Rozdział 8 czyli ból i prawda
*Pov Dust*
Spojrzałem przelotnie na Blue. Po jego policzkach spływały dwa wielkie strumienie łez. Dłońmi zasłaniał usta, jakby powstrzymując się od krzyku. Na jego miejscu, prawdopodobnie też bym tak zareagował.
W pokoju, do którego zajrzeliśmy, Error i Ink namiętnie się całowali. Widać było, że to niszczyciel dominuje. Malarz, był przybity do ściany z rękami ponad głową, które trzymał Error. Mój "kolega po fachu" zaczął wkładać powoli wolną dłoń pod bluzkę właściciela domu, w którym się aktualnie znajdowaliśmy.
Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli nas. Tymczasem Blue coraz bardziej płakał.
*Pov Blueberry*
Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, niczym dwa wodospady. Error zdradzał mnie z moim najlepszym przyjacielem, a jego wrogiem! Zasłoniłem usta dłonią, aby nie krzyczeć od razu. Nie umiałem, nie chciałem wierzyć w to co właśnie widziałem. Prawdopodobnie oboje byli zbyt zajęci sobą nawzajem, aby dostrzec, że ktoś wszedł do pokoju.
Po chwili milczenia i gapienia się, nie wytrzymałem i wydarłem się tak, że mnie chyba w sąsiednim AU słyszeli:
- Ty zdrajco! Jak możesz!
Po tych słowach, nie zastanawiając się wiele, wybiegłem z domu Ink'a. Jedyne co zdążyłem usłyszeć, to głos Error'a, wołający moje imię. Nawet się nie odwróciłem. Do takiej osoby, nie warto.
Po chwili biegu, nawet nie wiem dokąd, zdyszany i zapłakany, usiadłem pod jakimś drzewem, przytuliłem nogi do siebie i z moich oczu poleciało jeszcze więcej łez.
- D-dlaczego? Dlaczego o-on mi to z-zrobił? Ja-ja go... naprawdę kochałem...
Siedziałem tak jeszcze, właściwe nie wiem ile, dopóki nie usłyszałem nad sobą dobrze znanego mi głosu.
*Pov Dust*
Nie wiedziałem co zrobić. Stałem tam jak głupi i tylko się gapiłem to na Blue, to na prawie zjadających się Ink'a i Error'a. W końcu Blue, chyba, nie wytrzymał i zaczął krzyczeć:
- Ty zdrajco! Jak możesz! - po tym, wybiegł z pokoju, a potem, prawdopodobnie, z domu.
Nasze zakochane ptaszki się od siebie odkleiły i spojrzeli prawie jednocześnie, w stronę biegnącego do schodów Jagódki.
- Blue!
Error już chciał biec za małym, ale zatarasowałem mu drzwi swoim ciałem, a raczej kośćmi.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, po tym, co widział.
- Ale...
- Zamknij mordę, nie ma ani dla ciebie, ani dla niego - pokazałem w tym momencie na... kurwa, skończyły mi się na niego obelgi... nie ważne, wskazałem palcem (ci już powinno być obelgą) na tego tam, drugoplanowego - żadnego usprawiedliwienia. Jak ty byś zareagował, gdyby to on cię zdradził, na przykład ze mną?
Nie odpowiedział.
- Tak myślałem. A teraz, obydwoje, siadać i tłumaczyć mi tu, co się odkurwiło i dlaczego?
Posłusznie usiedli. Ink był bardzo zarumieniony, ale i smutny, prawie płakał. U niego chociaż, było widać, że żałował, przez co nazwałem go wcześniej po imieniu, a ten drugi chuj, tylko siedział i patrzył na mnie, jakby ze zniecierpliwieniem.
- No, słucham. Co się właśnie odpierdoliło i dlaczego się odpierdoliło?
- Po pierwsze: "odpierdoliło się" to co widziałeś. Po drugie: chuj cię to powinno obchodzić. Zadowolony?
