💮 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟕 💮
💮
Nicky włożył telefon Kenzie do kieszeni, wciąż będąc wstrząśnięty jej słowami wobec Madeline. Zastanawiał się, co znów w nią wstąpiło.
Postanowił pójść na górę do żony, aby sprawdzić co z nią. Bardzo się o nią martwił.
— Mad, skarbie?— zapytał, pukając do drewnianych drzwi. Przejechał językiem po wargach, czekając na jej odpowiedź.
— Zostaw mnie, proszę.— usłyszał jej delikatnie drżący głos, przez co zamrugał kilka razy – dawno, bardzo dawno, nie słyszał, aby płakała, prócz wtedy, kiedy dowiedział się, że poroniła. Madeline była teraz silną i spełnioną kobietą, która nigdy się nie poddaje i nie ustąpi, dopóki nie osiągnie postawionego sobie wcześniej celu.
— Wiem, że to, co powiedziała Kenzie, było nie na miejscu, ale proszę, proszę, porozmawiaj ze mną.— dalej próbował namówić ją do rozmowy, przez co w końcu uległa – zawsze po jakimś czasie ulegała. Wpuściła go do środka.
— Dlaczego ona to powiedziała? Co ja jej takiego zrobiłam? Ona mnie nienawidzi?— spytała, ocierając łzy swoim nadgarstkiem. Nicky westchnął ciężko, siadając obok niej na wielkim łóżku, opierając się o oparcie i przytulając żonę do siebie.
— Na pewno tak nie uważa, po prostu była zdenerwowana. Dobrze wiesz, że przechodzi okres buntu, dorastania i hormony jej buzują. Nie można się na nią złościć, to nie jej wina...— szeptał brunet, głęboko patrząc w oczy żony, pocierając jej rękę swoim kciukiem.
— Naprawdę cieszyłam się, że chce nagrać ze mną piosenkę, a teraz gdy już po wszystkim, nagle zmienia zdanie!— wymamrotała Madeline i przytuliła się do ramienia Nicky'ego, który pogłaskał ją po włosach.— Moja własna rodzona córka uważa mnie za kogoś tak okropnego!
Madeline wybuchnęła, a Nicky'ego jednym słowem zszokowało. Dalej nie wierzył, że jego córka mogła wypowiedzieć takie słowa.
— Widziałam nawet listy, które inni wrzucają jej do szafki! Ona wszystkie trzyma w swoim pokoju!— krzyknęła, dmuchając nos w chusteczkę higieniczną, którą po chwili wyrzuciła na podłogę.— Jej rówieśnicy nazywają mnie... te słowa nawet nie przejdą mi przez gardło!
Kolejny raz wybuchnęła, porywając kolejną chusteczkę z opakowania stojącego na szafce nocnej i otarła łzy oraz rozmazany tusz do rzęs. Zerwała sztuczne rzęsy i również wyrzuciła je na podłogę. Nicky chyba po raz pierwszy widział ją w takim stanie, a naprawdę widział ją w każdej postaci. Nawet takiej, gdy Madeline leży skulona w dresach, jedząc czekoladę i oglądając komedię romantyczną. Chciał coś zrobić, ale nawet nie wiedział. Teraz był sparaliżowany.
— Nie chcę, żeby tak uważali!— krzyknęła kolejny raz, a Kenzie w swoim pokoju ukłuło coś w klatce piersiowej, ogarniając, jak bardzo musiało zaboleć to jej mamę. Wiedziała, że musi matkę przeprosić, i to jak najszybciej, zanim przejdzie załamanie nerwowe. Nie wiedziała jednak jak.
— Nie uważają tak! Zazdroszczą ci, bo jesteś młodą, silną, śliczną, mega uzdolnioną kobietą sukcesu!— pisnął Nicky, opierając się na kolanach, naprzeciwko blondynki, która wydała z siebie dziwny, niezidentyfikowany pisk.
— Nie masz pojęcia, co o mnie myślą, ale na pewno nie myślą, że jestem silna, śliczna i młoda! Mam wszystkiego dość!— i z tymi słowami wstała z pokoju, wybiegając z domu. Nicky nawet nie zdążył za nią pobiec, bo wybiegła tak szybko.
— Widzisz, co narobiłaś?!— krzyknął do stojącej obok niego Kenzie, która ocierała swoje łzy. Nicky prawie zmiękł na ten widok, jednak ciągle pozostawał wściekły na córkę, za słowa, które wypowiedziała.
— Wiem, że muszę przeprosić mamę! Wiem, co narobiłam, ale proszę, nie krzycz już tak na mnie!— pisnęła roztrzęsiona brunetka, mocno tuląc się do klatki piersiowej ojca.
