💮 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟑𝟗 💮
💮
< rozdział pisany z Xv_rasek >
Kiedy kilka dni później wszyscy w domu usłyszeli dzwonek od drzwi wejściowych, Nicky od razu poszedł je otworzyć.
— Miło was widzieć.— powiedział z uśmiechem Nicky, obejmując Madeline w talii, wpuszczając ich gości do środka. Blondynka ubrana była w dość krótką, różową sukienkę z rozkloszowanym dołem, chodziła w różowych szpilkach, a jej platynowe włosy były rozpuszczone. Nicky natomiast ubrany był w zwykły garnitur.
— Witamy, dziękujemy za zaproszenie.— odpowiedział uśmiechnięty Jack, idąc za rękę ze swoją narzeczoną.
— Madeline! Wspaniale wyglądasz!— pisnęła Susan z zachwytem.
— Dziękuję, Susan. Ty również wyglądasz prześlicznie!— odpowiedziała zachwycona Madeline, obejmując ją delikatnie.— Mów, co u ciebie?
— Wszystko w porządku, a jak u ciebie? Co u dzieciaków?— spytała z uśmiechem, siadając naprzeciwko przyjaciółki.
— U mnie wszystko w jak najlepszym porządku, ale dzieciaki zaczynają mi się buntować, bycie matką jest trudne.— szepnęła ze śmiechem w jej stronę.
— Oj, nie zniechęcaj mnie...— zachichotała, zakładając pasmo włosów za ucho.
— O! Widzę, że obrazy trzeba byłoby odnowić.— zauważył Jack z założonymi rękami, oglądając swoje dzieła.
— Oj, przydałoby się. Młodzi już strasznie podrośli, a i tak mamy nową sztukę w rodzinie.— powiedział żartem Nicky, chichocząc cicho, obejmując ramieniem Tommy'ego, który chodził z nimi i oglądał dom.
— Cześć, Tommy. Jestem Jack.— uśmiechnął się miło w stronę chłopaka, ściskając jego dłoń.
— Miło mi pana poznać.— odpowiedział Tommy z szerokim uśmiechem.
— Myślę, że nasze kobiety już znalazły sobie tematy.— zauważył Jack, a Nicky skinął głową ze śmiechem.
— Ty i Jack planujecie już dzieci?— spytała Madeline, patrząc na Susan poważnym wzrokiem.
— Również chciałabym się dowiedzieć.— dodała Kenzie, siadając obok Madeline, która ją objęła.
— Skarbie, gdzie twoje maniery?— spytała Madeline, wzdychając cicho.
— No tak.— wymamrotała dziewczyna.— Dzień dobry, Susan.
— Cześć, Kenzie. Właściwie to tak. Planujemy dzieci.— odpowiedziała z uśmiechem, patrząc na Madeline i Kenzie.— Chciałabym, żeby Kenzie została chrzestną naszego dziecka. Oczywiście, jeśli chcesz, nie zmuszam.
— Oczywiście... Oczywiście, że chcę!— pisnęła podekscytowana Kenzie, przytulając raz Susan, a raz Madeline, wstając z kanapy, podbiegając do Nicky'ego i ze szczęścia rzucając mu się na plecy.
— Wasze piosenki nieźle umilają mi malowanie, masz niezły głos, chłopaku.— uśmiechnął się Jack, spoglądając na Tommy'ego.
— Dziękuję bardzo. Natomiast pańskie obrazy umilają pisanie tych piosenek.— powiedział ze śmiechem Tommy.
— Ała, dzięki, Kenzie.— powiedział Nicky, kiedy dziewczyna ścisnęła przypadkowo jego rękę, gdzie miał zrobiony tatuaż, który jeszcze się goił.— Najstarszą córkę już znasz, Jack.
— Oczywiście, cześć, Kenzie.— uśmiechnął się, siadając obok swojej dziewczyny.— I co? Zgodziła się?