- Nie. - odparłem krótko i węzłowato, ale z wyczuwalnym wkurwem w głosie.
- Ruru, opowiedz mu wszytko, a ja idę poszukać Blue.
- O kurwa. To ile tak już ze sobą kręcicie, że macie dla siebie nawet słodziutkie przezwiska? - spytałem głosem w chuj sarkastycznym.
- Mówię ci, że chuj cię to powinno obchodzić.
- Ale mnie to mimo wszytko obchodzi. I myślę, że to faktycznie prędzej "Kiki" powinien pójść do Blue niż ty, kurwo.
- Ej, ej, ty się miarkuj!
- Bo co mi zrobisz? Będziesz mnie całował, dopóki się nie uduszę?
"Ruru" prawdopodobnie rzuciłby się na mnie i zaczął napierdalać po mordzie, ale jego kochany Inkuś go powstrzymał i coś szepnął na ucho. Potem wyszedł (Ink) i zostawił mnie z, całym żółtym od rumieńców, zdrajcą chujem bobrem.
- To opowiadaj, nawet jeśli to "długa historia". Mamy czas.
Usiedliśmy na podłodze i on zaczął mi powoli wszytko opowiadać i rozjaśniać, a moje oczodoły z każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem, stawały się coraz szersze.
*Pov Blueberry*
- Hej Blue. - usłyszałem nad sobą głos jednego ze zdrajców, dokładniej Ink'a.
- Z-zostaw mnie w s-spokoju. Nie ch-chcę na w-was nawet p-patrzeć. I-idź tam do s-swojego Errorka, p-proszę bardzo. - wydukałem ledwo przez łzy, dalej spływające po moich policzkach.
- Blue, wiem, że jesteś na mnie i Error'a zły, ale...
- Nawet nie wypowiadaj przy mnie jego imienia. - schowałem twarz w chustce, zawiązanej na mojej szyi.
- Blue, proszę, posłuchaj...
- Nie! Nie mam zamiaru słuchać ani ciebie, ani Error'a! Skąd mogę mieć pewność, że mnie nie okłamiecie, jak robiliście to... nawet nie wiem jak długi czas!
- A jaki miałbym w tym teraz cel? - spytał Ink; jego źrenice stały się białe, a twarz - pusta, nie wyrażała jakichkolwiek emocji. Przeszedł mnie dreszcz. Gdy Ink przybiera taką postać, zawsze jest szczery, i straszny przy okazji.
- N-no dobrze. W takim razie, opowiedz mi wszytko.
Ink usiadł i zaczął opowiadać.
*pikS emiT* (czyli Time skip do tyłu XD)
*Pov Ink*
Szedłem sobie, jak co dzień, przez AU's i sprawdzałem ich stan; czy są uszkodzone, czy wystąpił jakiś błąd w kodach itp. Byłem właśnie w Outertale. Idąc samotną, tajemną dróżka w Waterfall, spoglądałem w gwiazdy. Po chwili chodu, poczułem nagle zmęczenie. Usiadłem więc na końcu klifu, przy którym się znajdowałem. Zamknąłem oczy i oddałem się chwili. Nie długo cieszyłem się spokojem. Usłyszałem za sobą jakiś szelest. Odwróciłem się w stronę dźwięku. Spostrzegłem tam osobę, której nigdy bym się nie spodziewał. Error'a. Szybko wstałem i, dla ostrożności, przywołałem Broomy'ego.
- Aż tak mi nie ufasz? - spytał Error, widząc moją gotowość do walki.
- Nigdy nie wiem, czego się po tobie spodziewać. - odparłem i trochę się rozluźniłem, jednak dalej miałem Broom'a w pogotowiu.
Ponownie usiadłem na skraju klifu i spojrzałem w gwiazdy. Error usiadł niedaleko mnie.
- Wogóle, co tu robisz? - spytał nagle Error.
- Codziennie obchodzę wszystkie lub większość AU's.
- Wow, chce ci się?
