Rozdział 15 czyli ubrania
*Pov Blueberry*
Obudziłem się z krzykiem i gwałtownie usiadłem. Żałowałem tej decyzji. Żebra zaczęły mnie znowu bardzo boleć, więc opadłem ponownie na łóżko. Oczywiście, swoim krzykiem, obudziłem Dust'a.
- Blue, wszystko dobrze? - spytał zmartwiony, kiedy położyłem się na łóżku.
- Tak, to tylko koszmar...
- Chcesz mi o nim opowiedzieć? - spytał Dust i przytulił mnie lekko, gładząc mnie po tyle głowy.
- Mhmmm... - pokiwałem lekko głową i zacząłem opowiadać...
*Le sen Blue*
Leżałem na czymś twardym, czymś typu kamień. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po okolicy. Byłem na jakiejś bardzo wysokiej górze. Nie wiem, jak się tu dostałem, ale chyba powinienem znaleźć drogę do domu... do Dust'a.
Wstałem i zacząłem szukać wzrokiem jakieś ścieżki. Dostrzegłem ją kilka metrów ode mnie. Postanowiłem zejść ta ścieżką z góry. Gdy na nią wszedłem, poczułem się nagle bardzo źle. Zaczęła mnie boleć głowa i ledwo co widziałem. Chciałem zejść z tej dróżki, ale ona jakby się wydłużała, nie mogłem z niej zejść. Gdy byłem blisko jej końca, ta stawała się dwa razy dłuższa.
Nagle, na jednej półce skalnej, spostrzegłem Dust'a. Stał tam i patrzył się w przepaść za półką. Był bardzo blisko krawędzi, jeden krok i by spadł. Wyglądał jakby chciał skoczyć. Spanikowałem. Zacząłem krzyczeć, żeby mnie zobaczył. Po pewnym czasie, spojrzał na mnie i powiedział coś niezrozumiałym językiem:
*
I zrobił krok do przodu. Potem, widziałem tylko jak spadał. Zacząłem krzyczeć, płakać i prosić, żeby to nie było prawdą.
*Le koniec snu*
- I wtedy się obudziłem. - skończyłem opowiadać mu sen. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Wiesz, że to tylko koszmar, nie musisz się bać. - powiedział i przytulił mnie nieco mocniej, a ja się w niego wtuliłem.
- Ale to co wtedy powiedziałeś było... bardzo dziwne. Ty jakby mówiłeś znakami.
- Jakimi znakami? - zdziwił się.
- Nie wiem, teraz nie pamiętam, ale to było naprawdę dziwne. Ja słyszałem znaki. Nie wiem co mówiłeś, ale pewnie nic dobrego. - przytuliłem go mocniej, a z moich oczu popłynęło więcej łez.
- Obiecaj, że nigdy w życiu tak nie zrobisz. - wypłakałem w jego bluzę.
- Spokojnie Blue, obiecuję. Zawsze będę przy tobie.
Dust zaczął miziać mnie po plecach. Uspokoiłem się. Było mi bardzo przyjemnie. Zacząłem cichutko mruczeć i jeszcze bardziej wtulać się w jego tors.
*Pov Dust*
Blue zaczął mruczeć, zupełnie jak mały kotek. Nawet to słodkie. Po chwili, musiałem niestety przerwać pieszczotę i wstać. Mimo wszytko, należałoby się przebrać.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej swój codzienny strój. Spojrzałem na Blue. Kurwa, nie mam dla niego żadnego ubrania. A myślę że chodzenie tylko w za dużej bluzce, nie jest zbyt przyjemne i komfortowe. Postanowiłem pójść po jakieś ubranie dla niego. Tym razem pójdę z nim, bo nie wiem co jeszcze może mu się przytrafić pod moją nieobecność i szczerze, nie chciałbym wiedzieć.
- Blue, mam dzisiaj dzień wolny, więc pomyślałem, że moglibyśmy pójść po jakieś normalne ubrania dla ciebie.
