Rozdział 7 czyli wszędzie shipy
*Pov Dust*
W drzwiach stał ktoś, kogo się nie spodziewałem. A był to...
- Kill?
Nie wierzyłem własnym oczom. Jak on się tu znalazł? Przecież jeszcze nie dawno (około 5 godzin temu to niedawno wg. Dust'a XD dop. Autorki) był pokoju obrad i... no wszyscy wiedzą co. Chwila. Skoro tu jest Killer, to musi znaczyć, że Nightmare też tu jest prawda? Chyba tak. Poza tym, Kill ma na sobie tylko dużo za dużą bluzę, należącą do Night'a. Więc, tak. Nightmare też tutaj jest.
- No cześć. Co tu robicie? - powiedział, jakby wogóle nie zważając na to, że jest w samej bluzie, a przyszli do niego ludzie. No, właściwie szkielety.
- O to samo chciałbym zapytać ciebie.
- No cóż... ze względu na to, że trochę przeszkadzaliśmy Dream'owi, Cross'owi, Horror'owi i temu zboczeńcowi, przenieśliśmy się tutaj i muszę ci powiedzieć, że było zajebiście. Night jest naprawdę zajebisty w łóżku i... - urwał nagle. Spojrzałem na niego, a następnie na mojego towarzysza. Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że on go wcześniej nie zauważył, ze względu na jego wzrost, a Blue tego wszystkiego słuchał. Parsknąłem śmiechem.
- Mniejsza o to, nie wiesz może gdzieś jest marzyciel?
- Chyba powinien być w pokoju Cross'a razem z nim. Szczerze, nie wiem czy już skończyli.
- Okey, dzięki za informację. To my już wam nie przeszkadzamy, bawcie się tam dalej. - uśmiechnąłem się dwuznacznie i otworzyłem za nami portal do Horrortale. Killer tylko się zarumienił i zamknął drzwi. Kiedy przeszliśmy przez portal, Blue spytał:
- O co wam chodziło z tą zabawą i co niby Cross i Dream mają skończyć?
Roześmiałem się. On ma 18 lat i jest tak nieświadomy.
- Hej! Z czego się śmiejesz?!
- Hahahaha! Z ciebie! - odpowiedziałem, ksztusząc się ze śmiechu.
- No weź! Co niby jest takiego w tym śmiesznego?
- To, że masz 18 lat i jesteś tak nieświadomy i czysty, że to jest nie do pomyślenia.
- Co? Czysty? O co ci chodzi?
Znowu zacząłem się dusić ze śmiechu.
- Uh, po prostu chodź do tego Dream'a! - powiedział, wyraźnie zdenerwowany. Ledwo, ale jednak, się uspokoiłem i wszedłem za nim do bazy.
- To... którędy teraz?
- Chodź za mną, pokażę ci.
Mały, posłusznie, poszedł za mną.
Szliśmy przez chwilę w ciszy. Mijaliśmy wiele drzwi, prowadzących do różnych pomieszczeń. Przechodziliśmy również obok sali obrad. Słychać było stamtąd... różne dziwne dźwięki. Każdy (oprócz Blue) wie o co chodzi ( ͡° ͜ʖ ͡°). Uśmiechnąłem się i lekko zarumieniłem. Blue, miał dwa pytajniki w oczach. Totalnie nie wiedział o co chodzi i co oni tam robią (w znaczeniu Horror i Lust, bo oni tam zostali dop. Autorki). Ja, tylko lekko przyspieszyłem kroku. Po chwili szybkiego marszu, znaleźliśmy się przed pokojem Cross'a. Stamtąd, również dało się słyszeć różne odgłosy.
- Co tam się dzieje? Myślisz, że możemy wejść?
- A czemu mielibyśmy nie móc?
- Bo może im w czymś przeszkodzimy?
- Nie, na pewno nie. - użyłem takiego sarkazmu, że normalnie 2-letnie dziecko by go wyczuło. Ale nie nasz wspaniały Blueberry.
- Okey, skoro tak, to wchodźmy. - powiedział i lekko nacisnął klamkę. Drzwi się uchyliły, ale już przez tą szparę widać było, co się dzieje w środku. A dział się grzech.
Blue, momentalnie stał się pełnoprawną, chodzącą, żyjącą jagodą i zatrzasnął drzwi.
- Czemu mi nie powiedziałeś?! - zaczął na mnie krzyczeć, a ja, wróciłem do umierania i duszenia się ze śmiechu (proszę dajcie trochę powietrza, albo znicz dla mnie).
- Idziemy do Ink'a i mam w dupie twoje zdanie. Chodź. - powiedział, z wyraźnym wkurwem w głosie, i otworzył portal do AU Ink'a (wiem, że on nie ma AU, jako takiego, ale cichać dop. Autorki)
- Czekaj, czekaj, czy ty właśnie powiedziałeś "w dupie"? No, Blue, nie spodziewałem się po tobie.