- Szczerze? Nie chce mi się, ale muszę to robić, żeby utrzymać harmonię wszystkich światów.
- Dlatego ja chcę je wszystkie zniszczyć. Za dużo przy nich roboty. Poza tym, nikt się nie interesuje tymi zbędnymi historiami. Nawet Człowiek się nudzi Pacyfką po pewnym czasie.
- A ja myślę, że warto je bronić. Niektóre z tych historii są naprawdę piękne. Na przykład Flowerfell, albo Reapertale. Wszystkie coś znaczą, wszystkie do czegoś są potrzebne. Każde ma swoje przeznaczenie i ważną rolę w Multiversum. Są jak kwiaty w ogrodzie. Każdy inny, ale wszystkie piękne i potrzebne, chociażby po to, aby na nie spojrzeć i pomyśleć: "jak piękne mogą być kwiaty". Dlatego trzeba je pielęgnować i pozwolić im rosnąć.
Error jakby trochę posmutniał.
- A ja? Po co istnieję? - spytał, a w jego głosie dało się wyczuć smutek.
- Aby utrzymać równowagę we Wszechświecie. Każdy ma swoje przeciwieństwo po to, aby była harmonia. Ja tworzę, naprawiam i bronie, a ty - niszczysz, pasujesz i nie chcesz bronić tych wszystkich światów. Gdyby ciebie nie było i ja bym tylko tworzył, Multiversum byłoby jednym wielkim śmietniskiem po pewnym czasie. Byłoby tych AU's za dużo. Za to gdyby mnie nie było, prawdopodobnie zdążyłbyś zniszczyć już wszytko i nastała by ciemność; taki drugi Void. Dlatego oboje jesteśmy potrzebni. I ty i ja.
- W takim razie, po co walczymy? To nie ma celu. I tak nie możemy jeden drugiego zabić, więc po co?
Zastanowiłem się. W sumie, miał rację. Nie ma sensu walczyć, skoro i tak nie możemy się nawzajem zabić.
- Właściwie, masz rację Error. Walka do nikąd nie prowadzi. Co powiesz na to, żebyśmy zostali przyjaciółmi? - wstałem i uśmiechnąłem się do niego ciepło.
On, przez chwilę na mnie patrzył i się zastanawiał. Po pewnym czasie, również wstał.
- Zgoda. Możemy być przyjaciółmi.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Tak się cieszyłem, że nie będziemy już walczyć. To było naprawdę męczące i uciążliwe, a teraz, już tak nie będzie. Oczywiście, obydwoje będziemy robić to co wcześniej, ale teraz ,nasze spotkania nie będą się kończyć walką. Nie mogłem się opanować ze szczęścia i przytuliłem Error'a.
- I-iÑk, p-PÚš-ćç Mñ-NIë-Ė! - jego głos zglithował się jeszcze bardziej, niż normalnie, podobnie z ciałem. Przestraszony, szybko od niego odskoczyłem.
- E-Error, wszytko o-ok? C-co ci się s-stało?
- Mam taką fobie przed dotykiem. Hafefobia. Gdy ktoś mnie dotknie, zacinam się, albo restartuję.
- Nie wiedziałem, przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić.
- Jest dobrze. Tylko jak będziesz chciał mnie następnym razem dotknąć, ostrzegają mnie przed tym, ok?
- Dobrze.
Po tym, oboje zamilkiśmy. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Taka niezręczna cisza. Nie lubię takiej. Po chwili, postanowiłem ją przerwać.
- Error?
- Tak?
- Powiedz, nie chciałbyś się jakoś pozbyć tej fobii?
Spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- No, może i bym chciał, to trochę przeszkadza w codziennym życiu, ale nie za bardzo wiem jak to wyleczyć.
- A próbowałeś kiedyś kogoś dotknąć z własnej woli?
- Nie, bałem się, że się zatnę.
- To… może spróbujesz na mnie? - zaproponowałem.