- Naprawdę? Super, chodzenie w samej bluzce nie jest zbyt wygodne. - tak jak podejrzewałem.
- Ale najpierw chodź, opatrzę ci te żebra, muszą cię jeszcze boleć. - podszedłem do niego, zdjąłem go ostrożnie z łóżka i zacząłem go prowadzić w stronę łazienki. Tam, opatrzyłem go, zawiązując mu bandaż wokół żeber.
- Więc, gdzie chcesz iść po te ubrania? - spytał Blue, gdy już miał na sobie bluzkę. Tia... dopóki nie znajdziemy tego "normalnego" ubrania, będzie nosił moją koszulkę.
- Hmmm... myślę, że w pierwszej kolejności odwiedzimy Underlust. - uśmiechnąłem się chytrze i spojrzałem na Blue. Był cały w błękitnych rumieńcach.
- Haha, żartowałem spokojnie. - zacząłem się śmiać, a Blue spojrzał na mnie zdenerwowany.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne, a teraz chodź, gdziekolwiek, byle nie do Lust'a.
- No dobrze, w takim razie, chodźmy. - powiedziałem i otworzyłem portal do Reapertale. Słyszałem, że Reap kupował ostatnio coś (wszyscy wiedzą co) dla Geno. Tak, chciałbym zobaczyć Blue w takim czymś.
Znaleźliśmy się przed domkiem Life, więc postanowiłem spytać ją, czy nie wie gdzie jest Bóg Śmierci.
Zapukałem.
- Proszę. - usłyszałem głos bogini życia zza drzwi. Tak jak powiedziała, weszliśmy do środka. W domku roznosił się zapach świeżej herbaty. Po chwili, prawdopodobnie, z kuchni, przyszła do nas Life.
- Och, witaj Blue. Widzę, że przyszedłeś z przyjacielem. Nie widziałam go wcześniej; jak masz na imię? - spytała mnie łagodnym głosem.
- Mam na imię Dust. - powiedziałem i mimo woli, uśmiechnąłem się podobnie do Chary.
- Hmmm... słyszałam o tobie. Nie należysz przypadkiem do tej grupy Nightmare'a, brata Dream'a?
- Tak... - odparłem z niechęcią.
- Ale chcieliśmy cię o coś zapytać. - Blue zmienił temat, za co byłem mu bardzo wdzięczny.
- Och, o co?
- Czy nie wiesz może gdzie jest Reaper?
- Hmmm... powinien być właśnie w Dancetale.
- Czemu akurat tam? - zdziwiłem się.
- No cóż, śmierć nie wybiera, jak to mówią. Jedna postać miała umrzeć już tydzień temu, ale Reaper nie zrobił tego wtedy kiedy musiał i dopiero teraz idzie uśmiercić tą osobę.
- Ciekawe ma życie. - żartowałem.
- Taka rola śmierci. Jeśli chcecie go znaleźć, powinien być w tym właśnie AU. Mam nadzieję, że wam pomogłam.
- Jak najbardziej, dziękuję ci Life, my już będziemy iść. Do zobaczenia. - Blue poszedł do wyjścia, więc ja też.
Gdy wyszliśmy, Blue powiedział:
- Czyli teraz do Dancetale?
- Myślę, że tak. - po tych słowach otworzyłem portal. Przeszliśmy przez niego i znaleźliśmy się niedaleko za Snowdin.
- Teraz, gdzie ta Kostucha może być...
- O mnie mówisz? - usłyszałem za sobą głos Reap'a.
- Kurwa mać! - Było to tak niespodziewane, że skoczyłem za Blue.
- Pffff, hahahaha! - Reaper zaczął się śmiać.
- No zajebiście śmieszne, udało ci się mnie wystraszyć, brawo. - powiedziałem sarkastycznie i podszedłem do Śmierci. Teraz można by powiedzieć, że stałem twarzą w twarz ze Śmiercią.
- Dobra, heh, nieważne, co chcesz ode mnie? - Reaper postanowił się łaskawie opanować i spojrzał na mnie.