— Jasne, nasze dziecko będzie miało wspaniałą chrzestną.— odpowiedziała z uśmiechem Susan, ściskając jego rękę.
— No, a to nasz najmłodszy.— powiedział ze śmiechem Nicky, patrząc na Masona, który schodząc po schodach, prawie się przewrócił, jak to on. Tommy usiadł na kanapie obok Madeline, a Kenzie wciąż była wtulona w Nicky'ego.
— Wspaniała rodzinka. Kenzie, będziemy na następnym występie z Milo.— oznajmiła Susan, popijając swoją kawę.
— Tak, będziemy. Jak traktuje cię Milo? Niezbyt go trawię...— wymamrotał Jack, biorąc głęboki oddech.
— Znacie się?— spytała zdziwiona Susan, spoglądając na Jacka.
— Cóż, dostałem zlecenie na namalowanie im portretu...— odpowiedział, zakładając ręce na krzyż.— Odmówiłem.
— Nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak bardzo nie lubicie Milo i jego rodziny.— prychnęła Kenzie, zakładając ręce na krzyż.
— Już ci tłumaczyliśmy, Kenzie. To nie są odpowiedni ludzie dla ciebie, więc nie rób scen.— szepnął Nicky w jej stronę.
— Dobrze wiesz, że i tak będę się z nim spotykać.— odszepnęła w jego stronę, a później znacznie się odsunęła, posyłając Susan i Jackowi uśmiech, wtulając się w matkę.
— Przepraszam za nią.— powiedział Nicky, delikatnie się zawstydzając.
— Daj spokój, Nicky.— odpowiedział Jack i machnął lekceważąco ręką.— W pełni to rozumiemy.
— Zakochała się po prostu w nieodpowiednim chłopaku.— westchnął Nicky, kiedy z Jackiem znów zaczęli przechadzać się po całym domu.
— Jako iż jestem młodszy, nie mogę się przemądrzać, uważam jednak, że Tommy byłby lepszym wyborem.— odpowiedział z uśmiechem Jack, idąc do ogrodu.
— Oj, nie chcę cię straszyć, ale kiedy urodzi ci się córka, nie pilnujesz jej, a wszystkich dookoła niej.— powiedział ze śmiechem Nicky.— Również uważam, że Tommy byłby lepszym wyborem, jednak Kenzie trzyma go na dystans.
— Kenzie, jako iż będziesz chrzestną, potrzebuję twojej pomocy.— zachichotała Susan, ściskając jej ręce.
— Tak? Jakiej?— spytała od razu Kenzie, unosząc wzrok i patrząc na Susan.
— Z brzuchem jak arbuz nie będę mogła chodzić na zakupy, a potrzebuję damskiej ręki.— powiedziała, chichocząc, pijąc kawę.
— Chętnie wybiorę się z tobą na zakupy i ci pomogę.— odpowiedziała z uśmiechem Kenzie.— Może pójdziesz z nami, mamo?
— No cóż, jeśli chcecie... Nie chcę się wtrącać...— odparła Madeline, bawiąc się swoimi palcami.
— Madeline, jeju, zapomniałam! Jak mi przykro...— odpowiedziała, łapiąc się za głowę.— Jestem taka głupia, że zaczęłam ten temat.
— Daj spokój, Susan. Nic takiego się nie stało. Nie mogę odbierać ci twojej radości...— odparła od razu Madeline, posyłając jej wymuszony uśmiech. Bolało ją rozmawianie o dzieciach i ciąży, po tym, co się stało, jednak zachowywała zimną krew i szeroko się uśmiechała, mimo iż w środku bardzo cierpiała.
— Jak się czujesz, Nicky? Wszystko w porządku?— Jack popatrzył na niego znacząco.
— Wszystko w jak najlepszym porządku.— odpowiedział Nicky, również patrząc na towarzysza, chociaż z nim nie do końca było wszystko w porządku. Również bolała go strata jego nienarodzonego dziecka.