- Nie jestem pewien, czy to aby na pewno dobry pomysł…
- A ja myślę, że to dobry pomysł. Spróbuj Error! Jak nie spróbujesz, to nie przezwyciężysz strachu.
- Uhh… Niech co będzie.
Zaśmiałem się cicho i usiadłem przed nim w siadzie japońskim. On, też tak usiadł.
- Więc od czego zaczniemy?
- Error, spróbuj położyć swoją dłoń na mojej. - wystawiłem przed siebie rękę.
On, chwilę się zastanawiał, lecz po chwili zaczął zbliżać swoją dłoń do mojej. Po pewnym czasie, nasze dłonie się stykały.
- Brawo Error! Teraz druga ręka.
- Ink, jesteś pewien?
- Tak, jestem pewien. - odparłem zdeterminowany (stay determined XD dop. Autorki)
Error westchnął i zaczął zbliżać swoją drugą rękę do mojej, którą wcześniej wystawiłem. Robił to trochę szybciej, niż na początku. Po chwili, jego obydwie ręce spoczywały na moich.
- Widzisz Error? Dałeś radę! Wiedziałem, że ci się uda! - pochwaliłem go.
On, uśmiechnął się i zrobił coś, czego się nie spodziewałem. Zacisnął palce na moich dłoniach. Spojrzałem na niego, odrobinę zdezorientowany.
- E-Error?
- Robię coś nie tak? - spytał z chytrym uśmieszkiem. Nie spodobało mi się to. Coś tu nie grało.
- Nie, ale trochę dziwnie się czuję… nie wiem czemu…
- Może mogę coś z tym zrobić? - powiedział i zbliżył się do mnie, ciągle trzymając moje dłonie.
- H-huh? E-Error?! Co ty…
Docisnął moje ręce do ziemi, przez co przewróciłem się na plecy i leżałem pod nim. On tymczasem, puścił moje dłonie, ale chwycił nadgarstki tak, abym nie mógł wstać. Trochę się przestraszyłem, ale i zdziwiłem.
- Error, co ty robisz?
- Pozbywam się fobii - odpowiedział i nagle pocałował mnie namiętnie.
Byłem tak zdezorientowany, że w pierwszym momencie leżałem pod nim jak trup i nic nie robiłem. Dopiero po chwili odwzajemniłem pocałunek. Trwaliśmy tak przez dłuższy czas. W pewnym momencie, Error przerwał pocałunek. Oboje ciężko oddychaliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. Przez chwilę, nasze usta łączyła cienka nitka śliny, która zaraz pękła. Wtem, otrząsnąłem się i zacząłem racjonalnie myśleć.
- Error, ale… ale ty jesteś z Blue, nie powinieneś…
- Chcesz znać prawdę, Ink? Byłem z Blue tylko po to, aby móc się do ciebie zbliżyć. Nie kochałem Blue, kochałem ciebie przez cały czas.
- W takim razie, czemu mi o tym nie powiedziałeś od razu?
- Powiedz szczerze, zaakceptował byś moje uczucia wtedy?
Zastanowiłem się. W sumie, on był moim największym wrogiem. Gdyby mi z takim czymś nagle wyjechał, chyba bym tego nie zaakceptował, wręcz go wyśmiał.
- Ch-chyba nie…
- A teraz?
- Teraz? Teraz jak najbardziej tak.
Znowu załączyłem nasze usta w pocałunku który trwał długą chwilę.
*Time Skip* (do teraźniejszości)
*Pov Blueberry*
Po opowieści Ink'a, poczułem się oszukany i wykorzystany. Czyli Error "kochał mnie" tylko po to, aby móc być bliżej Ink'a? Czyli tak naprawdę nigdy mnie nie kochał? A ja głupi, dałem się oszukać. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i skapnęła na błękitne kwiaty, które rosły pod drzewem.
-----------------------------------------------------------
Wow. 1886 słów. Masakra. W życiu tyle nie napisałam XD. Mam nowy rekord. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i do następnego.
Bayo~
Sleepysheepship6
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top