- Wiesz, szukam jakiegoś ubrania dla Blue, a słyszałem, że ty coś ostatnio kupowałeś dla Geno, nieprawdaż? - uśmiechnąłem się znacząco.
- Dobrze słyszałeś. Chciałbyś coś wybrać teraz?
- Jakby się dało, byłbym zadowolony.
- Hmm... mała przerwa w pracy mi właściwie nie zaszkodzi, a i tak zrobiłem co miałem zrobić. Więc jeśli chcecie to chodźcie do naszego domu.
- Naszego? - spytał zdziwiony Blue.
- Och, widocznie nie wiesz jeszcze, że mieszkam razem z Geno w jednym domu w Loading Screen'ie.
- Szczerze powiem, że ja też nie wiedziałem. - przyznałem, a Reap się zaśmiał.
- Wy to cofnięci jesteście, pasujecie do siebie.
Na jego słowa, automatycznie oboje się zarumieniliśmy; ja na fioletowo, a Berry na błękitny kolor. Kostucha parsknął śmiechem i otworzył portal do Ekranu Ładowania.
Przeszliśmy zaraz za nim i zobaczyliśmy przed sobą naprawdę ładny, piętrowy domek z jasnymi ścianami i ciemniejszym dachem.
- Wow, ale ładny. - skomentował Blue.
- Wiem. Mnie też się podoba. Ink go dla nas namalował. Chodźcie do środka. - odparł Trap po czym skierował się do wejścia. My, jak te demony za grzechem, podeszliśmy do drzwi. Śmierć otworzył drzwi i od progu wrzasnął:
- Geno, kochanie, Dustberry przyszło!
Blue stał się prawdziwą, chodzącą jagodą; ja prawdopodobnie też, z tą różnicą, że ja byłem fioletową jagodą.
- Już idę Reaper! - usłyszeliśmy głos półtrupa z piętra.
Po chwili, dało się słyszeć tuptanie po schodach. Jak dało się domyślić, był to Geno.
- Cześć Blue. - Geno przytulił swojego przyjaciela.
- I cześć Dust. - powiedział trochę niechętnie.
- To ja i Dust na chwilę wejdziemy do pokoju, a Blue i Geno pogadają w salonie, ok?
- Okey, może być. - powiedział Blue i poszedł za chodzącym dowodem na to, że zombie istnieją.
- No to Dust, chodź. Pokażę ci co mam. - powiedział chłopak chodzącego dowodu na to, że zombie istnieją i poszedł w stronę schodów. Ja poszedłem za nim i oglądałem obrazy powieszone na ścianach.
Wiele z nich przedstawiało klepsydry z "przesypującymi się" duszami i czarne ptaki lecące nad lasem.
- Macie ciekawy styl. - zagadnąłem.
- Oboje mamy dosyć spory związek ze śmiercią, więc w przypadku stylu się dopasowujemy. - powiedział Bóg Umarłych i otworzył przede mną jakieś drzwi.
- Panie przodem. - zaśmiał się.
- No to wchodź. - odpowiedziałem ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Heh, i za to cię lubię. - powiedział, po czym wszedł do pokoju i zapalił światło. Ja, wszedłem za nim.
Nie będę opisywał jak wyglądał ich pokój, bo prawdopodobnie znudziło by was to. A tu, w tej książce, nie o to chodzi.
Nie ważne. Ważne, że podszedłem z Kostuchą do szafy. Wielkiej, ogromnej szafy.
- Czy cała ta szafa jest wypełniona tym co myślę? - spytałem nieco zadziwiony.
- Jak najbardziej. - odparł z dumą.
- Jesteś kurwa chory na łeb. Jak można tyle tego zebrać? Ile to kolekcjonowałeś i ile tego dokładnie jest?
- Ohoho, zważaj na słowa, młody człowieku. Mimo wszytko, rozmawiasz ze śmiercią. Co do twojego pytania, zbierałem to ledwo tydzień. I jest tego około 2020.