- Zamknij się i chodź.
Posłusznie zamknąłem mordę, ale w duszy dalej się śmiałem, i poszedłem za Blue. Miejmy nadzieję, że już Error stamtąd poszedł.
Stanęliśmy przed drzwiami do domu malarza. Blue już trochę ochłonął i miał tylko lekki rumieniec na twarzy. Zapukał do drzwi. Nikt nie otworzył przez 5 minut.
- Dziwne, Ink zazwyczaj od razu otwiera.
Zapukał jeszcze raz. Dalej nic. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Ja tam bym wszedł.
- Jeśli zobaczę tam coś podobnego do tego, co działo się w waszej bazie, twoje imię nabierze dosłownego znaczenia.
- Okey, okey, spokojnie.
Powoli otworzył drzwi. Znaleźliśmy się w jakimś przedpokoju, dosyć jasnym. Nim zdążyłem się dobrze przyjrzeć, Blue skierował się do jakichś drzwi. Podszedłem do niego. On, je otworzył i zajrzał do środka. Ja, również.
Pokój nie był duży, ale nie był też mały. Na wszystkich ścianach, zawieszone były jakieś obrazy. Każdy przedstawiał coś innego. Jedne były wesołe inne smutne, jeszcze inne, straszne. Nie spodziewałem się tego po tym, pozornie, szczęśliwym malarzu. Na środku pokoju, stała, tyłem do nas, sztaluga, a na niej, płótno. Nie widzieliśmy co na nim było. Obok sztalugi, był mały podest, a na nim, najróżniejsze farby, pędzelki i pędzle, a także ołówek, gumka i kubek z wodą, prawdopodobnie, do oczyszczania pędzelków. W rogu pokoju, stała jasna, drewniana komoda, w której, najprawdopodobniej, znajdowały się jeszcze inne przybory do malowania, rysowania czy szkicowania. Jednak w pokoju nikogo nie było.
- Gdzie on jest? - spytał Blue, jakby sam siebie.
- Nie wiem, może jest w swoim pokoju, albo w jakimś pokoju dziennym, czy salonie? Chuj go wie.
- Wyrażaj się!
- Ty też przekląłeś. Jeśli ty możesz, to i ja mogę.
Nic nie odpowiedział, tylko zirytowany odwrócił się i skierował w zupełnie innym kierunku. Ja, jak jego cień, podążyłem za nim. Berry otworzył kolejne drzwi. Prowadziły one do pokoju dziennego.
Był on duży i jasny. Przy ścianie na prawo od drzwi, ustawiony był biały regał z książkami. Przeczytałem z daleka jeden tytuł. "Techniki malowania". Domyśliłem się, że cała biblioteczka jest zawalona tego typu śmieciami. Rozejrzałem się dalej. Na środku stał mały, biały stoliczek, a przed nim, jasna sofa. Pod stoliczkiem, był kolorowy dywan. Na ścianach pokoju, porozwieszanych było więcej obrazów. W tym pokoju, równie, nikogo nie było.
- No gdzie on może być? Jedyna możliwa opcja to taka, że jest w swoim pokoju...
- A gdzie ten pokój?
- Na górze.
Zdziwiłem się trochę. Nie przypominałem sobie, żebyśmy przechodzili obok jakichkolwiek schodów.
- To tu są gdzieś schody?
- Są.
- Gdzie?
Blue tylko się odwrócił i podszedł do kolejnych drzwi. Gdy je otworzył moim oczom ukazały się (nie zgadniecie) schody prowadzące na górę.
- O. Ciekawe.
- Nie gadaj tylko chodź. - powiedział Berry i zaczął wchodzić po schodach. Dogoniłem go w ich połowie i spytałem:
- Myślisz, że Error jeszcze tu jest?
- Nie wiem, a ty? Jak myślisz?
- Też nie wiem.
Doszliśmy na szczyt schodów. Znaleźliśmy się na końcu jakiegoś ciemnego korytarza.
- Kurwa, nie spodziewałbym się tego, że ten malarzyk może mieć choć trochę cienia w swoim domu.
- Nie przeklinaj. - pouczył mnie Blue. - To nie ładnie.
- Dobra, jebać, gdzie jest pokój tego pierdolca, oj przepraszam, malarza?
- Tu. - wskazał drugie drzwi po prawej.
- To czemu nie wejdziemy?
- W sumie, myślę, że możemy wejść.
Podeszliśmy do drzwi. Staliśmy przed nimi chwilę, jakby nie wiedząc co teraz zrobić.
- Tooo… wchodzimy?
- T-tak… chyba tak… - powiedział niepewnie Blueberry i lekko nacisnął klamkę, a następnie, popchnął delikatnie drzwi, które się otworzyły. Gdy spostrzegliśmy, co było w środku, zamarliśmy, a po policzkach Blue spłynęły gorzkie łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top