💰34💰
Podjechałem pod kościół szukając Iris. Jej długie nogi i czarna sukienka podkreślały jaka była piękna. Z trudem opanowałem flustracje gdy ujrzałem bruneta przy niej.
***
- pojawiłeś się! - krzyknęła uradowana Ola.
- to twój dzień, pięknie się prezentujesz - przytuliłem ją delikatnie.
- dziękuję, mimo że dałeś odpowiedź że będziesz no... Musiałam cię zobaczyć by być pewna. - za jej plecami pojawiła się Iris utkwiłem w nią spojrzeniem zapominając o Oli.
- powodzenia - puściła oczko.
- Część Kevin...
Nie odezwałem się, obok stał przystojny i pewnie porządniejszy oddemie mężczyzna.
- jestem Joyce - podał mi rękę którą niechętnie uścisnąłem.
- sam? - zapytała kłopotliwie.
- czekam na Ewę.
- blondynka, 28 lat? - spytał przez zaciśniętą szczękę Joy.
- znasz?
Mimo że pytanie było skierowane do niego Iris także nerwowo się zachowywała.
- za dobrze. Długo jesteście parą?
Bardzo chciałbym mu zrobić na złość ale intuicja podpowiadała bym odpuścił.
- nie jesteśmy, pracujemy razem nic nas nie łączy.
Jego nerwowośc momentalnie ustała. Ulżyło mu.
- a wy?
Joy popatrzyła na Iris, ona patrząc mi w oczy wypowiedziała słowa które zmienimy mój kontekst patrzenia na nowy rok.
- miłość na pokaz. Znasz to.
- nasza nie była...
- wiem Kevin i cholernie ciebie mi brakuje ale nie odbiorę dziecku ojca.
- no właśnie...
- ...Kevin skarbie! - za plecami wyrosła Ewa.
- teatrzyk skończony - zaśmiał się z ulgą Joy.
- nie rozumiem?
- twój facet nie jest z moją... Iris. - poinformowałem
- oh.
- Ewa mogę cię prosić na chwilę? - zapytał speszony.
- tak. Pewnie.
Gdy odeszli podałem Iris rękę.
- nie jestem księciem z bajki, nie proszę o wybaczenie dam ci czas.
Zaśmiała się co mnie bardzo zdziwiło. Chwyciła mnie za rękę ciągnąć w stronę kościoła.
- spóźnimy się a wtedy plan Oli nie wypali.
- jaki plan?
- oj nie udawaj że nie domyśliłeś się że ona to wymyśliła.
- teraz ma to sens.
***
Druga część wesela była radosna. Mimo dystansu które było między nami bawiliśmy się świetnie. To samo można powiedzieć o Joy i Ewie którzy najwyraźniej wrócili do siebie.
- spacer?
- jest prawie północ gdzie ty chcesz iść Kevin?
- plaża jest tutaj można posiedzieć , chyba że nie chcesz to zostaniemy - zapewniłem odrazu.
- nie. Chodźmy.
***
- muszę cię poinformować o dosyć ważnej rzeczy...
- mam się bać? - w jej oczach było tyle szczęścia że nie mogłem oderwać się od nich. Brakowało mi tego. Jej.
- Amelia spała z wieloma facetami w tamtym dniu.
- Nie psujmy sobie dnia Amelią.
- Anna nie jest moja - wyrzuciłem to z siebie.
Cisza trwała długo. Dziewczyna poszła w kierunku wody. Usiadła na brzegu kopiąc w piasku.
- Iris powiedz coś bo zaczynam się bać. - podeszłem do niej. Po chwili gdy ujrzałem co robi zamarłem. Pudełeczko które prawie rok temu wyrzuciłem właśnie było w ręce Iris pokryte piachem.
- cóż za skarb - zaśmiałem się nerwowo.
- znam je, jest twoje prawda?
- skąd wiesz?
- schowane w schowku w samochodzie. Nie byłeś dobry w ukrywaniu- zaśmiała się.
Po kilku długich minutach siedzenia w ciszy podniosła się oddając pudełko.
- robi się chłodno wracam do środka.
- zostanę chwilę. - dotknęła lekko mojego ramienia i odeszła.
Minęło 10 może 15 minut podrzucając w ręce pierścionek.
Może to nie przypadek?
Przez chwilę straciłem koncentrację upuszczając pudełko. Otwarło się.
Moje oczy zrobiły się szersze ze zdumienia a na ustach pojawił się dawno nie uczęszczany uśmiech.
Było puste...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top