Spojrzałem na niego jak na typa, który zabija dotykiem.
- Dobra, nie wnikam, pokaż mi co masz.
Śmierć rozsunął drzwi szafy i moim oczom ukazało się mnóstwo różnego rodzaju "strojów". Były tam przebrania służących, króliczków, mundurki szkolne, różnego rodzaju i koloru koronki i wiele wiele więcej.
- O japierdole... - skomentowałem.
- No, wszystkie używane.
- Co do... ty go ponad 2000 razy przeleciałeś? Od ilu wy jesteście razem?
- Hmmmmm... miesiąca?
- Ja w ciebie nie wierzę. - złapałem się za głowę.
- A ty co, ile już z Jagódkiem jesteście?
- Nie jesteśmy razem.
- A jak z...
- Zamknij się, kurwa!
- Dobra, dobra, spokojnie, bez agresji. - zaśmiał się.
- Jak cię dostanę w swoje łapy to cię zajebę. - wysyczałem przez zęby.
- Haha, wątpię.
- A to czemu?
- Nie zabijesz śmierci. Pomyśl trochę logicznie. - i znowu zaczął się atak śmiechu.
Nie zważając na niego, podszedłem bliżej do szafy i przyjrzałem się "ubraniom" w szafie. Moją uwagę przykuł strój tancerki brzucha. Wyglądał trochę jak strój tej księżniczki Disney'a, Jasminy, czy jak ona tam miała, tylko że ten, dużo więcej odsłaniał. Góra od stroju była o wiele bardziej skąpa i na dodatek nie miała ramiączek. Dół był przezroczysty, więc jedynym okryciem dolnych partii ciała (wszyscy wiedzą o co chodzi) była bielizna, którą dana osoba miała na sobie. Do tego, dołączone były bransoletki na kostki i nadgarstki.
- Widzę, że ci się podoba.
- No, nawet.
- Jeśli chcesz, mogę ci to pożyczyć, albo rozejrzysz się za innym strojem.
- Nie, myślę, że tam jest dobry.
- Dobra, weź jeszcze kilka normalnych ubrań, żeby nie było, że przyszedłeś tu tylko po to. - wskazał "ubranie" które wybrałem dla Blue.
- A masz coś normalnego? - zdziwiłem się.
- No jasne, a co ty myślałeś? Że ja tylko seksem z Geno żyję?
- Nie, absolutnie. - odpowiedziałem sarkastycznie.
Ten, tylko na mnie spojrzał swoim morderczym wzrokiem i podszedł do drugiej, równie dużej szafy po drugiej stronie pokoju. Nie wiem jakim cudem jej wcześniej nie zauważyłem. Reap wyciągnął kilka koszulek i spodni. Wśród tego wszystkiego, dojrzałem jedną parę ładnej, koronkowej bielizny.
- A to mi na co? - spytałem wskazując na, nie powiem, dosyć seksowną bieliznę.
- Tobie może na nic, ale Blue myślę, że będzie tego potrzebował.
- O. W sumie masz rację.
Wziąłem od niego normalne ubrania i strój, zapakowany do torby, i skierowałem się w stronę drzwi.
- Dzięki za pomoc Reap. Kiedyś się odwdzięczę.
- Kiedyś?
- No wiesz, mam na to całą wieczność. - zaśmiałem się.
- No bardzo śmieszne. Kurwa poczekaj, bo zapomniałem się zaśmiać. - odparł sarkastycznie Reaper i przewrócił oczami, których nie miał.
- Spoko, dopłacę się w najbliższej przyszłości. Teraz muszę już lecieć. Pa.
Wyszedłem z pokoju i zawołałem:
- Chodź Blue, wracamy!
-----------------------------------------------------------
Ten dziwny język, którym mówił Dust we śnie Blue, to język Gastera. Dust powiedział dokładnie: "to twoja wina". Mam nadzieję, że się podobało.
Do następnego 😋
Sleepysheepship6
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top