💮 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟏𝟔 💮

💮

Następnego dnia Kenzie obudziła się w objęciach rodziców. Wczoraj Kenzie cały czas płakała, dlatego wszyscy zasnęli tak, jak się położyli. Mason również leżał z nimi, tuląc się do Madeline.

— Wyspałaś się, skarbie?— spytała Madeline, pocierając jej policzek swoim paznokciem.

— Nie.— odpowiedziała stanowczo.— Cholerny Rosen! Czemu Dawn nie mogła tego zmienić?!

— Bo Dawn nie mogła, kochanie. Nawet nie wiedziała.— powiedziała Madeline, wstając z łóżka i zakładając szlafrok. Kenzie wydostała się z objęć ojca, również wstając.

— Dobra, nieważne. I tak tego nie cofnę. Postaram się do niego dotrzeć.— powiedziała Kenzie, wzdychając.— Pomożesz mi się przygotować? Dzisiaj cały dzień musimy spędzić razem. Boję się.

— Absolutnie nie ma czego.— powiedziała cicho Madeline, wyprowadzając ją z sypialni, aby nie obudzić chłopaków.— I oczywiście, że ci pomogę. Chodźmy.

— Przecież ja się ze wstydu spalę...— powiedziała przestraszona, kiedy weszły do jej pokoju, zamykając się.

— Nie ma się czego wstydzić.— powiedziała Madeline, patrząc na nią. Posadziła ją na pufie przed jej podświetlaną toaletką.

— Jest. Wczoraj tylko skinęłam mu głową, a później uciekłam. I na dodatek mam taką twarz i figurę, bo się zebrały najgorsze geny od ciebie i taty. A nie, przepraszam, wy nie macie gorszych genów, bo jesteście idealni.— odpowiedziała, wywracając oczami, a Madeline westchnęła.

— Jesteś śliczna, kochanie. A jak komuś się to nie podoba, to już jego problem, ale nie wie, co traci. A ja i tata nie jesteśmy idealni.— odpowiedziała stanowczo, a Kenzie pokiwała głową, nie chcąc się z nią kłócić, bo uważała, że z tym pierwszym miała rację.

— O czym ja mam z nim rozmawiać?— spytała z cichym westchnięciem, a Madeline zachichotała.

— Pytanie brzmi, czy chcesz mieć go jako przyjaciela, czy jako chłopaka.— odpowiedziała, patrząc na nią znacząco, a Kenzie zagryzła wargę.

— Dobrze wiesz, jako kogo.— odparła po chwili, a Madeline pokiwała głową, głaszcząc ją po policzku.

— Bądź dla niego miła, śmiej się cicho z jego żartów, nawet, jeżeli są beznadziejne–

— Tak samo, jak ty się śmiejesz z „żartów” taty.— przerwała jej brunetka, chichocząc.— Dobra, co mam ubrać i co mówić?

— Nie warto planować sobie w głowie, co chcesz powiedzieć, skarbie. Mów wszystko, co leży ci na sercu, chociaż mogłabyś go nie wyzywać…— powiedziała Madeline, chichocząc, prostując jej włosy.— A rozmawiać możesz na przykład o tańcu, szkole, albo innym, jakimkolwiek hobby. Cokolwiek.

— Postaram się.— odpowiedziała Kenzie, uśmiechając się w lustrze sama do siebie. Kiedy Madeline skończyła ją stroić, Kenzie wyglądała przepięknie – miała ubraną białą, odkrywającą brzuch bluzę z tęczą na środku, obcisłe, jasne jeansy z przetarciami i podwiniętymi nogawkami, miała również czarny, skórzany pasek z ozdobnym, złotym serduszkiem. Włożyła również czarne buty z grubą podeszwą i wiązanymi sznurówkami. Włosy miała rozpuszczone i wyprostowane, delikatny makijaż składający się z fioletowych cieni do powiek, tuszu do rzęs i błyszczyka.

— Te ubrania są dobre na ciebie. Ja mam zbyt płaską dupę. Mam płasko dupie. I małe piersi.— powiedziała niezadowolona, oglądając się w lustrze.— Ogólnie jestem gruba.