— Cieszę się, dobra, dość tych smutków. Właśnie, zapomnieliśmy!— krzyknął Jack, wybiegając z domu, idąc do auta.
— No właśnie.— powiedziała Susan, chichocząc, a brunet wszedł z dużym koszykiem, do tego było kilka dużych balonów z helem, a ten był pełen słodkości, alkoholu oraz przepięknymi obrazami portretów Madeline, oraz Nicky'ego.— Gratulujemy nagród Grammy!
— Jeju, to przesłodkie...— powiedziała Madeline, kładąc rękę na ustach.— Naprawdę nie trzeba było... Ale dziękujemy wam.
Dodała, podchodząc do Susan i przytulając ją, a następnie podeszła do Jacka, również go ściskając.
— Obrazy jak zwykle cudowne.— powiedział Nicky, kiedy przeglądali zawartość koszyka.— Więc możemy tak poświętować.
Powiedział Nicky, kładąc na przeszklonym stole butelkę whisky, kiedy nastolatkowie poszli bawić się na dwór.
— Tak, zdecydowanie możemy.— uśmiechnął się Jack, siadając obok Nicky'ego.
— No cóż, Susan. Ja również nie piję, więc zrobię nam herbatę i pójdziemy usiąść do altanki, co ty na to?— spytała z uśmiechem Madeline, idąc do kuchni.
— Oczywiście, muszę iść do kosmetyczki... Za niedługo mam występ.— wymamrotała, siadając obok przyjaciółki w pięknej, białej altance.
— My ciągle koncertujemy... Czasem to trochę męczące, ale kocham to.— powiedziała ze śmiechem Madeline, pijąc herbatę.— Szczególnie z Nickym.
— Nie dziwię się, wasza miłość jest jak z bajki.— odpowiedziała Susan z uśmiechem, poprawiając długie włosy.
— Każdy tak mówi, choć ostatnio z Nickym dość często się kłóciliśmy...— westchnęła Madeline.
— Myślę, że kłótnie w małżeństwie są potrzebne. Wzmacniają więzi.— odpowiedziała, kładąc swoją rękę na jej dłoni.
— Wiem, też tak myślę.— odparła Madeline.— A jak z Jackiem?
— Dobrze, na razie jesteśmy fałszywym małżeństwem, jednak gdy wszystko się wytłumaczy, planujemy wziąć prawdziwy ślub.— odpowiedziała, popijając herbatę.
— Od razu uprzedzam, że będę chciała być druhną.— powiedziała ze śmiechem Madeline.
— Oczywiście, będziesz błyszczeć! Myślę, że nawet lepiej ode mnie będziesz wyglądać.— zaśmiała się, poprawiając na krześle.
— Na pewno nie będę. W dzień twojego ślubu to ty jesteś księżniczką.— odparła Madeline, patrząc na nią.
— Tak, ale moja druhna musi być równie piękna.— rzuciła z uśmiechem.
— No niech ci będzie.— odpowiedziała ze śmiechem.— No i masz, wiedziałam, że tak to się skończy.
Dodała Madeline, widząc, jak wszyscy nastolatkowie wskoczyli na raz do basenu.
— Widzę, że utarg macie z nowymi płytami, sam zamówiłem kilka.— odezwał się Jack, siedząc z Nickym na kanapie.
— Oj, tak. Miliony ludzi zamawiają płyty, ale z twoimi obrazami pewnie bardzo podobnie, co?— spytał, nalewając whisky do szklanek.— Słyszałem, że ostatnio jakiś miliarder kupił od ciebie obraz.
— Tak i w dodatku dostałem zlecenie na namalowanie jego całej ogromnej rodziny...— odpowiedział, biorąc głęboki oddech.— Zapłaci mi dwieście czterdzieści milionów z góry.
