19

-zamknąć mordy!-krzyknął głośno Bakugo patrząc na śmiejących się towarzyszy. Nasze rany na ramionach dużo mówiły co się wczoraj działo. To w cale nie był sen! Naprawdę obudziłem się przy Bakugo! I to z nim oznaczony. 

-ale ja chce wiedzieć ze szczegółami co się w nocy działo gdy spaliśmy! Kirishima jesteśmy przyjaciółmi więc mów!-złapała mnie za ramiona, ale...co mnie zdziwiło obronił mnie Bakugo.

- nie będziemy marnować czasu na głupoty!-zawarczał - musimy wracać do trasy -pokazał wszystkim środkowy palec i ruszył przed nas.

No i tak wróciliśmy do drogi. Kilka razy próbowałem zmienić się w smoka, za trzecim się udało i wtedy wszyscy zaczęli się kłócić o "najlepsze" miejsce. Po małej kłótni Bakugo usiadł tak, że na luzie trzymał się moich rogów czyli on dostał te najlepsze miejsce gdzie każdy chciał być. A reszta piszczała i krzyczała całą drogę, że zaraz spadną. Dla mnie było to bardzo ciekawe doświadczenie. Miałem nadzieję, że nie zabijemy się po drodze czy coś. To były tak naprawdę moje pierwsze tak długie loty. Przelecieliśmy nad lasem wokoło pół godziny, a pieszo zajęłoby nam to kilka dni. Oszczędziliśmy na czasie chodź tak naprawdę nigdzie nam się nie śpieszyło otwarcie brany od skarbca nie miało limitów. Po szybkiej analizie wylądowałem przed skarbcem. Cieszyliśmy się wszyscy, że przeżyliśmy ten lot...jednak najgorsze dopiero się zaczęło. Dzięki mojemu i bakugo pocałunkowi otworzyliśmy wrota przez które przeszliśmy, od razu one za nami się zamknęły. A jedynym światłem były nasze pochodnie, które podpaliłem, jaki i mapa, na której pojawiła się zielona i czerwona kreska. Niestety tylko ja to widziałem, bo w końcu byłem smokiem. Zorientowałem się, że nie mamy dużo czasu w końcu byliśmy tu już zamknięci, ale nie było nigdzie świeżego powietrza.

-nie mamy dużo czasu -mruknął bakugo -jeśli się nie pośpieszymy to zabraknie nam tlenu-mruknął-prowadź -teraz zwrócił się do mnie

-cały czas prosto -Mimo, że to ja miałem mapę on na razie poszedł pierwszy, a ja za nim. Czekała nas jeszcze długa droga. Do głównego skarbca prowadziła zielona droga ale jak i czerwona. Zielona po prostu była bezpieczna bez pułapek, a czerwona z pułapkami gdzie było wiele ciał czy starych połamanych szkieletów.

Nasza droga była nudna....można powiedzieć, że praktycznie nic się nie działo. Oprócz tego, że im dalej szliśmy, tym bardziej brakowało już nam tlenu i każdemu było już słabo i tego, że kilka razy Mina uciekała od pająka czy innego robaka. Najgorzej było gdy zobaczyłem, że droga się skończyła...i znaleźliśmy ślepy zaułek-koniec drogi -mruknąłem patrząc na drogę, która była zawalona skałami

-jak to koniec-mruknął niezadowolony Kaminari-gdzie moje bogactwo?!-rozejrzał się po ciemnicy

-najprawdopodobniej za tym-pokazałem mu na zasypane przejście

-i co? mamy to odkopać?-mruknął Sero i podszedł do zawalonego sufitu i próbował jedną skałę przesunąć, a Kamiś jedną kopnął ale później złapał się za nogę z bólem

-jest inna droga niż tędy?-bakugo podszedł do mnie i popatrzył na mapę

-jest...trzeba iść w prawo, a potem lewo później cały czas prosto i jest drugie wejście do głównego skarbca-pokazałem palcem jak tam trzeba iść

-no to idziemy -mruknął odwrócił się tyłem do mnie i ruszył w tamtą stronę

-czekaj!-krzyknąłem, a mój krzyk echem rozbił się po ścianach-...to jest czerwona trasa...-popatrzyłem na niego poważnie

-czerwona? -popatrzyła na mnie Mina

-eee tam jestem i tak jak przystało na faceta daltonistą!-machnął ręką i chciał tam iść już omijając Bakugo ale ten złapał go za kołnierz

-co jest nie tak z tamtą drugą drogą?-zerknał na mnie, a ja podniosłem wzrok patrząc na niego

- cało...z tego możemy nie wyjść..-mruknąłem

///

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top