— Będziesz gruba, jeśli nie przyjmiesz do wiadomości, że masz idealne ciało jak na twój wiek. Na dodatek masz świetny tyłek i piersi idealnego rozmiaru.— powiedziała, wzdychając i kręcąc głową.

— No dobra. Myślisz, że mu się spodobam?— spytała, patrząc na nią z uśmiechem.

— No oczywiście.— odpowiedziała i przytuliła ją, całując jej czoło.— Tylko się tam pojawisz i już jest twój.

— Miejmy taką nadzieję.— odpowiedziała, a po chwili oboje wyszły z pokoju, schodząc na dół do kuchni, gdzie już Nicky przyrządzał już śniadanie.

— Cześć, Nicky!— powiedziała Madeline z uśmiechem, podbiegając do męża i wieszając się na nim. Kenzie wybuchnęła głośnym śmiechem, siadając na blacie, a Nicky złapał Madeline, okręcając kilka razy wokół własnej osi.— Lubię cię tulić.

— Rozumiem.— powiedział Nicky, chichocząc, odstawiając ją na podłogę, a ta ucałowała kilka razy jego usta, przez co Kenzie się skrzywiła. Madeline ruszyła obudzić Masona, który wybierał się do kolegi.

— Cześć, tatku. Nie wiem, czy mnie zauważyłeś.— powiedziała Kenzie, podchodząc do niego i obejmując w pasie.

— Jak mógłbym nie?— spytał, oddając uścisk, całując jej czoło, a Kenzie wzruszyła ramionami, ciągle się do niego tuląc.— Jaka z ciebie ślicznotka...

— A dziękuję. Pewnie wiesz, że idę spotkać się z Milo...— odpowiedziała, wzdychając, biorąc kawałek ogórka z tacki do krojenia.— W ogóle nie mam ochoty.

— To też rozumiem, ale musisz się wyluzować i być sobą. I pamiętaj, że jeśli coś ci zrobi...— zaczął Nicky, czekając, aż córka dokończy.

— Uderzyć go z całej siły w klejnoty.

— Doskonale.— odpowiedział, przybijając z nią piątkę.— Siadaj do stołu, zaraz dam ci śniadanie, a później cię podwiozę.

— Jasne. Kocham cię.— powiedziała, wspinając się i całując jego policzek, a Nicky zachichotał.

Po śniadaniu Nicky, Kenzie i Mason poszli do samochodu. Najpierw zawiózł Masona do kolegi, skąd mieli iść na trening piłki nożnej, a później wrócić do jego domu. Następnie odwiózł Kenzie na spotkanie z Milo.

— Pamiętaj, kop w klejnoty.— powiedział, odwracając się w jej stronę, a uśmiech od razu wkradł się na jej twarz.

— Się wie. Dziękuję za podwózkę. Będę dzwonić.— powiedziała, całując jego policzek, Nicky tylko skinął głową, a ona wyszła, zabierając torebkę, idąc do kawiarni, gdzie spotykała się z Milo.

Nicky pojechał do domu, jednak najpierw zahaczył o sklep, aby kupić potrzebne jedzenie. Po wszystkim wrócił do domu.

— Już jestem, kochanie!— krzyknął, kiedy wszedł do domu, odkładając siatki, ściągając buty.

— Świetnie, już nie mogłam się doczekać, aż wrócisz.— powiedziała z szerokim uśmiechem, siedząc na kanapie w szlafroku, turbanie na włosach i maseczce na twarzy.

— O, widzę, że mini spa robisz.— powiedział, chichocząc, odnosząc siatki do kuchni, gdzie zaczął je rozpakowywać.

— Dokładnie. Potrzebowałam tego. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że nie pojechałam z tobą na zakupy.— powiedziała, ściągając maseczkę w płachcie i patrząc na niego.

— Jasne, że nie.— odpowiedział, wracając do salonu, gdzie usiadł obok niej na kanapie. Madeline wtuliła się w niego.

— Wiesz, skończył mi się okres.— szepnęła mu do ucha, wkładając rękę pod jego koszulkę, dotykając bardzo dobrze widocznych mięśni.

— Super, czekałem na to.— odpowiedział, łapiąc jej policzki w swoje dłonie, całując jej usta, a Madeline usiadła na nim okrakiem, pogłębiając pocałunek.