— Wow, nieźle. To zaraz będziesz bogatszy ode mnie.— odparł ze śmiechem.— Ile on ma dzieci?
— Ósemkę, ale daj spokój. Dużo mi do ciebie brakuje.— popatrzył na niego ze śmiechem.
— Niby tak, ale jesteś dziesięć lat młodszy niż ja. Ja to już jestem stary.— powiedział ze śmiechem.
— Cóż, a jak z Madeline? Słyszałem, że były ostatnio jakieś problemy...— odpowiedział, popijając whisky.
— Było dużo problemów, jednak staraliśmy się wszystko ukryć przed dziećmi... Ale teraz wszystko między nami jest już dobrze.— odpowiedział Nicky, patrząc na Jacka.
— Tak, dzieci to strasznie przeżywają.— odpowiedział, poprawiając włosy.— Jakaś nowa dziarka?
— Oj, wpadła.— odparł, zdejmując marynarkę i pokazując rękę z wydziaranym rękawem.— Bolało jak cholera, a na dodatek chciałem zrobić Madeline niespodziankę, więc musiałem ciągle w bluzach chodzić...
— Zaje... fajna.— dokończył ze śmiechem, przyglądając się tatuażowi.— Też myślałem, żeby się wydziarać. Gdzie chodzisz?
— Dzięki. Tym razem musiałem oddać się w ręce jakiegoś nieznanego mi tatuażysty, ale bardzo polecam ten salon kilka ulic stąd. Mogę wysłać ci adres.— powiedział, wysyłając mu adres na Messengerze.
— Jasne. Widzę, że kobiety i dzieciaki się rozkręciły.— zaśmiał się, spoglądając na przyjaciela.
— Ja ci dam, Kenzie.— zaśmiała się Susan, wzięła wąż ogrodowy, lejąc i goniąc Kenzie.
— O kurczaki!— pisnęła Kenzie i została ochlapana. Uciekała przed Susan, goniąc wokół całego domu.
— Oprócz Madeline.— westchnął Nicky, patrząc na żonę, która po prostu nie miała ochoty zostać ochlapana, dlatego siedziała w altance, ze śmiechem oglądając, jak Kenzie i Susan się gonią, a chłopcy nawzajem ochlapują.— Naprawdę się o nią martwię...
— Cóż, myślę, że dobra rozmowa przy masażu i winie bez dzieciaków zrobiłaby wam dobrze.— odpowiedział z uśmiechem, kładąc rękę na jego ramieniu.
— Nie mamy z nimi za bardzo co zrobić.— powiedział ze śmiechem Nicky.— A jak ich wywieziemy do moich rodziców, to znów będą narzekać.
— Nie, nie, nie, nie!— krzyczała ze śmiechem Susan, gdy została wrzucona do basenu przez nastolatków.— O jeju...
— Hej, uważajcie tam!— krzyknęła Madeline ze śmiechem w ich stronę, idąc po ręczniki.
— Susan! Bierzemy dzieciaki na weekend!— wykrzyczał Jack z uśmiechem, podchodząc do swojej ukochanej.
— Świetny pomysł, odpoczniecie sobie, a my się nimi zajmiemy.— powiedziała, wychodząc z basenu, wycierając się do jednego z ręczników.
— Naprawdę nie trzeba...— powiedziała Madeline od razu, każdemu z nastolatków podając ręcznik.
— Daj spokój, Madeline. To naprawdę dobry pomysł.— powiedział Nicky, puszczając jej oczko po kryjomu.
— Tak, przyda wam się przerwa od krzyków.— odpowiedziała z uśmiechem, patrząc na odchodzących nastolatków.— I nieco zabawy.— uśmiechnęła się znacząco, przytulając się do swojego wybranka.
— Dokładnie.— dodał z uśmiechem, przytulając swoją dziewczynę.
— W takim razie pójdę ich spakować. I przygotować stu stronicową instrukcję do każdego z nich.— powiedziała ze śmiechem Madeline, wracając do domu.
