Prolog
Włochy były przepięknym i słonecznym miejscem. Codziennie tutaj świeciło słońce. Stałam obok mojej przyjaciółki Caroline. Woda chlupie głośno w fotannie Di trevi.
- Ale upał co?- pytam ją pipijając zimną mrożoną herbatę z cytryną.
- Piekielny.- sapie blondynka.- jest chyba ze trzydzieści stopni. Poprawia swoje okulary przeciw słoneczne.- chcesz iść ze mną na zakupy?
- Nie jestem wykończona.- sapię ze zmęczenia.- przepraszam nie gniewaj się. Wrócę do hotelu bo wieczorem mam spotkanie.
- Spoko Eli. Jak chcesz to idź.- mówi.
- Tylko uważaj na siebie i daj mi znać telefonem za jakiś czas czy wszystko jest w porządku.- zostawiam ją i chce zamówić taksówkę do hotelu ale wpadam na kogoś. To bardzo przystojny blondyn ale jakiś dziwny. Jego skóra w świetle błyszczy jak diament.
- Oh proszę o wybaczenie kochanie.- jego mina wyraża skruchę.
- Nic się nie stało.- odpowiadam z uśmiechem.
- Może zechciałabyś się ze mną przejść?- uśmiecha się czarująco.
- Przepraszam ale miałam zamiar wrócić do hotelu ponieważ jestem zmęczona a ten upał jest nie do zniesienia.
- Rozumiem.- na jego twarzy widać rozczarowanie.
- Miło było cię poznać.- dodaję a on wyciąga rękę i całuje wierzch mojej dłoni. Jego wargi są zimne. Bardzo zimne. Wzdrygam się nie przyzwyczajona do takiego chłodu.
- Wzajemnie Bella.- odpowiada i puszcza moją rękę. Odchodzę od niego i wyciągam telefon żeby zamówić taksówkę. Niestety bedę musiała poczekać dwadzieścia minut więc idę do najbliższej kawiarni. Zamawiam mrożoną kawę i czekam na moją podwózkę kiedy brzęczy mój telefon. Widzę treść esemesa.
,,Nie mogę się już doczekać naszego spotkania Elizabeth".
Odpisuję mu że ja też. To był informatyk z którym miałam się spotkać. Pracuję przy komputerach ale mój laptop zaczął się psuć i wielokrotnie prosiłam go o pomoc przez telefon a teraz mam poważny problem i nie zrobię nic bez jego pomocy. Dlatego właśnie przyleciałam do włoch. Kiedy wracam do hotelu jest szesnasta trzydzieści. Ponieważ wszystkie hotele są klimatyzowane od razu czuję się lepiej. Mam jeszcze dużo czsu do spotakania więc zajmuję się dobrą książką oczywiście romans. Nagle słyszę pukanie.
- Kto tam?- pytam.
- Hotelowy serwis.- mówi.
- Niczego nie zamawiałam.- odpowiadam otwierając drzwi.
- Przesyłka musi zostać dostarczona madame.- kelner wnosi stół zastawiony pysznościami. Jest tu świeżo pażona kawa, kostki lodu w dzbanie inne przeróżne smakołyki takie jak różnego rodzaju ciastka tarty i babeczki. Kelner podaje mi kopertę i czarną kasetkę. Na liścik nawet nie spoglądam za to otwieram kasetkę. W środku znajduje się przepiękny naszyjnik w kształcie słońca. Mieni się wszystkimi kolorami tęczy.
- Jest piękny.- sapię z wrażenia.- od kogo to?
- Podarunek od jednego z gości hotelu.- wyjaśnia kelner.
- Dziękuję.- nie zakładam naszyjnika kiedy obsługa wychodzi tylko umieszczam go z powrotem do kasetki i odkładam.
- Pewnie od Aleksandra.- uśmiecham się i częstuję się pysznym ciastkiem. Wieczór następuje szybko i moje spotkanie na siódmą też. Ubieram się w elegancką granatową sukienkę i sandały. Biorę jeszcze sweter tak na wszelki wypadek i idę na spotkanie. W kawiarni już czeka na mnie brunet. Jest przystojny dobrze zbudowany i ma zarost na twarzy.
- Dobry wieczór Elizabeth może usiądziesz? - odsuwa dla mnie krzesło jak na dżentelmena przystało.
- Przyszłaś z kimś?- pyta nagle. Marszczę brwi.
- Nie. Dlaczego pytasz?- i rozglądam się. Widzę tego blondyna z ostatniego razu. Patrzy na nas jak jastrząb gotowy do ataku. Odwracam się do Aleksandra. Słyszę warkot blondyna ale nie zwracam na to uwagi ledwie go znam.
- Co mogę dla ciebie zrobić?- pyta.
- Mój laptop ciągle się zawiesza. Możesz coś z tym zrobić?- wyciągam komputer.
- Oczywiście.- nachylla się.- najpierw muszę zobaczyć w czym tkwim problem.- tłumaczy spokojnym tonem.
- A potem?
- Sfragmentować parę kawałków, sprawdzić dysk i takie tam. Będziemy musieli się jeszcze spotkać.- szczerzy się i ja też. Jego uśmiech jest zaraźliwy.
- Chcesz kawy?- pyta.
- Tak chętnie.- znika żeby złożyć zamówienie a mnie dreszcz przechodzi po kręgosłupie. Blondyn cały czas mnie obserwuje. Aleksander wraca i siada obok mnie. Dopijamy nasze kawy i razem wychodzimy z kawiarni.
- Byłoby dobrze jakbyś zostawiła mi laptopa.- mówi.
- Tak jasne.- daję mu komputer do ręki.
- Sprawdzę o co chodzi i dam ci znać. Podrzucić cię do hotelu?
- Tak pewnie.- odwozi mnie swoim autem pod hotel.
- Dobrze się bawiłem.
- No co ty? To przecież tylko spotkanie biznesowe.
- Mimo wszystko w twoim towarzystwie było bardzo miło. Dobranoc.
- Dobranoc.- odpowiadam i wysiadam z samochodu. To był bardzo dziwny dzień i jedyne czego chcę to pójść spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top