💰31💰
Droga się dłużyła, to i może lepiej?
Nadal czułem odurzenie ale to nie był problem, wcale nie alkohol ograniczał mi widok, to łzy. Rozkleiłem się na oczach Iris. Ja pierdole,parodia.
- jak się nazywa?
- Ania.
- ładnie... - odwróciła wzrok.
- nie wiem co ci powiedzieć.
- to dobrze bo ja bym nie wiedziała co odpowiedzieć.
Zbliżaliśmy się na parking mieszkania Iris.
- wiem co zrobiłem. Chcę żebyś...
- ... Kevin przestań, proszę.
- Kocham cię - wyszeptałam gdy samochód stanął przed klatką.
- wiem - nachyliła się. Pocałunek był długi ale z dystansem.
- dziękuję ci za te wszystkie miesiące, na pewno się dogadacie z Anną.
Otworzyła drzwi z wahaniem.
- przepraszam za Toma.
Uśmiechnęła się smutno zamykając cicho drzwi.
To koniec.
Odprowadziłem Iris wzrokiem i odjechałem.
Przez całą drogę sytuacje nawet te które utraciłem pojawiały się przed oczami. Tyle lat minęło, tak pięknie się układało.
Zatrzymałem się na poboczu, sięgałem do schowka wyciągając małe pudełeczko.
Na rocznice miałem zadać jej ważne pytanie.
Wyszedłem z auta kierując się w stronę plaży.
Z trudem rzuciłem do błękitnego oceanu rzecz która miała być na palcu Iris.
Była 22:30. Opuściłem plaże dopiero nad ranem. Siedziałem i myślałem.
Co dalej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top