

– Eee, co? – potrząsnęła głową – Co się stało?

– Czemu na mnie wpadasz? – zadałem znowu pytanie

– Nie wpadłam na ciebie, zajechałeś mi drogie. Poza tym krzyczałam "uwaga" – broniła się  słodko deskytulując rękami. "Matteo co jest z tobą? Nie myśl tak!"

– Dobrze, nie wiem o co ci chodzi. Muszę wracać do pracy – oznajmiła i zaczęła odjeżdżać

– Gdzie pracujesz? – zawołałem

– Nie musisz wiedzieć! – krzyknęła, po czym odjechała

~LUNA' POV~

"Skądś go kojarzę, ale skąd? pomyślałam jadąc dalej. Zignorowałam wracając do pracy.
Gdy wracałam do domu, było około 14:00.
Weszłam do budynku kierując się do swojego pokoju. Z szafy wyjęłam fioletowo-różowa sukienkę. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam 5 minutowy prysznic. Ubrałam się szybko w świeże ubrania, zrobiłam lekki makijaż i rozczesałam włosy.
Zeszłam na dół do kuchni, gdzie była moja mama.

– Już jestem, kiedy będą goście? – dopytałam ją

– Za pół godziny –  odpowiedziała odrazu, po czym sprawdziła potrawę czy jest w sam raz

– A o co chodzi w zasadzie? –  pytałam dalej

– Aj, nie wiem Luna. Z tego co wiem to  nazywają się Sharon Benson i Ámbar Smith, mają do nas jakąś sprawę i do ciebie – powiedziała. Kiedy to usłyszałam,  zamurowało mnie

– Jak to do mnie? –  zapytałam

– Nie wiem, kochanie – westchnęła.
Pomogłam w nakrywaniu do stołu, a wtedy ktoś zapukał do drzwi naszej małej rezydencji. To była jakaś kobieta i nastolatka razem z mężczyzną.

– Dzień dobry, zapraszam – usłyszałam moją mamę jak otwiera drzwi i zaprasza gości.

– Dzień dobry – odezwała się kobieta

Przywitałam się i zasiedliśmy do stołu, po chwili dołączył  do nas mój tata, który  przywitał się z gośćmi. Zjedliśmy obiad i akurat moja rodzicielka podawała deser gdy pani Sharon, chyba, zaczęła mówić:

– Jestem tu razem z moją chrzestną córką, ponieważ mamy bardzo ważną sprawę, konkretnie chodzi o państwa córkę, Lune – przemówiła. Gdy z jej ist padło moje imię, spojrzałam się na nią zaniepokojona.

– Co się dzieje z Luną? – dopytał tata

– W zasadzie nic, ale to trochę osobista sprawa jest to bardzo wazne –  zaczeła – Kilka lat temu w moim domu był pożar, byli  tam  moja siostra Lily i jej mąż Bernie, mieli córkę Sol. Niestety zginęli, jednak niedawno dowiedziałam się, że jedna osoba przeżyła i to moja siostrzenica – mówiła. Miałam dziwne uczucie, ale nie wiedziałam czemu – I okazało się, że Sol została adoptowana i mieszka w Cancun. Uhh, nazywa się... Luna Valente – skończyła.

Zamurowało mnie. Chwila.. czyli jestem Sol Benson, nie Luna Valente... Co?

– Przepraszam – pierwsza otrząsnęła się moja mama – Jeśli dobrze rozumiem; nasza Luna jest pani stostrzenicą?

– Dokładnie – przytaknęła

–  W porządku – odezwał się tata – Co mamy teraz zrobić?

– Chciałabym, żebyście się przeprowadzili z nami do Buenos Aires

– Chwila,BA tak?

-Tak

-Dobrze – pani... znaczy ciocia Sharon zaczęła coś mówić –  Chciałabym, żeby Sol, przepraszam, Luna chodziła do Blake Sough Collage.

– W porządku, jeśli jesteście rodziną naszej córki to...  Przeprowadzimy się do BA – zakomunilowala Monica. Byłam uradowana tą decyzją, poza J&R i BSC miałam nadzieję, że poznam w końcu jakiś przyjaciół.
Po krótkiej chwili przypomniało mi się, że  gdzieś widziałam Ámbar

– Ee.. kuzynko? My się kiedyś nie widziałyśmy? – spytałam dla pewności

– Nie, Luna. Nigdy się nie widziałysmy – zapewniła mnie

– Dobrze wszystko ustalone. Wylatujemy po konkursie – rzekła ciocia

– Jakim konkursie?

————

Iiiiii... Co Wy na to? Mam nadzieję, że się spodoba.

Skróty:
BA - Buenos Aires
BSC - Blake Sough College
J&R - Jam&Roller

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top