Nicky nie mógł jej odepchnąć lub cokolwiek powiedzieć, bo po prostu nie umiał. Nie potrafił tego zrobić. Była to jego córka i, choć postąpiła bardzo źle, musiał zatroszczyć się także o nią.
— Uspokój się. Mama pewnie poszła do naszego miejsca, a gdy wróci, przeprosisz ją i wszystko będzie tak jak dawniej. Nie martw się, mama jest przecież bardzo silna...— szeptał jej do ucha, głaszcząc ją po włosach, aby choć minimalnie ją uspokoić.
— Wcale nie uważam ją za taką, jaką siebie nazwała. Oczywiście, że nie.— wymruczała w pierś Nicky'ego, który tylko przytulił ją mocniej, całując w czubek głowy.— Jeżeli na chwilkę oddasz mi laptopa, wrzucę do internetu naszą piosenkę.
— Do dzieła, mama na pewno będzie szczęśliwa.
Kiedy Madeline wybiegła z domu, skierowała się prosto do jej i Nicky'ego ulubionego miejsca, gdy byli jeszcze nastolatkami.
Było to całkiem bezludne miejsce. Mało kto wiedział o tym miejscu. Zielona trawa pachniała świeżo, co tylko ją uspokajało, gdy na niej leżała. Dwa metry dalej było szerokie jezioro z niesamowicie czystą wodą. Madeline widziała nawet kamienie na dnie. Zaś niebo było piękne i czysto niebieskie, a na horyzoncie unosiło się słońce, które raziło w oczy.
— Ej, bo ci zaraz oczy wypali.— zachichotała Dawn, która nie wiadomo nawet, skąd się wzięła. Pojawiła się znikąd, jakby wiedziała, że była tam potrzebna.
— Dawn? Co ty tutaj robisz?— spytała Madeline, natychmiast podnosząc się do pozycji siedzącej i opierając się na łokciach.
— Ashley i Aurora jeżdżą na rolkach w pobliskim parku, a ja dostałam info od Nicky'ego, że siedzisz sama w waszym miejscu.— odpowiedziała Dawn, jakby to było oczywiste, siadając naprzeciwko przyjaciółki.— Co się stało?
— Dobrze wiesz, że ja i Kenzie nagrałyśmy piosenkę. Dzisiaj dostaliśmy płytę z teledyskiem, a ona stwierdziła, że jej się nie podoba i nie wrzuci jej na swój kanał. Naprawdę cieszyłam się, że mogę nagrać piosenkę z córką, a ona powiedziała, że tylko na mnie będą patrzeć. Czuję, że uważa mnie za jakąś głupią panienkę, która chwali się swoją urodą i głosem. Naprawdę tak nie jest! Nie chcę, żeby tak uważała…
— Kenz tak nie uważa, dobrze o tym wiesz i sobie coś ubzdurałaś.— odpowiedziała Dawn, urywając stokrotkę i wkładając ją za ucho przyjaciółki.— Wrzuciła piosenkę i teledysk. Gdybyś widziała komentarze! Czekaj, przeczytam ci.
Pisnęła Dawn, odblokowując telefon i zaczynając czytać niektóre komentarze, których było już tysiące. Wyświetleń natomiast były miliony.
— „Świetna matka, to i córka idealna”, albo „Piosenka zajebista, dokładnie taka, jak obie panie”.
— Przestań.— przerwała jej Madeline, jakby zapominając o rozpaczaniu, a Dawn wywróciła oczami, chowając telefon.
— Musisz zrozumieć, że ona tak nie uważa. Za bardzo bierzesz wszystko do siebie. Rozumiem, że bolą cię jej słowa, ale one nie idą prosto serca, tylko z głupich ust, które nie wiedzą, co mówią, bo dojrzewają.— z tymi słowami Dawn dźgnęła przyjaciółkę palcem, przez co ta cicho zachichotała.
— Może masz rację.
— Ba, ja zawsze mam rację.— odpowiedziała Dawn, a blondynka parsknęła śmiechem, zerkając na jezioro za przyjaciółką. Wpadła na dość głupi pomysł, jednak stwierdziła, że raz się żyje.
Madeline wzięła rozbieg i wskoczyła do jeziora, lądując na stopach w głębokiej wodzie. Spotkała się przez to ze zdziwioną miną Dawn, która wstała, jakby nie dowierzając.
— Madeline Aurelie Harper sama wskoczyła do wody. Ojej, nie wierzę, chyba muszę to zapisać w kalendarzu!
— Daj spokój, już dość pomogłaś. Wskakuj!— pisnęła roześmiana Madeline, machając ręką na Dawn, która poszła w ślady przyjaciółki, zdejmując buty, biorąc rozbieg i wskakując do jeziora.
— Nie wierzę, że udało ci się mnie namówić. Co, dzisiaj wieczór z lampką wina i ploteczkami?
— Oczywiście.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top