— Ja też, kochanie. Bardzo.— dodała pomiędzy pocałunkami, rozwiązując swój szlafrok od Victoria's Secret, a Nicky ściągnął go z jej ramion, jednak Madeline szybko zrzuciła go na podłogę. Siedziała teraz na nim w samej różowej, koronkowej bieliźnie, jednak jej duże piersi były doskonale widoczne. Nicky zagryzł wargę, patrząc na jej idealne ciało. Madeline zachichotała.

— Dobra, ściągaj to.— powiedziała z uśmiechem, całując jego szyję, ściągając koszulkę, ale po chwili odsunęła się, zszokowana, patrząc na jego ciało.— Co jest, do cholery?

— Cóż...— odpowiedział, drapiąc się po karku, a Madeline uśmiechnęła się pod nosem, widząc jego tatuaż. Były to trzy napisy: Madeline, Kenzie, Mason oraz ich daty urodzenia.

— Naprawdę wytatuowałeś sobie nasze imiona na klacie?— spytała, jakby nie dowierzając, jeżdżąc długim, różowym paznokciem po jego mięśniach.

— Jasne, bo chyba nie planujemy trzeciego dziecka, co?— spytał, chichocząc, a Madeline pokręciła przecząco głową, znów nachylając się i całując jego usta, łapiąc za policzki.

— Też sobie takie zrobię. Bo w końcu mam tylko jeden tatuaż, a życie jest jedno.— odpowiedziała, a Nicky uśmiechnął się, powalając ją kanapę, całując jej piersi, schodząc pocałunkami coraz niżej.

Tymczasem Kenzie czekała już na Milo w kawiarni, przeglądając coś na telefonie, widząc, że Madeline niedawno dodała instastory, na którym pokazuje swoje domowe spa. Co Kenzie by oddała, aby siedzieć teraz z nią...

— Przepraszam, długo czekasz?— spytał Milo, siadając naprzeciwko niej, aż Kenzie się wzdrygnęła, jednak po chwili schowała telefon.

— Nie, nie aż tak długo.— odpowiedziała, uśmiechając się w jego stronę.

— Świetnie, że jesteśmy razem w parze. Super tańczysz, widziałem i jestem pod wrażeniem.— powiedział z uśmiechem, a Kenzie się zarumieniła.

— Dziękuję. Ty na pewno równie dobrze tańczysz.— odpowiedziała, a Milo od razu pokręcił przecząco głową.

— Zdecydowanie nie. Może i nie jestem jakąś łamagą, ale najlepszy też nie jestem.— stwierdził, a Kenzie pokiwała głową, ciągle się uśmiechając.— Zamawiamy coś?

— Jasne.— odpowiedziała, a po chwili złożyli swoje zamówienie. Oczywiście Milo szybko schował rękę Kenzie, kiedy ta chciała zapłacić telefonem, płacąc za nią.— Słuchaj. Możemy zapomnieć o tej sytuacji z tym całym wpisem?

— O jakiej sytuacji?— spytał, chichocząc, od razu wczuwając się. Kenzie również zachichotała, pijąc truskawkowy koktajl przez słomkę.

— Widzę, że szybko łapiesz.— zauważyła, a Milo pokiwał głową, również pijąc swój koktajl.— Może opowiesz coś o sobie?

— No więc wiesz już, że nazywam się Milo Rosen, moi rodzice to aktorzy, znają się z twoimi. Interesuję się tenisem i to tyle w sumie. Teraz ty powiedz coś o sobie.— odpowiedział, uśmiechając się.

— Również już wiesz, że nazywam się Mackenzie Harper, ale nie cierpię, kiedy się tak do mnie mówi, dlatego wolę Kenzie lub Kenz. A moich rodziców zna cały świat, więc... No i uwielbiam tańczyć. Czasami też śpiewam.— opowiedziała, a Milo uśmiechnął się.

— Sławni rodzice to zło.— stwierdził, a Kenzie szybko pokiwała głową, przez co oboje wybuchnęli głośnym śmiechem. O dziwo świetnie się ze sobą dogadywali, co było widać gołym okiem, i miło spędzili ze sobą czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top