— Są naprawdę trudni.— szepnął w ich stronę Nicky.
— A wam się przyda chwila spokoju oraz odpoczynku.— stwierdził Jack, uśmiechając się.— Zawsze możecie na nas liczyć oraz mierzyć się z tym, że zawsze wam pomożemy.
— Jasne, właściwie to za niedługo mogę wziąć Kenzie ze sobą.— powiedziała Susan, przypominając sobie o dniu w pracy z dzieckiem.— Pokażę jej, jak działa modeling i będzie mogła nawet spróbować. Mogę użyczyć sobie dziecka?— zachichotała.
— Jasne, możesz.— odpowiedział ze śmiechem Nicky.— I dziękujemy. Jak wam już się dzidziuś urodzi, to również się nim zajmiemy. A w szczególności Kenzie pewnie będzie chętna.
— Zostaw mnie!— usłyszeli krzyk Kenzie, która uciekała przed Masonem, a zdyszana Madeline walnęła się na kanapę, wzdychając ciężko.
— Kochane dzieciaki.— powiedział Jack, uśmiechając się.— Jak chcecie jechać z nami, to się pakować musicie.— dodał, spoglądając na każdego z nich.
— Oczywiście.— odpowiedzieli jednocześnie nastolatkowie, idąc do swoich pokoi się spakować.
— Gościu, masz chyba jakieś super moce.— powiedział zszokowany Nicky.
— Teraz ci się tak wydaje, poza tym jestem „obcy”.— zaśmiał się Jack.
— Przy obcych zawsze grzeczni.— stwierdził Nicky.
— A jakby inaczej.— odpowiedział z uśmiechem, otwierając duży bagażnik, zaczynając pakować ich spakowane rzeczy.
— Idę do Madeline jej pomóc.— oznajmiła Susan i weszła po schodach, wchodząc do sypialni.— Mad, pomóc ci?
— Muszę tylko rozpisać Kenzie, jak ma używać kremów i żeli do twarzy, bo nie zapamięta. Ale zapraszam, możesz się pohuśtać.— powiedziała ze śmiechem Madeline, wskazując ręką na różowo białą huśtawkę podwieszaną pod sufitem.
— O, ale ładnie.— odpowiedziała, siadając na huśtawce, zaczynając się lekko bujać.— A jak u niej z miesiączką?
— Jak ona dostaje okresu, to Nicky zamyka się w garażu z garnkiem na głowie, tyle powiem.— powiedziała ze śmiechem Madeline.
— Rozumiem, Jack ostatnio z krzyżem stał.— odpowiedziała, chichocząc.— Madeline, na pewno wszystko w porządku? Wiem, że nie jesteśmy aż tak blisko, ale możesz mi wszystko odpowiedzieć…
— Jasne, że wszystko w porządku.— odpowiedziała Madeline, posyłając jej uspakajający uśmiech.— Po prostu chyba naprawdę jestem zmęczona byciem matką, ale przecież dzieci są dla mnie wszystkim. Ostatni okres był dla nas wszystkich ciężki.
— Rozumiem, chyba już czas na nas.— odpowiedziała, wychodząc z ich sypialni, idąc obok Kenzie.— Dobra, gotowi?
— Myślę, że są. Chodźmy już do samochodu.— odpowiedział Jack, idąc z nimi do samochodu, a Susan włożyła buty.
— Miłego weekendu i nocy. Możecie świrować.— zaśmiała się Susan, tuląc Madeline na pożegnanie.
— A dziękuję.— powiedziała ze śmiechem Madeline, przytulając Susan, a po chwili podeszła do każdego z nastolatków.— Macie być grzeczni i nie narobić nam obciachu, jasne? Kocham was. Bardzo mocno.
Dodała, całując każde czoło, a po chwili Jack, Susan, Kenzie, Mason i Tommy pojechali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top